QAnon to społeczność, która w pewnym sensie przypomina grę – można poświęcić czas na szukanie spiskowych tropów w sieci. Powodów, dla których ludzie w to wchodzą, jest wiele, ale warto zwrócić uwagę na rozczarowanie współczesną Ameryką – mówi Will Sommer, autor książki „Uwierz w Plan. Skąd się wziął QAnon i jak namieszał w Ameryce”.
Dawid Krawczyk: Wśród wyborców Donalda Trumpa w 2016 roku byli tacy, którzy poszli do wyborów nie tylko, żeby wybrać prezydenta. Oni wspierali swojego wojownika, który miał zwyciężyć z międzynarodową pedofilską szajką, porywającą dzieci i drenującą ich krew. Wedle tej teorii spiskowej szajce miała przewodzić Hillary Clinton. W jaką teorię spiskową wierzą oni dzisiaj, kilka miesięcy przed kolejnymi wyborami?
Will Sommer: Od 2016 roku fundamenty spiskowego myślenia wiele się nie zmieniły. Większość teorii bazuje na założeniu, że świat kontroluje tajemnicza, złowroga i potężna grupa, która ma niecne cele, np. seksualne wykorzystywanie dzieci, wysysanie ich krwi, a dokładnie pozyskiwanie z niej adrenochromu, pochodnej adrenaliny, która ma zapewniać elitom młodość, nawet nieśmiertelność, czy zalewanie Ameryki imigrantami. W 2024 roku widać oczywiście sezonowe aktualizacje tych teorii, słyszeliśmy już, że „państwo w państwie”, czyli służby, miały ukartować zamach na Trumpa albo że tajemniczy wewnętrzny rząd zmusił Bidena do wycofania się z wyścigu.
czytaj także
Kiedy Trump walczył o prezydenturę z Hillary Clinton, królowała Pizzagate – teoria, wedle której wysoko postawieni członkowie Partii Demokratycznej, w tym Clinton, przetrzymywali porwane dzieci w pizzerii Comet Ping Pong w Waszyngtonie. W tym roku również o niej usłyszymy?
Raczej nie, ale istota tamtych oskarżeń – a mianowicie przekonanie, że demokraci to sataniści wykorzystujący dzieci, ciągle jest obecne w debacie publicznej.
Dlaczego tak wiele z tych teorii dotyczy pedofilii?
Bo to jest temat, który ludzi emocjonalnie angażuje, dużo bardziej niż prozaiczne problemy dnia codziennego. Wyobraź sobie, że chcesz zmobilizować wyborców, oferując im starania o niższe podatki albo wprowadzenie przepisów ograniczających emisję dwutlenku węgla. A teraz pomyśl, że mówisz im: „Słuchajcie, najpotężniejsi ludzie na świecie popełniają zbrodnie na bezbronnych dzieciach. Jeśli nie zaczniemy działać, to nikt ich nie powstrzyma”. Co zadziała bardziej mobilizująco? Zwolennicy tych teorii, skupieni często na forach internetowych, mówią o sobie, że są „cyfrowymi żołnierzami” albo Armią Boga. Dostają poczucie misji, ekscytację i przekonanie, że biorą udział w czymś ważnym. Już nie musisz wstępować do armii ani ryzykować życia, wystarczy, że podłączysz się do internetu i będziesz wrzucał posty o satanistycznych spiskach Partii Demokratycznej.
W trwającej kampanii wyborczej nie brakuje zwrotów akcji. Najbardziej nieoczekiwanym wydarzeniem był na razie zamach na Donalda Trumpa.
Samego zamachu rzeczywiście nikt się nie spodziewał, ale to, jak został wykorzystany, było już nietrudne do przewidzenia – od razu do klawiatur ruszyli zwolennicy Trumpa ze skłonnościami do spiskowego myślenia. Teorie tego typu zawsze powstają na gruncie jakiegoś trudnego do objęcia umysłem zdarzenia, czegoś po prostu dziwnego i nietypowego. Przykładem takich zdarzeń może być pandemia czy podejrzana śmierć Jeffreya Epsteina – amerykańskiego finansisty i stręczyciela, skazanego za wykorzystywanie seksualne nieletnich dziewcząt. Epstein, zmarły w 2019 roku w więzieniu, był znany z powiązań z najbardziej wpływowymi osobami na świecie, m.in. księciem Andrzejem, Billem Clintonem, Donaldem Trumpem.
Zamach na Trumpa dał prawicy (kolejny) pretekst do uderzenia w kobiety i „wokizm”
czytaj także
To, podobnie jak zamach na Trumpa, sytuacje, w których rzeczywiście istnieją pytania bez odpowiedzi. Jak to możliwe, że zamachowiec znalazł się tak blisko byłego prezydenta? Zwolennicy spisków nie są w stanie pogodzić się z niewiadomymi. Więc odpowiadają po swojemu: „To musiało być zaplanowane. Stoi za tym Joe Biden, bo przecież on i sataniści z Partii Demokratycznej skorzystaliby na tym najbardziej”.
A ty jak zareagowałeś na wieść, że kula świsnęła dosłownie milimetry od czaszki Trumpa?
Pamiętam, że jadłem wtedy kolację i spojrzałem na X. Pierwsze, co przyszło mi do głowy: to musi być fejk, pewnie ktoś wygenerował film z użyciem sztucznej inteligencji. Ale zacząłem scrollować i wszyscy mówili tylko o tym. Wtedy z kolei pomyślałem, że to zdarzenie nada ton całej kampanii, a Trump praktycznie może ogłaszać zwycięstwo. Teraz to już nie takie oczywiste. Do zamachu doszło kilka tygodni temu, od tego czasu minęła wieczność – demokraci wymienili kandydata na kandydatkę, wyścig do Białego Domu nabrał zupełnie innego tempa. Mamy tak burzliwy czas w amerykańskiej polityce, że nawet zamach był newsem, który ekscytował ludzi zaledwie kilka dni.
Republikanie bardzo starali się zbudować pozytywną mitologię wokół tego wydarzenia i utrzymać zdjęcia Trumpa z zaciśniętą pięścią jak najdłużej w obiegu medialnym. Nie jest to takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Fakt, że zamachowiec nie był jakimś fanatycznym zwolennikiem Bidena, im nie pomaga. Nie wiemy wiele o jego politycznych poglądach. Z drugiej strony, to idealny grunt dla wszystkich węszycieli spisków, gdyż mogą tę pustkę wypełnić na własną modłę. Ktoś znalazł w internecie informacje, że zamachowiec jako młody chłopak zagrał w reklamie jednej z wielkich firm z branży finansowej – droga od tego faktu do teorii, że to wtedy został zrekrutowany przez tę firmę i na jej zlecenie próbował zabić Trumpa, była krótka.
Hillary Clinton była bohaterką setek, jeśli nie tysięcy takich niestworzonych historii. Biden wedle wielu teorii od dawna nie żyje, a mężczyzna, którego widzimy w telewizji, to jego sobowtór. A Kamala Harris?
Na pewno nie ma jeszcze tak bogatego uniwersum spiskowego, które towarzyszyło Hillary Clinton. Harris ma być częścią tego samego satanistycznego kręgu rządzącego światem, ale jest raczej marionetką w rękach takich potężnych postaci jak George Soros czy Bill Gates. Jest w polityce znacznie krócej niż Clintonowie czy Biden, po prostu nie dostarczyła swoją dotychczasową karierą tyle paliwa co jej poprzednicy. Zresztą teorie spiskowe na temat Bidena osłabły w ostatnich latach. Głównym zarzutem wobec niego był jego podeszły wiek i słaba kondycja – a to akurat nie są niestworzone wymysły, tylko fakty widoczne gołym okiem.
Tajemnica litery Q: od 4chana do ataku opancerzoną ciężarówką
czytaj także
Donald Trump podważa pochodzenie etniczne Kamali Harris – na spotkaniu z czarnoskórymi dziennikarzami powiedział, że kandydatka demokratów dopiero od niedawna jest czarna, a wcześniej przyznawała się jedynie od indyjskich korzeni. Są też tacy, którzy podważają jej prawo do startu w wyborach, sugerując, że nie urodziła się w Stanach. Powtórka z rozrywki – takie same zarzuty stawiano Obamie.
Trump jeszcze na długo, zanim został prezydentem i zaangażował się w politykę, był najbardziej znanym promotorem teorii spiskowej podważającej miejsce urodzenia Obamy. Z tych oskarżeń wyrósł cały ruch, zwany Birther Movement – wiele osób twierdzi, że to właśnie na fali tego ruchu Trump zdecydował się kandydować w wyborach. I rzeczywiście, widzimy echa tej teorii, które mają teraz uderzyć w Kamalę Harris – z faktu, że jej rodzice nie mieli amerykańskiego obywatelstwa w chwili, kiedy się urodziła, zwolennicy Trumpa wyprowadzają wniosek, że nie jest Amerykanką i nie może kandydować. To kompletny nonsens, zupełnie niezgodny z konstytucją. Gdyby to była prawda, miliony Amerykanów nie byłyby de facto Amerykanami. Nie ma tutaj żadnych podstaw do zbudowania sensownego argumentu prawnego, ale to nie o niego chodzi. Podważanie jej pochodzenia to sposób, żeby zaszczepić wśród wyborców ideę, że Harris sama nie wie, kim jest, i zmienia sobie tożsamość etniczną pod publikę.
Inna popularna teoria spiskowa zakłada, że rządzą nami jaszczury z kosmosu, które posiadły sztukę wcielania się w różne ludzkie postaci. Czy tego typu przekonania mają realny wpływ na życie polityczne?
Całkiem duży. W amerykańskich mediach i wśród politycznego establishmentu długo panowało przekonanie, że skoro teorie spiskowe są tak absurdalne, to wierzą w nie jakieś marginalne grupki fanatyków i nie należy im poświęcać uwagi. Do tego dochodziła długa tradycja postrzegania obydwu stron sceny politycznej w jednakowy sposób, co łączy się z przekonaniem, że różnej maści szaleńcy są w jednym i drugim obozie.
Wszystko zmieniło się 6 stycznia 2021 roku, kiedy tłum zwolenników Trumpa dokonał szturmu na Kapitol. Wiele z osób, które wdarły się do budynku, należało do ruchu QAnon. Wcześniej jego przedstawiciele byli sądzeni za morderstwa, ale nawet wtedy bagatelizowano ich znaczenie.
W książce Uwierz w plan opisujesz, jak wyglądały wiece z udziałem członków QAnonu. Co to są właściwie za ludzie? W co oni wierzą?
QAnon to rozległa teoria spiskowa. Jej wyznawcy wierzą, że świat kontroluje tajemna grupa finansistów i bogaczy z Hollywood, Partii Demokratycznej, NATO i ONZ. Głównym celem ich egzystencji jest seksualne wykorzystywanie dzieci w satanistycznych rytuałach, podczas których upuszczają ich krew, a następnie piją ją, żeby żyć wiecznie. Wierzą również, że Donald Trump został zwerbowany przez elitę amerykańskiego wojska, która skłoniła go do wzięcia udziału w wyborach prezydenckich. Jego celem było zostać prezydentem, żeby w pewnym momencie aresztować członków tej tajemnej grupy i ukrócić ich działanie – to zdarzenie nazywa się w mitologii QAnon „Burzą”. Kiedy ten dzień nadejdzie, przedstawiciele złowrogich sił zostaną osadzeni w Guantanamo, a reszta z nas – to znaczy ci, którzy w Guantanamo nie wylądują – będzie mogła cieszyć się życiem w swoistej utopii. Nazwa QAnon wzięła się z tego, że zwolennicy tej teorii dostają wskazówki na forach internetowych od postaci o nieujawnionej tożsamości, która nazywa się Q – to ktoś, kto zaczął publikować swoje tajemnicze wpisy w 2017 roku. Członkowie QAnon są przekonani, że to ktoś blisko powiązany z Trumpem, a niektórzy podejrzewają, że on sam.
Relacjonowałeś szturm na Kapitol, będąc na miejscu, między ludźmi, którzy próbowali wedrzeć się do budynku. Cały świat oglądał wtedy sceny z Waszyngtonu. Miałeś poczucie satysfakcji, że wyszło na twoje? Te rzekomo marginalne grupy wyznawców absurdalnych teorii spiskowych okazały się rzeczywiście niebezpieczne.
Szczerze mówiąc, myślałem w dużej mierze o tym, jak zadbać o swoje bezpieczeństwo. Podobnie jak na innych wiecach skrajnej prawicy, miałem swoje typowe „przebranie” – ciemne okulary, czapkę z daszkiem, zapuszczoną brodę. Ale pisałem już wtedy o QAnon od jakiegoś czasu, dla wielu jego członków byłem wrogiem – niestety szybko zostałem rozpoznany w tłumie. Spodziewałem się, że pod Kapitolem odbędzie się protest, ale nie, że będzie to tłum aż tak żądny krwi.
Teorie spiskowe, dezinformacja i ksenofobia: skrajna prawica wobec koronawirusa
czytaj także
Myślałem też o tym, co nas do tego miejsca w historii doprowadziło. 6 stycznia był kulminacyjnym momentem dla wielu teorii spiskowych i prawicowych opowieści o amerykańskiej polityce, które zrodziły się w roku 2016, podczas pierwszej kampanii Trumpa. Wyznawcy QAnon liczyli, że w dniu inauguracji Bidena dojdzie do „Burzy”, a patriotyczny lud uwięzi i osądzi członków satanistycznej sekty rządzącej Ameryką. Walczyli tam na śmierć i życie. Jedna z kobiet, która straciła życie w walkach z policją, była silnie zaangażowana w QAnon.
Podczas szturmu na Kapitol QAnon odegrał istotną rolę, ale czy te niestworzone historie są obecne w codziennej debacie między poważnymi politykami?
Teorie spiskowe w amerykańskiej polityce przygotowują grunt pod różne strategie ataku, które są wykorzystywane przez najważniejszych polityków. Podam przykład. W kampanii, w której Trump konkurował z Clinton, zaczęły pojawiać się zarzuty wobec kandydatki demokratów, jakoby miała być pedofilką, morderczynią i szefową zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się handlem ludźmi. W jaki sposób Clinton mogłaby temu zaprzeczyć? Przecież nie zrobi spotu wyborczego, w którym ogłosi: „Drodzy rodacy, chciałam wam powiedzieć, że nie jestem pedofilką ani morderczynią”. Więc te teorie żyją własnym życiem, poza mainstreamem, ale w tradycyjnych mediach czy nawet podczas telewizyjnych debat republikańscy politycy puszczają oko do wyznawców takich teorii, np. rzucając zdanie w stylu: „a zresztą, wiadomo, co wy potraficie z dziećmi wyprawiać” – nie sposób za tak rozmyte oskarżenie pociągnąć kogoś do odpowiedzialności, ale efekt zostaje osiągnięty.
W amerykańskiej polityce naprawdę nie brakuje problemów, którymi powinni zajmować się politycy. Dostęp do broni, opieka zdrowotna, rosnące koszty życia to nie są wystarczająco ekscytujące tematy dla wyborców?
Na pewno nie tak jak QAnon. Chodzi o to poczucie sprawczości i porządku w życiu, w którym wiadomości, które do nas docierają, napawają przerażeniem. Spójrzmy na pandemię. Trudniej jest przyznać, że po prostu mamy do czynienia z chaotycznym biegiem zdarzeń, niż powiedzieć: „Oto tych kilka osób odpowiedzialnych jest za całe zło tego świata. Osądźmy George’a Sorosa i Billa Gatesa”. W amerykańskiej polityce, a w zasadzie w każdej rozwiniętej demokracji, bardzo trudno jest przeprowadzić jakąś realną zmianę. Do tego dochodzi polaryzacja, która praktycznie uniemożliwia współpracę między dwoma zwaśnionymi obozami.
czytaj także
Skoro nie jestem w stanie nic zmienić w polityce, to przynajmniej zawalczę o wielkie stawki, np. wojnę z globalnymi spiskiem?
Dokładnie tak działa ten tok myślenia. Ludzie wybierają takie polityczne batalie, w których chodzi o fundamentalne wartości, bo dają im one poczucie wspólnoty. QAnon to gotowa społeczność, która w pewnym sensie przypomina grę – można poświęcić czas na szukanie spiskowych tropów w sieci. Powodów, dla których ludzie w to wchodzą, jest wiele, ale moim zdaniem warto zwrócić uwagę na rozczarowanie współczesną Ameryką.
Wielu ludzi, z którymi rozmawiałem, wciągnęło się w QAnon, ponieważ mieli bardzo złe doświadczenia z systemem opieki zdrowotnej. Popadli w ogromne długi. Zaczęli się zastanawiać: „Dlaczego w zasadzie mamy te problemy? Zawsze wierzyłem, że Ameryka i kapitalizm są doskonałe”. QAnon oferuje proste wyjaśnienie: nasz kraj i w ogóle świat są w porządku, ale złowrogie elity przejęły władzę. Jeśli je obalimy, zapanuje utopia.
I kto w zasadzie w to wierzy? To są typowi wyborcy Trumpa – biali Amerykanie z klasy robotniczej snujący imperialne fantazje o „wielkiej Ameryce”?
Początkowo zwolennicy QAnon to rzeczywiście były głównie osoby uczestniczące w wiecach Trumpa – biali, przeważnie starsi mężczyźni, oddani widzowie Fox News, często ewangelicka prawica. Po kilku latach, szczególnie w czasie pandemii, sytuacja zaczęła się zmieniać. Popularność teorii spiskowych na TikToku i Instagramie przyczyniła się do poszerzenia bazy zwolenników QAnon. Dziś typowy elektorat Trumpa, o którym mówisz, nadal wspiera QAnon, ale ruch ten otworzył się także na młodych, osoby o innym kolorze skóry niż biały, a zwłaszcza na kobiety – stało się to możliwe dzięki kampanii Save the Children, która jest emocjonalnie poruszająca i deklaratywnie apolityczna, przez co przemawia do ludzi niezależnie od ich przynależności partyjnej.
A może QAnon to po prostu udany projekt Kremla, który miał namieszać w amerykańskiej polityce? Nie byłaby to ani pierwsza, ani pewnie ostatnia akcja dezinformacyjna zorganizowana przez FSB.
Wiemy, że rosyjskie konta w mediach społecznościowych wspierały i rozprzestrzeniały treści QAnon. Jednak wydaje mi się, że Amerykanie nie potrzebują Rosjan, by uwierzyć w teorie spiskowe. Może rzeczywiście Rosja gdzieś na marginesie tego ruchu zwerbowała do niego kilka osób, ale ogólnie nie podzielam tej skłonności amerykańskich liberałów do tłumaczenia wszystkich problemów politycznych, które przydarzają się nam w Stanach, działaniami Kremla.
Do kampanii prezydenckiej, w roli kandydata demokratów na wiceprezydenta, dołączył niedawno Tim Walz. Czy wyląduje na celowniku tropicieli spisków?
Z pewnością tak będzie. Kiedy Tim Waltz dołączył do wyścigu, już w ciągu pierwszej doby widziałem różne teorie, które sugerowały, że zmienił flagę stanu Minnesota, którego jest gubernatorem, żeby wyglądała jak flaga Somalii. Pojawiły się też niepotwierdzone niczym oskarżenia, że uwodzi dzieci, żeby okaleczać ich genitalia – typowe dla ruchu QAnon fantazje o pedofilskim spisku elit. Widać jednak, że Walz nie zamierza być dłużny i potrafi oddać – może nie na tych samych zasadach, ale na podobnych.
Co masz na myśli?
Słyszałeś pewnie o tej plotce, że J.D. Vance, republikański kandydat na wiceprezydenta, miał kopulować ze swoją kanapą.
Co miał robić?
Zaspokajać seksualnie, ocierając się o mebel w swoim domu. Ktoś wrzucił taki durnowaty wpis na portal X i dodał, że Vance opisał to w swojej autobiografii. To nieprawda, ale bynajmniej nie spowolniło to prędkości, z jaką ta osobliwa historia zaczęła rozprzestrzeniać się w sieci. Żartowali sobie z tego politycy, aż w końcu dotarło na szczyt amerykańskiej kampanii wyborczej. Otóż Walz w nieszczególnie zawoalowany sposób odniósł się do tego żartu podczas swojego pierwszego wystąpienia w roli kandydata na wiceprezydenta. Powiedział, że jest gotów stanąć do debaty z Vance’em o każdej porze dnia i nocy, a potem dodał, że o ile ten będzie w stanie wstać z kanapy. Tak wygląda teraz nasza kampania.
***
Will Sommer – amerykański dziennikarz na stałe współpracujący z „The Washington Post”. Absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Georgetown. Wcześniej publikował w „The Daily Beast”, „The Hill”, „The Goergetown Voice” oraz „Washington City Paper”. Autor książki reporterskiej Uwierz w Plan. Skąd się wziął QAnon i jak namieszał w Ameryce. W swojej pracy skupia się na analizie prawicowych mediów, zagadnieniach radykalizacji politycznej i prawicowych teoriach spiskowych w Stanach Zjednoczonych.