Świat

Ponura historia upadku Partii Republikańskiej

Nie ma żadnej spójnej filozofii państwa, którą kierowałaby się Partia Republikańska. Spaja ją tylko prawicowy ekstremizm, polityka lęku i nienawiści oraz czołobitność wobec miliarderów i korporacyjnych gigantów.

Partia Republikańska nie jest już zwykłym ugrupowaniem politycznym, nie kieruje się jedną nadrzędną filozofią. Stała się koalicją różnych grup interesu, z których każda ciągnie w swoją stronę. Jak to się stało i dokąd związany z tym kryzys rządów zawiedzie całe Stany Zjednoczone? Historia tej przemiany jest równie fascynująca, co ponura.

Zaczęło się od miliarderów. Oczywiście, w latach 50. ich majątki zamykały się w marnych setkach milionów, jednak biorąc pod uwagę ówczesną wartość dolara, już wtedy byli miliarderami. Oto jak o nich pisał prezydent Dwight D. Eisenhower w liście do swojego prawicowo nastawionego brata Edgara w 1954 roku, w połowie swojej kadencji:

„Jeśli jakakolwiek partia polityczna poważyłaby się znieść zabezpieczenia socjalne, ubezpieczenie na wypadek bezrobocia, wyeliminować prawo pracy oraz programy wsparcia dla rolnictwa, na kartach naszej politycznej historii wszelki słuch by o takiej partii zaginął. Istnieje, oczywiście, niewielki odłam, który uważa, że jest w stanie to uczynić. Wśród nich znajdziesz kilku naftowych milionerów z Teksasu i paru zabłąkanych polityków lub biznesmenów z innych działek. Jest ich garstka i cechuje ich głupota”.

Eisenhower nie spodziewał się jednak, że pięciu republikańskich sędziów zasiadających w Sądzie Najwyższym orzeknie kiedyś, że prowadzenie polityków na finansowym pasku przez miliarderów jest przejawem wolności słowa, a nie korupcji i przekupstwa. Gdyby dożył naszych czasów (zmarł w 1969 roku), byłby tym do głębi wstrząśnięty.

Obecnie radykalnie prawicowi miliarderzy mają wręcz niepomierny wpływ na Partię Republikańską. Właśnie pompują setki milionów dolarów w nadchodzące wybory, a każda polityczka i polityk z Partii Republikańskiej, jeśli chce zdobyć lub utrzymać polityczny stołek, musi kłaniać im się w pas i spełniać życzenia niskich podatków i braku uregulowań prawnych. Nadepniesz im na odcisk, i już jesteś do odstrzału w wewnątrzpartyjnych rozgrywkach.

Upojeni przemocą: Ameryka staje się faszystowską dystopią

Sami miliarderzy nie zbudują jednak partii politycznej i nie wygrają wyborów. Partia Republikańska zdecydowała się zatem sprzedać samą siebie. Stało się to możliwe w 1978 roku, gdy Sąd Najwyższy uznał (w sprawie First National Bank of Boston vs. Bellotti), że konstytucyjna wolność słowa przysługuje także korporacjom, a przekazywanie pieniędzy na kampanie polityczne jest niczym innym jak konstytucyjnie chronioną wypowiedzią. Republikanie zgromadzeni wokół Reagana stworzyli wtedy koalicję na tyle szeroką, by mogła wygrywać wybory. W skład tej koalicji weszli:

1. Biali rasiści z Południa. Tych Partia Republikańska miała już właściwie w kieszeni. W latach 60. grupa ta została wyodrębniona podczas kampanii Goldwatera i Nixona. W 1970 roku mechanizm ten tłumaczył w „New York Timesie” republikański strateg Kevin Phillips:

„Odtąd republikanie już nigdy nie zdobędą więcej niż 10 do 20 procent głosów czarnych, ale też więcej nie potrzebują. Im więcej czarnych zarejestruje się na południu jako wyborcy demokratów, tym prędzej obawiający się czarnych biali odejdą od demokratów i przejdą na stronę republikanów. Oto gdzie znajdą się głosy. Bez tego impulsu biali znów osunęliby się w stare wygodne układy z miejscowymi demokratami”.

2. Homofobi i mizogini. Przez całe lata 80. i 90. grupa ta była kokietowana przez prawicowych, siejących nienawiść prezenterów radiowych pokroju Rusha Limbaugha, którzy opowiadali o „feminazistkach” i o „skrytce na jaja”, do której klucz miała mieć Hillary Clinton. Tak wielu mężczyzn jest niepewnych własnej seksualności, że szerzenie nienawiści do kobiet i osób queerowych stało się popularnym zajęciem, zwłaszcza w obliczu prężnie rozwijających się w owym czasie ruchów domagających się poszanowania praw kobiet i osób homoseksualnych.

Człowiek, któremu zawdzięczamy „feminazistki”

3. Biali robotnicy z niższej klasy średniej. Było to wynikiem genialnego wykorzystywania znanych marek, za którym to pomysłem stał wówczas inny prawicowy spec od kampanii politycznych, Lee Atwater. W wyniku ideowego przejęcia szyldów NASCAR, NFL oraz muzyki country, które do lat 80. były ostoją demokratów, biali robotnicy zaczęli uważać, że w istocie bliżej jest im do republikanów.

4. Biali z wyższej klasy średniej. Jak na ironię, mimo że tej grupie najbardziej dały się we znaki podatkowe pomysły republikanów, jej przedstawiciele pozostają im wierni przy urnach wyborczych. Podczas gdy miliarderzy płacą podatek dochodowy w wysokości jedynie 3 proc., a to z powodu luk prawnych, które wcisnęli w przepisy opłaceni przez nich republikanie, to już na przykład chirurdzy, zarabiający kilkaset tysięcy dolarów rocznie, często płacą podatki 50-procentowe lub wyższe. Co oczywiście sprawia, że stają się jeszcze bardziej podatni na powtarzane przez republikanów hasło cięcia podatków, i to pomimo że zazwyczaj takie obniżki jedynie w minimalnym stopniu dotyczą tej grupy zawodowej.

5. Zwolennicy autorytarnych rządów. Grupa ta rozrosła się od czasu zwycięstwa Trumpa w 2016 roku. To osoby otwarcie sceptyczne wobec demokracji, pragnące, aby stery rządów objął ktoś na kształt ojca, kto ich poprowadzi i powie, co mają myśleć, co robić i jak głosować. To spośród nich wywodzi się większość puczystów, którzy 6 stycznia 2021 roku dokonali szturmu na Kapitol (choć grupa ta w dużej mierze pokrywa się z rasistami); to oni także gotowi są pójść za kolejnym autorytarnym przywódcą, następcą Trumpa.

A mogli zabić. Nowe fakty o szturmie na Kapitol

Jako że Partia Republikańska – poza nienawiścią, lękiem i czołobitnością wobec miliarderów i korporacyjnych gigantów – nie ma żadnej jednoczącej jej członków filozofii, politycy, którzy stanowią jej klasę rządzącą, są podobnie niespójni. W latach 80. taką jednoczącą filozofię stanowił neoliberalizm. Prezydent Reagan wbudował go w system, który nadal kieruje większością politycznych i gospodarczych struktur w Stanach Zjednoczonych, dyktując jednocześnie większość nowych decyzji Sądu Najwyższego.

Jednak większości wyborców nie jest po drodze z systemem, który wymusza przenoszenie miejsc pracy za granicę, wprowadzanie ogromnych ulg podatkowych dla najbogatszych, prywatyzację zadań aparatu państwowego oraz demontaż siatki bezpieczeństwa socjalnego.

To sprawia, że Partii Republikańskiej brak teraz jasno wytyczonych celów. Ich ciągłe ukłony w stronę rasistów i homofobów – w tym próby zakazywania nauczania historii Ameryki i wycofywania podręczników – pozwoliły republikańskim politykom wygrywać prawybory, pozbawiły ich jednak głosów wyborców lepiej wykształconych i lepiej zarabiających.

Podobnie rzecz się miała z poparciem republikanów dla katolickiej doktryny zakazującej aborcji, które wiele głosujących dotąd na republikanów kobiet skłoniło do zmiany preferencji politycznych, nie przysporzyło jednakże animuszu ani nie zwiększyło liczby wyborców z marginalnych grup, fanatycznie wręcz podchodzących do tej kwestii.

W efekcie poza propozycją, aby w ciągu pięciu lat zlikwidować systemy zabezpieczeń społecznych (Social Security) i zdrowotnych (Medicare), i poza nawoływaniami do kolejnych obniżek podatków politycy Partii Republikańskiej zasiadający w urzędach stanowych i federalnych rządowej mogą jedynie nie zgadzać się z propozycjami demokratów, jakie by one nie były.

Republikanie zdążyli tak bardzo przywiązać się do stawiania oporu wobec wszystkich projektów zgłaszanych przez demokratów, że dosłownie poprowadzili na śmierć setki tysięcy swoich własnych wyborców, ośmieszając noszenie masek i zniechęcając do szczepień podczas najpoważniejszej od ponad stu lat pandemii.

Prawica wyzwala Amerykę

Brak jasno sprecyzowanych ideologicznych podstaw Partii Republikańskiej dał pole do popisu dla drapieżnych oszustów (takich jak Mehmet Oz, Matt Gaetz, Rick Scott), osób szukających rozgłosu i mających parcie na szkło (Marjorie Taylor Greene, Lauren Boebert, Ted Cruz) oraz dla autokratów pokroju Putina (Blake Masters, Doug Mastriano, Ron DeSantis). Donald Trump, należący do wszystkich powyższych kategorii, oczywiście był w Partii Republikańskiej „królem złodziei”. Ci, którzy chcieliby zająć jego miejsce, właśnie orientują się, jak trudno mu w tym dorównać, przez co wyborcy republikanów jeszcze bardziej wystawieni są na pastwę każdej z trzech powyższych partyjnych frakcji.

Trump ma teraz kłopoty i w tym roku nie znajdzie się na listach wyborczych, w związku z czym niecierpiący demokracji autokraci w ramach ugrupowania proponują wszystkim pozostałym prosty przepis na utrzymanie majątków, sławy i władzy: trzeba sfałszować wybory.

Jeszcze kilka dziesięcioleci temu taki pomysł byłby świętokradztwem nawet wśród republikanów, obecnie jednak resztki tej partii przyjmują go bez szemrania.

Kiedy w 2018 roku Sąd Najwyższy zalegalizował wykreślanie pewnych grup z list wyborców, każdy z kontrolowanych przez republikanów stanów ochoczo przystąpił do dzieła.

Nie mamy pana na liście i co nam pan zrobi? Jak się odbiera prawo wyborcze w USA

Według szacunków od 3 do 15 milionów wyborców głosujących na demokratów nie znajdzie się na listach osób uprawnionych do głosowania. Czystka szczególnie mocno uderzy w osoby popierające demokratów w Teksasie, Georgii, Ohio i Arizonie.

Od dziesięcioleci demokraci starają się, aby na listach uprawnionych do głosowania znalazło się jak najwięcej osób, natomiast republikanie bez żadnych konsekwencji wyborców z tych list wycinają. Jeśli odrzuciło się demokrację w sprawowaniu rządów, takie manipulacje są kuszące i łatwo je uzasadnić.

Do czego zatem doprowadzi to wszystko Partię Republikańską i Stany Zjednoczone? Według niektórych obecne Stany bardzo przypominają Włochy z 1929 roku lub Niemcy z roku 1934. Zarówno jednak Mussoliniemu, jak i Hitlerowi przyświecała jasno określona filozofia. Obaj przywódcy zjednoczyli swoje kraje wokół pewnego toksycznego rodzaju nacjonalizmu. Analogia jest jednak mocno niedoskonała.

Republikanie w poszukiwaniu duszy. Fenomen Marjorie Taylor Greene

Obaj autokraci w swoich państwach rozszerzyli zakres zabezpieczeń społecznych (w tym zapewniając bezpłatne studia i opiekę zdrowotną), zainicjowali także ogromne projekty robót publicznych, takich jak budowa niemieckich autostrad czy niesławne doregulowanie punktualności włoskich kolei. W 1938 roku Hitler już po raz drugi znalazł się na okładce czasopisma „TIME” i cieszył się prawdopodobnie największym w historii Niemiec poparciem. Poplecznicy Mussoliniego byli podobnie fanatycznie mu oddani.

Żadnemu z nich w głowie by nie postało, żeby znosić umizgi członków ich własnych partii do przywódców państw trzecich, tak jak uczyniło to niedawno 57 zasiadających w Izbie Reprezentantów i 11 zasiadających w Senacie republikanów, którzy otwarcie opowiedzieli się przeciwko pomocy dla Ukrainy, zamiast tego przyznając rację Władimirowi Putinowi.

Rzeczywistość wygląda tak, że obecna Partia Republikańska, porzuciwszy zalecane przez Eisenhowera „umiarkowanie” i uzależniwszy swoje poparcie od szerzenia nienawiści i lęków, pogrążona jest w kryzysie. Być może trudno w to uwierzyć w chwili, gdy partia ta znalazła się o włos od przejęcia władzy, która pozwoliłaby jej na zniszczenie amerykańskiej demokracji, ale taka jest prawda.

Stanley: Bardziej niż ustroje faszystowskie interesuje mnie faszystowska kultura

Jeśli w listopadowych wyborach do Kongresu demokraci skoszą republikanów, czy Partia Republikańska się zreformuje? Czy też zostanie zlepkiem resztek?

A może, tak jak w przypadku nazistów, którym na początku lat 30. nie poszło w wyborach, gdy część głosów odebrali im socjaliści i komuniści, bigoci i zwolennicy autorytarnych rządów zaczną teraz wieść prym w szeregach wyborców głosujących na republikanów, powodując wyłonienie się jeszcze bardziej faszystowskiej Partii Republikańskiej?

Nie sposób tego przewidzieć. Jednak świadomość tego, gdzie się znaleźliśmy oraz jak do tego doszło, na pewno sprawi, że nieco pewniej będziemy poruszać się po stojącej pod znakiem zapytania przyszłości.

**
Thom Hartmann jest komentatorem radiowym i telewizyjnym. Opublikował ponad 20 książek, w tym Unequal Protection: The Rise of Corporate Dominance and the Theft of Human Rights (nagroda Project Censored, 2004) oraz The Last Hours of Ancient Sunlight, na bazie której w 2016 roku powstał film dokumentalny Before the Flood. Na Twitterze: @thom_hartmann

Artykuł opublikowany w magazynie Common Dreams na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij