W atmosferze ogromnego rozczarowania całą sceną polityczną i przy rekordowo małej frekwencji wybory parlamentarne we Włoszech wygrała prawicowa koalicja z ultranacjonalistami na czele. Jest to zła wiadomość dla migrantów, osób LGBT oraz mniejszości. Problem ma też Unia Europejska i potencjalnie Ukraina. W rządzie znajdą się bowiem sojusznicy Putina.
To była wyjątkowo niestabilna (nawet jak na Włochy) kadencja parlamentu. Trzy różne koalicje rządowe i wiele kryzysów politycznych, z których ostatni doprowadził do zeszłotygodniowych przedterminowych wyborów. Do tego oczywiście dochodzą zawirowania międzynarodowe, z pandemią COVID-19 i wojną w Ukrainie na czele. Włosi chwytali się różnych kół ratunkowych, ale nawet Super Mario sobie z tym bałaganem nie poradził.
Prowadzony przez Mario Draghiego rząd jedności narodowej upadł w lipcu. Być może było to nieuniknione. Koalicja składała się ze wszystkich głównych partii, a każda z nich miała odmienną wizję prowadzenia kraju. Najwięcej na klęsce Draghiego zyskali jednak skrajnie prawicowi Bracia Włosi (Fratelli d’Italia, FdI), którzy jako jedyni pozostawali niezmiennie w opozycji przez całą kadencję. W nadchodzącej wejdą do nowego rządu, i to od razu ze stanowiskiem premiera w garści.
czytaj także
Zwycięski triumwirat prawicy
Potwierdziły się przedwyborcze prognozy, które zapowiadały zdecydowane zwycięstwo koalicji prawicowej: zdobyła ona blisko 44 proc. głosów, co przełoży się aż na 237 miejsc w liczącej 400 miejsc Izbie Deputowanych.
Taka liczba mandatów wynika w dużej mierze z mieszanej ordynacji wyborczej – w 121 ze 146 okręgów jednomandatowych prawica pokonała podzielonych rywali. Koalicja centrolewicowa zdobyła ogółem 26 proc. głosów, Ruch 5 Gwiazd 15 proc., a liberałowie 8 proc.
Największymi zwycięzcami są zdecydowanie Bracia Włosi, którzy otrzymali więcej poparcia niż ich koalicyjni sojusznicy razem wzięci.
To oznacza, że na czele nowego rządu prawdopodobnie stanie Giorgia Meloni, przywódczyni FdI, a jej partnerami będą Salvini oraz Berlusconi. W ten sposób powstanie najbardziej prawicowy rząd w historii Republiki Włoskiej, a europejski establishment swoje nadzieje musi pokładać w (o zgrozo) Silvio Berlusconim.
Przypomnijmy, że weteran włoskiej polityki sam rozpoczął karierę jako populistyczny magnat medialny, który chętnie współpracował z nacjonalistycznymi radykałami. Berlusconi zerwał z antyfaszystowskim etosem powojennych Włoch, przesunął scenę polityczną w prawo, a także przetarł ścieżkę Trumpom i innym Orbánom.
Obecnie lider Forza Italia jest najbardziej umiarkowanym (a jednocześnie najsłabszym) członkiem triumwiratu, który wkrótce będzie rządził Włochami. Obok niego zasiądzie dobrze znany z prorosyjskich sympatii Matteo Salvini i przede wszystkim Giorgia Meloni, przywódczyni zwycięskiej FdI. Była ministra w rządzie Berlusconiego zostanie pierwszą premierką w historii Włoch, ale trudno to uznać za zwycięstwo progresywnych wartości, jeśli popatrzy się na zaplecze polityczne Meloni.
Bracia Włosi uznają się za kontynuatorów MSI (Movimento Sociale Italiano) i mają nawet we własnym logo symbol tej partii, czyli trójkolorowy płomień. Dla neofaszystów z MSI, założonego w miejsce zdelegalizowanego ugrupowania Mussoliniego, miał on reprezentować wierność ideom Duce.
czytaj także
W powojennych Włoszech inne partie poddawały skrajną prawicę ostracyzmowi, odmawiając wszelkiej współpracy z pogrobowcami Mussoliniego i uznając ich poglądy za sprzeczne z ideami Republiki. Teraz jednak spadkobiercy MSI triumfalnie sięgają po władzę. Jakie mają cele?
Włochy bez imigrantów, bez „lobby LGBT” i bez świnki Peppy
Swego czasu Liga Salviniego wypromowała się dzięki postulatom antyimigranckim, a Bracia Włosi mają w tej kwestii podobny program. Meloni mówi o „blokadzie morskiej” i nieprzepuszczeniu ani jednej łodzi z migrantami do Włoch. Grozi też deportacją setkom tysięcy mieszkańców Włoch o nieuregulowanym statusie. Jak można się domyślić, ze szczególną wrogością jako rzekomy wróg cywilizacyjny spotykają się muzułmanie, ale Romowie i czarni także są obiektami ataków.
Na ksenofobii się nie kończy – liderka FdI obiecuje obronę rodziny i religii, a głównymi zagrożeniami dla nich są jej zdaniem lobby LGBT oraz poprawność polityczna. Ostatnio gniew włoskiej prawicy zwrócił się przeciwko bajce dla dzieci, ponieważ pojawiła się w niej jednopłciowa para misiów. Brzmi absurdalnie, ale włoskiej społeczności LGBT nie jest do śmiechu. Podobnie jak wielu kobietom, których prawo do aborcji stanie pod znakiem zapytania.
Aborcja we Włoszech nie działa. Nadchodzi prawicowa kontrrewolucja
czytaj także
Bracia Włosi proponują więc reakcyjne podejście do spraw obyczajowych, ale Meloni usiłuje to przedstawić jako zwykły, broniący chrześcijańskich wartości konserwatyzm. Robi to w sposób skuteczny, z jednej strony przyciągając umiarkowanie prawicowych wyborców, a z drugiej nie zrażając tych bardziej radykalnych.
Na użytek tych ostatnich przywódczyni FdI czasem daje wyraz nostalgii do Mussoliniego lub powojennej MSI, ale zwykle twierdzi, że faszyzm politycznie nie istnieje, a już na pewno nie w jej partii. Przeczą temu wybryki niektórych działaczy, którym zdarza się wykonać salut rzymski lub pochwalić Hitlera. Są to pojedyncze przypadki, ale pokazują one bliskość partii Meloni do radykałów, mimo złagodzenia postulatów programowych.
Strzeżcie się dewiacji, czyli Bracia Włosi kontra Świnka Peppa
czytaj także
Europę czeka trudna kadencja
Jeszcze nie tak dawno Bracia Włosi i Liga Salviniego mówili o opuszczeniu Unii Europejskiej lub strefy euro. Obecnie tego nie postulują, ale w Brukseli wciąż mają powody do zmartwień. Meloni podczas kampanii zapowiedziała walkę z unijnymi biurokratami oraz bardziej niezależną politykę Włoch. Polski rząd zyska więc sojusznika popierającego ideę „Europy ojczyzn”.
Zwycięstwo prawicy może być również niepokojące w kontekście wojny w Ukrainie. Partia Salviniego otrzymywała w przeszłości finansowanie z Kremla, a Berlusconi wypalił niedawno, że celem Putina było „zastąpienie rządu Zełenskiego dobrymi ludźmi”.
Sama Meloni surowo potępiła inwazję i zdecydowanie popiera Ukrainę w wojnie z Rosją, ale jest to raczej efekt wyrachowania politycznego. W 2018 gratulowała Putinowi reelekcji na urząd prezydenta, a zaledwie rok temu nazwała go „obrońcą europejskich wartości i tożsamości chrześcijańskiej”. Popierała też rosyjskie pseudoreferendum na okupowanym przez Rosję Krymie w 2014 roku.
Okoliczności skłoniły ją do zmiany narracji, jednak ani partnerzy Meloni, ani jej wypowiedzi z przeszłości nie napawają optymizmem. W najlepszym scenariuszu będziemy świadkami podobnej sytuacji co za rządów Draghiego – Włochy będą prowadzić proukraińską politykę, ale sabotowaną przez część własnej koalicji rządowej.
W najgorszym? Meloni wejdzie w konflikt z Brukselą i zacznie szukać sposobów na ominięcie sankcji wymierzonych w Rosję, jeśli będą one bolesne dla Włoch.
Dla opozycji najważniejsze będzie pokonanie „partii niegłosujących”
Często w dyskusjach wokół włoskich wyborów pomija się największą grupę wyborców: tych niegłosujących.
Absencja wyborcza wyniosła w tym roku 36 proc., podczas gdy Bracia Włosi zdobyli poparcie niecałych 17 proc. uprawnionych do głosowania. Cała prawicowa koalicja otrzymała ok. 12 milionów głosów, niewiele więcej niż w poprzednich wyborach.
Większość parlamentarną Meloni, Salvini i Berlusconi zawdzięczają więc nie tyle przekonaniu nowych wyborców, ile rozczarowaniu Włochów innymi ugrupowaniami oraz ogólnie sceną polityczną. Poziom zaufania obywateli do instytucji demokratycznych jest rekordowo niski, a to przekłada się na frekwencję.
Jeszcze kilkanaście lat temu ponad 80 proc. Włochów regularnie chodziło do urn, w zeszłym tygodniu zrobiło to mniej niż 64 proc. z nich. Co więcej, absencja jest szczególnie widoczna wśród biedniejszych warstw społecznych. W centrum Mediolanu frekwencja wynosiła 20 punktów procentowych więcej niż w niektórych dzielnicach Neapolu lub Palermo.
To wzmacnia prawicę, a jednocześnie pokazuje porażkę lewicy, której tradycyjny elektorat ludowy w dużej części wolał zostać w domu, nie czując się reprezentowanym przez żadną partię. Przyczyn jest tutaj przynajmniej kilka: na pewno nie pomogło wspieranie w ostatnich latach kolejnych bankierów przewodzących „technokratycznym” rządom, ale już wcześniej centrolewicowe koalicje zawodziły nadzieje wyborców, gdy dochodziły do władzy. Unikały ambitniejszych reform, które mogłyby wyrwać Włochy z marazmu.
Wątpliwe jest, żeby prawicowa koalicja zdołała rozwiązać trapiące kraj problemy społeczne, skoro najważniejsza jest dla niej walka z wyimaginowanymi zagrożeniami w rodzaju „lobby LGBT”. To stworzy opozycji szansę na zwycięstwo w następnych wyborach, ale żeby ją wykorzystać, musi się ona wymyślić na nowo i przekonać rzeszę dawnych wyborców, że ma do zaoferowania coś więcej niż powrót technokratów.