– Jeśli kandydat zjednoczonej opozycji Péter Márki-Zay wygra, to dopiero przywrócimy na Węgrzech politykę – mówi nam András Jámbor, kandydat progresywnego węgierskiego ruchu Szikra (Iskra).
Nacjonalistyczny premier Viktor Orbán i jego partia Fidesz są już u władzy dwanaście lat, ale po raz pierwszy zmierzą się ze zjednoczoną koalicją wszystkich najważniejszy partii opozycyjnych na Węgrzech. W wyborach parlamentarnych, które odbędą się w niedzielę 3 kwietnia, przeciwnikiem Orbána będzie szeroka koalicja pod przewodnictwem Pétera Márki-Zaya, konserwatysty i burmistrza Hódmezővásárhely.
Niewielką przewagę w sondażach utrzymuje rządzący Fidesz, ale kluczowa będzie mobilizacja wyborców w ostatnich dniach i pozyskanie głosów około pół miliona niezdecydowanych wyborców w kraju liczącym 9,7 mln osób.
czytaj także
Problem w tym, że nie jest to gra fair. Węgry nie są liberalną demokracją. Wszystkie reguły gry, instytucje i zasoby państwa są upartyjnione i ustawione pod zwycięstwo miękkiego, neoautorytarnego reżimu Orbána.
W skład opozycyjnej koalicji wchodzi również lewicowy ruch Szikra (Jiskra). Rozmawialiśmy z jej kandydatem Andrásem Jamborem, byłym dziennikarzem, aktywistą i pracownikiem organizacji pozarządowych.
Sławek Blich: Znamy się z czasów, kiedy prowadziłeś lewicowe pismo polityczne Merce.hu – węgierskiego partnera wyszehradzkiej progresywnej sieci medialnej z czeskim Denikem Alarm i Krytyką Polityczną. Po co ci ta polityka?
András Jámbor: Uzmysłowiłem sobie, że prawdziwa zmiana na Węgrzech jest możliwa tylko poprzez politykę. I że my naprawdę nie możemy już sobie pozwolić na dalsze cztery lata z Fideszem i autorytarnym reżimem Viktora Orbána. Ale nadal wierzę i walczę o te same sprawy, o które walczyłem, kiedy byłem redaktorem Merce: sprawiedliwe mieszkania dla wszystkich, prawa pracownicze, finansowanie regionów. Teraz używam innych narzędzi, ale to wszystko są sprawy, którymi chcę się zająć w węgierskim parlamencie.
„Posłuchaj, Wiktorze” – mówił prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w wystąpieniu do przywódców zgromadzonych na Radzie Europejskiej w Brukseli, krytykując Orbána. „Zdecyduj, po której jesteś stronie”. Z kim właściwie trzyma Orbán?
Przyjrzyjmy się po prostu konkretom, na przykład temu, jak Orbán uzależnił Węgry od dostaw rosyjskiej energii. To, co zrobił, jest jednocześnie zupełnym przeciwieństwem tego, co wielokrotnie publicznie obiecywał i deklarował.
Paks II, nowa elektrownia jądrowa będąca sztandarowym projektem rządu Fideszu, jest budowana we współpracy z rosyjskim Rosatomem. Całość opiera się na rosyjskich standardach, licencji i rosyjskiej technologii, która nie jest kompatybilna z żadną inną technologią ani standardami zachodnimi.
Czyli tylko w Rosji będą części zamienne i tylko Rosjanie będą tak naprawdę wiedzieli, jak to w ogóle działa?
Mniej więcej. Projekt Paks II jest naprawdę szkodliwy i musimy go natychmiast zatrzymać. I nie wpłynie to wcale źle na nasze bezpieczeństwo energetyczne, jak straszą rządzący. Wręcz przeciwnie – sam projekt może okazać się katastrofalny ze względu na zależność od rosyjskiej technologii i Rosatomu.
Orbán usilnie stara się uchodzić za buntownika, kreuje wizerunek niezależnego przywódcy. Prawda jest jednak taka, że jego władza opiera się na wyprzedaży: węgierskiej siły roboczej na Zachód, a węgierskiej suwerenności na Wschód.
Antyliberalna i antyeuropejska retoryka Orbána popchnęła Węgry do fundamentalnej zmiany w stosunkach zagranicznych w kierunku przymierza z niedemokratycznymi, niezachodnimi państwami. Umknęło mi, że on wyprzedaje się Zachodowi.
To prawda, Orbán jest antyliberalny w kwestii praw człowieka, ale zapomina się, że jest też antylewicowy w kwestii praw pracowniczych. Jeśli chodzi o wolny rynek i globalny kapitał, to jego zasady są już w ogóle nieprzejrzyste. Orbán powtarza rzeczy w stylu: „tylko ja potrafię powstrzymać Brukselę” albo „walczyć z obcymi interesami” – ale jakoś zawsze na końcu zawiera układy, które stawiają go w korzystnej sytuacji.
Czeska minister obrony Jana Černochová na Twitterze: „Zawsze popierałam V4 i jest mi bardzo przykro, że tania rosyjska ropa jest teraz ważniejsza dla węgierskich polityków niż ukraińska krew”. Polska i Czechy wycofały się z udziału w nadchodzącym spotkaniu V4 na Węgrzech.
Orbán izoluje nas w Europie. Jeszcze niedawno sojuszniczką Orbána w Niemczech była sama kanclerka Merkel i jej konserwatywna partia CDU. Teraz to wszystko już historia, nic z tego nie zostało, a nawet eurosceptyczna grupa V4 rozpada się, ponieważ Polska i Czechy są zdecydowanymi stronnikami Ukrainy.
Prawdą jest też, że Orbán w ciągu ostatnich dwunastu lat u władzy skrajnie uzależnił Węgry od rosyjskiej energii, a więc nie jest możliwe, abyśmy dokonywali dziś wolty i odcięli się od dostaw rosyjskich surowców z dnia na dzień. Ale to nie znaczy, że nie musimy zacząć się odcinać natychmiast – i robić to konsekwentnie. W interesie suwerennych Węgier, ich mieszkańców i mieszkanek leży zwiększenie produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Potrzebujemy Zielonego Nowego Ładu. Musimy zwiększyć wydatki na energię odnawialną, aby móc w ogóle myśleć o przyszłości gospodarczej i uniezależnić się od dostaw energii z Rosji.
Czy Węgry powinny wysyłać broń na Ukrainę? To, zdaje się, kolejny niełatwy wątek u was.
To, co robi teraz Orbán, to trik komunikacyjny. Polega on na tym, że broń może podróżować przez Węgry i trafić stąd na terytorium innego państwa NATO lub UE, skąd może już być przewożona bezpośrednio na terytorium Ukrainy.
Niezbyt wielka to łaska.
Ale wbrew temu, co Orbán wykrzykiwał na początku wojny, teraz przynajmniej broń może być przez terytorium Węgier transportowana. Rząd wydał jedynie dekret, który zabrania przewożenia jej bezpośrednio przez granicę z Ukrainą, która ma zaledwie 130 km długości.
Ale jaki jest sens tego? Co Orbán chce takimi zagrywkami ugrać?
Retorycznie on jest przeciwko tranzytowi broni, ale jednocześnie zezwala na jej przewóz na Ukrainę przez kraje NATO i UE. Robi to po to, by nie postawić się po żadnej ze stron, skonsternować i wprowadzić opinię publiczną w błąd.
Myślę, że najważniejszym narzędziem Węgier w powstrzymaniu wojny jest wspieranie sankcji gospodarczych wobec Rosji. Jeśli chodzi o bezpośrednią pomoc wojskową, to częściowo prawdą jest, że problem transportu broni przez granicę węgiersko-ukraińską nie ma tak naprawdę wielkiego sensu ze względów strategicznych. Raz, że Węgry nie mają specjalnie sprzętu, który mógłby zostać użyty na wojnie, dwa, że drogi graniczne są w naprawdę złym stanie i trzeba by dodatkowo pokonywać tereny górzyste w Karpatach. Ale taktyka Orbána oczywiście też nie ma sensu.
Musimy zaostrzyć sankcje, które zmuszą Putina albo Rosję do odwrotu – Orbán zbyt długo próbował udaremnić sankcje UE wobec Rosji, dopiero teraz musiał je do pewnego stopnia zaakceptować i poprzeć.
Czy twoim zdaniem Węgry powinny zezwolić na bezpośrednią pomoc wojskową dla Ukrainy, w tym na przekazywanie broni przez granicę z tym krajem?
Moim zdaniem tak, Węgry powinny zezwolić na transport broni przez granicę węgierską, w tym przez swoją granicę z Ukrainą.
Czy Ukrainie należy pozwolić na przystąpienie do NATO i UE?
O tym musiałby najpierw zadecydować naród ukraiński.
A jeśli się zdecyduje?
To wtedy tak. Jest to kwestia ich suwerenności, więc jeśli zdecydują, że chcą się przyłączyć, to powinniśmy im to umożliwić zgodnie z procedurami akcesyjnymi.
Lider węgierskiej opozycji Peter Márki-Zay, który walczy o stanowisko pierwszego od dwunastu lat nowego premiera Węgier, powiedział, że Orbán przyniósł Węgrom wstyd, a na Zachodzie Węgry są postrzegane jako poplecznik Putina.
Największym problemem nie jest to, co Zachód myśli o Orbánie. Orbán znajduje się dziś w naprawdę trudnej sytuacji, ale nie możemy zapominać, że jest on nadal wytrawnym i skutecznym politykiem. Nie jest prawdą, że jego polityka zagraniczna jest skończona.
A co sami Węgrzy myślą o wojnie w Ukrainie?
Powiem tak – nie zwracaliśmy należytej uwagi na propagandę Putina. Do tego stopnia, że teraz musimy się zmierzyć z faktem, że duża część wyborców Fideszu w nią wierzy.
Jednak w tych wyborach walczymy z czymś innym i jeszcze potężniejszym – ze strukturą władzy, która wzmacnia i utrzymuje Orbána w rządzie.
Pojawiło się wiele komentarzy, że partiom opozycyjnym trudno było się zjednoczyć przeciwko Orbánowi, a różnice wewnątrz koalicji grożą rozpruciem się jej w każdej chwili. To prawda?
W tej chwili nie ma między nami żadnych sporów. Mamy jeden wspólny cel i pracujemy nad jego osiągnięciem. Na debaty i niezgody przyjdzie czas później.
Poczekaj, jesteś byłym lewicowym redaktorem, politykiem Zielonych, który dołączył do szerokiej koalicji opozycyjnej, złożonej z partii od lewa do prawa, z liderem w postaci patriotycznego, chrześcijańsko-konserwatywnego ojca z siedmiorgiem dzieci. I chcesz mi serio powiedzieć, że nie ma między wami większych różnic zdań?
Mamy wspólny cel i to jest to, co się teraz liczy. Na Węgrzech widzimy, że w mediach dominuje propaganda Fideszu i kampanie nienawiści inspirowane przez Kreml. Nie ma tu dziś poważnych debat publicznych o problemach w służbie zdrowia czy edukacji, o prawdziwych problemach ludzi i możliwych politycznych rozwiązaniach.
A twoje plany wykraczają poza wybory z 3 kwietnia? Wyobrażasz sobie utworzenie rządu z Márki-Zayem i uzgodnienie spójnej polityki?
Powiedziałbym, że mogę zgodzić się z około 90 proc. programu wyborczego zjednoczonej opozycji. W kraju mamy poważne problemy z mieszkalnictwem, systemem opieki zdrowotnej, systemem edukacji – tymi kwestiami trzeba się pilnie zająć. Jeśli uda nam się to zrobić w ciągu kolejnych czterech lat, będę naprawdę szczęśliwy.
A potem, mam nadzieję, będziemy już mieli w parlamencie faktyczną demokrację, partie lewicowe i prawicowe, które nie będą dążyć do wzajemnego wyniszczenia się, lecz do konkurowania i wygrywania w legalnych i demokratycznych wyborach.
Czy Węgry są państwem niedemokratycznym?
Niby są organizowane wybory, istnieją media nienależące do Fideszu, ale Orbán bardzo zdeformował te instytucje w ciągu ostatniej dekady. To nie jest prawdziwa demokracja, jeśli nie mamy możliwości uczestniczenia w debacie publicznej na równych prawach, jeśli nie możemy brać udziału w uczciwej politycznej konkurencji i pociągać rządzących do odpowiedzialności.
Możemy i chcemy dyskutować o polityce w zjednoczonej opozycji, ale teraz naprawdę musimy przywrócić na Węgrzech demokrację. Oczywiście, że w koalicji są różne pomysły na politykę i różne rozwiązania, ale musimy powrócić do demokracji, by naprawdę skorzystać z naszego prawa do niezgody. W tym sensie, jeśli Péter Márki-Zay wygra, przywrócimy na Węgrzech politykę.
Załóżmy, że wam się uda, Márki-Zay zostanie premierem. Jakie są najważniejsze decyzje polityczne, które trzeba podjąć? Czego najpilniej potrzebują Węgry?
Szereg najważniejszych spraw, nad którymi będę pracował, to podniesienie płac dla pracowników zatrudnionych przez państwo w służbie zdrowia i edukacji, w tym pracowników socjalnych, policji i służb porządkowych.
Absolutnym priorytetem jest powstrzymanie wzrostu cen energii i uniezależnienie się od importu rosyjskiego gazu i ropy.
Podobnie jak Polakom, przydałby się wam teraz Europejski Funduszu Odbudowy…
Tak, obecnie jest on zablokowany z powodu wieloletnich niedemokratycznych decyzji i działań podejmowanych przez nasz rząd. Po odblokowaniu funduszu będziemy mogli rozpocząć program budowy mieszkań socjalnych, a także zrekonstruować tysiące węgierskich domów i budynków w energooszczędny sposób.
Będę również pracować nad przywróceniem regionom i samorządom funduszy, które Fidesz odebrał im w ciągu ostatnich trzech lat. Jest to ważne, ponieważ w nadchodzących latach, w razie kryzysu gospodarczego, to właśnie samorządy lokalne będą najbliżej mieszkańców i mieszkanek, pierwsze dostrzegą ich problemy i będą w stanie najskuteczniej im pomóc.
**
András Jámbor, 35 lat, ojciec dwójki dzieci, od dziecka mieszka w 8. dzielnicy Budapesztu. Jest specjalistą ds. komunikacji, aktywistą i dziennikarzem. Kandyduje z ramienia Szikra Mozgalom (Ruch Iskra), lewicowej organizacji politycznej reprezentującej sprawy społeczne i ekologiczne.