Unia Europejska

Migracja testuje wytrzymałość szwedzkiej demokracji. Skrajna prawica przebiła kordon sanitarny

Tuż przed wyborami społeczeństwem wstrząsnęła strzelanina na placu zabaw w mieście Eskilstuna w środkowej Szwecji, w wyniku której postrzelona została matka i jej kilkuletnie dziecko. Prawica o wzrost przestępstw obwinia migrantów i zdobywa tym coraz większe poparcie.


Pierwsze exit polls w niedzielę wieczór dawały większość mandatów w nowym szwedzkim parlamencie lewicowej koalicji pod wodzą socjaldemokratów. W ciągu nocy wskazówka zaczęła się jednak przechylać w drugą stronę. Po zliczeniu głosów z prawie 95 proc. komisji wyborczych nieznaczną większość wydaje się mieć już blok partii prawicowych.

Choć rządzący dziś krajem socjaldemokraci premierki Magdaleny Andersson zajęli zdecydowane pierwsze miejsce, zdobywając prawie 10 punktów procentowych więcej od drugiej partii oraz zwiększając swoje poparcie sprzed czterech lat o 2 punkty procentowe, mogą nie zdołać utworzyć rządu.

Liczyć się będzie dosłownie każdy głos, w tym głosy oddane przez Szwedów poza granicami kraju. Ostateczne wyniki poznamy najpewniej dopiero w środę.

Niezależnie od tego, kto finalnie zdobędzie większość, zwycięzcą tych wyborów trzeba uznać skrajnie prawicowych Szwedzkich Demokratów. Partia ta stanie się najpotężniejszą siłą na szwedzkiej prawicy, spychając centroprawicowych moderatów, przez lata dominujących po prawej stronie szwedzkiej sceny politycznej.

Szwedzcy Demokraci, partia przez lata skutecznie izolowana na scenie politycznej przez jej główny nurt, skutecznie przełamała w tych wyborach otaczający ją wcześniej kordon sanitarny.

Uczniowie madame Le Pen

Szwedzcy Demokraci powstali jako następcy Partii Szwedzkiej, która z kolei wywodziła się z partii Bevara Sverige Svenskt – Utrzymać Szwecję Szwedzką. BSS postulowała między innymi deportację ze Szwecji wszystkich jej mieszkańców niemogących wykazać się etnicznym szwedzkim pochodzeniem. Działacze Partii Szwedzkiej mieli powiązanie ze środowiskami otwarcie faszystowskimi, ich wydarzenia przyciągały skinheadów.

Do 2010 roku Szwedzcy Demokraci pozostawali poza parlamentem. Wejście partii do parlamentarnej gry nie byłoby możliwe, gdyby nie ciągnący się co najmniej od 2005 roku proces ocieplania wizerunku partii, mający ją odciąć od skojarzeń z najbardziej skrajną prawicą, przemocą i ekstremizmem.

Stery w partii obejmuje wówczas jej obecny lider, Jimmie Åkesson. W 2006 roku partia porzuca swoje stare logo – płonącą pochodnię, podobną do tej, jakiej używa Brytyjski Front Narodowy – i zastępuje je neutralnym kwiatkiem. Z czasem Szwedzcy Demokraci rezygnują z najbardziej kontrowersyjnych postulatów, przestają np. domagać się wystąpienia Szwecji z Unii Europejskiej. Sam Åkesson, któremu wcześniej zdarzało się nazywać islam „największym zagrożeniem od czasów drugiej wojny światowej”, łagodzi język.

Jimmie Åkesson, lider skrajnie prawicowych Szwedzkich Demokratów. Fot. Per Pettersson, Flickr.com

Szwedzcy Demokraci wykonują więc podobny manewr co Front Narodowy pod wodzą Marine Le Pen: odsuwają się od prawej ściany, przesuwają do centrum, dbają o odcięcie się od najbardziej toksycznych elementów własnej historii. Pozycjonują się jako partia akceptowalna dla przeciętnego wyborcy, który nigdy nie był wkręcony w tożsamościowe klimaty radykalnej prawicy.

„Skrajna prawica z ludzką twarzą”. Le Pen coraz bliżej prezydentury

Szybko zaczyna to przynosić wymierne polityczne efekty. W 2010 roku partia po raz pierwszy dostaje się do Riksdagu. Z poparciem 5,7 proc. wprowadza 20 deputowanych. W każdych kolejnych wyborach Szwedzcy Demokraci systematycznie zwiększają poparcie.

Cztery lata temu zagłosowało na nich 17,5 proc. biorących udział w wyborach Szwedów, łącznie ponad 1,13 miliona osób. Obecne wyniki wskazują, że w niedzielę partia Åkessona zwiększyła poparcie o kolejne 3 punkty procentowe. W sumie, jeśli wyniki się potwierdzą, będzie można powiedzieć, że poparcie dla SD zwiększyło się w ciągu ostatnich 12 lat prawie czterokrotnie.

W 2018 roku partia zdobyła władzę w Sölvesborgu – niewielkim nadmorskim mieście na południu Szwecji. To rodzinna miejscowość Åkessona, a prezydentką miasta z ramienia SD została jego była partnerka Louise Erixon. Jak pisze „Financial Times”, miasto stało się w ostatnich czterech latach rodzajem „okna wystawowego”, gdzie SD prezentuje Szwecji swoją politykę.

W mieście wprowadzono więc zakaz żebrania, by zwiększyć bezpieczeństwo, władze wynajęły firmę ochroniarską, która ma pomagać utrzymywać policji porządek. Nad ratuszem przestała powiewać tęczowa flaga, z publicznych instytucji zniknęły książki i dzieła sztuki drażniące ideologicznie skrajną prawicę.

Pytani przez „FT” mieszkańcy miasteczka są podzieleni w ocenie jego lokalnych rządów. Jedni mówią, że Szwedzcy Demokraci dbają o lokalnych przedsiębiorców jak żadna inna partia, są też jednak głosy skarżące się, że miejskie władze wzmocniły etniczne napięcia w miasteczku, zmniejszając poczucie bezpieczeństwa zamieszkujących go mniejszości.

Szwecja nie spycha starców ze skały

To prawica narzuciła temat tej kampanii

Wybory zdominowały dwa tematy: migracji i przestępczości, na trzecim miejscu znalazł się problem rosnących kosztów życia. Fakt, że kampania ogniskowała się wokół tych dwóch pierwszych problemów, było kolejnym sukcesem prawicy, w tym Szwedzkich Demokratów.

Zdaniem SD polityka otwartych granic prowadzi automatycznie do wzrostu przestępczości i zagrożenia dla szwedzkich obywateli. Faktem jest, że Szwecja ma problem ze wzrostem przestępczości z użyciem przemocy. W tym roku ofiarą strzelanin padło już ponad 40 osób. W ciągu ostatniej dekady Szwecja z państwa na końcu europejskiej statystyki ofiar przestępstw z użyciem broni palnej na 100 tysięcy mieszkańców awansowała do jej czołówki. Tuż przed wyborami społeczeństwem wstrząsnęła strzelanina na placu zabaw w mieście w środkowej Szwecji Eskilstuna, w wyniku której postrzelona została matka i jej kilkuletnie dziecko.

Prawica o wzrost przestępstw z użyciem przemocy obwinia migrantów. Strzelaniny interpretuje jako część wojny emigranckich gangów o kontrolę nad terytorium handlu narkotykami. O spadek bezpieczeństwa w Szwecji prawicowi populiści obwiniają też centrolewicowy rząd. Straszą Szwedów, że skrępowana polityczną poprawnością lewica jest ślepa na powstawanie w Szwecji równoległego społeczeństwa, gdzie nie działa szwedzkie prawo, a rządzą gangi i prawo szariatu.

W odpowiedzi na to także socjaldemokraci przyjęli w tej kampanii wyrazistą retorykę prawa i porządku, znacznie mniej przyjazną wobec migrantów niż wcześniejsze stanowisko partii. W lipcu Anders Ygeman, socjaldemokratyczny minister ds. migracji i integracji, powiedział dziennikowi „Dagens Nyheter”, że może warto by rozważyć wprowadzenie kwot dla migrantów, przynajmniej niektórych obszarach kraju, żeby nie mogli oni stanowić więcej niż 50 proc. ogółu populacji.

Jego wypowiedź wywołała wielkie kontrowersje. W obronie swojego ministra stanęła socjaldemokratyczna premierka, Magdalena Andersson. „Nie chcemy w Szwecji Chinatown, Somali Town albo Małych Włoch” – powiedziała w sierpniu – „chcemy społeczeństwa, gdzie obok siebie żyją ludzie różnego pochodzenia, o różnych doświadczeniach i różnych dochodach”.

Innymi słowy, zamiast dzielnic, gdzie skupiają się podobni sobie migranci, socjaldemokraci stawiają na politykę aktywnie zachęcającą do migracji ponad etnicznymi czy kulturowymi podziałami.

To nie będzie stabilna większość

Partia Åkessona zapowiedziała, że warunkiem poparcia przez nią nowego rządu jest wprowadzenie w całym kraju zakazu żebrania, takiego jak w Sölvesborgu, przyjęcie przepisów wymuszających automatyczną deportację każdego migranta, który popełni na terenie Szwecji przestępstwo, wreszcie, wysłanie dodatkowych sił policyjnych do dzielnic mających szczególny problem z przestępczością z użyciem przemocy, gdzie policjanci mogliby zatrzymywać i przeszukiwać podejrzanych mieszkańców.

Wynik wyborczy SD daje jej mocne karty, by negocjować podobne rozwiązania. Bo choć moderaci i Liberałowie – inna partia prawicowego bloku – wykluczyli stworzenie wspólnego rządu z SD, to partia Åkessona może liczyć na układ: ciche poparcie dla rządu w zamian za przyjęcie kilku ważnych dla niej ustaw.

Można się spodziewać, że negocjacje wokół utworzenia nowego rządu będą długo się ciągnąć. Jaki rząd ostatecznie nie powstanie, nie będzie on stabilny i może nie przetrwać pełnej kadencji. Stabilność mogłaby zapewnić jedynie wielka koalicja centrowych moderatów i zwycięskich socjaldemokratów. Takie rozwiązanie wydawałoby się najbardziej zdroworozsądkowe, nigdy nie było jednak w Szwecji praktykowane i byłoby bardzo politycznie problematyczne dla obu partii. Zwłaszcza dla moderatów jako dla słabszego partnera, który w przeciwieństwie do socjaldemokracji nigdy nie stał się naturalną szwedzką partią władzy.

Magdalena Andersson, premierka Szwecji i przewodnicząca Szwedzkiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej. Fot. government.se

Jak ewentualna zmiana rządu przełoży się na zmianę polityki? Jeśli Szwedzcy Demokraci nie wejdą do rządu i nie zyskają wpływu na politykę zagraniczną, zwłaszcza europejską, to w niewielkim stopniu. Szwedzka centroprawica poparła bowiem akces Szwecji do NATO, rozumie zagrożenie ze strony Rosji i zapowiada inwestycje w rozwój szwedzkich możliwości obronnych.

Z całą pewnością wybory pokazują jedno: nawet Szwecja, wzorcowa, zamożna liberalna demokracja z rozbudowanym, nawet jeśli kurczącym się ostatnio, państwem opiekuńczym, nie jest wolna od problemów trapiących wszystkie zachodnie demokracje: napięć na tle migracji i integracji, problemów ze spójnością społeczną i rosnącej w siłę skrajnej prawicy.

Jeśli centrum sceny politycznej nie zdoła sobie z nimi poradzić, siły skrajne, populistyczne, antysystemowe w najgłupszy możliwy sposób dalej będą rosnąć w siłę.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij