Unia Europejska

Europa powtarza błędy sprzed stu lat

Gdy po I wojnie światowej zwycięskie kraje narzuciły Niemcom reparacje wojenne, niemiecki rząd próbował regulować swoje zobowiązania – i czynił to, prowadząc politykę drakońskich oszczędności w latach Wielkiego Kryzysu. Dziś w podobnej sytuacji znalazła się Grecja. Europa nie odrobiła lekcji sprzed stu lat.

LONDYN. Pod koniec czerwca minęła setna rocznica traktatu wersalskiego – jednego z porozumień, których podpisanie zakończyło I wojnę światową. Od tamtej pory role się – w pewnym sensie – odwróciły. O ile bowiem traktat wersalski narzucał Niemcom obowiązek wypłacenia gigantycznych reparacji, o tyle dziś to Niemcy bezlitośnie ściągają olbrzymi dług z innego członka strefy euro – Grecji.

Rymy z historii Europy

Chociaż od 1919 roku wierzyciele i dłużnicy zamienili się miejscami, zasady gry nie zmieniły się ani na jotę. Pożyczkodawcy żądają zwrotu tego, co do nich należy, a zadłużeni próbują się od tego wykręcić. Dłużnicy chcą, by darowano im długi, a wierzyciele perorują o normach moralnych i „pokusie nadużyć”, do jakich miałoby prowadzić anulowanie wierzytelności – a jednocześnie mało ich obchodzi, jak destabilizujące skutki ma wpychanie ubogich krajów w jeszcze większą biedę ani jak jedne kraje zarażają się tą biedą od drugich. Kraje strefy euro nie przyswoiły sobie lekcji Wersalu i ani im w głowie słuchać ówczesnych przestróg Johna Maynarda Keynesa.

Gdy I wojna światowa dobiegła końca, zwycięzcy sojusznicy zażądali od Niemiec „reparacji” – odszkodowania za wywołane wojną zniszczenia. Po części chcieli w ten sposób spłacić długi, jakie pozaciągali u siebie nawzajem. W Wersalu nie doszli jednak do zgody co do ostatecznej kwoty należnych reparacji. Zamiast tego powołali Komisję Reparacyjną, która miała tę kwotę ustalić do 1921 roku.

Sednem problemu było znalezienie odpowiedzi na pytanie, ile Niemcy mogą zapłacić bez narzucania im wojskowej okupacji. W pamflecie The Economic Consequences of the Peace (Ekonomiczne konsekwencje pokoju) z 1919 roku Keynes twierdził, że gdyby Niemcy istotnie ograniczyły konsumpcję, mogłyby uzyskać nadwyżkę handlową w wysokości 250 milionów dolarów rocznie, czyli 2 procent dochodu narodowego. Przez 30 kolejnych lat z tej nadwyżki uzbierałoby się 7,5 miliarda.

Tymczasem w maju 1921 roku Komisja Reparacyjna orzekła, że należna rekompensata wynosi aż 33 miliardy dolarów. Ostatecznie, przy użyciu pewnej księgowej sztuczki, zmniejszono tę sumę do 12,5 miliarda, co w efekcie oznaczało, że każdego roku Niemcy miały spłacać 350 milionów dolarów. Trik polegał na tym, że Niemcy miały wystawić trzy rodzaje obligacji. Odsetki i kwotę główną zadłużenia miały spłacać tylko od obligacji pierwszych dwóch rodzajów (klasy A i B), natomiast spłatę obligacji klasy C odłożono na święty nigdy.

Polityka zaciskania pasa jednak słuszna?

Ten kruczek spowodował, że Niemcy pozostawały krajem potężnie – ale fikcyjnie – zadłużonym, faktycznie zaś spłacały o wiele mniejszy i bardziej „realistyczny” dług. I tak miały się sprawy do końca lat 20. ubiegłego wieku. W rzeczywistości jednak Niemcy nie były zdolne spłacać nawet tego urealnionego długu, a na jego obsługę musiały zaciągać nowe kredyty. W 1926 roku Keynes podsumowywał to zjadliwie: „Stany Zjednoczone pożyczają pieniądze Niemcom, Niemcy oddają wszystko aliantom, a alianci zwracają całą sumę Stanom Zjednoczonym. Bilans wynosi zero”.


Potem przyszedł krach na Wall Street i Wielki Kryzys, a źródło zagranicznych pożyczek dla Niemiec wyschło. Dzięki podniesieniu podatków i cięciom wydatków publicznych Niemcy między 1929 a 1931 rokiem wciąż generowały nadwyżkę konieczną do sfinansowania corocznych spłat. Ta polityka miała jednak swoją cenę: pogłębianie zastoju. Gospodarka Niemiec skurczyła się o 25 procent, a bezrobocie sięgnęło aż 35 procent. Dążenie kanclerza Heinricha Brüninga do wywiązywania się ze zobowiązań utorowało drogę Hitlerowi, który niemiecki dług po prostu wypowiedział.

Dzisiejsze machinacje w strefie euro łączy wiele podobieństw z Europą po I wojnie światowej.

Polityka wywiązywania się ze zobowiązań utorowała drogę Hitlerowi, który niemiecki dług po prostu wypowiedział.

W latach poprzedzających wybuch globalnego kryzysu finansowego z 2008 roku kraje południa Europy systematycznie się zadłużały w bankach krajów północy, głównie niemieckich, finansując tym sposobem ryzykowne projekty budowlane. Dopóki trwała hossa, strumień pieniędzy płynął nieprzerwanie. Dopiero gdy Stany Zjednoczone ogarnął kryzys, a zaraz potem dotarł do strefy euro, północne banki odmówiły udzielania kolejnych kredytów – a tym samym zmusiły rządy państw europejskiego południa do ratowania własnego sektora bankowego.

Najbardziej spektakularną ofiarą tego zwrotu była Grecja. W 2009 roku jej deficyt budżetowy podskoczył do 15 procent PKB, dług publiczny przekroczył 100 procent PKB, a koszty obsługi greckiego długu z dziesięcioletnich obligacji przekraczały 35 procent.

Warufakis: Sępy nie ożywią trupa, na którym żerują

W 2010 roku władze Grecji zagroziły, że przestaną spłacać zadłużenie. Północne banki przystały na częściową restrukturyzację greckiego długu – głównie przez odroczenie spłat – oraz na otwarcie nowej linii kredytowej w wysokości 240 miliardów euro przez „trojkę”: Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Europejski Bank Centralny i Komisję Europejską.

Fundusze te pozwalały greckiemu rządowi spłacać bieżące odsetki, ale w pakiecie z nimi Grecja dostała surowe restrykcje: wyższe podatki, cięcia wydatków publicznych (szczególnie emerytur), zniesienie płacy minimalnej, wyprzedaż państwowego majątku i znaczne ograniczenie możliwości pracowniczych sporów zbiorowych. W teorii takie zaciskanie pasa miało sprawić, że Grecja zacznie uzyskiwać nadwyżkę handlową, a dzięki niej będzie w stanie spłacić zadłużenie.

Między 2010 a 2015 rokiem rząd Grecji, jak przed nim rząd kanclerza Brüninga w ogarniętej kryzysem Republice Weimarskiej, usilnie próbował „wywiązywać się ze zobowiązań”. W styczniu 2015 roku wyborcy się w końcu zbuntowali i wynieśli do władzy lewicową partię Syriza, która obiecywała skończyć z drakońską polityką oszczędności. Jednak już w sierpniu tego samego roku Grecja skapitulowała przed wierzycielami i w zamian za kolejne 85 miliardów euro pożyczki wprowadziła jeszcze głębsze cięcia w budżecie.

Od 2010 roku Grecja pożyczyła łącznie ponad 300 miliardów. Do stycznia 2019 roku spłaciła z tego 41,6 miliarda. Pozostałą część zadłużenia spłaca nadal i będzie spłacać jeszcze po 2060 roku. Oficjalni pożyczkodawcy nie zobaczą jednak swoich pieniędzy, ponieważ ogromna większość greckich obligacji jest fikcyjna, podobnie jak niemieckie obligacje „C” w latach 20. Rachunek – pod postacią wyższych podatków i ograniczonych wydatków publicznych – zapłacą natomiast podatnicy w krajach, które udzieliły Grecji kredytów.

Ekonomiczna ortodoksja uznała mimo to, że polityka oszczędności zdała w Grecji egzamin. Zakręcenie kurka prywatnych kredytów zmusiło kraj do zrównoważenia budżetu, a po sześciu latach deficytu handlowego Grecja odnotowała nadwyżkę.

Bieda to decyzja polityczna. Jak działa polityka zaciskania pasa

Cena za tę politykę oszczędności okazała się horrendalna. Około 300 tysięcy urzędników służby cywilnej straciło pracę, gospodarka skurczyła się o jedną czwartą, bezrobocie sięgnęło 25 procent, a wśród ludzi młodych przekracza nawet 60 procent. Wskaźniki bezdomności, emigracji i samobójstw poszybowały w górę. Relacja długu do PKB wzrosła ze 100 procent do 170 procent, a kartel wierzycieli zamierza sprawować kontrolę nad polityką gospodarczą Grecji tak długo, aż cały dług zostanie spłacony.

Keynes pisał w 1919 roku: „Polityka, która spycha miliony istnień ludzkich w upokorzenie i całemu narodowi odbiera szczęście, powinna być uznana za nikczemną i odrażającą”. Już później dowodził, że polityka zaciskania pasa jest błędna również z teoretycznego punktu widzenia: spadek dochodów w jednym kraju pociąga za sobą spadek dochodów w innym; kryzys przesącza się przez granice państw, a gospodarka dochodzi do siebie z opóźnieniem i długo pozostaje anemiczna.

Porządek w strefie euro. Rozmowa Maurizio Ferrery z Clausem Offe

Te dwie historie dzieli całe stulecie, ale morał z nich płynie ten sam: kraje powinny unikać wikłania się w relacje wierzyciel–dłużnik, z których nie będą w stanie się wyswobodzić. A jeśli już w takie relacje popadły, wówczas wierzyciele i dłużnicy muszą zawrzeć sprawiedliwe porozumienie, które umożliwi zachowanie społecznego i politycznego pokoju. Dziś strefa euro przerabia tę lekcję od nowa.

**
Copyright: Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Marek Jedliński.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Robert Skidelsky
Robert Skidelsky
Ekonomista, członek brytyjskiej Izby Lordów
Członek brytyjskiej Izby Lordów, emerytowany profesor ekonomii politycznej Uniwersytetu Warwick.
Zamknij