We Francji debaty prezydenckie od dawna stanowią wspaniałe widowiska, do których polscy obywatele nie są przyzwyczajeni.
W debacie telewizyjnej przed drugą turą wyborów francuskich prezydenckich zmierzyli się Emmanuel Macron i Marine Le Pen. Urzędujący prezydent przystępował do starcia z lepszej pozycji. Sondaże dawały mu wyraźną przewagę nad rywalką i to Le Pen musiała wygrać debatę, aby zachować szanse na zdobycie Pałacu Elizejskiego. Wiele wskazuje na to, że nacjonalistka jedynie oddaliła się od tego celu.
We Francji debaty prezydenckie od dawna stanowią wspaniałe widowiska, do których polscy obywatele nie są przyzwyczajeni. W 2020 do spotkania Dudy i Trzaskowskiego w ogóle nie doszło, a poprzednie starcia, z nielicznymi wyjątkami, nie zapisały się w zbiorowej świadomości, bo też nie było ku temu zbyt wielu powodów.
Powtórka z (niezbyt dobrej) rozrywki. Co nam powiedziały francuskie wybory?
czytaj także
Francuskie debaty telewizyjne to dwugodzinne rozmowy, podczas których kandydaci mogą przedstawić obszernie swoje wizje, a czasem wystarczy jedno celne zdanie, aby przynieść zwycięstwo nad konkurentem.
Tak było, gdy Giscard d’Estaing powiedział Mitterrandowi, że ten „nie ma monopolu na serce”. Kilkanaście lat później Mitterrand jako urzędujący prezydent upokorzył urzędującego premiera Chiraca krótkim „ależ ma pan zupełną rację, panie premierze” w odpowiedzi na jego tyradę, w której premier sprzeciwił się zwracaniu do niego w ten sposób. Mówi się czasem potocznie, że to tymi zdaniami obaj politycy zapewnili sobie wyborcze sukcesy. I choć jest w tym oczywista przesada, to właśnie takiego momentu w środowej debacie potrzebowała Marine Le Pen.
Twarda lekcja dla Le Pen?
Liderka narodowców nigdy nie miała opinii wybitnej debatantki. Wczorajsze wystąpienie raczej tego nie zmieniło. Od początku to urzędujący prezydent nadawał ton i dominował w rozmowie. Macron przywodził na myśl nauczyciela, który bardzo uważnie słucha niesfornego uczniaka, aby następnie wypunktować wszystkie jego błędy i przedstawić prawidłowe rozwiązania. Przy jednej wymianie zdań prezydent rzucił „proszę przestać mieszać wszystko”, na co Marine odpaliła „proszę przestać udzielać lekcji”. Nie udało się jej zatrzeć tego szkolnego wrażenia i zwłaszcza we wczesnej fazie debaty przywódczyni RN została zapędzona w kozi róg.
Jak można było się spodziewać, najostrzejszy atak ze strony Macrona dotyczył powiązań Le Pen z Putinem. Nacjonalistka zadeklarowała sympatię dla Ukrainy, poparła większość sankcji nałożonych na Rosję, a nawet pochwaliła wysyłanie Ukraińcom broni defensywnej. Macron zarzucił jednak rywalce hipokryzję i wypomniał, że jest zadłużona w rosyjskich bankach, będąc w związku z tym całkowicie zależną od Rosji. Le Pen żywiołowo zaprzeczyła, a jako dowód niewinności pokazała… wydrukowanego tweeta sprzed kilku lat. Rundę zdecydowanie wygrał Macron.
Lista hańby, czyli kto nadal kumpluje się z Putinem i i bije zbrodniarzom pokłony
czytaj także
Zaskakującym motywem w całej debacie było to, że o ile naturalnym dla takiego starcia jest rozliczanie urzędującego prezydenta z jego polityki, o tyle tym razem pod lupę wzięto głównie działania opozycjonistki. Macron tak często wypominał Le Pen jej głosowania parlamentarne, chcąc w ten sposób udowodnić hipokryzję nacjonalistki, że momentami trudno było stwierdzić, kto rządził Francją przez ostatnich pięć lat.
Nie znaczy to jednak, że Marine była w tej potyczce całkowicie bezzębna.
Walka o głosy lewicy…
Nacjonalistka zdecydowanie przegrała debatę w 2017, ale tym razem przygotowała się staranniej i ze zmiennym powodzeniem odgrywała rolę matki narodu. Wielokrotnie zwracała się do ludu francuskiego, deklarując reprezentowanie jego interesów, w kontrze do urzędującego prezydenta. Stąd w jej wypowiedziach stale przewijały się kwestie siły nabywczej Francuzów oraz ich praw socjalnych. Le Pen wypomniała Macronowi likwidację podatku od dużych fortun i zamiast tego proponowała znaczącą obniżkę VAT-u.
W ten sposób Marine próbuje sięgnąć po wyborców Mélenchona. Jej program nie jest tak radykalny, ale wciąż może wydawać się niektórym lewicowcom bardziej atrakcyjny niż polityka liberalnego prezydenta. Macron w odpowiedzi na pytanie o wiek emerytalny bardzo nie chciał wprost mówić o swoich planach, ale Le Pen szybko mu przypomniała, że zakładają one jego podwyższenie. Sama obiecała z kolei obniżenie wieku emerytalnego, podwyższenie pensji, a także reindustrializację Francji w ramach patriotyzmu ekonomicznego.
Macron kusi lewicowy elektorat, podchodząc do niego z innej strony. Było to widoczne w jego deklaracji o uczynieniu Francji „potęgą ekologiczną”, która będzie przewodzić Europie i światu w zielonej transformacji. Jednocześnie Le Pen została zaatakowana za rzekomy klimatosceptycyzm, a jej zapowiedź rozmontowania wiatraków i całkowitej likwidacji OZE nie pomogła w obronie przed tymi zarzutami.
I powrót do znanych strachów
Być może jeszcze bardziej szkodliwe dla nacjonalistki będą jej wypowiedzi w czasie rozmowy o bezpieczeństwie i imigracji. Le Pen zapomniała o strategii dediabolizacji, mówiąc otwarcie o surowej walce ze „zdziczeniem”, deportacji wielu imigrantów i chęci zakazania hidżabów w przestrzeni publicznej. Macron wykorzystał szansę i oskarżył rywalkę o porzucenie ideałów republikańskich, a nawet dążenie do „wojny domowej”. Marine odparła, że walczy nie z islamem, lecz z islamizmem oraz terroryzmem, na co Macron stwierdził, że sam to robi w znacznie skuteczniejszy sposób.
Prezydent powiedział również, że niedzielne wybory będą referendum nad Unią Europejską. Le Pen zapewniła co prawda, że nie chce jej opuszczać, a jedynie zreformować, ale Macron pozostał sceptyczny. Jego zdaniem program nacjonalistki oznacza w praktyce wyjście z UE, tylko nie jest to powiedziane wprost. Marine zarzuciła rywalowi zamiar zastąpienia flagi francuskiej unijną, a ten skontrował stwierdzeniem, że interesy Francji mogą być realizowane tylko w ramach współpracy europejskiej.
Tym samym debata obracała się również wokół dobrze znanych kwestii, od lat kojarzonych z nacjonalistami. Marine próbowała pozbyć się tej łatki, przekonać wyborców, że jej głównym celem jest „zwrócenie Francuzom ich pieniędzy”, ale nie do końca się to udało. Przynajmniej pod tym względem starcie wygrał Macron, umiejętnie odkopując stary Front Narodowy i strasząc jego widmem.
Le Pen znajdowała się przez większość czasu w defensywie. Natomiast Macron być może przesadził momentami z agresywnością i protekcjonalizmem. Często przerywał rywalce, a czasami wydawał się ją wręcz wyśmiewać. Pewność siebie jest mile widziana, arogancja już niekoniecznie.
Pytanie, co dostrzegli francuscy wyborcy i kto zaskarbił sobie więcej ich sympatii: nauczyciel czy uczennica? Werdykt wydadzą francuskie wyborczynie i wyborcy w niedzielę 24 kwietnia 2022.