Co może zaoferować Polska wychodzącej z Unii Europejskiej Wielkiej Brytanii? Figę z makiem.
Jarosław Kaczyński w tajemnicy udał się na wizytę dyplomatyczną do Londynu. Informacja o jego przyjeździe była właściwie niemożliwa do znalezienia w języku angielskim. Ze śladowych informacji dowiedzieliśmy się, że szef PiS w towarzystwie wicemarszałka senatu Adama Bielana przyleciał do Wielkiej Brytanii w środę, ale spotkanie z premier May się nie odbyło – w stolicy Wielkiej Brytanii doszło do incydentu pod siedzibą parlamentu, w którym mężczyzna najpierw wjechał samochodem terenowym w grupę ludzi na Moście Westminsterskim, zasztyletował pełniącego wartę policjanta i zginął w strzelaninie z interweniującymi służbami.
czytaj także
Theresa May została z budynku ewakuowana i – zamiast spotkać się z Kaczyńskim – zajmowała się briefingami służb specjalnych. Spotkanie polityków odbyło się nazajutrz.
Po co Kaczyński w ogóle do Wielkiej Brytanii poleciał? Co może zaoferować Polska wychodzącej z Unii Europejskiej Wielkiej Brytanii i vice versa? Czy Polska Kaczyńskiego w brytyjskich – i nie tylko brytyjskich – oczach ma jeszcze jakąkolwiek polityczną wagę?
Splendid isolation, czyli nie ma świata poza Trumpem
Przyjrzyjmy się, jak bardzo osamotnione w Europie stały się oba kraje. Wielka Brytania od referendum wyjścia z UE zajęta jest głównie sobą. Poza Brexitem głównymi tematami ostatnich dziewięciu miesięcy były niemal wyłącznie sprawy krajowe. Jedyne newsy, jakie przebijały skorupę wewnętrznych problemów, to wiadomości z USA Donalda Trumpa. Polska pojawia się w mediach praktycznie tylko jako geograficzne źródło napływu imigrantów. Wybór Donalda Tuska na kolejną kadencję oraz maltańska szarża dyplomatyczna rządu Beaty Szydło nie wzbudziły tu przesadnych emocji, a sama postawa Polski – podobnie jak ostatnie seksistowskie wypowiedzi Korwina-Mikkego – trafiła do kategorii kuriozów z Europy Wschodniej – tej grupy państw, które przypadkiem znalazły się po wewnętrznej stronie granic UE.
czytaj także
Wewnętrzne podziały brytyjskiej polityki są w tej chwili zupełnie inne niż jeszcze rok temu i prawie zupełnie przestały biec po liniach partyjnych. Prawe skrzydło Partii Konserwatywnej dąży do Brexitu niezależnie od kosztów, centrum stara się łagodzić jego skutki, a Partia Pracy nie może się zdecydować: parlamentarzyści są prounijni, kierownictwo partii już nie.
czytaj także
48% głosujących w referendum za pozostaniem w Unii jest kompletnie niezagospodarowane politycznie. Rasistowska de facto retoryka rządu nie pozwala spać spokojnie prounijnej lewicy, zaś wizja runięcia gospodarki w przepaść nie daje spokoju prorynkowej prawicy. Pierwsze pomruki niezadowolenia na politycznym zapleczu rządu May już się pojawiają.
Sojusz, który przeminął z wiatrem
Co w takim kontekście może zaoferować Anglikom Kaczyński?
Zacznijmy od formatu wizyty. Sama koncepcja uprawiania polityki zagranicznej przez szeregowego posła wydaje się kuriozalna. Nie wiadomo nawet na dobrą sprawę, czy premier, prezydent i MSZ w ogóle wiedzieli, że poseł Kaczyński jedzie negocjować stanowisko Polski względem innych krajów. Towarzystwo Adama Bielana niespecjalnie łagodzi zgrzyt proceduralny, ale można było mieć choć nadzieję, że w trakcie lotu do Londynu wytłumaczył on prezesowi, na ile sam umiał, choć trochę niuansów brytyjskiej i europejskiej polityki. A że tych prezes nie rozumie, najdobitniej dowodzi porażka „strategicznego sojuszu” polsko-brytyjskiego na ostatnim szczycie UE.
Kaczyński jest petentem Theresy May. Polski rząd nie może sobie pozwolić na powrót imigrantów z wysp, bo to ponad milion ludzi, którzy w znakomitej większości nie mają do czego wracać. Ani polska gospodarka, ani siermięga kulturowa promowana przez PiS nie są gotowe na ludzi z doświadczeniem w różnych zawodach, co najmniej podstawową znajomością języka obcego oraz przyzwyczajonych do prostej zależności, że płaca minimalna jednak wystarcza na życie. Razem z pracującymi migrantami wróciłyby do Polski też ich dzieci, prosto w środek szkolnego pandemonium wywołanego przez reformy minister Zalewskiej i ciągły brak żłobków. Krótko mówiąc, Jarosław Kaczyński powinien być największym zwolennikiem otwartych granic Zjednoczonego Królestwa.
Czego od Kaczyńskiego może chcieć May? Wielka Brytania dramatycznie będzie potrzebować sojuszników przez następne dwa lata negocjacji z UE, gdyż od tego zależy przyszłość Zjednoczonego Królestwa. Od przebiegu tych negocjacji swoje aspiracje niepodległościowe uzależniają kraje związkowe, zwłaszcza Szkocja i Irlandia Północna. Powoli zaczyna też budzić się walijska klasa polityczna. Personalnie sojuszy będzie też potrzebować Theresa May, bo katastrofa gospodarcza i rozpad kraju obciąży ją osobiście. Czy takim sojusznikiem w Europie może być Polska rządzona przez PiS? Wątpliwe.
czytaj także
Po pierwsze Polska w obecnej konfiguracji nie ma już żadnej pozycji w Unii i nikt nie liczy się ze zdaniem naszej dyplomacji. Po zniknięciu Torysów z Parlamentu Europejskiego PiS będzie jedyną dużą partią w swojej frakcji, która podówczas skurczy się o prawie jedną trzecią (Torysi mają 20 europosłów z 74 w całej frakcji, PiS – 16 posłów). Na dodatek po ostatnich, absurdalnych wyskokach polskiego rządu frakcja ta powoli zamienia się w, jak to mawiają Anglicy, „lame duck”, czyli „kulawą kaczkę” – coś, o czym wiadomo, że zaraz straci władzę i nie trzeba brać tego na serio.
czytaj także
Polska po szarży maltańskiej przestała też być liderem lokalnym, więc nie jest w stanie namówić Węgrów, Czechów czy Litwinów do wspólnego frontu przeciw dużym, liczącym graczom unijnego centrum. Każdy z tych krajów ma swoje powody, żeby się nie wychylać: Węgry Orbana mają swoje twarde interesy w Europie, choć same są pod lupą komisarza Timmermansa. Mimo tego Fidesz jest w tej samej frakcji europejskiego parlamentu, co niemiecka CDU/CSU. Czesi z kolei potrzebują niemieckich inwestycji i unijnych dotacji, a Litwini nie dość, że są w strefie euro, to nie mogą pozwolić sobie na odcinanie się od rdzenia NATO ze względów bezpieczeństwa.
Tymczasem Wielka Brytania nadal utrzyma w NATO bardzo wysoką pozycję, nawet po wyjściu z UE, podczas gdy Polska z Antonim Macierewiczem na czele armii w kwestii polityki bezpieczeństwa nie ma już zbyt dużej wiarygodności. Bliska współpraca z PiS obciążyłaby więc Brytyjczyków i na tym strategicznym polu, na co po Brexicie zwyczajnie nie mogą sobie pozwolić.
czytaj także
Ale my chcemy…
Po kolejnym fiasku w Europie Kaczyński desperacko potrzebuje sojuszników. Ostatnia Rada Europejska to było ważne spotkanie, ale zupełnie z innych względów niż uważa się w Polsce. Oprócz w zasadzie rutynowego głosowania nad przyszłością Donalda Tuska, zajmowano się również sytuacją na Bałkanach Zachodnich, zadeklarowano powstanie prokuratury europejskiej czy przyspieszono prace nad unią bankową i pogłębioną współpracą w zakresie bezpieczeństwa. Jeśli PiS chce ugrać coś dla siebie w którymkolwiek z tych obszarów, to potrzebuje głosów i wsparcia dużych frakcji w EP. Wielka Brytania nie ma interesu, żeby PiS takiego wsparcia udzielić. A postępowanie Kaczyńskiego i rządu wbrew wcześniejszym rozmowom z Angelą Merkel w lutym zapewne dało też Brytyjczykom wyraźny sygnał, że i tak wszystko, co w czwartkowej rozmowie zostało obiecane, może zostać przez Kaczyńskiego odwołane bez ostrzeżenia i w dowolnej chwili.