Unia Europejska

Uchodźcy jak powódź albo natarcie wrogich armii. Język w służbie nieludzkiej polityki

Zeinab jest malarką, Aref chce zostać pilotem, Parwana wydała dwie książki i walczy o prawa kobiet, a Jacob trzyma z anarchistami i ciągle pakuje się w kłopoty. Wszyscy mieszkają w obozach dla uchodźców i nic o nich nie wiemy. Wiemy za to, że Europę „zalewa fala” uchodźców i wywołuje „kryzys”.

O Morii, największym obozie dla uchodźców w Europie i zarazem symbolu klęski europejskiej polityki azylowej, znowu zrobiło się głośno. Gdy tydzień temu obóz doszczętnie spłonął, nagłówki gazet ogłosiły „koniec piekła”. Nic bardziej mylnego. Piekło trwa nadal, nieprzerwanie od pięciu lat. A media, również w Polsce, też dokładają do tego swoją cegiełkę, bo dehumanizując uchodźców i migrantów, kreują dystans między „falą migrantów” a czytelnikiem.

Właśnie taki proces odczłowieczania ułatwia politykom prowadzenie nieludzkiej polityki migracyjnej. W zbiorowej świadomości utrwala się obraz bezkształtnej „fali” czy „masy”, która próbuje dotrzeć do Europy. Widzimy „migrantów”, których w Europie „nie powinno być”, a ich zjawienie się oznacza „kryzys”. Nie dostrzegamy już ludzi z krwi i kości, którzy uciekają od wojen, głodu, prześladowań, konsekwencji zmian klimatycznych i korupcji w ojczyźnie – i którzy mają swoją własną, osobistą historię. Widzimy potencjalne zagrożenie, które zbliża się do naszych granic. To obcy, który puka do naszych drzwi, jak to określił socjolog Zygmunt Bauman. I którego się boimy, bo nie wiemy, czego się spodziewać. Ten strach często podsycają media, nawet jeśli czynią to nieświadomie. Jak vlog TVN24, w którym Jacek Tacik wspomina o „falach uchodźców, które znowu popłynęłyby do Europy”, gdyby otwarto granice.

Największy obóz dla uchodźców w Europie doszczętnie spłonął. I nikt nie wie, co dalej

Dezinformacja ma również negatywny wpływ na los uchodźców, bo sugeruje, że ludzie tak naprawdę nie mają prawa do azylu w Europie:

„W 2020 roku Moria była już bardziej obozem imigrantów niż uchodźców – połowę jej mieszkańców stanowili Afgańczycy (także z Iranu, gdzie od czasu sowieckiej inwazji osiedliło się ich kilkaset tysięcy); żyło tu też wielu Kongijczyków i Kameruńczyków, którzy do sąsiedniej Turcji dotarli samolotami. Syryjczykiem był co piąty – choć turecki prezydent Erdoğan wciąż przekonuje Europę, że to on trzyma ją w szachu, na przemian otwierając lub zamykając granice właśnie dla uchodźców z Syrii” – pisze Marcin Żyła w ostatnim numerze w „Tygodnika Powszechnego”.

Najpierw sprostowanie: Afgańczycy stanowią 77,2 proc. populacji obozu. Sytuacja tych, którzy mieszkali w Iranie, nie jest różowa – są dyskryminowani, niektórzy nie mają prawa do obywatelstwa i pozostają bezpaństwowcami, co skazuje ich na status obywateli drugiej kategorii. „Surowa polityka rządu irańskiego, ograniczenia prawne i przeszkody biurokratyczne w dużej mierze naruszyły prawa człowieka afgańskich uchodźców, osób ubiegających się o azyl i migrantów” – pisze Farhad Arian, starszy specjalista ds. badań w Edmund Rice Centre w Sydney. Naukowiec zaznacza, że naruszenia praw człowieka Afgańczyków w Iranie odbywały się na wiele różnych sposobów: deportacje, odmowy prawa do edukacji, brak możliwości zatrudnienia, praca przymusowa, brak dostępu do opieki zdrowotnej, odmowa prawa do wolności, brak wolności ruchu, przymusowa separacja rodzin, regularne znęcanie się fizyczne, maltretowanie w ośrodkach zatrzymań i deportacji oraz przymusowy werbunek do walki w Syrii.

Co czwarta osoba, która próbowała dostać się w tym roku do Europy wschodnim szlakiem morskim – przez wyspy Morza Egejskiego – według statystyk UNHCR pochodzi z Afganistanu. Jedna czwarta to Syryjczycy, w 8,5 proc. Kongijczycy. Ci ostatni stanowili 20 sierpnia tego roku 6,6 proc. całej populacji Morii – 873 osoby z ponad 13 tysięcy.

Kameruńczyków zaś nie znajdziemy w urzędowych statystykach. Jest ich tak mało, że przynależą do kategorii „inni”. Kamerun znajdziemy za to na innej liście – 20 krajów z największą liczbą osób wewnętrznie przesiedlonych z powodu konfliktów i przemocy na koniec 2018 roku. Kongo figuruje na tej liście na trzecim miejscu, po Syrii i Kolumbii.

Chrońmy ludzi, nie granice

czytaj także

Chrońmy ludzi, nie granice

Marta Górczyńska

Nazywanie uchodźców migrantami jest szkodliwe, zaznaczał w 2015 roku UNHCR – bo prowadzi do tego, że publiczne wsparcie dla uchodźców maleje. Ludzie, którzy „przebywają poza krajem swego pochodzenia i mają uzasadnioną obawę przed prześladowaniem w tym kraju ze względu na rasę, religię, narodowość, poglądy polityczne lub przynależność do określonej grupy społecznej” (tak konwencja definiuje uchodźcę), stają się „poszukiwaczami szczęścia”, którzy pragną tylko poprawić swą sytuację materialną.

Media żonglują różnymi pojęciami – od „uciekinierów” po „rozbitków” – zamiast nazywać ludzi tym, kim są – uchodźcami. Wciąż pojawia się też pojęcie „nielegalni migranci”, podczas gdy ludzie, technicznie rzecz biorąc, nie mogą być nielegalni, nie łamią prawa przez to, że żyją. A nieuregulowane przekraczanie granic jest w tym momencie jedyną drogą dostania się do Europy, która stopniowo zamienia się w twierdzę. Zarazem w mediach wciąż brakuje wyczerpującego wyjaśnienia, dlaczego ludzie opuszczają swój kraj. Za mało pisze się np. o sytuacji w Kongu czy Kamerunie, nie wspominając o Afganistanie.

Przypadkowe używanie pojęć powoduje, że na końcu informacyjnego tunelu już chyba nikt nie wie, o kim tak naprawdę mówimy. Sonia Nandzik, która ze swoją fundacją Refocus Media Labs organizowała kursy kompetencji medialnych dla mieszkańców Morii, nazywa swoich studentów „osobami ubiegającymi się o azyl, do czego mają prawo”.

#Zostańwdomu – jeśli go masz. Dobre rady nie dla uchodźców

Neutralne pojęcie „migrant” nabrało w międzyczasie tak pejoratywnego znaczenia, że trudno go używać. Holenderska platforma De Correspondent mimo wszystko próbuje i jasno to przy tym komunikuje: „W tym artykule używamy terminu »migranci« w najszerszym znaczeniu tego słowa. Mamy na myśli osoby, które uciekają przed wojną, prześladowaniami politycznymi lub ubóstwem” – taką definicję migranta proponuje Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji ONZ-tu.

Ingeborg Beugel, holenderska dziennikarka od lat mieszkająca w Grecji, nawołuje do używania pojęcia „uchodźca” zamiast „migrant”. „Gdyby procedury azylowe mieszkańców Morii zostały rozpatrzone, to 70 proc. osób otrzymałoby status uchodźcy” – zaznacza grecki dziennikarz Stavros Malichudis, który zajmuje się tematyką migracji. „Współczynnik pozytywnie rozpatrzonych wniosków o azyl dla Afgańczyków i Syryjczyków pozostaje w Grecji wysoki”. W ubiegłym roku 99,4 proc. wniosków złożonych przez Syryjczyków otrzymało pozytywną odpowiedź. W przypadku Afgańczyków było to 73 proc. (31,26 proc. status uchodźcy i 41,27 proc. status ochrony tymczasowej – czyli do momentu, gdy sytuacja w kraju się nie poprawi).

Jednak pojęcie „uchodźca” również nabiera negatywnego wydźwięku. „To słowo budzi już tyle negatywnych skojarzeń, że używane jest jak wyzwisko” – opowiadała mi Yara Mayassah z Syrii. „Jeżeli jesteś uchodźcą, to dla postronnych przestajesz być człowiekiem. Zostajesz zaszufladkowany”.

Kolejna prowizorka, która przetrwa lata? Nowy obóz dla uchodźców na Lesbos

Bycie uchodźcą to przecież tylko część czyjejś tożsamości i historii. „Ci ludzie stali się uchodźcami w pewnym momencie życia. A nauczycielami, matkami, lekarzami będą przez całe życie” – przekonywała Sonia Nandzik w programie Bożydara Pająka REPOspolita. Mimo to uchodźcy przez długi czas będą postrzegani przez pryzmat swojej obecnej sytuacji. Ta etykieta powoduje, że człowiek z ambicjami, planami i marzeniami zostaje zredukowany do wołającej o pomoc ofiary. Na to szufladkowanie – ponownie – mają wpływ media. „Tłoczy się tu 20 tysięcy wyczerpanych, apatycznych dusz” – czytamy w przedruku artykułu z włoskiego dziennika „la Repubblica” w „Gazecie Wyborczej”. To opis mieszkańców Morii przed pożarem. Nagromadzenie tego rodzaju sformułowań tworzy w zbiorowej świadomości właśnie taki obraz uchodźców: poturbowanych przez los ofiar.

A można inaczej. Można przebić się przez stereotypowy sposób obrazowania i opisać np. „lidera grupy w obozie prowadzącego lokalny sklepik”, jak podpowiada Anna Alboth, dziennikarka i aktywistka, w rozmowie z Anną Mikulską dla magazynu „Non/fiction”. Można pisać o ludziach – o Fatimie z różowymi zadbanymi paznokciami, która mruży oczy w palącym słońcu na Lesbos; o Jacobie, który decyduje za nas oboje, że pijemy latte: „dla ciebie ciepła, dla mnie zimna”, i który ciągle pakuje się w jakieś kłopoty, bo trzyma z greckimi anarchistami. O Arefie, który chce zostać pilotem. O Karwanie, który znowu trenuje kick boxing, bo z Grecji – gdzie nie miał żadnych perspektyw – przedostał się do Belgii. O Mandzie, który fotografuje, gotuje i jeszcze naprawi ci komputer. O Parwanie, która wydała dwie książki, walczy o prawa kobiet i udziela się na rzecz realizacji celów zrównoważonego rozwoju.

Parwana Amiri, pisarka. Fot. Jana Cavojska

Piszmy o jednostkach, a nie o masie. Piszmy o ludziach, a nie tylko o statystykach. Piszmy o ludziach takich jak my: o rodzicach, singlach, muzykach, pisarzach, rzeźnikach, kierowcach. Ludziach z różnymi osobowościami i z różnymi doświadczeniami. Bo przez mantrę o „zalewie uchodźców” zapomnieliśmy o tym, że ludzie nie są falami czy przypływami.

Nawet grafiki przedstawiające szlaki migracyjne nie są neutralne. Często pojawiają się na nich czerwone strzałki, nieproporcjonalne w stosunku do wielkości państwa, potęgując poczucie zagrożenia. Czerwony to kolor niebezpieczeństwa, a mapy ze strzałkami przypominają karty wojenne przedstawiające linie frontu i przemieszczanie się wojsk. Można odnieść wrażenie, że Europa jest atakowana:

Źródło: Maximilian Dörrbecker (Chumwa), CC BY-SA

I ponownie: można inaczej. Holenderska platforma De Correspondent proponuje następującą alternatywę:

Źródło: De Correspondent

We vlogu Tacika pada też złowróżbne pytanie: „Ilu z nich [uchodźców] byłoby zakażonych koronawirusem i kto byłby w stanie im pomóc?”. Tego typu pytania znów stygmatyzują. „Służą skupianiu oraz ekspresji społecznych niepokojów i obaw”, jak to określa Bauman. Wskazują kozła ofiarnego.

W Grecji (i nie tylko) koronawirus stał się przykrywką do pushbacków (nielegalnych „odepchnięć” uchodźców od morskich i lądowych granic Europy) oraz wymówką do przedłużającego się lockdownu w obozach dla uchodźców, który trwa już pół roku.

Zawróceni 10 kilometrów od Europy

czytaj także

Nowy konserwatywny rząd grecki Nowej Demokracji od roku szerzy dezinformację, która ma utwierdzić Greków w przekonaniu, że ludzie przebywający na wyspy powinni zostać jak najszybciej deportowani. „Władze manipulują opinią publiczną przez podawanie błędnych danych na temat liczby osób przybywających każdego dnia do Grecji. Narodowości też nie zawsze się zgadzają” – stwierdził dziennikarz Stavros Malichudis po przeanalizowaniu danych w ubiegłym roku. Media bezkrytycznie przejmują te dane i retorykę i – podobnie jak politycy – coraz częściej wymazują ze swojego słownika pojęcie „uchodźca”. Teraz konsekwentnie używane jest słowo „migrant”. „Celowo” – mówi Jacob, który mieszka w Mitilini i prosi o niepodawanie nazwiska – „bo to daje do zrozumienia, że ci ludzie nie mają prawa do azylu. A o to rządowi dokładnie chodzi”.

 

UNHCR i portal uchodzcy.info zalecają stosowanie następujących definicji:

Uchodźca: osoba, która na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem z powodu swojej rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej zmuszona była opuścić kraj pochodzenia oraz która z powodu tych obaw nie może lub nie chce korzystać z ochrony swojego kraju. Uchodźcy uciekają przed prześladowaniami powstającymi, m.in. w wyniku wojen, rewolucji czy czystek etnicznych. Często są to osoby lub bliscy osób, które doświadczyły tragicznych wydarzeń, nieludzkiego traktowania (np. tortur), otarły się o śmierć. Definicja uchodźcy została określona w Konwencji Genewskiej z 1951 roku. Warto pamiętać o tym, że dana osoba nie staje się uchodźcą, ponieważ został jej nadany taki status – to ten status został jej nadany, ponieważ ta osoba jest (i była, odkąd opuściła kraj pochodzenia) uchodźcą, a decyzja o nadaniu statusu uchodźcy tylko to potwierdza. 

Osoba ubiegająca się o ochronę międzynarodową: osoba, która złożyła wniosek o azyl. Prosi o ochronę jako uchodźca i czeka na decyzję rządu. Dopóki trwa procedura azylowa, osoby ubiegające się o azyl mają prawo pozostać w danym kraju. Osoby, które po zakończeniu procedury azylowej nie kwalifikują się do objęcia ochroną jako uchodźcy, nie mają prawa przebywać w tym kraju i mogą zostać deportowane do kraju pochodzenia.

Migrant: termin zbiorczy określający każdego, kto zmienia swoje dotychczasowe otoczenie na inne. Większość migrantów opuszcza swój kraj (urodzenia) dobrowolnie, aby osiedlić się w innym kraju.

 

**
Ula Idzikowska – dziennikarka, reporterka. Absolwentka filologii niderlandzkiej, literatury porównawczej i dziennikarstwa śledczego. Pisze o migracji i na tematy społeczne. Publikuje na łamach „Tygodnika Powszechnego”, OKO.press i magazynu „Non/fiction”.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij