Serwis klimatyczny, Świat

Po szczycie Bidena: globalne oczu mydlenie czy zielone przebudzenie?

Ameryka wraca do klimatycznej rozgrywki i sprawdza, kto celuje do tej samej bramki co ona. Z deklaracji, które padły na szczycie zwołanym przez Joe Bidena, wynika, że większość zaproszonych krajów chce przywdziać zielone barwy. Czy to przełoży się na wygraną w starciu z globalnym ociepleniem? W jakiej drużynie grają Chiny i Rosja? Czy Polska dalej grzeje ławkę rezerwowych – albo raczej – węglowych hamulcowych? O tym rozmawiamy z ekspertkami z WiseEuropa, Greenpeace Polska i Stowarzyszenia Pracownia na rzecz Wszystkich Istot.

Pandemia pandemią, ale kryzys klimatyczny sam się nie rozwiąże. Pomimo spowolnienia gospodarczego i chwilowego spadku emisji gazów cieplarnianych w ubiegłym roku globalna temperatura podniosła się do 1,2 stopnia Celsjusza w stosunku do ery przedprzemysłowej. To oznacza, że znajdujemy się bardzo blisko przekroczenia krytycznego, wskazywanego przez IPCC progu 1,5–2 stopni Celsjusza.

Złe wiadomości potwierdza opublikowany kilka dni temu przez Światową Organizację Meteorologiczną raport o stanie klimatu. Wskazuje on, że nie ma co liczyć na poprawę, bo w 2021 roku wypuścimy do atmosfery najprawdopodobniej drugą w historii rekordową ilość CO2. A mieliśmy przecież redukować ślad węglowy.

Osiągnięcie neutralności klimatycznej i zerwanie z energetyką opartą na paliwach kopalnych to jednak zaledwie czubek góry wyzwań, jakie stawia przed nami kryzys klimatyczny. Aby uratować planetę i urzeczywistnić wizję Zielonego Ładu, polityczni decydenci muszą też przedstawić plan inwestycji w odnawialne źródła energii, stworzenia nowych miejsc pracy i udzielenia wsparcia finansowego małym i niezamożnym krajom. Jak to osiągnąć?

Z tymi pytaniami zmierzyło się właśnie 40 liderów państw, których Joe Biden zaprosił na dwudniowy, organizowany przez Waszyngton szczyt klimatyczny. Data rozpoczęcia wydarzenia nie była przypadkowa, bo zbiegła się z obchodami Światowego Dnia Ziemi, które koronawirus już drugi raz z rzędu przeniósł do sieci.

Do covidowej rzeczywistości musieli się także dostosować politycy i polityczki, którzy w klimatycznej debacie uczestniczyli zdalnie. Nie przeszkodziło im to jednak w przeprowadzeniu dyskusji o wspólnej przyszłości. Nie zabrakło kwiecistych przemów o konieczności ochrony planety, ale czy padły konkrety?

W 2008 uratowaliśmy banki. W 2021 czas uratować planetę

Umiarkowany optymizm

– Negocjujemy już od ponad 30 lat, a postęp w walce z globalnym ociepleniem wciąż jest niewystarczający. Tymczasem kryzys klimatyczny nie czeka na nasze decyzje – mówi Diana Maciąga, koordynatorka ds. klimatu i energii Stowarzyszenia Pracownia na rzecz Wszystkich Istot i ekspertka Koalicji Klimatycznej. – Niemniej jednak cieszy to, że niektóre plany redukcyjne zostały podniesione. Przykładem niech będzie obietnica Japonii, która swój cel do roku 2030 podniosła do 46 proc. względem tego, co sygnalizowała osiem lat temu. Musimy jednak pamiętać, że za deklaracjami powinny iść czyny – zaznacza nasza rozmówczyni.

Do pozytywnych akcentów szczytu można zaliczyć też ogłoszenie Korei Południowej, która chce zaprzestać dalszego finansowania węgla za granicą, osamotniając w tej kwestii wciąż mocno wspierające podobne inwestycje Chiny i Japonię. Państwo Środka wprawdzie po raz pierwszy oficjalnie potwierdziło, że będzie dążyć do obniżenia swojej konsumpcji węgla, problem w tym, że do neutralności klimatycznej zamierza dojść dopiero w 2060 roku. To zbyt późno, by powstrzymać zmiany klimatyczne.

„Będziemy ściśle kontrolować projekty elektrowni węglowych […] Rygorystycznie ograniczymy wzrost zużycia węgla w okresie 14. planu pięcioletniego (2021–2025) i będziemy je obniżać w 15. planie pięcioletnim (2026–2030)” – powiedział Xi Jinping.

„Chiny osiągną szczyt konsumpcji węgla do 2025 roku. Przemówienie Xi Jinpinga na szczycie klimatycznym przybliżyło ostateczne pożegnanie z tym źródłem energii. Ale potrzeba więcej działań. Kraj ma warunki do tego, żeby szybciej zredukować emisje. W interesie Chin jest więc ogłoszenie dalszych planów przed COP26” – stwierdził Li Shuo ze wschodnioazjatyckiego oddziału Greenpeace.

Data odejścia od węgla padła też ze strony Rosji. Władimir Putin zamierza uporać się z tym do 2050 roku. Z kolei Wielka Brytania celuje w redukcję emisji na poziomie 78 proc. do 2035 roku. Wciąż nie wiadomo, jak będą wyglądały kolejne etapy zmian, mimo że rząd Borisa Johnsona tuż przed szczytem Bidena zakończył negocjacje w sprawie prawa klimatycznego.

Wyznaczoną sobie wcześniej poprzeczkę podniosła również Kanada, zobowiązując się na międzynarodowym forum, że do 2030 roku zmniejszy emisje do 40–45 proc.

Chińskie potyczki z dekarbonizacją

czytaj także

Szansa, nie przeszkoda

„Dzisiejszy szczyt pokazuje, że sytuacja zmienia się w kierunku działań na rzecz klimatu, ale przed nami jeszcze długa droga do przebycia. Aby zapobiec trwałej katastrofie klimatycznej, musimy wykorzystać dzisiejszy impuls natychmiastowo w tym przełomowym dla ludzi i planety roku” – powiedział sekretarz generalny ONZ António Guterres, podsumowując wystąpienia politycznych przywódców w pierwszym dniu spotkań. Ten sam lider wskazywał niedawno, że świat potrzebuje nowej narracji w zmaganiach z klimatem, i wezwał do „zawarcia pokoju z naturą”.

Zmianę politycznej retoryki również podczas szczytu dostrzegła Izabela Zygmunt, ekspertka ds. energii i klimatu z WiseEuropa. – Ten optymistyczny i niosący nadzieję ton dominował w pierwszym dniu szczytu. Bardzo wielu liderów mówiło o przeciwdziałaniu zmianom klimatu w duchu szansy dla rozwoju i gospodarki, a nie – jak dotychczas – żmudnego wysiłku, ograniczeń i zagrożenia – twierdzi nasza rozmówczyni.

– Pozytywnym zaskoczeniem było także to, że pojawiły się deklaracje ze strony polityków, co do których nie spodziewano się żadnych ambitnych obietnic. Mam na myśli m.in. Jaira Bolsonaro, który zadeklarował, że jego kraj osiągnie neutralność klimatyczną już w 2050, a nie – jak wskazywał wcześniej – dopiero w 2060 roku. Usłyszeliśmy od niego też, że zajmie się nielegalnymi wycinkami w Puszczy Amazońskiej, co stanowi główny temat rozmów toczących się na linii dyplomatycznej pomiędzy USA i Brazylią – dodaje Izabela Zygmunt.

Diana Maciąga do słów brazylijskiego przywódcy podchodzi z nieco większym dystansem. Już przed rozpoczęciem szczytu ostrzegała, że inicjatywa prezydenta Bidena to wprawdzie „znak, że międzynarodowa dyplomacja klimatyczna się ożywia, ale, niestety, wraz z nią ożywia się też greenwashing”.

– Może się wydawać, że Bolsonaro przeszedł przemianę, ale prawdą jest, że prawo ochrony przyrody w tym kraju zostało całkowicie zdemolowane. Należy więc zadać sobie pytanie, co tak naprawdę uznaje się tam za nielegalną wycinkę, biorąc jednocześnie pod uwagę, że rębnie zgodne z przepisami są w Brazylii wybitnie niszczycielskie – mówi przedstawicielka Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.

Zielone centrum idzie po władzę (spojler: nie w Polsce)

Ameryka przejmuje ster

Niewątpliwie najważniejszym akcentem szczytu okazały się wystąpienia jego gospodarza. Joe Biden stawienie czoła katastrofie klimatycznej uczynił priorytetem najpierw w kampanii wyborczej, a potem w planach swojej administracji. Amerykański polityk krótko po zaprzysiężeniu powrócił do odrzuconego przez Donalda Trumpa porozumienia paryskiego, a także przedstawił bardzo wiele proklimatycznych rozwiązań, które będzie realizował z pomocą swojego specjalnego wysłannika ds. klimatu, znanego eksperta w tej dziedzinie, Johna Kerry’ego.

USA przedstawiły nowy cel redukcji emisji na rok 2030: 50–52 proc. w stosunku do roku 2005. Całkowitą neutralność klimatyczną mają nadzieję osiągnąć 20 lat później.

„Nowy cel klimatyczny USA jest krokiem we właściwym kierunku: wszystkie główne gospodarki powinny zmierzać do zmniejszenia emisji o co najmniej 50 proc. do 2030 roku. Amerykański cel dotyczący sektora energii bezemisyjnej do 2035 roku sygnalizuje zdecydowane odejście od zanieczyszczających paliw kopalnych. Będzie to silny, globalny sygnał, że era węgla, gazu i ropy dobiegła końca” – powiedziała Laurence Tubiana, szefowa European Climate Foundation.

– USA postawiły sobie dosyć trudne zadanie, bo po zerwaniu porozumienia paryskiego i czterech latach bycia outsiderem w międzynarodowej polityce klimatycznej oraz podważania słuszności światowych wysiłków na rzecz klimatu próbują teraz odbudować pozycję lidera. Między innymi temu służył szczyt – twierdzi Izabela Zygmunt.

Jej zdaniem USA pokazują, że zaczynają traktować klimat poważnie, podchodzą do niego kompleksowo i tego samego oczekują od pozostałych krajów, które zaprosiły do dyskusji.

– Amerykański cel to podwyżka mniej więcej dwukrotna w stosunku do poprzednich deklaracji, ale wciąż za mała w porównaniu z tym, co postulują naukowcy. Biden zaprezentował nieco niższy poziom ambicji, niż ma Unia Europejska, która chce ograniczyć emisje o 55 proc. – podkreśla nasza rozmówczyni i przypomina, jak zróżnicowana krajowo jest historyczna odpowiedzialność za skumulowane emisje gazów cieplarnianych. Oceniając deklaracje dotyczące redukcji emisji, nie można zapominać, że odpowiedzialność za zmiany klimatu trzeba rozpatrywać nie tylko w kontekście teraźniejszości.

– Choć obecnie największym trucicielem są Chiny, to po zsumowaniu emisji z całej ery przemysłowej na prowadzenie wysuwają się USA. Dlatego też od prezydenta Bidena trzeba wymagać uznania tego faktu, a także oczekiwać jak największych i mobilizujących resztę krajów ambicji. Myślę, że te działania nadejdą, co widać po ilości energii i kapitału wkładanego w szczyt i rozmowy o klimacie, jak i nominacjach w administracji prezydenta, które pozwalają myśleć, że USA w drodze do zielonej transformacji nie zatrzymają się na kwietniowym szczycie – zaznacza Zygmunt.

Jeden Biden klimatu nie czyni, ale się stara

Wciskanie gazu

Niestety jest pewien fakt, który kładzie się cieniem na klimatyczne przywództwo administracji Bidena. Mowa o dofinansowaniu przez USA projektów opartych na paliwach kopalnych w innych krajach, które przemilczano na szczycie. – Wciąż wiele jest dużych amerykańskich instytucji finansowych takich jak np. EximBank, który na całym świecie opłaca miliardami dolarów różne niszczycielskie dla planety inwestycje, jak choćby wydobycie gazu łupkowego w Vaca Muerta w Argentynie czy projekty LNG w Mozambiku – zauważa Diana Maciąga, dodając, że w wytycznych dotyczących walki z globalnym ociepleniem zabrakło też kwestii gazu ziemnego.

– To istotna sprawa z polskiego punktu widzenia, ponieważ kilka projektów, które mają być finansowane przez amerykańską International Development Finance Corporation i stanowią część inicjatywy Trójmorza, dotyczy właśnie wykorzystania gazu. Gaz to przecież paliwo kopalne, które jest niemal tak samo szkodliwe dla klimatu jak węgiel. Nie mówimy bowiem wyłącznie o emisjach CO2 ze spalania gazu, które na papierze mogą się okazać rzeczywiście niższe niż te ze spalania węgla, ale także o emisjach metanu ulatniającego się przy wydobyciu i transporcie – słyszymy.

Diana Maciąga przypomina, że metan jest ponad 80 razy silniejszym gazem cieplarnianym niż CO2: – Niestety więc to, co przedstawia się jako wielką, związaną m.in. z importem gazu ziemnego współpracę pomiędzy Polską a USA, prawdopodobnie doprowadzi nas do sytuacji, w której może i wycofamy się z węgla, ale wpadniemy w pułapkę zależności od innego paliwa kopalnego.

Zielona gospodarka jest możliwa technicznie i ekonomicznie. A politycznie?

Galopująca Unia?

Ten problem nie dotyczy wyłącznie USA i Polski, ale także UE, której przedstawicielka Ursula von der Leyen uczestniczyła w szczycie jako „liderka ochrony klimatu”. Dzień przed rozpoczęciem szczytu Wspólnota uchwaliła wytyczne prawa klimatycznego, w których zobowiązano się do redukcji emisji o „co najmniej 55 proc.” do roku 2030 (względem roku 1990) oraz osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 roku.

– Z jednej strony to wysoki pułap, a z drugiej – wciąż za mały, jeśli wziąć pod uwagę stanowisko naukowców, którzy mówią, że do 2030 roku obniżenie emisji powinno sięgać 60–65 proc. Ursula von der Leyen ogłosiła, że Europa będzie pierwszym kontynentem neutralnym klimatycznie na świecie, i wszyscy oczywiście bardzo byśmy sobie tego życzyli. Jednak kilka dni temu została opublikowana tzw. taksonomia unijna, która tym planom przeczy – mówi Diana Maciąga.

Chodzi o przyjęty przez Komisję Europejską system klasyfikacji inwestycji i pakiet środków przeznaczonych na finansowanie zrównoważonej działalności gospodarczej. – W regulacjach, które miały przeciwdziałać greenwashingowi, nie znalazło się jeszcze ani słowo o błękitnym paliwie. Decyzje w tej sprawie odłożono na później. Jeśli gaz kopalny ostatecznie znajdzie się w taksonomii, technologie energetyczne oparte na tym paliwie będą mogły być uznawane za działalność ułatwiającą przejście z węgla i ropy na odnawialne źródła energii.

– Stała się też inna zła rzecz, również przemilczana na szczycie. UE za zrównoważone projekty uznała większość rodzajów wyrębu i spalania drzew na potrzeby produkcji bioenergii. Naukowcy unijni ze Wspólnego Centrum Badawczego zgadzają się, że 23 z 24 scenariuszy dotyczących biomasy leśnej stanowi zagrożenie dla klimatu, bioróżnorodności albo dla obu naraz. Z kolei samo spalanie drewna może spowodować większe emisje w przeliczeniu na jednostkę energii niż spalanie węglem. Szalenie ważne jest więc to, by podkreślić, że jakiekolwiek spalanie drzew nie jest neutralne klimatycznie, a ten rodzaj biomasy nie może być zaliczany do odnawialnych źródeł energii – mówi Diana Maciąga.

Ekspertka wyjaśnia, że na pochłonięcie przez drzewa CO2, który się wówczas ulatnia do atmosfery, potrzeba kilkudziesięciu lat. Tymczasem świat musi redukować emisje teraz.

Dekarbonizacja to nie dopust boży. To opłacalna inwestycja

Przystanek przed COP26

– To tylko pokazuje, że trzeba liderom patrzeć na ręce i rozliczać z ich słów. Jednocześnie trzeba cieszyć się z tego, że przywódcy światowi się spotkali, bo to ważna rozgrzewka przed zbliżającym się wielkimi krokami listopadowym szczytem w Glasgow – przypomina z kolei Izabela Zygmunt.

Od niej słyszymy, że jeżeli chcemy poważnie traktować zatrzymanie ocieplenia klimatu na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza, w krótkim czasie musimy otrzymać od polityków dalsze, konkretne plany. Mowa zarówno o tych, którzy na łączach z Waszyngtonem niespecjalnie się wykazali, jak i tych, którzy złożyli optymistyczne obietnice.

Inicjatywa Bidena mobilizuje „energię i polityczny kapitał liderów wobec negocjacji klimatycznych”, a także przyspiesza ich działania, czego dobrym przykładem może być, jak wskazuje nasza rozmówczyni, porozumienie chińsko-amerykańskie opublikowane w weekend przed szczytem. Obie strony zobowiązały się w nim do tego, że przed COP26 przedstawią konkretne strategie dojścia do neutralności klimatycznej.

– Poziom ambicji trzeba konsekwentnie podwyższać, co jest zresztą wpisane w pięcioletni rytm składania nowych i zmienionych zobowiązań klimatycznych w porozumieniu paryskim. Nie mniej ważne od samych deklaracji – na najwyższym politycznym szczeblu – okaże się to, jak będą one realizowane, bo diabeł tkwi w szczegółach. Nie możemy pozwolić na ograniczenie się do retoryki, podczas gdy w rzeczywistości mamy business as usual, a emisje dalej trafiają do atmosfery – wskazuje przedstawicielka WiseEurope.

Czego Unia Europejska powinna się nauczyć z pandemii

A Duda znowu o węglu

Niestety nie wszyscy zdają się rozumieć tę konieczność. Tak, mówimy o Polsce. Joe Biden zaprosił do rozmów Andrzeja Dudę, ale polski prezydent jeszcze przed szczytem zapewnił, że nie będzie stawiał sobie celów ambitniejszych, niż ma UE. Nie wskazywał też, by miał jakoś naprawić kompromitację z międzynarodowej debaty klimatycznej w Katowicach, gdzie wygłosił słynne zdanie o Polsce stojącej węglem przez najbliższe stulecia.

Czym zabłysnął teraz? Andrzej Duda powiedział, że odchodzenie od węgla zajmie nam jednak dziesięciolecia. „To musi być proces, nikt odpowiedzialny nie zamknie z dnia na dzień kopalń, nikt odpowiedzialny nie powie, że musimy to zrobić” – stwierdził, posiłkując się argumentem o kryzysie w górnictwie.

Po czym dodał: „Uważam, że zabezpieczywszy nasz węgiel, aby był także na przyszłość, na wszelki wypadek, surowcem energetycznym do wykorzystania – należy cały czas prowadzić badania nad nowoczesnymi technologiami w tym zakresie. Nie mam wątpliwości, że to także jest przyszłość i to także jest kwestia budowania pewnej architektury bezpieczeństwa energetycznego dla naszego kraju”.

Bal na Titanicu, czyli jak Bełchatów odchodzi od węgla (choć jeszcze o tym nie wie)

Przypomnijmy, że obecnie przytłaczająca większość, bo aż 70 proc., prądu wytwarzanego w Polsce pochodzi ze spalania węgla. Zmian nie widać. Bierność rządu wobec wyzwań klimatycznych i złożone górnikom obietnice o tym, że ostatnie kopalnie zamkną się w 2049 roku, najwyraźniej kazały Bidenowi myśleć, że na tegorocznym szczycie z ust Dudy nie padną nowe deklaracje. Prawdopodobnie dlatego jego występ zaplanowano dopiero na końcówkę drugiego dnia debaty. Inne teorie wskazują, że to był amerykański test dla Polski. Czy Duda go zdał?

– Słowa prezydenta na dzisiejszym szczycie to kompletny blamaż. Andrzej Duda nie powiedział niczego nowego, nie złożył też żadnej konkretnej deklaracji ani nie wykazał się odwagą i rozsądkiem. A rozsądek wymaga słuchania głosu nauki. Ten jest jasny: by mieć szansę zatrzymać kryzys klimatyczny, Polska, jak i pozostałe kraje OECD, powinna odejść od węgla najpóźniej do 2030 roku. Ale zamiast tego nasz prezydent na międzynarodowym forum pochwalił się porozumieniem z górnikami i faktem, że Polska do 2049 roku nadal zamierza spalać węgiel – komentuje Anna Ogniewska z Greenpeace Polska.

Uwagę naszej rozmówczyni w przemowie Dudy – jednej z najdłuższych podczas szczytu – zwróciła też informacja, że Polska stawia na elektromobilność. – A przecież pamiętamy ten milion samochodów elektrycznych, które obiecywał premier Morawiecki. Miały jeździć po polskich ulicach, ale dziś wciąż ich nie widać. Mało tego, prezydent mówi o zamianie jednego paliwa kopalnego na inne – słyszymy.

Chodzi o gaz ziemny, na którym według deklaracji prezydenta obok atomu i OZE będzie się opierał nasz miks energetyczny. – W dodatku Andrzej Duda wraca do koncepcji leśnych gospodarstw węglowych, których idea padła jeszcze podczas szczytu w Katowicach – twierdzi ekspertka, przypominając, że ich rozwój ma znikome znaczenie dla pochłaniania emisji gazów cieplarnianych. Tę propozycję nazywa zwykłym PR-owym wybiegiem i wydmuszką.

Homo Polonus Ecologicus – kto jest gotowy na zmianę klimatu?

– Polscy rządzący dalej nie rozumieją, z czym się wiąże kryzys klimatyczny oraz międzynarodowa polityka w tym zakresie. Nie zdają sobie sprawy z konsekwencji i szans, jakie proklimatyczne działania mogą przynieść Polsce. Niewykluczone też, że może to być po prostu cyniczna gra wyborcza. Przypominam jednak, że na szali leży nasza przyszłość, przyszłość polskiej gospodarki i następnych pokoleń – twierdzi Anna Ogniewska.

Jej zdaniem prezydent Duda ustawia się na marginesie światowej ligi klimatycznej, co oznacza, że inne kraje nie będą nas traktować poważnie. – Gdyby Polska miała cokolwiek do zaoferowania, być może występ Dudy odbyłby się pierwszego dnia szczytu, podczas głównego panelu, na którym przemawiali najważniejsi liderzy. Ci, którzy mniej lub bardziej liczą się z polityką klimatyczną. Prezydent mógł pokazać, że Polska chce poczynić realne, konkretne i odważne działania. Czuję się wręcz zażenowana, że nasz kraj nie mógł się na szczycie niczym ambitnym pochwalić – kwituje przedstawicielka Greenpeace.

Popkiewicz: Polska musi przestać trzymać się zębami węglowej futryny

Diana Maciąga przypomina z kolei, że na szczycie „40 państw nie znalazły się największe światowe mocarstwa per se, lecz najwięksi światowi truciciele klimatu”: – Z jednej strony może się wydawać, że udział w tym wydarzeniu był zaszczytem, ale z drugiej – klucz wyboru gości nie stanowi powodu do dumy. Nie jest nim na pewno zaproszenie dla Polski, która cały czas jest bardzo dużym hamulcowym w polityce klimatycznej i dziś to potwierdziła.

Piszemy o kryzysie klimatycznym:

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij