Bałaganu panującego dziś w Syrii nie da się nazwać stabilnym państwem, ale Baszar al-Asad w najbliższym czasie może liczyć na coraz cieplejsze przyjęcie wśród arabskich sąsiadów.
Syryjska wojna domowa wcale się nie skończyła, choć zeszła już z pierwszych stron gazet i nie pojawia się w primetimie najpopularniejszych stacji telewizyjnych. Od kilku lat mamy bowiem do czynienia z sytuacją patową. Niektórzy twierdzą, że rzeczywistym zwycięzcą tego krwawego konfliktu, w którym zginęło od 500 do 600 tys. Syryjczyków, jest prezydent Baszar al-Asad. Z pomocą Rosjan udało mu się utrzymać władzę i odzyskać kontrolę nad znaczną częścią kraju. Dzisiaj, według różnych szacunków, kontroluje on od 60 do 70 proc. terytorium. W pozostałych częściach kraju wciąż działają jednak rozmaite ruchy, które kierują się własnymi aspiracjami, często niezgodnymi z polityką Damaszku.
czytaj także
Państwo Islamskie nie zniknęło
Spore obszary w północno-wschodniej części kraju kontrolowane są dzisiaj przez de facto autonomiczny rząd Rożawy i Syryjskie Siły Demokratyczne, zdominowane przez Kurdów. W swojej polityce skupiają się oni obecnie na działaniach przeciwko tureckiej okupacji części północnej Syrii, rozpoczętej w 2016 roku. Na zachodzie część prowincji Idlib nazywana jest wciąż „ostatnią twierdzą rebeliantów”, wśród których dominuje Hajat Tahrir asz-Szam, sunnicka milicja powstała z połączenia islamistycznych ugrupowań, w tym m.in. Frontu an-Nusra, będącego syryjskim odłamem Al-Kaidy. Liczne organizacje międzynarodowe alarmują, że HTS łamie prawa człowieka poprzez ataki na zamieszkiwane przez cywili obszary, jak również liczne aresztowania osób, które uważane są za sympatyków reżimu Asada.
Arabowie nie pomogą w obniżeniu cen ropy, bo w Białym Domu woleli Trumpa
czytaj także
Wciąż aktywne jest także Państwo Islamskie, choć już w 2019 roku Donald Trump zapowiadał, że zostało pokonane. Jego bojownicy nie kontrolują wprawdzie żadnych znaczących obszarów terytorialnych, lecz wciąż słychać o dokonywanych przez nich zamachach terrorystycznych i zbrodniach na cywilach.
W kraju aktywne są też liczne inne milicje, w tym irańskie, z którymi nalotami walczy Izrael, przy cichym wsparciu rosyjskich wojskowych, wciąż obecnych w Syrii.
Parias wraca do łask
Tego bałaganu nie da się nazwać stabilnym państwem, stąd też pozycja Asada wciąż jest zagrożona. W ubiegłym roku odbyły się fasadowe wybory, które przy przekraczającym 95 proc. poparciu wygrał obecny prezydent. Po raz drugi w historii kraju pojawili się alternatywni kandydaci, na których głosy mogli oddać obywatele, ale mało komu przychodzi do głowy, by wybory nazwać demokratycznymi. Były one jednak pewnym krokiem w kierunku legitymizacji reżimu w Damaszku, mającym nie tylko potwierdzić, że Asad jest legalnym władcą Syrii, ale także zaprezentować, że w stolicy zostanie na dobre.
Baszar al-Asad wciąż jest jednak w dużej mierze pariasem na arenie międzynarodowej, choć w ostatnich latach i miesiącach się to zmienia. Pozostałe arabskie reżimy zaczynają rozumieć, że pozycja ich syryjskiego kolegi się stabilizuje i konieczne może się okazać ponowne przyjęcie go do politycznego mainstreamu. Wiele krajów Bliskiego Wschodu zerwało stosunki dyplomatyczne z Damaszkiem wraz z wybuchem wojny domowej, nierzadko wspierając też ugrupowania otwarcie zwalczające Asada i jego partię Baas. Już w listopadzie 2011 roku zawieszone zostało także członkostwo Syrii w Lidze Państw Arabskich, kluczowym forum mającym pogłębiać relacje między państwami arabskimi i koordynować ich współpracę.
Dla wielu przywódców regionu syryjski dyktator jest jednak jedynym gwarantem względnej stabilności i jedyną, lub przynajmniej najrozsądniejszą, szansą na odbudowę zniszczonego wojną kraju. Stąd też możemy zaobserwować znaczącą poprawę w dwustronnych relacjach Damaszku z sąsiadami.
Stosunki syryjsko-jordańskie po wybuchu wojny domowej stały się napięte, a Baszar al-Asad oskarżał króla Abd Allaha II o udział w konflikcie. Nic dziwnego, gdyż Jordańczycy wzięli udział w amerykańskiej interwencji, przeprowadzając już w 2014 roku naloty na pozycje bojowników Państwa Islamskiego. Amman wspierał jednak także grupy rebeliantów walczących z wojskami Asada, szczególnie w prowincji Dara, dostarczając informacji wywiadowczych i nadzorując dostawy pieniędzy, broni i pojazdów z Zachodu i innych państw arabskich. Dopiero od rosyjskiej interwencji rozpoczętej w 2015 roku Jordańczycy stopniowo zaczęli wycofywać wsparcie dla Frontu Południowego i Wolnej Armii Syrii, zgadzając się na koordynowanie swoich operacji z Moskwą.
Mimo to w ubiegłym roku Asad i król Abd Allah II odbyli rozmowę telefoniczną, podczas której przedyskutowali możliwości pogłębienia współpracy. Ambasady ponownie zostały otwarte, choć wciąż nie działają na pełnych obrotach. Amman zgodził się na uruchomienie głównego przejścia granicznego położonego na autostradzie łączącej stolice obu krajów, w nadziei, że wznowiona wymiana handlowa tchnie nowe życie w gospodarkę, nadwątloną kryzysami i sankcjami. Co więcej, jordański król wezwał też administrację amerykańskiego prezydenta Joe Bidena, by w nowej polityce syryjskiej nie stawiał na „zmianę reżimu”, a raczej na starania o to, by zmienić zachowania Asada.
Arabowie nie pomogą w obniżeniu cen ropy, bo w Białym Domu woleli Trumpa
czytaj także
Widmo szariatu
W grudniu 2018 roku ambasadę w Damaszku otworzył także Bahrajn. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Królestwa podało wówczas, że celem jest przede wszystkim wzmocnienie arabskich działań w Syrii, aby ograniczyć ryzyko zagranicznych ingerencji w jej sprawy. Nie zostało to powiedziane wprost, ale jasnym się zdaje, że chodziło tutaj przede wszystkim o Iran, który przez większość państw Półwyspu Arabskiego odbierany jest jako największe zagrożenie dla stabilności regionu.
Obecność Iranu i wspieranych przez Teheran milicji w Syrii jest więc widziana jako agresywna polityka, która ma na celu nie tylko zapewnienie strategicznej głębi, w tym kontroli nad syryjsko-izraelskim pograniczem, ale także zmianę struktury społecznej kraju. Wsparcie dla szyickich milicji i rozgrywanie własnego soft-power poprzez zapewnianie programów edukacyjnych, opieki zdrowotnej i rozwoju infrastruktury sprawiło, że wielu Syryjczyków decyduje się na konwersję na islam szyicki. Mimo że Syria jest krajem zdominowanym przez sunnitów, to praktykowany przez nich islam nie jest tak restrykcyjny jak w innych państwach regionu. Jeszcze w 2013 roku, mimo nacisków ze strony islamistycznej opozycji, Baszar al-Asad zapewniał, że chce utrzymać świecki charakter kraju, który nie ma przepisów prawa opartych na szariacie. Potwierdza to też obowiązująca konstytucja z 2012 roku, której artykuł 3 zaznacza, że w kraju obowiązuje wolność wyznania. W tym samym artykule stwierdza jednak, że prezydent kraju musi być muzułmaninem, a prawodawstwo muzułmańskie ma być „istotnym źródłem prawa”.
Wiele krajów regionu obawia się jednak, że wpływy Teheranu mogą ten porządek zaburzyć. Dla nich lepsza jest świecka Syria, której obywatele deklarują, że są sunnitami, niż szyicka Islamska Republika Syrii, jak mógłby być nazwany kraj, gdyby rzeczywiście przeszedł kolejną rewolucję. Te obawy mogą być trochę na wyrost, gdyż dzisiaj jedynie około 10 proc. Syryjczyków jest szyitami, a konwersje ostatnich lat powodowane są w dużej mierze chęcią poprawy własnego statusu i przychylniejszego traktowania przez szyickie milicje.
Liban po wyborach: Hezbollah przegrywa, ale końca chaosu nie widać
czytaj także
Saudowie nie chcą zbliżenia, ale normalizacja postępuje
Nie tylko Bahrajn jednak postanowił poprawić relacje z Damaszkiem, by wzmocnić arabskie wpływy. To samo dzień wcześniej zadeklarowały Zjednoczone Emiraty Arabskie. Abu Zabi prowadzi też starania mające przywrócić Syrii pełne członkostwo w Lidze Państw Arabskich. Ich elementem była choćby wizyta Asada w Emiratach 18 marca, pierwszy wyjazd syryjskiego prezydenta do arabskiego kraju od wybuchu wojny domowej. Pokryła się ona także z trwaniem wystawy Expo 2020 w Dubaju, gdzie swój pawilon zaprezentowała także Syria, pokazując w nim historię kraju i perspektywy na przyszłość.
Starania Emiratów i innych państw, które chciałyby zbliżenia Ligi Państw Arabskich z Syrią, spotykają się jednak z oporem ze strony Arabii Saudyjskiej. Co prawda jeszcze w maju 2021 roku w Damaszku spotkali się szefowie wywiadu obu krajów, a następnie rozmawiali ze sobą podczas Forum Arabskiego Wywiadu w Kairze w listopadzie, ale daleko jeszcze, by stwierdzić, że relacje uległy ociepleniu. Tym bardziej że jeszcze w zeszłym roku Przedstawiciel Arabii Saudyjskiej przy ONZ Abdallah al-Mouallimi odniósł się do opinii o zwycięstwie Asada w wojnie domowej w dosadnych słowach, zaznaczając, że syryjski przywódca „stoi na piramidzie ciał”, podkreślając tym samym, że konflikt daleki jest od zakończenia, a ludzie wciąż giną.
Także minister spraw zagranicznych Kataru, szejk Muhammad ibn Abdulrahman as-Sani zapowiedział, że jego kraj nie ma planów na poprawę relacji z Syrią, podkreślając na wspólnej konferencji z sekretarzem stanu USA Antonym Blinkenem, że nie widzi żadnych poważnych starań ze strony Asada, by naprawić swój kraj. Dodał także, że ma nadzieję, iż inne kraje arabskie nie będą czyniły dalszych kroków legitymizujących syryjskiego prezydenta.
Normalizacja jednak postępuje. Także Oman przywrócił ambasadora do Damaszku. Z kolei Egipt, który relacje dyplomatyczne z Syrią przywrócił, kiedy wskutek Arabskiej Wiosny obalony został prezydent Hosni Mubarak i władzę objął Muhammad Mursi, w ubiegłym roku w porozumieniu z Bejrutem i Ammanem, a za pozwoleniem Waszyngtonu, zgodził się na dostarczanie Libańczykom gazu przez Syrię. Wszystko po to, by ulżyć Libanowi w potężnym kryzysie gospodarczym ciągnącym się od kilku lat. A w 2024 roku Damaszek ma być gospodarzem Arabskiej Konferencji Energetycznej, na której pojawią się państwa zrzeszone w ramach Organizacji Arabskich Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OAPEC).
O jeden przyczółek za daleko, czyli wiele hałasu o Wyspy Salomona
czytaj także
Zachodowi może się to nie podobać, ale wszystko wskazuje na to, że Baszar al-Asad nie tylko zachowa stanowisko, ale będzie też z każdym miesiącem coraz cieplej przyjmowany na arabskiej arenie politycznej. Pozostaną mu jednak liczne problemy wewnątrz kraju, a nie wszystkie będzie mógł rozwiązać choćby najsprawniejszymi staraniami dyplomatycznymi. Przez długi czas Syria nie odzyska prawdziwej podmiotowości, zamiast tego będąc sceną, na której rozgrywają się interesy innych regionalnych sił.
**
Jakub Katulski – politolog, orientalista, absolwent Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ. Specjalizuje się w relacjach Izraela z sąsiadami i Europą. Współautor bloga Stosunkowo Bliski Wschód.