Twój koszyk jest obecnie pusty!
Solidarność zawodzących wiatrów. Historia kurdyjsko-palestyńskiego oporu
Od Jerozolimy po Bejrut i od Doliny Bekaa po Rożawę słychać głosy narodów od wieków dzielonych przez imperia, lecz nigdy do końca pokonanych. Palestyńczycy i Kurdowie – dwa ludy pozbawione państwa, lecz nie tożsamości – splatają swoje losy w historii oporu, poezji i pamięci.
⚔️ Od czasów Saladyna aż po XX wiek losy Kurdów i Palestyńczyków splatają się w walce z imperializmem i kolonializmem.
🗺️ Traktat Sykes–Picot (1916) i Deklaracja Balfoura (1917) doprowadziły do rozbicia Bliskiego Wschodu i utraty suwerenności przez Palestyńczyków i Kurdów. Oba narody stały się ofiarami imperialnych interesów i narodowych ideologii rodem z Europy.
✒️ Przyjaźń poetów Mahmouda Darwisza i Salima Barakata symbolizuje zjednoczenie zniewolonych ludów. Ich twórczość stała się formą oporu, solidarności i wspólnego marzenia o wolności.
Zaczyna się od wiatru, który 4 lipca 1187 roku wieje wyjątkowo silnie na rogach Hattin – wulkanicznym wzgórzu w Dolnej Galilei. Po skonsolidowaniu władzy i zjednoczeniu podzielonego świata islamu Saladyn z kurdyjskiego rodu Ajjubidów tego właśnie dnia zadaje krzyżowcom cios, po którym już nigdy się nie podniosą. Wykorzystuje siłę samej natury – jego żołnierze zbierają wysuszone trawy oraz krzewy porastające wzgórze i rozpalają potężne ogniska, a wiatr niesie gryzący dym i żar prosto na wycieńczonych, odciętych od linii zaopatrzeniowych rycerzy Gwidona. Oślepieni ciemnymi, iskrzącymi się podmuchami, nie są w stanie odeprzeć żadnego z ataków Saladyna.
Ziemia Święta staje przed nim otworem. Zdobywa Jerozolimę drogą dyplomacji, nie przelewając ani kropli krwi. Zezwala – po opłaceniu okupu – opuścić miasto wszystkim jego mieszkańcom. Humanitaryzm Ajjubida szokuje krzyżowców, którzy po wdarciu się do Jerozolimy 88 lat wcześniej wycięli w pień wszystkich znajdujących się w jej obrębie, głównie żydów i muzułmanów, a samo miasto doszczętnie splądrowali.
Tuż po wymarszu krzyżowców żydzi i muzułmanie wracają do miasta. Chrześcijanie również dostają zezwolenie na powrót, pod warunkiem opłacenia odpowiedniej kwoty. Pod rządami różnych muzułmańskich władców ludność wyznająca te trzy religie przez 700 lat będzie pokojowo współegzystowała na tym terenie. Saladyn Ajjubi łączy też Kurdów i Arabów – dostrzegają w nim mądrego i szlachetnego władcę, który zjednoczył podzieloną ummę i wyparł europejskich barbarzyńców.
W 1982 roku Kurdowie znów pojawiają się niedaleko Jerozolimy. Tym razem ramię w ramie z Palestyńczykami z Organizacji Wyzwolenia Palestyny odpierają atak innych nieproszonych gości – Izraelczyków. Ich bohaterska obrona zamku Beaufort, twierdzy z czasów wypraw krzyżowych, znanej lokalnie jako Qal’at al-Shaqif, choć zakończona klęską, przynosi na Bliskim Wschodzie zmiany nie mniej doniosłe, niż wygrana Saladyna. Sprawa palestyńska, wówczas centralna dla wszystkich ruchów lewicowych, przyciąga rewolucjonistów z całego świata, którzy masowo wstępują w szeregi OWP, ale to właśnie mała, niedoświadczona partia kurdyjska stawia Izraelowi najzacieklejszy opór. Kurdowie opuszczają pole bitwy jako ostatni, po Palestyńczykach i Libańczykach. Ich heroiczne zaangażowanie i relacje, jakie zbudowali z palestyńskimi rewolucjonistami, na zawsze zmieniają polityczny krajobraz Bliskiego Wschodu.
Podział Palestyny i podział Kurdystanu
W 1916 roku Francja i Wielka Brytania podpisują tajny traktat Sykes-Picot, zgodnie z którym Bliski Wschód ma zostać podzielony na strefy wpływów potęg imperialnych, zupełnie lekceważąc strukturę religijną czy etniczną tego obszaru. Palestyna przypada Brytyjczykom, a rok później brytyjski minister spraw zagranicznych lord Balfour wysyła list do przywódcy społeczności żydowskiej w Wielkiej Brytanii. Gwarantuje w nim Żydom z Europy osadnictwo na terytorium Palestyny, określonej w liście jako „narodowa siedziba narodu żydowskiego”.
Deklaracja Balfoura pieczętuje los Palestyny. Niedługo później pokojowa koegzystencja trzech wyznań żyjących między rzeką Jordan a Morzem Śródziemnym dobiega końca. Napływający syjoniści przeszczepiają europejskie idee nacjonalistyczne na teren Bliskiego Wschodu, wzniecając sekciarskie spory, które trzy dekady później doprowadzą do wojny, wypędzenia ponad 750 tys. Palestyńczyków i ustanowienia kolonialnego państwa narodowego – Izraela.
Kurdystan, który według wcześniejszych mglistych obietnic miał uzyskać niepodległość, zgodnie z francusko-brytyjskim traktatem zostaje podzielony na cztery części: irańską, iracką, syryjską i turecką. Największą część uzyskuje Turcja. Kurdowie nie składają jednak broni. Wzniecają kolejne powstania we wszystkich czterech zaborach, ale to te w Turcji, która za sprawą Mustafy Kemala Atatürka ustanowiła europejski nacjonalizm nową religią narodową, są tłumione najkrwawiej.
Jeden z ostatnich zrywów, w 1939 roku w Dersimie, kończy się ludobójstwem. Turecka armia morduje około 70 tys. cywili, a kwestia kurdyjska zostaje uznana za rozwiązaną. Rzeczywiście – przez kolejnych 45 lat tureccy nacjonaliści mogą cieszyć się względnym spokojem. Nie spodziewają się, że w 1984 roku pojawi się wyszkolone przez palestyński ruch oporu, najsilniejsze i najlepiej zorganizowanie ugrupowanie lewicowe, z jakim ten kraj kiedykolwiek się mierzył – Partia Pracujących Kurdystanu (PKK).
Po 1948 roku Palestyna staje się częścią panarabskiego ruchu socjalistycznego, kierowanego przez Gamala Adbela Nasera, nazywanego „Leninem Bliskiego Wschodu”. Palestyńskie organizacje, takie jak Fatah czy Ruch Arabskich Nacjonalistów, operują w cieniu Egiptu, Syrii i Jordanu. Nacjonalizmu samego ruchu nie należy mylić z tym europejskim – ma on wydźwięk przede wszystkim antykolonialny, zaś proarabskie nastawienie łączy się z koniecznością wyzwolenia z imperialnego ucisku i dążeniem do samostanowienia. Dlatego też Naser, choć jego główny cel stanowi wyzwolenie Arabów, nawiązuje ciepłe relacje z kurdyjskimi ruchami narodowo-wyzwoleńczymi, zwłaszcza Talabanim i Barzanim w Iraku.
Sam ruch panarabski kompromituje się w 1967 roku. Sromotna klęska, jaką sprzymierzone siły Egiptu, Syrii i Jordanu odnoszą w wojnie sześciodniowej z Izraelem, w efekcie której Strefa Gazy, Zachodni Brzeg i półwysep Synaj znajdują się pod izraelską okupacją, doprowadza do utraty zaufania Palestyńczyków wobec państw arabskich. Założona w 1964 roku OWP uniezależnia się od swoich wielkich zwierzchników i przejmuje kontrolę nad ruchem oporu w Palestynie. W 1969 roku wypiera Izraelczyków ze swoich baz w Jordanie. Bitwa pod Karamah staje się punktem zwrotnym w historii palestyńskiego oporu – słabsze i znacznie gorzej wyposażone oddziały pokazują światu arabskiemu, że armia izraelska nie jest niezwyciężona, zaś determinacja i poświęcenie mogą okazać się skuteczniejszą bronią, niż najnowsza technologia.
Sprawa palestyńska nie jest wyłącznie sprawą Palestyńczyków, lecz sprawą każdego rewolucjonisty, gdziekolwiek się znajduje – sprawą wyzyskiwanych i uciskanych mas naszej epoki” – Ghassan Kanafani, palestyński pisarz, rzecznik prasowy Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny
Bitwa pod Karameh, podobnie jak wcześniejsze zwycięstwa Wietnamczyków i Algierczyków nad znacznie silniejszymi armiami Stanów Zjednoczonych i Francji, przyczynia się do wzrostu zainteresowania partyzanckim oporem. Wietnam i Algierię dzieli jednak od Bliskiego Wschodu zbyt duży dystans – dopiero po sukcesie palestyńskich fedainów rewolucjoniści z całego regionu zdają sobie sprawę, że zwycięstwo leży w zasięgu ich rąk. OWP przenosi swoją siedzibę z Jordanu do Libanu, a z całego Bliskiego Wschodu do palestyńskich obozów szkoleniowych napływają setki osób, w większości Turków i Kurdów.
Wojna ludowa, świecki kult męczenników i internacjonalizm
W 1971 roku w Turcji ma miejsce zamach stanu, którego celem jest rozbicie tamtejszej lewicy. Tysiące aktywistów trafiają do więzień, w których poddawani są okrutnym torturom. W tym mrocznym okresie obozy wojskowe OWP jawią się jako jedyne jasne miejsca na mapie Bliskiego Wschodu. Są „palestyńskim snem, o którym śnił każdy młody, romantyczny rewolucjonista” – jak określa je kurdyjski dziennikarz Faik Balut, który trafia do libańskich baz OWP w latach 70.
Spektakularne porwania izraelskich samolotów pasażerskich, których dokonują bojownicy LFWP, jednej z frakcji OWP, sprawiają, że Palestyna staje się cause célèbre lewicy na całym świecie. W palestyńskich obozach szkoleniowych zaczynają tłoczyć się ochotnicy ze wszystkich zakątków świata: Ameryki Południowej, Afryki, Europy, USA, Azji. Osłonięty pasmem gór Libanu na wschodzie i Antylibanu na zachodzie najżyźniejszy libański region, Dolina Bekaa, stanowi idealne miejsce do szkolenia partyzantki. Na lesistych terenach trenują rewolucjoniści z niemieckiego RAF-u, włoskich Czerwonych Brygad, lankijskich Tamilskich Tygrysów czy Japońskiej Armii Czerwonej.
W 1980 roku w Turcji ponownie wprowadzony zostaje stan wojenny, wymierzony w zdobywającą popularność kurdyjską lewicę. Założona w 1978 roku Partia Pracujących Kurdystanu musi znaleźć schronienie poza granicami kraju. Dla Abdullaha Öcalana, lidera PKK, oczywistym wyborem są obozy szkoleniowe OWP w Dolinie Bekaa.
PKK od początku pobytu w dolinie wyróżnia się na tle innych ruchów rewolucyjnych dyscypliną i maksymalizmem etycznym. Ormiański rewolucjonista Monte Malkonian, który dwie dekady później odegra kluczową rolę w wyzwoleniu Górskiego Karabachu, początkowo odnosi się do Kurdów z niechęcią, pamiętając o udziale niektórych kurdyjskich plemion w ludobójstwie Ormian. Z czasem zmienia zdanie, dostrzegając niemal zakonny rygor członków PKK.
Nocami Kurdowie śnili o swojej umęczonej ojczyźnie, a gdy tylko budzili się ze snu, natychmiast ruszali na plac ćwiczeń. […] Jeśli zdarzyło im się zerwać pigwę, zostawiali pod drzewem drobne monety dla właściciela sadu. Gdy druzyjski rolnik przybył zbierać oliwki z pobliskiego gaju, wspinali się na drzewa z wiadrami, by mu pomóc. Kiedyś Sulejman, jeden z Kurdów, przełamał banana na pół i roztargniony podał towarzyszowi Hasanowi mniejszy kawałek. Wtedy jego partyjny towarzysz, Terjuman, zażądał sesji krytyki i samokrytyki. Sulejman przyznał się do przewinienia, poddał samokrytyce i uroczyście przysiągł, że nigdy więcej nie dopuści się podobnie niegodnego czynu” – Monte Melkonian, My Brother’s Road: An American’s Fateful Journey to Armenia
Dzięki pobytowi w Dolinie Bekaa Partia Pracujących Kurdystanu uczy się nie tylko taktyki guerilla, ale też zasad długotrwałej wojny ludowej, świeckiego kultu męczenników i internacjonalizmu – komponentów ruchu, które pozwolą mu przetrwać ponad 40 lat. Wciąż, pomimo zmiany paradygmatu z marksistowsko-leninowskiego na anarchistyczny, stanowią jego fundament. To dzięki nim udaje się zbudować przyczółek wolności na Bliskim Wschodzie – Rożawę.
Nie ulega wątpliwości, że młoda i niedoświadczona kurdyjska partia nie przetrwałaby, gdyby nie pomoc Palestyńczyków. Nie pozostaje im dłużna – kiedy w 1982 roku armia izraelska atakuje ośrodki OWP w Libanie, Kurdowie bez wahania stają do walki.
Podczas ataku 6 czerwca panuje bezwietrzna pogoda, co sprzyja izraelskim samolotom i moździerzom. Uzbrojona jedynie w kałasznikowy niewielka grupa złożona ze Studentów Fatahu i PKK nie ma szans w starciu z przeważającą liczebnie i technologicznie armią izraelską. Położony na wyniosłej skale zamek Beaufort, ten ostatni bastion krzyżowców, który Saladyn Ajjubi zdobył dopiero po trzech latach od odbicia samej Jerozolimy, poddaje się po dwóch dniach intensywnych walk. Jedenastu ludzi, których traci wtedy PKK, przechodzi do legendy jako jedni z pierwszych męczenników sprawy kurdyjskiej. Piętnastu innych członków partii trafia do izraelskiego więzienia, gdzie są poddawani torturom. Zdobycie Beaufort otwiera drogę do dalszej ofensywy: armia izraelska wkracza w głąb Libanu, a wkrótce przy jej wsparciu maronicka Falanga dokonuje masakry palestyńskich uchodźców w Sabrze i Szatili. Organizacja Wyzwolenia Palestyny zostaje rozbita i zaczyna tracić na znaczeniu, a tożsamość palestyńska znajduje nowe formy ciągłości i oporu.
Mahmoud Darwisz i Salim Barakat. Poezja palestyńsko-kurdyjskiego braterstwa
W walkach o Liban bierze udział Salim Barakat, Kurd niezwiązany z żadną partią. Z zawodu jest poetą, z zamiłowania – fedainem.
Wziąłem odwet na nieobecności
Zrobiłem to, co mgła zrobiła mojemu rodzeństwu
I upiekłem swoje serce jako zdobycz. Nie będę taki, jaki bym chciał. I nie będę kochał tej ziemi bardziej lub mniej niż wiersza.
Kurd nie ma nic poza wiatrem, który w nim mieszka, a on mieszka w niej.
A ona uzależnia go i vice versa, aby uciec od specyfiki tej ziemi i tych rzeczy”
– Mahmoud Darwisz, Kurd nie ma nic poza wiatrem (dla Salima Barakata)
Mahmoud Darwisz i Salim Barakat poznają się w Bejrucie na początku lat 70., w domu innego sławnego poety, Syryjczyka Adonisa. Darwisz ma już ugruntowaną pozycję narodowego poety palestyńskiego i gwiazdy literatury arabskiej. Na odczytach jego poezji stadiony wypełniają się po brzegi. Barakat, choć bardzo młody, zdążył już wzbudzić podziw libańskich kręgów literackich swoim debiutanckim tomikiem. Darwisz, widząc po raz pierwszy tego nieśmiałego, być może genialnego, a na pewno nieco szalonego kurdyjskiego chłopca, który poszukuje swojego miejsca, czuje z nim ogromną bliskość. Uczucie jest wzajemne i szybko przeradza się w przyjaźń.
Choć pochodzą z różnych części Bliskiego Wschodu – Darwish z Al-Birwa w Palestynie, Barakat z Qamislo (ówcześnie Syria, dziś część Rożawy) – łączy ich wspólne doświadczenie przemocy, wygnania i utraty. Ich pełne bólu biografie nie wyróżniają się na tle etnosów, z których się wywodzą, jednak dzięki pisarstwu udaje im się wyrwać z anonimowości. Ich głos, słyszalny daleko poza granicami regionu, czyni z ich życiorysów symbole losów całych zbiorowości.
Darwisz, jako siedmiolatek wypędzony ze swojej wioski, którą izraelskie buldożery w 1948 roku zrównały z ziemią, kilka lat po Nakbie wrócił do Palestyny, by stać się jednym z tysięcy „obecnych nieobecnych” – formalnie obywateli Izraela, ale pozbawionych prawa do powrotu na zagarnięte przez państwo ziemie. Szykanowany i wielokrotnie zamykany w izraelskich więzieniach za to, że ośmielił się urodzić Arabem, Darwisz szukał ucieczki i zarazem sposobu na wyartykułowanie swojego oporu wobec opresyjnej rzeczywistości w wierszach. Po wstąpieniu do OWP uznany za terrorystę, wyemigrował do Libanu.
Barakat, zgodnie ze wprowadzonym przez syryjski reżim dekretem 93. z 23 sierpnia 1962 roku, stracił obywatelstwo wraz z podstawowymi prawami obywatelskimi, w tym prawem do edukacji, pracy i własności. Taki sam los spotkał wówczas około 120 tysięcy Kurdów. Od najmłodszych lat był ofiarą, jak wspomina w swojej autobiografii, geometrycznej przemocy – państwa, arabskich rówieśników i własnych rodziców. Język kurdyjski, którym posługuje się w domu, został zakazany, a za używanie go na ulicy czy w instytucjach publicznych grożą kary. Upadlany, zepchnięty na margines, zaczął pisać wiersze. Nie mogąc odnaleźć się w syryjskiej rzeczywistości ani jako Kurd, ani jako poeta, mając 18 lat, wyruszył do Bejrutu – rewolucyjnej i kulturalnej stolicy Lewantu lat 70.
Darwisz pomimo całego cierpienia, jakiego doznał od reżimu izraelskiego, zwykle mógł liczyć na wsparcie bliskiego kręgu arabskich intelektualistów oraz swojej rodziny. Obraz matki i nabożny wręcz pietyzm, z jakim opisuje ją w wierszach, może równać się tylko z uczuciem, jakim darzy samą Palestynę. W pamięci trzyma i pielęgnuje obraz rajskiego ogrodu, jakim była jego ojczyzna przed Nakbą – ten obraz podaruje później Palestyńczykom, zagrzewając ich do walki o wyzwolenie.
Barakat jak sięga pamięcią, widział tylko opresję. „Prawdopodobnie nigdy nie byłem dzieckiem. Nigdy nie stąpałem po ziemi dziecięcymi stopami. Dorośli wokół zmuszali nas, byśmy byli mężczyznami albo dorosłymi – nawet starcami. Jako dzieci prowadziliśmy życie pozbawione prawdziwego poczucia istnienia” – powie w jednym z wywiadów.
Barakat jest Kurdem, który używając języka swojego dawnego oprawcy – Syrii – próbuje stworzyć dla siebie i swojego ludu mityczną tożsamość. Tka ją ze zlepków mazdajskich i mitraistycznych mitów, podań ludowych, zachowanej jedynie we fragmentach literatury kurdyjskiej, a przede wszystkim z tradycji oralnej. Derwisz może jasno określić się jako poeta arabski i czerpać z bogatej literatury tego ludu, sięgającej czasów sprzed Mahometa. Dzięki niej stwarza na nowo i rozszerza tożsamość palestyńską – część większej, wielowiekowej spuścizny.
Darwisz swoje zaangażowanie polityczne wyraża głównie za pomocą pióra. Wrażliwy i nieśmiały, do przemocy podchodzi bardzo ostrożnie: od nielicznych swoich wierszy, w których pojawia się jej aprobata, z niesmakiem się odcina. Barakat ma duszę fedaina. „On nie może zrozumieć, dlaczego pisarze piszą w czasie wojny!” – żali się Darwish. Kurd chwilę po przyjeździe do Bejrutu nawiązuje kontakt z palestyńskim ruchem oporu i rusza z kałasznikowem bronić pozycji OWP przed atakami izraelskiego wojska, a że w latach 70. ataków tych jest wiele, Barakat nie ma wiele czasu na pisanie. Swoje przeżycia opisze w autobiograficznej Katedrze wojny. Na tym jego zamiłowanie do intensywności się nie kończy – konsekwentnie buduje też swój wizerunek stereotypowego kurdyjskiego rzezimieszka.
W 1981 roku Barakat i Darwisz zakładają jedno z najważniejszych arabskich i zdecydowanie najważniejsze palestyńskie czasopismo: „Al-Karmil”. Rok później Izrael dokonuje inwazji na Liban, a Barakat po raz ostatni idzie na barykady. W obliczu porażki obaj po raz kolejny zmuszeni są emigrować.
Przenoszą się do Nikozji na Cyprze, gdzie kontynuują pracę nad „Al-Karmil”. Pismo staje się platformą, dzięki której palestyńska diaspora może się zjednoczyć i wyrazić intelektualny opór wobec kolonizacji swojej ziemi. Daje także możliwość opowiedzenia historii dotychczas zagłuszanej przez wrzaskliwą propagandę. Dzięki „Al-Karmil” Palestyńczycy i pisarze z innych krajów arabskich wchodzą w twórczy dialog i nagłaśniają niesprawiedliwości doznane ze strony Izraela. Wśród współpracowników znajdują się m.in. Elias Khoury, Adania Shibli i Edward Said. Pismo działa aż do śmierci Mahmouda Darwisza w 2008 roku.
Obydwu poetom drogie jest wyzwolenie wszystkich zniewolonych ludów. Mają na koncie zaangażowanie w sprawę Algierii, Angoli i wielu innych narodowowyzwoleńczych zrywów. Z całą pewnością można jednak stwierdzić, że dla Barakata – poza kurdyjską – to sprawa palestyńska jest najbardziej istotna, z kolei dla Darwisza – poza palestyńską – kurdyjska.
Wiersz jest dla nich próbą wydarcia się zarówno z żałoby, jak i nadziei. Próbą utorowania nowej ścieżki, opartej na uporze i trwaniu – które mogą, ale nie muszą prowadzić do kolektywnej wolności. Wolność znajduje się w przestrzeni melancholijnego, ale bojowego trwania, w czujnej obecności, która zawiera w sobie wiele możliwości, ale która, jeśli przechyli się nazbyt w przyszłość, może zniewolić równie mocno, co same kajdany. Kończy się paradoksalnym triumfem Kurda i Araba, którzy odwracają się od swojego wygnania. Choć odnieśli klęskę na polu bitwy, dzięki i w literaturze trwają i wygrywają.
Fałszywi sojusznicy w służbie imperialnych ambicji
W trakcie pierwszej intifady Darwisz pisze wiersz Ci którzy przechodzą między ulotnymi słowami. Wywołuje on tak wielki skandal, że ówczesny premier Izraela, Yitzhak Shamir postanawia poruszyć temat w Knesecie.
Przekaz wiersza jest uniwersalny: nie tylko Izrael, lecz także inne spragnione ziemi i władzy światowe potęgi używają kłamliwych słów, by omamić ludność Bliskiego Wschodu i osiągnąć hegemonię. Bywa, że same ruchy narodowowyzwoleńcze – osamotnione lub prowadzone przez skorumpowanych liderów – chwytają za te ulotne słowa, wierząc, że przyczynią się do zmiany ich położenia. Tak jest również w przypadku Palestyńczyków, którzy w latach 90. za sprawą Jasira Arafata sprzymierzają się z Saddamem Husajnem. Iracki dyktator pozuje na ich obrońcę, by ugruntować swoją władzę i odciągnąć uwagę opinii publicznej od opresji, jakiej poddaje szyitów i Kurdów. Tych ostatnich w 1988 roku wymordował blisko 200 tysięcy, w jednym z najkrwawszych ludobójstw drugiej połowy XX wieku.
Wy, którzy przechodzicie między ulotnymi słowami, weźcie swe imiona i odejdźcie, oczyśćcie nasz czas z waszych godzin – i odejdźcie – Mahmoud Darwisz
Sojusz Husajna i Arafata z oczywistych względów pogarsza relację Kurdów z Palestyńczykami. Ma też katastrofalny wpływ na relacje Palestyńczyków z innymi państwami arabskimi, w większości wrogimi Saddamowi. Z Kuwejtu wypędzonych zostaje ponad 200 tysięcy palestyńskich imigrantów.
Kolejnym samozwańczym obrońcą sprawy palestyńskiej jest Recep Tayip Erdoğan, pozostając przy tym jednym z najbliższych partnerów militarnych i ekonomicznych Izraela. Dopiero latem 2025 roku, w związku z kryzysem gospodarczym i spadkiem poparcia, podejmuje radykalny krok i zawiesza relacje dyplomatyczne i gospodarcze z Izraelem. Decyzja ma na celu odbudowanie zaufania wśród konserwatywnego elektoratu. Według pantureckiej ideologii, którą otwarcie wyznaję partia Erdoğana – AKP – Palestyna jest jedynie częścią nowego otomańskiego imperium, które prezydent Turcji ma nadzieję odbudować.
Erdoğan zdaję sobie sprawę, że sojusz uciemiężonych narodów jest największą przeszkodą do osiągnięcia tego celu. Dlatego też próbuje skłócić Palestyńczyków z Kurdami. W 2018 roku, po dokonaniu czystki etnicznej w Afrinie, skąd wypędzono 90 proc. rdzennych, kurdyjskich mieszkańców, Erdoğan postanowił sprowadzić tam palestyńskich osadników. Ruchu tego nie poparło jednak ani świeckie, ani islamskie skrzydło palestyńskiego ruchu oporu. Zarówno były palestyński minister spraw zagranicznych Riyad al-Maliki, działaczka LFWP Lajla Chalid, jak i rzecznik prasowy Hamasu potępili działania Erdoğana, wskazując Kurdów jako jedynych prawdziwych sojuszników narodu palestyńskiego.
Izrael, podobnie jak Turcja, zawsze stawał po stronie słabych i uciśnionych. Wedle Doktryny Peryferii, którą posługiwał się od lat 50., aby zdobyć pełną dominację nad Palestyną, należy wspierać wszystkie etniczne i religijne mniejszości na Bliskim Wschodzie. W ostatnich miesiącach Benjaminowi Netanjahu leży na sercu zwłaszcza sprawa Druzów. Wcześniej udało mu się nawiązać pozytywne stosunki z KRG, czyli autonomią kurdyjską w Iraku, rządzoną przez skorumpowany klan Barzanich. Sojusz pozostaje niejawny, by nie wzmocnić wrogości państw arabskich wobec irackich Kurdów.
Podobny układ Mossad próbował w 1999 roku zaproponował Abdullahowi Ocalanowi, liderowi PKK. Miał on zgodzić się na utworzenie państwa kurdyjskiego pod auspicjami Izraela, ale ze względów zarówno politycznych, jak i etycznych, odmówił. Doprowadziło to do wydalenia go z Syrii i późniejszego aresztowania, w którym główną rolę odegrały izraelskie służby. Dzień po aresztowaniu kurdyjska diaspora w Berlinie urządziła protest pod ambasadą Izraela. Otworzono ogień – cztery osoby zginęły, kilkadziesiąt zostało rannych. Dzień później w geście solidarności pięciuset Palestyczyńczyków wyprawiło w Nablus wiec poparcia dla Kurdów, podczas którego wznoszono flagi PKK i portrety Ocalana. Pamięć o wspólnej walce przetrwała mimo machinacji dyktatorów.
Siła nadziei nie zawsze wynika z możliwości wyrażania optymistycznego zakończenia ludzkiej rzezi, ponieważ siła smutku, a nawet siła rozpaczy, jeśli wyrażona w kreatywny sposób, tworzy nadzieję-nadzieję na ludzką zdolność do tworzenia – Mahmoud Darwisz
Trzynaście lat temu najmniejsza część Kurdystanu – Rożawa – została wyzwolona. W mieście, z którego pochodzi Darwisz, multietnicznego Qamislo, nikt nie będzie już bity za to, jakim językiem się posługuje. Rożawa, projekt polityczny stojący w opozycji do państwa narodowego i szowinizmu, kierując się zaczerpniętym od ruchu palestyńskiego duchem internacjonalizmu, stała się nową Doliną Bekaa. Dziś to tam zjeżdżają się rewolucjoniści z całego świata, by poznać strategię oporu wobec kapitalistycznego wyzysku i uczyć się tworzenia oddolnej demokracji.
W szeregach SDF (Syrian Democratic Forces) ramię w ramię służą Kurdowie, Arabowie, Asyryjczycy, Ormianie i przedstawiciele wielu innych mniejszości, którym Rożawa zapewnia ochronę i pełnię praw. Ten polityczny eksperyment, oparty na idei pokojowego współistnienia i autonomii różnych wspólnot etnicznych oraz religijnych, stanowi prawdopodobnie najlepsze rozwiązanie dla wciąż cierpiącego na skutek podziałów wywołanych grami imperialnych potęg Bliskiego Wschodu. Rożawa nadal jest jednak dość kruchym organizmem politycznym. Kwestią czasu jest kolejna inwazja Turcji razem ze sprzymierzonym z nią islamistycznym rządem w Damaszku.
Puls Gazy bije coraz słabiej i ani czynny opór Palestyńczyków, ani tym bardziej epistolarne i performatywne wysiłki zachodnich aktywistów nie zdołają jej ocalić. Sama Palestyna jednak nie umrze. Te dwa ludy, palestyński i kurdyjski, nawet jeśli zostaną pokonane, przetrwają: w dumnym wzniesieniu słów, w geście odmowy i buntu, w wietrze.
**
Maksymilian Nowak – publicysta i tłumacz, publikował m.in. w Ha’arcie i Firat News Agency. Studiował filologię na Uniwersytecie Jagiellońskim i w Monachium. Zajmuje się tematyką Bliskiego Wschodu i ruchem kurdyjskim.



























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.
Coraz lepiej 😁
„Rewolucjoniści z Frakcji Armii Czerwonej i Jspońskiej Armii Czerwonej”. Może już jutro jakaś hagiografia Meinhof i Baadera? Jako dzielnych rewolucjonistów?
Ani słowa przy okazji „bitwy o Karnah” że atak izraelski poprzedziło wysadzenie przez arabskich terrorystów izraelskiego autobusu szkolnego. Niczego o próbie przejęcia przez Palestyńczyków Jordanii (tzw. czarny wrzesień). Niczego o tym dlaczego „wygnano z Kuwejtu 700 tysięcy Palestyńczyków” – a za to że wsparli iracki najazd, stworzyli saddamowskie milicje i prześladowali Kuwejtczyków.
Autorowi powinno się przyjrzeć ABW…