„Uważamy Zachód za współodpowiedzialny za zabójstwo siedmiu osób z World Central Kitchen, wśród nich Polaka – Damiana Sobola” – piszą działacze i działaczki Polsko-Palestyńskiej Inicjatywy na rzecz Sprawiedliwości – Kaktus.
Siedmiu wolontariuszy World Central Kitchen, organizacji zajmującej się dostarczaniem żywości głodującym cywilom w Palestynie, zginęło 1 kwietnia w ostrzelanym przez izraelskie siły powietrzne konwoju. Wśród nich był Polak Damian Soból. Oprócz niego w ataku na konwój zginęli obywatele Australii, Wielkiej Brytanii, USA i Palestyńczyk – kierowca.
Polskie media zaczęły mówić o Gazie nieco odważniej. Pojawiły się wypowiedzi, że Hamas jest śmiertelnym wrogiem Izraela, ale też wrogiem Palestyńczyków, do których cierpienia z premedytacją doprowadza. Po śmierci wolontariuszy głos zabrał przedstawiciel Polski przy ONZ Krzysztof Szczerski. Stwierdził, że obrona własna nie może prowadzić do cierpienia cywili. Wielu Polaków miało okazję dowiedzieć się o skali głodu wśród Palestyńczyków z telewizji, gdzie mówiła o tym m.in. Pola Matysiak z partii Razem.
Izrael sprowadza na siebie klęskę. Zdziwię się, jeśli za 25 lat wciąż będzie istnieć [rozmowa]
czytaj także
Konwój nie został ostrzelany przypadkiem. Trzy wchodzące w jego skład samochody jechały oddalone od siebie odpowiednio o 1,5 km i 800 m. Cel został wybrany uważnie, operacja – przeprowadzona skutecznie. Benjamin Netanjahu tłumaczył, że to się zdarza na wojnie, tak jakby była ona takim samym żywiołem jak huragan czy susza, a nie wynikiem decyzji politycznych. W efekcie organizacja World Central Kitchen zawiesiła swoją działalność, a w mediach pojawiły się spekulacje, że obieranie za cel wolontariuszy może mieć na celu zniechęcenie organizacji międzynarodowych do niesienia pomocy Palestyńczykom.
To nie był pierwszy atak Izraela na wolontariuszy niosących pomoc. Zginęło ich w Strefie Gazy już ponad 200, w tym ponad 170 pracowników ONZ. Zginęło też ponad 300 lekarzy, ponad 100 dziennikarzy i przeszło 34 tys. palestyńskich cywili, z czego połowa to dzieci.
Na ulicach izraelskich miast nie ustają tłumne protesty przeciw władzy Benjamina Netanjahu, który nie zdołał doprowadzić do zwolnienia zakładników, a jego rząd coraz wyraźniej przejawia cechy faszystowskie.
Nie zamierzam tu nikogo rugać za rasizm, za wrażenie, jakie wywarły „białe” paszporty. Chcę się zastanowić, dlaczego to właśnie ostrzelanie tego konwoju i śmierć Damiana sprawiły, że o sytuacji cywili w Strefie Gazy zaczęto mówić głośniej.
Tam i tu
Odpowiednia ofiara powinna być przede wszystkim podobna do nas. Niepodobna odpada. Choćby była najniewinniejsza – a to drugi element konieczny, by była odpowiednia – nie rozpoznamy jej niewinności, jeśli nie będzie podobna do nas. Dlatego Polacy farbują Chrystusa na blond. Jest w tym oczywiście również element rasizmu i antysemityzmu.
Niewinność ofiary polega też na tym, że jest od nas ciut lepsza, bardziej bezinteresowna, mniej koniunkturalna. Jej postawa może nawet ocierać się o „frajerstwo”. Ale ostatecznie poświęcenie koi, odpowiadając na lęk przed końcem świata dziejącym się tu i teraz oraz poczuciem, że ludzie są gorsi niż kiedyś, a gdyby piekło było tu, a nie tam, to znalazłby się ktoś, kto mimo wszystko wejdzie w ogień i przyniesie jedzenie. Albo będzie świadkiem mogącym potwierdzić, że zbrodnia rzeczywiście się dzieje.
Ofiara podobna do nas ma też umiejętność przekraczania czasu i przestrzeni. Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, czemu mają służyć rekonstrukcje historyczne, palenie atrap chat czy kanały Muzeum Powstania Warszawskiego. Może to właśnie próby przekroczenia, co jednak też wydaje się niezrozumiałe. Zrozumiałe byłoby przestrzegać „tu i tam”, chronić się przed horrorem przegrodą czasu i miejsca warsztatem analitycznym, a nie wracać i przymierzać do tamtych mundurów, tamtych sytuacji. Zwłaszcza że to przecież pozór, dekoracje, skrawek bez kontekstu. A jednak.
Jakiś trop, który może służyć wytłumaczeniu tego zjawiska, znalazłam kiedyś u Susan Sontag, która pisała o moralnym zranieniu na odległość obserwatorów oglądanej do kolacji wojny w Wietnamie: „Jesteśmy moralnie ranni, my tutaj, nie tam, niezatruci czy zwęgleni” – cytuję z pamięci. Teraz czytam Traumaland Michała Bilewicza, który wyciąga badania dowodzące wnikliwości przeczucia Sontag. Możemy być zranieni, tylko patrząc, wciąż będąc przekonani, że to nie nasza wojna, nie nasza sprawa. Bojąc się zabrać głos, z niepewności, czy ofiarę można nazwać katem, a kata ofiarą, spętani większym przywiązaniem do narodów niż do ludów, czasem po prostu głupi, nieoczytani, nic niewiedzący o Palestyńczykach. Za mało wiem, ja jestem tu, nie tam.
czytaj także
Konstanty Gebert miał wątpliwości, czy szpital jest szpitalem, kiedy są w nim terroryści. Myślałam, że szpital jest tam, gdzie lekarze starają się doprowadzić pacjentów do zdrowia, i to właśnie szpital definiuje: obecność chorych, bezbronnych, i tych, którzy ratują życia. Ale okazuje się, że pod łóżkami, na których leżą chorzy, plącząc się w rurkach od kroplówek i cewników, siedzą poukrywani terroryści. Wtedy szpital po prostu może być celem militarnym. Aha. A co z wywiadem? Nie ma bardziej wyrafinowanych metod niż atak na szpital?
Podobno jest, to AI „Lacvender”, system operacyjny szkolony przez IDF, który miał wytypować 32 tys. Palestyńczyków jako członków Hamasu i zadecydować, że są celami w swoich domach, pośród swoich bliskich. Izrael przekonuje, że to tylko zestaw danych, ale dziennikarze magazynu +972 przypuszczają, że był to powód gwałtownych nalotów na cele cywilne w pierwszych miesiącach wojny, wykorzystujący wstrząs wywołany rzezią i uprowadzeniem zakładników w październiku po to, by sięgnąć po wszystkie możliwe środki, nawet jeśli kosztem miała być śmierć niewinnych ludzi. „Sprawdzanie” celów AI „Lavender” miało zająć „ludzkim” decydentom niecałe 20 sekund na osobę. Może zatem to właśnie AI zadecydowało o ataku na konwój World Central Kitchen.
Międzynarodowe (nie)bezpieczeństwo: jak rozpada się globalny system
czytaj także
To kto jest winny, że ta wojna trwa już siódmy miesiąc i pochłonęła tyle ofiar? Przecież ten chłopiec, którego widziałam na X Al Jazeery, obserwujący swoją matkę, jak szła po wodę do hydrantu i została zastrzelona przez snajpera, mógł mieć wujka w Hamasie – czemu go nie wydał? Oni tam wszyscy na pewno się dobrze znają i chronią terrorystów.
Patrzenie na śmierć, nędzę, upokorzenie Palestyńczyków, jeśli nie można nic zrobić, ma w sobie coś z podglądactwa. O tym też pisała Sontag.
I wtedy pojawia się ofiara, która pokonuje przestrzeń między „tam” i „tu”, miedzy my i oni. „Był jednym z nas” – takie pojawiają się wypowiedzi i nagłówki o Damianie Sobolu. Jeździł karmić głodnych. Można go zobaczyć na filmie, na którym pokazuje zapasy wody, 20 tys. posiłków dla Palestyńczyków, których nagle możemy zobaczyć jego współczującymi oczami. Głodnych, bo spośród 2–3 mln osób głoduje już ponad milion. Spragnionych, koczujących w ruinach. Traktowanych przez Hamas jak żywe tarcze, a przez Izrael – z porządku zbiorowej odpowiedzialności. Bo ci, którzy jeśli nie byli dotąd winni, to zaraz będą. Po oglądaniu śmierci bliskich zapewne wstąpią w szeregi terrorystów. Izrael na masową skalę produkuje sobie właśnie wrogów.
Ten dystans zostaje skrócony jednak tylko na mgnienie oka. Czy to wystarczy, żeby zorientować się, że rząd Izraela w obronie popełnia zbrodnię?
Punkt zwrotny
Pytania o przełom, o efekt tego ataku, padały z ust wielu publicystów i dziennikarzy. Wobec ofiary mamy też oczekiwania. Jej zupełna niepodobność do nas polega na tym, że oczekujemy, że coś od niej zależy, w przeciwieństwie do nas. My nie mamy wpływu na to, co dzieje się w Gazie. Ale ofiara ma stać się punktem zwrotnym w historii. Ma zatrzymać zło. Spełnić archetypiczną funkcję obłaskawienia groźnego boga, który dzięki niej przestanie łaknąć krwi.
Ja chyba nie mam tu nadziei.
Ofiara po prostu pociąga za sobą kolejne ofiary – zbrodni popełnianych w odwecie, z bólu, który uprawnia do zadawania kolejnych ciosów. Każde dziecko chodzące na religię i na historię dobrze o tym wie. Po kilku dniach debaty już widać, jak śmierć Damiana Sobola przekłada się na wysyp treści antysemickich oraz antyislamskich, coraz więcej miejsca zajmuje krytyka izraelskiego ambasadora, sprawa ginących cywili.
Zwracają na to uwagę działacze i działaczki Polsko-Palestyńskiej Inicjatywy na rzecz Sprawiedliwości – Kaktus i Stowarzyszenie Nomada. „Wypowiedzi ambasadora, jak i słowa Benjamina Netanjahu, lekceważące zabójstwo cywilów i oskarżające krytyków działania państwa Izrael o antysemityzm, są standardową reakcją izraelskich polityków i ich rzeczników na wszelkie protesty przeciwko ludobójstwu, łamania praw człowieka, a nawet próby wyrażania solidarności z ofiarami tych działań. Do 1 kwietnia 2024 świat akceptował je bez mrugnięcia oka, co więcej – bronił Izraela przed krytyką i zdejmował jakąkolwiek odpowiedzialność z izraelskiej armii za jawne łamanie prawa międzynarodowego. […] okoliczności powinny były już dawno wywołać stanowczą reakcję świata, polegającą na zmuszeniu Izraela za pomocą wszelkich dostępnych środków do dopuszczenia pomocy humanitarnej i zaprzestania ludobójczej wojny przeciwko Strefie Gazy”.
Autorki listu są przekonane, że do zamachu na konwój World Central Kitchen nie doszłoby, gdyby Zachód reagował stanowczo na łamanie praw człowieka, którego Izrael w Strefie Gazy dopuszcza się od pół roku. „Milczenie, wspieranie, a nawet usprawiedliwianie popełnianych przez Izrael zbrodni wojennych sprawiło, że armia okupacyjna działała z poczuciem absolutnej bezkarności i kompletnym lekceważeniem prawa humanitarnego, życia i zdrowia ludności cywilnej. Dlatego uważamy Zachód za współodpowiedzialny za zabójstwo siedmiu osób z World Central Kitchen, wśród nich Polaka – Damiana Sobola” – piszą.
W filmie Susan Sontag z 1974 roku, nakręconym w czasie wojny Jom Kipur Promised Lands, Yuval Ne’emann, zmarły w 2006 roku były minister innowacji Izraela, mówi o tym, że Żydzi nigdy nie rozumieli tragedii, bo w Biblii nie ma tragedii. A tragedia dzieje się wtedy, kiedy jedno prawo natyka się na drugie. I to właśnie dzieje się na „tym kawałku pustyni przesiąkniętym krwią”, do którego prawa mają Palestyńczycy i Żydzi. A czy jest jakieś rozwiązanie dla tragedii? – pyta Ne’emann i odpowiada – nie ma, chyba że takie jak u Szekspira, gdzie na końcu wszyscy zabijają się wzajemnie.
Palestyńczyków dawno temu złożono na ołtarzu relacji politycznych [rozmowa]
czytaj także
Mimo wszystko możemy, razem z Kaktusem i Nomadą, domagać się rozliczenia izraelskich polityków i wojskowych za każdą zbrodnię wojenną popełnioną w Strefie Gazy, zgłoszenia przez Polskę sprawy zabójstwa ponad 200 pracowników humanitarnych w Gazie, wśród nich obywatela Polski, do Międzynarodowego Trybunału Karnego i poparcia skargi RPA w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości czy natychmiastowego nałożenia sankcji i embarga na wymianę handlową z Izraelem obejmującą materiały wybuchowe, amunicję, broń każdego rodzaju, w tym części zamienne oraz związki chemiczne i ich prekursory. To nie Szekspir pisze scenariusz, tylko my.