Świat

Protesty w Bangladeszu: dziesiątki zabitych, tysiące rannych. Czy to jeszcze demokracja?

Jak mówi jeden z moich rozmówców, jeszcze nigdy ludzie o tak różnych poglądach nie byli zjednoczeni przeciwko władzom Bangladeszu, a osoby, które popierają rząd, to zaledwie kilka procent społeczeństwa.

W Bangladeszu giną studenci biorący udział w antyrządowych demonstracjach. Zaczęło się od pokojowego protestu, ale premier Sheikh Hasina postanowiła dolać oliwy do ognia. Dokładna liczba ofiar nie jest znana, ale mogą być ich setki, a nawet tysiące. Jak to się zaczęło?

System kastowy, czyli stanowiska dla wybranych

Bezpośrednią przyczyną protestu była zmiana systemu kwotowego, czyli parytetów w posadach rządowych, które w Bangladeszu kojarzone są z prestiżem i wysokim wynagrodzeniem, co w kraju o wysokim bezrobociu i znacznej inflacji jest szczególnie pożądane.

System kwotowy od początku budził kontrowersje, a został wprowadzony zaraz po odzyskaniu przez Bangladesz niepodległości od Pakistanu w 1971 roku. Miał stanowić nagrodę dla osób zasłużonych dla kraju – rząd przyznał wówczas 30 proc. stanowisk weteranom wojennym, 10 proc. kobietom, które padły ofiarami wojny, 40 proc. osobom z mniejszości, a 20 proc. pozostałym kandydatom na podstawie osiągnięć, mierzonych za pomocą egzaminu BCS, czyli trudnego, państwowego testu sprawdzającego wiedzę z zakresu służby cywilnej.

Najmodniejsze kolory sezonu w H&M? Te, które spływają rzekami Bangladeszu

Z upływem lat proporcje rozkładu zmieniały się (np. od 1985 r. wspomniane 10 proc. zostało rozszerzone na wszystkie kobiety, niezależnie od statusu ofiar wojny), a system został rozszerzony nie tylko na bojowników o wolność, ale także ich dzieci, a później wnuków. Zmiany wywoływały coraz większe protesty, a moment kulminacyjny nastąpił w 2018 roku, kiedy Sąd Najwyższy odrzucił petycję kwestionującą legalność systemu kwotowego. Studenci zaczęli protestować, a Sheikh Hasina postanowiła całkowicie wycofać system kwotowy. Jej decyzja weszła w życie w 2020 roku.

Reforma uspokoiła protestujących, jednak nie była spełnieniem ich żądań – chcieli, aby kwoty zostały utrzymane dla osób z biedniejszych rodzin, regionów wiejskich, kobiet, osób transpłciowych czy z niepełnosprawnościami, a zlikwidowane jedynie dla dzieci i wnuków bojowników o wolność.

Demokracja na papierze

W Bangladeszu do protestów dochodzi regularnie, ponieważ stanowią one jedyną drogę wywierania presji politycznej. Teoretycznie w kraju panuje ustrój demokratyczny. Sheikh Hasina jest jedną z kobiet najdłużej piastujących swoje stanowisko na świecie – w 2024 roku jej partia wygrała czwarte wybory z rzędu. Temu osiągnięciu umniejsza fakt, iż prawdopodobnym powodem reelekcji nie jest wysokie poparcie społeczne, ale aresztowania przeciwników politycznych, a także bojkot wyborów przez główną partię opozycyjną, która nie chciała legitymizować ich wyników.

Politycy partii opozycyjnych i dziennikarze przebywają często za granicą, aby uniknąć opresji politycznej. Jeszcze przed wyborami w 2018 roku Chaleda Zia, przeciwniczka polityczna i dwukrotna premierka, została skazana na 17 lat więzienia za korupcję, choć zarzuty wobec niej były podważane. Została warunkowo zwolniona w 2020 roku, jednak posiada zakaz opuszczania kraju, przez co mimo przewlekłych chorób nie może poddać się zagranicznemu leczeniu.

Przed wyborami w 2024 r. zaniepokojenie przestrzeganiem praw człowieka w Bangladeszu wyraził Parlament Europejski. Na Bangladesz sankcje nałożyły Stany Zjednoczone, z rządem Sheikh Hasiny chętnie współpracują jednak Chiny oraz Rosja, zwłaszcza od momentu rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 roku.

Młodzieżówka czy bojówka?

Zapalnikiem do kolejnego protestu okazała się decyzja Sądu Najwyższego z 5 czerwca, która przywracała system kwotowy, uznając jego zniesienie za nielegalne. Według przeciwników zyskuje na tym wąska grupa zwolenników partii rządzącej, a system jako całość jest niesprawiedliwy. Sprawę skierowano do Wydziału Apelacyjnego, w międzyczasie rozpoczęły się protesty, które trwały trzy dni po ogłoszeniu wyroku, zostały jednak przerwane ze względu na islamskie święto Id al-Adha.

Birma: Sankcje pozwalają Zachodowi pokazać swoją aktywność, ale nie prowadzą do zmiany reżimu

Protest kontynuowano od początku lipca. Wykładowcy akademiccy ogłosili niezależny strajk, protestując przeciwko zmianom emerytalnym. 10 lipca rozpoczęto blokadę Bangladeszu, pokojowo protestując na ulicach. Powstała grupa o nazwie Antydyskryminacyjny Ruch Studencki, która koordynowała działania. Sformułowała też żądania, w których domagała się ograniczenia systemu kwotowego do maksymalnie 5 proc. wszystkich miejsc, które miałyby przypadać grupom mniejszościowym i osobom z niepełnosprawnościami.

Ogromne oburzenie wywołały słowa Sheikh Hasiny, która stwierdziła, że jeśli miejsca kwotowe nie zostaną przydzielone wnukom bojowników o wolność, to przejmą je wnuki razakarów. Zostało to odebrane jako nazwanie protestujących „razakarami”, a określenie to budzi wyjątkowo negatywne skojarzenia. Tak nazywano kolaborantów, którzy podczas wojny o wyzwolenie Bangladeszu współpracowali z Pakistanem, dopuszczając się zbrodni wojennych, m.in. mordów cywili. Obecnie określenie „razakar” oznacza po prostu zdrajcę.

Walka o system kwotowy w opowieści Hasiny to zatem odpowiednik starcia „trzeciego pokolenia UB z trzecim pokoleniem AK” w Polsce. Jednak to, co dzieje się dziś w Bangladeszu, wykracza znacznie ponad skalę, do której przyzwyczaili się Europejczycy.

Indie i Bangladesz wracają do pracy na jeszcze gorszych warunkach

15 lipca rząd nasłał na protestujących Bangladesh Chhatra League (w skrócie BSL), czyli powstałą jeszcze przed odzyskaniem niepodległości przez Bangladesz studencką organizację polityczną, która odgrywała znaczącą rolę w walce o wolność kraju. Od kilkunastu lat stanowi jednak młodzieżowe skrzydło partii rządzącej, służące do „brudnej roboty”. Po protestach w 2018 roku część społeczeństwa składała petycję, aby uznać ją za organizację terrorystyczną, ponieważ dopuszczała się wielu przestępstw i aktów przemocy i służyła do zwalczania opozycji.

Taką rolę BSL odgrywa także obecnie: rozgania uczestników, sięgając po przemoc fizyczną. Policja pozwala działać BSL, które łamało prawo i raniło kilkaset osób. Osoby o mocnych nerwach z łatwością mogą znaleźć na Facebooku nagrania aktów przemocy, nagłaśnianych przez uczestników.

Do kogo dzwonisz, gdy morduje policja?

Gdy 16 lipca policja użyła gazu łzawiącego, aby rozgonić studentów, na miejscu protestu pozostał tylko Abu Sayed, student zaangażowany od czerwca jako koordynator protestu na jednym z uniwersytetów. Policja zaczęła do niego strzelać plastikowymi kulkami z odległości ok. 15 metrów. Sayed próbował stawiać opór i zasłaniać się trzymanym kijem, jednak w pewnym momencie poddał się, wystawiając klatkę piersiową. Został jeszcze kilkukrotnie postrzelony. Zmarł zanim został przetransportowany do szpitala. Całe wydarzenie zostało nagrane i udostępnione w Internecie, a student został uznany za męczennika i bohatera.

W kolejnych dniach dochodziło do ataków na protestujących ze strony BSL i policji. Według zebranych informacji 18 lipca policja zabiła 30 studentów. Popularnym hasłem na transparentach i murach stało się: „Do kogo dzwonisz, gdy morduje policja?”.

Bangladesz: Droga tania praca

czytaj także

Bangladesz: Droga tania praca

Sadika Akhter, Ruchira Tabassum Naved

19 lipca do akcji wkroczyła także jednostka antyterrorystyczna (RAB), której już w 2010 zarzucano 1000 zabójstw pozasądowych. Wzrosła liczba ofiar, także śmiertelnych, wiele osób skarżyło się także na tortury podczas aresztowań.

Na ulicach strzelano do protestujących z pistoletów na plastikowe kule i z wiatrówek. Bito ich kijami. Wykorzystywano ciężki sprzęt wojskowy. Według relacji Antydyskryminacyjnego Ruchu Studenckiego, policja oddawała strzały także z helikopterów. Podczas takiej akcji miało zostać zastrzelone 8-letnie dziecko. Policja zaprzecza, aby strzelała z powietrza, przyznaje jednak, że zrzucała z helikoptera granaty dźwiękowe i gazowe. Wprowadzono także godzinę policyjną uniemożliwiającą wychodzenie z domu.

Nieznana liczba ofiar

18 lipca wieczorem w Bangladeszu wyłączono Internet. „Osoby z zewnątrz”, jak siebie określali Bengalczycy przebywający poza swoim krajem, czekały na jakiekolwiek wieści, przypominając sobie nawzajem, aby nie wierzyć propagandowym mediom, na które skazani ludzie pozostający w Bangladeszu.

Szwalnie w Bangladeszu mogą płonąć codziennie, ważne żeby koszulka była tania [rozmowa]

Jeden z moich rozmówców, który na co dzień mieszka w Wielkiej Brytanii, nie mógł doczekać się rozmowy z rodziną i znajomymi. Próbował się z nimi komunikować za pomocą Skype’a, jednak zrozumieć można było co któreś słowo. Spytałem go o poparcie dla sprawy – czy społeczeństwo w sprawie protestów jest spolaryzowane, jaki jest rozkład opinii? Jego zdaniem jeszcze nigdy ludzie o tak różnych poglądach nie byli zjednoczeni przeciwko władzy, a osoby, które popierają rząd, to zaledwie kilka procent społeczeństwa.

O protestach pisało BBC, podając liczbę 150 zabitych. Jednak wg śledztwa The Mirror Asia, władze Bangladeszu ukrywają faktyczną liczbę ofiar. Pracownicy szpitala mieli przekazać informacje, że organy ścigania zabroniły rejestrowania zwłok i konfiskowały dokumenty. Szpitale, do których zabroniono dziennikarzom wstępu, podobno były przepełnione – do pojedynczej placówki trafiało więcej zmarłych niż łączna liczba podana przez BBC. Trudno jednak oszacować dokładną i wiarygodną liczbę ofiar.

21 lipca Apelacyjny Sąd Najwyższy anulował ostatni wyrok Sądu Najwyższego. Zgodnie z jego zaleceniami, 23 lipca minister sprawiedliwości zapowiedział, że kwoty dla potomków bojowników zostaną zmniejszone do 5 proc., 2 proc. będzie przypadać osobom z niepełnosprawnościami, mniejszościom etnicznym i osobom transseksualnym, natomiast 93 proc. ma być przydzielana na podstawie zasług.

Oznaczało to spełnienie początkowych postulatów protestu, niemniej po agresji ze strony rządu  Antydyskryminacyjny Ruch Studencki wysunął kolejne 9 postulatów, żądając konsekwencji wobec władzy i osób odpowiedzialnych za przemoc i łamanie prawa, a także rekompensaty dla poszkodowanych i ich rodzin.

Przez wyłączenie Internetu i tysiące aresztowań frekwencja na ulicach spadła. Protestujący jednak się nie poddają, reorganizują się i są aktywni w sieci. W komentarzach zgodnie nazywają  Sheikh Hasinę dyktatorką. Ich zdaniem obecna sytuacja w Bangladeszu jest najgorsza od 1971 roku, kiedy w ramach walki o niepodległość doszło do ludobójstwa wspieranych przez Indie Bengalczyków.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij