Świat

Ponomariow: Rosyjska polityka to imitacja

 Dla lokalnych zwycięstw rozmieniamy się na drobne, zamiast walczyć o władzę w całej Federacji – o protestach w Moskwie i Astrachaniu oraz rosyjskiej lewicy mówi deputowany Sprawiedliwej Rosji Ilja Ponomariow w rozmowie z Pawłem Pieniążkiem.

Paweł Pieniążek: Po wyborach samorządowych w Rosji, które odbyły się 4 marca, razem z prezydenckimi, Oleg Szejn, jeden z polityków pana partii – Sprawiedliwej Rosji – który kandydował na mera w Astrachaniu, rozpoczął strajk głodowy. Co takiego tam się stało?

Ilja Ponomariow: Astrachań to jedno z wielu miejsc w Rosji, gdzie zawsze jest wysoki poziom fałszerstw wyborczych. Do tego są one ewidentne – po prostu przerabia się protokoły czy podmienia karty wyborcze. Nawet po zamontowaniu kamer internetowych, dzięki którym każdy mógł śledzić pracę komisji na swoim komputerze, ich członkowie nie zmienili swoich przyzwyczajeń. W innych okręgach wyborczych tak się stało, a w Astrachaniu wciąż, pomimo obecności obserwatorów, dorzucano karty wyborcze.

Z dwustu dwóch lokali wyborczych w Astrachaniu tylko w dwudziestu działał system elektronicznego głosowania – urn wyborczych z skanerami, które od razu zapisują każdą kartę wyborczą. W takich lokalach Oleg Szejn wygrał z Michaiłem Stolariowem z Jednej Rosji w stosunku około 50 do 40 procent. W lokalach, gdzie nie było skanerów, było odpowiednio 5 do 85 procent. Fałszerstwa były więc oczywiste i nie umknęły uwadze obywateli.

Szejn próbował w inny sposób wyjaśnić tę sprawę, zanim zaczął głodówkę?

Poprosił komisję o protokoły i zapowiedział, że pójdzie do sądu. W odpowiedzi usłyszał, że oni nie mają takich dokumentów. Przez miesiąc – wbrew istniejącym prawu – Szejn nie mógł zobaczyć protokołów. Gdy zrozumiał, że nie ma innej możliwości, rozpoczął głodówkę.

Ostatecznie wydobył te dokumenty i poszedł do sądu, ale uznano, że choć we wszystkich zgłoszonych przypadkach dopuszczono się fałszerstw, to nie można udowodnić, że miały one wpływ na wyniki wyborów. A to chyba logiczne: skoro są naruszenia, to mają wpływ. Tu już nie chodzi o to, kto wygrał, tylko o to, że nie można ustalić wyniku wyborów, bo zostały złamane procedury.

Wierzycie, że wybory zostaną powtórzone?

Taki jest nasz cel.

Pomimo fałszerstw kandydaci niezależni bądź opozycyjni zdobyli w wyborach samorządowych około jednej trzeciej miejsc. Samorządy są szansą dla rosyjskiej opozycji?

Ogólnie uważam, że na poziomie lokalnym opozycja ma szanse, choć na przykład w Moskwie niczego to nie zmienia, bo władze samorządowe pełnią tam wyłącznie funkcje ozdobne. Były mer Moskwy Jurij Łużkow wykorzystał fakt, że stolica ma odrębny status, i zmienił prawo.

Najważniejsze jest jednak pytanie, co chcemy osiągnąć. Można „trenować” w wyborach samorządowych i wygrywać, ale to nie ma wpływu na kraj jako całość. Poza tym jest to bardzo czasochłonne i wymaga ogromnych środków; dla lokalnych zwycięstw rozmieniamy się na drobne, zamiast walczyć o władzę w całej Federacji.

Czy z punktu widzenia lewicowego polityka rezultaty protestów, które trwają od wyborów parlamentarnych w grudniu, są zadowalające?

Byłyby, gdybyśmy zdobyli władzę. Oczywiście protesty były bardzo ważne i potrzebne, bo rozbudziły nastroje obywatelskie. Społeczeństwo już nie wróci do czasów sprzed protestów. I jeszcze się nie skończyły – przed nami inauguracja rządów Władimira Putina jako prezydenta. Mam nadzieję, że na ulice wyjdzie dużo ludzi i będziemy mogli wypowiedzieć się w zdecydowany sposób. Ale nawet jeśli się nie uda, to w Rosji jest już inna sytuacja – ludzie będą się zrzeszać, zakładać lokalne komórki, uczyć się nawzajem. Powstaje oddolna sieć.

Podczas protestów ukształtowała się dosyć egzotyczna koalicja – obok siebie szli nacjonaliści i lewicowcy.

To było złe, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Bardziej jednak niż sojusz z nacjonalistami kompromituje nas w oczach społeczeństwa sojusz z liberałami, bo to liberałowie są odpowiedzialni za lata dziewięćdziesiąte, za reformy i prywatyzację. Tylko że bez nich nie moglibyśmy zorganizować masowych protestów. Jak pokazały badania, w Moskwie około 50 procent ludzi, którzy wyszli na ulice, ma prawicowo-liberalne czy neoliberalne poglądy, około 35 procent – lewicowe, a mniej więcej 15 procent – nacjonalistyczne. Ponadto główne media są albo liberalno-prorządowe, albo liberalno-opozycyjne. Oczywiście to nie jest polityczna koalicja, tylko tymczasowy taktyczny sojusz uliczny, który ma przyczynić się do masowej mobilizacji.

Sprawiedliwa Rosja identyfikuje się jako partia lewicowa. Co to dla pana oznacza?

Parlamentarna partia lewicowa powinna być taka jak Die Linke w Niemczech czy Front Lewicy we Francji. Jednak w naszym systemie politycznym możliwości są mocno ograniczone, dlatego stworzyliśmy Sprawiedliwą Rosję jako szeroką koalicję. Są w niej z jednej strony lewicowi liberałowie, a z drugiej radykalni lewicowcy. Taka jest cena kompromisu. Mimo tego jesteśmy bardziej lewicowi niż partia komunistyczna, która jest raczej narodowo-patriotyczna i nie ma nic wspólnego z komunistami czy lewicą w ogóle.

Bardziej lewicowi – to znaczy?

Z jednej strony chcę, żeby ludzie czerpali zyski z eksploatacji zasobów naturalnych i uważam, że nie może być żadnych kompromisów w obronie pracowników. Z drugiej strony z punktu widzenia klasycznej lewicowej teorii moja pozycja nie jest w pełni ortodoksyjna, chociażby dlatego, że uważam, iż podstawową gwarancją naszego zwycięstwa są narodziny nowej klasy – informacyjnego proletariatu. Lewica powinna zrobić wszystko, co możliwe, żeby przyspieszyć proces formowania się tej klasy.

Mówił pan, że obrona praw pracowniczych jest jedną z najważniejszych kwestii. Jak to się przekłada na współpracę ze związkami zawodowymi?

Sprawiedliwa Rosja ma w swoich szeregach wielu znanych działaczy ruchu związkowego w Rosji. Chociażby Olega Szejna, o którym rozmawialiśmy; jest on pomysłodawcą i działaczem radykalnego, alternatywnego związku Zaszczita, będącego częścią Konfederacji Pracy Rosji.

Jednak 1 maja ma być świętem Jednej Rosji. W pierwszych szeregach pochodu w Moskwie mają iść Władimir Putin czy ustępujący prezydent Dmitrij Miedwiediew.

Jedna Rosja organizuje demonstrację pierwszomajową z tak zwanymi „żółtymi” związkami zawodowymi, które pełnią absolutnie dekoracyjną funkcję i są kontrolowane przez władze. Tak naprawdę więc chodzi tu raczej o walkę pracodawców z pracownikami. Pracodawcy mają swoich przedstawicieli w Dumie między innymi w komisji do spraw polityki społecznej, która popiera zakaz tworzenia związków zawodowych w przedsiębiorstwach, ograniczanie prawa do strajku czy pozbawia praw obywatelskich aktywistów walczących ze swoimi pracodawcami.

Jednak od rozpoczęcia protestów Putin zmienił retorykę – zaczął mówić o problemach społecznych, krytykować prywatyzację.

Zawsze kiedy słyszę publiczne wystąpienie Putina, jestem gotów się pod nim podpisać. Tylko że wszyscy Rosjanie wiedzą, że jak Putin mówi jedno, to zrobi drugie. Im więcej opowiada o kwestiach socjalnych, tym bardziej na nie naciska. Mówił, że niezależnie od sytuacji wiek emerytalny nie zostanie podniesiony, a pierwsza rzecz, która została zrobiona, to właśnie podniesienie wieku emerytalnego.

A co z prawami osób LGBTQ?

Lewica powinna bronić praw wszystkich mniejszości, które są narażone na przemoc i represje. Uważam jednak, że niektórzy zachodni lewicowcy przeginają w drugą stronę. Obrona praw to jedno, a narzucanie większości praw przez mniejszość to coś zupełnie innego.
Jeśli ktoś dyskryminuje gejów i narusza ich prawa, czy to policja, czy pracodawcy, to jako deputowany jestem gotów im pomóc. Jeśli jednak geje wychodzą na ulice, żeby pokazać, jacy są ładni, fajni, i prowokować, to rozumiem, dlaczego ludzie, którzy byliby gotowi im pomóc, dystansują się od nich.

Chce Pan im zakazać wychodzenia na ulice? Niedawno w Petersburgu zostało przyjęte prawo, które karze za „propagowanie homoseksualizmu”. Będzie jakaś reakcja Sprawiedliwej Rosji?

Jestem przeciwnikiem homofobicznego prawa, ale ta ustawa to prowokacja partii władzy. Chcą nam narzucić temat, który w patriarchalnym społeczeństwie rosyjskim jest bardzo niepopularny.

Ilja Ponomariow – od 2007 roku jest deputowanym do Dumy Państwowej z ramienia socjaldemokratycznej Sprawiedliwej Rosji. Członek komisji do spraw gospodarki i do spraw innowacyjności i przedsiębiorczości. Jeden z założycieli oraz członków Frontu Lewicy. Wcześniej należał do Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej.

Ilja Ponomariow przyjechał do Polski na zaproszenie Fundacji Batorego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij