Świat

Pieprzyć tolerancję. Nauczmy się normalnej życzliwości

Czy muxe, meksykańska trzecia płeć, faktycznie potrzebuje akurat tolerancji?

Jej knajpka to nieduży teren zacieniony drzewem i blaszanym daszkiem. Jasmin dostała ten kawałek ziemi od rodziców „na zgodę”. Ściany zrobiła z krzaków, brezentu, gliny i patyków. Wstawiła kilka plastikowych stolików, plastikowe krzesła, bar i wymurowała kuchnię z paleniskiem. Z gliny wybudowała pokoik, którego krzywe okienko zakratowała patykami – to jej magazyn. I jeszcze toaleta wymurowana z szarych cegieł, ale bez bieżącej wody – nawet w sedesie. Wejście do piwiarni przesłoniła ścianką – dzięki temu nikt z zewnątrz nie widzi, co dzieje się w środku. Piwiarnię jednak słychać, bo goście lubią głośną muzykę. Gdy wrzucają pesos do wielkiej fioletowej szafy grającej, dbają, by to akurat ich utwór był najgłośniejszy.

Tego dnia Jasmin opięła kruczoczarne włosy opaską. Udekorowała ją trzema żółtymi kwiatami podobnymi do małych słoneczników. Granatowa sukienka, choć wąska, wisiała na niej. Nadgarstki ozdobiła bransoletkami i rzemykami, a palce udekorowała metalowymi i drewnianymi pierścionkami. Była zadbana i piękna, tylko makijaż nie przykrył śladów po ospie.

Jasmin jest zadowolona z relacji z rodziną. Rodzice zaakceptowali ją. Nie jest to radosna akceptacja, ale jednak. Gdy spotykają się, nie poruszają trudnych tematów. Nie wchodzą na obszary, na które nie chcą wchodzić. A jest ich kilka. Jasmin chciałaby móc porozmawiać z rodzicami o wszystkim, ale cieszy się, że w ogóle rozmawiają i spędzają czas razem. Dojście do tego stanu zajęło im dwadzieścia pięć lat.

Najtrudniejszy był szalony czas po opuszczeniu domu. Wywalił ją ojciec, a właściwie to cała rodzina. Stało się to w dniu, w którym przyznała się, że jest muxe, czyli ma ciało mężczyzny, ale czuje się kobietą.. Miała wtedy 15 lat. Wcześniej rodzeństwo widziało, co się dzieje, i bracia regularnie ją bili. Matka udawała, że nic nie widzi. Ani bicia. Ani tego, że Jasmin jest muxe. Jasmin nie chce o tym mówić. Ale kiedyś upiły się z tłumaczką i przegadały cały wieczór, więc wiem, że Jasmin przez pierwsze trzy lata nie miała gdzie, z kim i za co żyć. Prostytuowała się.

Mnie przyznaje, że to były „crazy years”. Uśmiecha się i odwraca wzrok. Prosi pracownika, by podał nam krewetki, choć przed nami stoją dwa pełne talerzyki.

Minęło dużo czasu, zanim złapała równowagę. Jeszcze więcej zanim zaczęła przesyłać matce drobne sumy. Robiła to przez dziesięć lat. Zawsze przez podstawione osoby. Udawała, że nie ma z tymi pieniędzmi nic wspólnego. Rodzina potrzebowała pomocy, więc matka nie grymasiła na niespodziewane wsparcie. Dopiero po kilku latach zaczęła domyślać się, kto naprawdę ich wspiera. Wtedy spróbowała odszukać Jasmin bądź chociaż nawiązać kontakt. Przez różne osoby dawała znać, że już się nie gniewa. I że ojciec też już zmiękł. Bez efektu. Jasmin złamała się dopiero na wieść o śmiertelnej chorobie matki. Wiadomość dotarła przez byłego chłopaka. W ten sposób matce udało się doprowadzić do pierwszego spotkania. Chorobę wymyśliła.

Przez kolejne lata wypracowały dobre relacje. To sukces. Nie wszystkie muxes mają ten komfort. Koleżanka Jasmin nigdy nie została zaakceptowana przez ojca. Gdy dowiedział się, że jest muxe, był wściekły i lał ją. To typowe. Mówił, że być może dzięki temu stanie się normalna. A jak zrozumiał, że jej nie zmieni odsunął się. Przestała dla niego istnieć. Na zawsze.

Teraz? Jasmin jest prawie szczęśliwa. Cieszy się szacunkiem sąsiadów. I należy do ważnych muxes – znanych i szanowanych przez całe środowisko. Jej się udało. A to nie łatwe. W Meksyku ciężko osiągnąć sukces. A dla muxes standardy są wyostrzone – nie wszystkie zawody są dostępne dla muxes. Nie wszyscy chcą robić biznesy z muxes, czy korzystać z ich usług. Jeśli muxe chce być szanowana, to musi na to ciężko zapracować. Tak jak na przykład Felina – to prawdziwa diva! Jej zakład fryzjerski jest znany w całym mieście. Byłeś tam? Rozmawiałeś z Feliną? To wiesz.

Każdy kawałek tolerancji musiały wywalczyć. Na przykład Vela – najsławniejszy doroczny festiwal muxes. Wszyscy mogą zająć kawałek ulicy przed domem i bawić się do białego rana. Nikt z sąsiadów nie zwróci uwagi, że jest głośno – oni też będą kiedyś świętować i też zagrodzą ulicę. Ale gdy muxes zaczęły publicznie bawić się i robić swój festiwal, to prezydent miasta poprosił je, żeby tego nie robiły. Musiały schować festiwal. I siebie. I bawić się wyłącznie w zamknięciu.

Tak było kilkadziesiąt lat temu. Na lepsze zmieniło się w latach siedemdziesiątych. Nie dlatego, że władzom serce zmiękło i doznały oświecenia. Święto muxes okazało się sukcesem finansowym i świetną zabawą, więc politycy postanowili ugrać coś dla siebie. W zamian za głosy muxes pozwolili im bawić się publicznie. A od paru lat miasto dotuje Velę niemałą sumą. A że nie o to chodzi w tolerancji? Jasmin mówi, że woli od miasta dostać pieniądze na festiwal w zamian za głosy niż chować się w zamkniętych lokalach. Tak jest OK. Tak jest lepiej. Dzisiaj Velę zna cały Meksyk i przyciąga coraz więcej gości z zagranicy.

Jasmin cieszy się z tolerancji. To prawda, że zdarzają się czasem jakieś nieprzyjemne sytuacje, ale jest ich mało – ludzie są generalnie dobrzy.

Ale nie wszystko może robić tak, jak by chciała – tak jak to robią „normalne” kobiety. Nie zawsze może iść pod rękę z ukochanym. Nie powinna się z nim całować na ulicy – to nie jest mile widziane. No i… co tu dużo mówić – właściwie nie ma szans na prawdziwą miłość. Związki muxes rzadko trwają dłużej niż sześć miesięcy. Ich partnerzy, nawet jeśli są zakochani w muxe, spotykają się z ostracyzmem społecznym. Wszyscy naciskają, żeby znaleźli sobie „normalną” kobietę. To przez presję społeczną nie ma mężczyzn, którzy długo wytrzymaliby w związku z muxe. To jest dla Jasmin najsmutniejsze. Wszystkie muxes są skazane na samotność. I o każdym nowym związku wiadomo jedno: że zaraz się skończy.

Brak trwałych związków muxes to dla ich rodziców ponoć gwarancja darmowej opieki na starość. Ludzie mówią, że rodzice cieszą się, gdy małe dziecko okazuje się muxe, bo dzięki temu nie muszą martwić się o przyszłość. I że mamusie i tatusiowie rozpieszczają swoje małe kochane muxe. Tak jest lepiej? Tak jest OK?

Nikomu nie mieści się w głowie, by muxe pojawiła się w szkole w kobiecym stroju. Ale przed sądem mogą występować ubrane tak, jak lubią. Już mogą. Sędziny muxe jednak jeszcze nie było. Policjanci deklarują, że każdego traktują tak samo. Każdy jest człowiekiem i ma równe prawa. Czy muxes sprawiają Wam jakieś problemy? Żadnych dużych. Chociaż ich awantury są trudniejsze do uspokojenia niż kłótnie „zwykłych” ludzi. No i częściej i głośniej uprawiają seks w parku. Tolerujecie muxes? Pewnie! A czy jakaś muxe pracuje w policji? Drapanie po głowie, długa chwila namysłu, „nie”. Dlaczego? Trudno powiedzieć.

W biurze praw człowieka dowiaduję się, że najtrudniej mają muxes w rodzinach konserwatywnych. Kościół odrzuca odstępstwa od „bożej normy”, więc większość katolickich rodzin nie akceptuje muxes. Szczególnie we własnej rodzinie. Ale od muxes wiem o jakiejś ważnej personie w kościele, która ich broni. Bo Bóg kocha wszystkie swoje dzieci. Ta ważna osoba wydała specjalny list – uczy w nim wiernych szacunku do muxes. Muxes machają teraz przed oczami tym listem każdemu księdzu, który sprawia im jakiekolwiek problemy.

Ludzie zagadywani o muxes mówią, że matki nie chcą posyłać synów do prostytutek, więc muxes mają, co robić. Bo tradycyjne kobiety do ślubu starają się pozostać dziewicami. A przyjęło się, że mężczyźni powinni mieć doświadczenie. Regularnie słyszę też, że matka zawsze zaakceptuje i będzie kochała swoje dziecko. Nieważne, czy jest pijakiem, narkomanem, prostytutką, czy muxe.

Pytam Jasmin, czy zna jakąś w pełni szczęśliwą muxe? Ociąga się z odpowiedzią. Po chwili mówi, że tak, generalnie wiele muxes jest szczęśliwych. Ja w ciągu poprzednich czterech dni spotkałem się z tuzinem muxes. Jedna na trzeźwo też mówiła, że jest szczęśliwa, ale dzień wcześniej po pijaku nienawidziła tego świata i tego społeczeństwa. Wszystkie pozostałe były albo nieszczęśliwe, albo po prostu pogodzone z losem.

***

Kuba Kryśpsycholog kulturowy; badacz zróżnicowania kulturowego oraz równości rodzajowej i kulturowej; zawodowo realizuje się w Instytucie Psychologii PAN; w wolnych chwilach podróżnik i ojciec dwójki wspaniałych dzieci (to da się połączyć).

**Dziennik Opinii nr 133/2016 (1283)

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij