Świat

Ostatnia koszula prezydenta

Sri Lanka mierzy się nie tylko z dramatycznym kryzysem gospodarczym, ale także głębokimi zawirowaniami politycznymi. Wraz z nasileniem się kryzysu coraz więcej do powiedzenia mają nie tylko ulica, ale też międzynarodowe instytucje finansowe i potężny sąsiad.

Sytuacja na Sri Lance jest krytyczna. Wyspa, która zwykła importować niemal wszystkie podstawowe produkty, od żywności po środki energii, nie ma pieniędzy, by za nie zapłacić.

W kraju zdominowanym przez duże niedobory – paliw, elektryczności, co najmniej kilkunastu podstawowych rodzajów leków, w tym przeciw nowotworom i wściekliźnie – życie wielu mieszkańców miast zostało zredukowane do stania w kolejkach w oczekiwaniu na towary, które nawet nie dotarły do sklepu. Czekają niekiedy nawet na statki, które jeszcze nie zawinęły do portu.

Pod koniec zeszłej dekady Lankijczycy, jak wiele innych społeczeństw krajów rozwijających się, wydawali ponad trzecią część swoich budżetów domowych na żywność. Jednak tylko od zeszłego roku ceny wzrosły ogółem o ponad 33 proc., a żywność nawet bardziej – bo prawie o połowę. Ceny energii i paliw szaleją, powtarzają się wyłączenia prądu. Lankijki i Lankijczycy gwałtownie zbiednieli. Zajrzał im w oczy głód.

Budżet państwa jest w podobnie opłakanym stanie jak budżety domowe. 19 maja państwo lankijskie wedle zgodnej opinii agencji ratingowych stało się bankrutem, jako pierwszy kraj Azji w XXI wieku. Zaprzestano spłat pożyczek, by przeznaczyć topniejące rezerwy na zakupy podstawowych produktów z zagranicy. Przy zadłużeniu sięgającym 35 mld dolarów rezerwy gotówki szacowane są na kilkadziesiąt milionów. W pierwszym półroczu obsługa długu kosztowałaby co najmniej miliard dolarów. Walka o wiarygodność kredytową przestała mieć w takiej sytuacji sens.

Panorama Kolombo. Fot. Sergei Gussev/flickr.com

Historia wzrostu i upadku

Sri Lanka nie zawsze była państwem kryzysu. Wystarczy wspomnieć, że w latach 2002–2019 gospodarka odnotowywała ciągły, choć nierówny wzrost. Po krwawym stłumieniu tamilskiej rebelii na północy wyspy, w latach 2010–2016 PKB rósł średnio ok. 6,2 proc. W gorszej, drugiej połowie dekady koniunktura wyraźnie uległa ochłodzeniu, ale ciągle gospodarka rozwijała się średnio ok. 3,1 proc. w latach 2016–2019. Przeciętny standard życia ludzi na Cejlonie się znacznie poprawił.

Sytuacja na Sri Lance to zapowiedź dekady pełnej kryzysów

Wtedy pojawiło się trzech jeźdźców, których przejście wywołało zawirowania w państwach rozwiniętych, ale nieporównanie bardziej zaburzyło gospodarcze życie w wielu miejscach globalnego Południa. Na wyspę sprowadzili zaś gospodarczą apokalipsę. Mowa o terroryzmie, pandemii i wojnie w Ukrainie.

Zamachy islamskich fundamentalistów w Niedzielę Wielkanocną 2019 roku wystraszyły turystów. Branża, która wcześniej tworzyła bezpośrednio ponad dziesiątą część ich dochodów i była ważnym źródłem dewiz, doznała pierwszego szoku. Zaraz potem nadeszła pandemia i ograniczenie podróży międzykontynentalnych, co dobiło kwitnący do niedawna sektor i pozbawiło rząd dużej części dewiz, a ludzi – pracy. Wojna w Ukrainie przyspieszyła zaś globalny wzrost cen żywności i paliw, wyrażany kilkudziesięcioprocentowymi wzrostami w dolarach. Wraz z gwałtowną deprecjacją miejscowej rupii – od marca jej wartość wobec dolara spadła aż o 80 proc. – oznaczało to podwójne obciążenie dla Lankijczyków.

Drogi dług

Miejscowa polityka nie jest bez winy. Odpowiada raczej jednak nie za sam kryzys, ale za jego rozmiary i gwałtowność. Nieumiejętne zarządzanie długiem wpędziło kraj w kłopoty. Już przed ostrą fazą kryzysu relacja długu do PKB wyniosła ponad 110 proc. Jeszcze większym problem niż jego wielkość stanowi charakter tego zadłużenia. Pożyczki były zaciągane w walutach obcych, a wierzycielami połowy długu stały się podmioty prywatne, które udzieliły kredytów na zasadach komercyjnych. Z nimi trudno się negocjuje.

Ulica w Kolombo. Fot. Stas Rozhkov/flickr.com

Do tego polityka energetyczna zakładała inwestycje w elektrownie cieplne, spalające gaz, węgiel lub pochodne ropy naftowej. Wszystkie te budowy były na kredyt. Sri Lanka, nieposiadająca znaczących złóż węglowodorów, musi je sprowadzać z zagranicy za dewizy. Inwestycje w odnawialne źródła energii dostępne na wyspie przyciągnęły znacznie mniej kapitału. Taka polityka uzależniła państwo od dostaw zewnętrznych i przyspieszyła odpływ walut zagranicznych.

Braki w zaopatrzeniu w żywność zostały zaś pogłębione przez decyzje rządu z zeszłego roku. Kiedy władze zakazały importu sztucznych nawozów, produkcja rolna na wyspie skurczyła się prawdopodobnie aż o ponad 40 proc. Obniżka podatków w 2019 roku – w tym VAT z 15 do 8 proc. w warunkach pandemii – nie przyspieszyła wzrostu gospodarczego, za to opróżniła kasę państwa.

To nie będzie jeszcze rok Brontoroca [co dalej na Dalekim Wschodzie]

Ostatnim gwoździem do trumny lankijskiej gospodarki była zwłoka w złożeniu wniosku o pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego lub innych instytucji finansowych. Przedstawiciele lankijskiego rządu nie chcieli tego robić, by nie ograniczały ich poczynań warunki pomocy. Ostatecznie pierwszy wniosek o fundusze kryzysowe w imieniu Sri Lanki złożyły sąsiednie Indie, co jest swoistym precedensem. Dla ekonomistów konieczność międzynarodowego wsparcia była oczywista już jesienią zeszłego roku.

Obecnie rozmowy trwają w sytuacji, kiedy kasa państwa jest już pusta. Rząd lankijski nie ma więc silnej pozycji przy stole rokowań o warunkach nowych pożyczek i restrukturyzacji długu.

Władza bez legitymacji, protesty bez przywództwa

Trudno się dziwić, że kolejki po podstawowe produkty przeradzają się regularnie w żywiołowe antyrządowe demonstracje, a pod siedzibami władz cały czas gromadzą się protestujące tłumy. Sytuacja jest klasycznie rewolucyjna: rozbudzone w ostatnich dekadach pomyślności oczekiwania ludzi zderzone zostały z rzeczywistością strasznego kryzysu. Protestujący mają poczucie, że winnymi załamania są skorumpowani i niekompetentni rządzący. Mimo iż regularnie powtarzają się strajki generalne, demonstranci nie wyłonili jednak konkurencyjnego przywództwa politycznego.

Widok zatoki w miejscowości Hambantota na południu Sri Lanki. Fot. Marcel Crozet/ILO

Lankijki i Lankijczycy domagają się ustąpienia klanu braci Rajapaksów, którzy powrócili do władzy po wyborach prezydenckich w 2019 roku i parlamentarnych rok później. Wtedy byli fetowani przez tłumy na ulicach Colombo.

Wszechpotężna dotąd rodzina obecnie się wycofuje, ale bardzo powoli. Jeszcze niedawno czterech braci kontrolowało wydawanie ponad 70 proc. budżetu kraju, obsadziwszy stanowiska prezydenta, premiera i dwóch wpływowych ministrów. Wobec wymuszonego ulicznymi demonstracjami ustąpienia wszystkich członków rządu w kwietniu, a premiera Mahinda Rajapaksy (prezydenta państwa w latach 2005–2015) na początku maja, jedynym przedstawicielem rodziny pozostał obecny prezydent imieniem Gotabaya.

Birma: Sankcje pozwalają Zachodowi pokazać swoją aktywność, ale nie prowadzą do zmiany reżimu

Czterech siedemdziesięciolatków nie zamierza się poddawać. Mahinda był do niedawna bohaterem syngaleskiej większości (75 proc. mieszkańców wyspy), wodzem podczas pacyfikacji (2008–2009) rebelii tamilskiej mniejszości z północy i wschodu wyspy. Do dziś ma oddanych zwolenników.

Wezwał nich na pomoc przeciw demonstrantom domagającym się jego odejścia. Przybyli uzbrojeni w metalowe pręty. W ulicznych bitwach zginęło co najmniej dziewięć osób, a trzysta zostało rannych. Krwawe zamieszki przyspieszyły upadek premiera, który musiał schronić się w bazie wojskowej. Wściekli ludzie próbowali podpalać rezydencje znaczących przedstawicieli władzy.

Ofiary wśród demonstrantów przekonały część posłów rządzącej dotychczas koalicji do formalnego opuszczenia partii Rajapaksów. 12 maja premierem został mianowany przez prezydenta Ranil Wickremesinghe, weteran lankijskiej polityki i konkurent klanu. Po raz pierwszy premierem wyspy został on w 1993 roku, a obecne powołanie na urząd szefa rządu było już szóstą tego rodzaju nominacją. Formalnie jest przedstawicielem opozycji, lecz jego partia ma… jedno miejsce w parlamencie, zajmowane oczywiście przez Wickremesinghe. Wielu zarzuca mu obecnie zażyłość z rządzącym klanem.

Panuje powszechne poczucie, że system polityczny wyczerpał swoje możliwości. Ranil Wickremesinghe, obecny szef rządu, może dawać doświadczenie, ale nie nadzieję na odnowę. Bez rezygnacji prezydenta Gotabai jest to – jak określił to jeden z komentatorów politycznych – przestawianie krzeseł na pokładzie „Titanica”.

Kłopot w tym, że nie widać w obecnej klasie politycznej innego przywództwa, które mogłoby wyprowadzić kraj z kryzysu. Lankijczycy pamiętają przygodę z prezydenturą Maithripali Siriseny. Ten ostatni zdobył prezydenturę wbrew klanowi w 2015 roku dzięki taktycznemu sojuszowi części syngaleskiej większości z mniejszościami etnicznymi i religijnymi – w większości hinduistycznymi Tamilami, muzułmanami i chrześcijanami. Już jednak w 2019 roku Sirisena z naruszeniem konstytucji umożliwił powrót do władzy Rajapaksom. Powodem tego zwrotu był spór z… Ranilem Wickremesinghe, ówczesnym i obecnym premierem.

Wiele Lankijczyków i Lankijek niechętnych Rajapaksom może do dziś czuć się oszukanych z powodu poczynań Siriseny, który na początku wydawał się człowiekiem spoza układów. Nie wiadomo, czy osoby od tygodni protestujące na ulicach Colombo, dumne z braku formalnego przywództwa, będą chciały zaufać jakiemukolwiek liderowi.

Premier Mahinda Rajapaksa (w czerwonym szalu) otoczony zwolennikami. Fot. Mahinda Rajapaksa/flickr.com

Wracają lekarze z MFW. Pacjent przeżyje?

Na ratunek w takich sytuacjach przychodzi zwykle MFW. Z jednej strony powszechne jest poczucie, że pomoc Funduszu jest niezbędna, bo inaczej Sri Lanka jest zdana tylko na łaskę losu i sąsiadów. Z drugiej zaś strony pigułka „niezbędnych reform” będzie bardzo gorzka. Ekonomiści zalecają ponowne podniesienie podatków do poziomu sprzed 2019 roku, by zapełnić pustą kasę państwa. Po stronie oszczędności pojawiło się ograniczenie bądź zniesienie licznych subsydiów. Podnieść też trzeba będzie ceny energii, paliw dla ludności oraz usług publicznych. Rząd w ostatnich dniach ogłosił już podwyżki cen ropy i benzyny o kolejne kilkadziesiąt procent.

Birma: Zbrodnia bez kary

czytaj także

Birma: Zbrodnia bez kary

Aleksandra Zielińska

Rozmowy z MFW będą trwały, a sposób pomocy Sri Lance będzie ważną informacją na temat polityki tej instytucji dla państw w kłopotach w warunkach gospodarki dotkniętej skutkami wojny w Ukrainie i pandemii. Kandydatów do funduszowej kroplówki nie brakuje, na krótkiej liście są prawdopodobnie Pakistan, Egipt i Tunezja. Zapłacić mogą jak zwykle najbiedniejsi.

Ekonomiści MFW po dekadzie złej prasy wracają w światła reflektorów, by ratować chore gospodarki. Ale rozmowy na temat szczegółów pakietów dla Sri Lanki będą trwały prawdopodobnie jeszcze miesiącami, a pomoc potrzebna jest od razu. W sprawie restrukturyzacji długu zarówno rząd, jak i wierzyciele zwrócili się do międzynarodowych firm doradczych i prawniczych, co sugeruje długie batalie.

Wejście słonia

W tej sytuacji – zgodnie z teorią uzależnienia od chińskich inwestycji w ramach Nowego Jedwabnego Szlaku – do akcji powinny ruszyć Chiny, by wykorzystać słabość państwa, któremu udzieliły pożyczek. Do obiegowej wiedzy weszło przejęcie parę lat temu większościowych udziałów w porcie Hambantota na południu wyspy, który może obsługiwać ruch kontenerowy na trasie z Chin do Europy. Podejrzewano też, że będzie on w przyszłości wykorzystywany przez marynarkę wojenną ChRL, co byłoby bezpośrednim potencjalnym zagrożeniem dla Indii sąsiadujących ze Sri Lanką przez mającą w najwęższym miejscu zaledwie 55 km cieśninę Palk.

Prezydent Sri Lanki Ranil Wickremesinghe przyjmuje wizytę premiera Indii. Fot. MEAphotogallery/flickr.com

Na razie jednak Pekin nie wykazuje się dużą aktywnością, do akcji zaś wkraczają Indie. Po pierwsze otworzyły wartą co najmniej 3 mld dolarów linię kredytową, w ramach której dostarczają żywność, leki i przetworzone produkty naftowe z subkontynentu. Indyjskie przedsiębiorstwa naftowe uzyskały zaś zgodę na przejęcie ważnej spółki lankijskiej. Powołano też wspólne Centrum Koordynacji Ratownictwa Morskiego (MRCC), które ma wzmocnić współpracę między New Delhi a Colombo w dziedzinie bezpieczeństwa. Jej oddziały mają być obecne w każdym porcie, także w będącym w chińskim posiadaniu Hambantota.

Kim jest człowiek, który podbił Kaszmir?

Na razie sytuacja jest tak dramatyczna, że rola Indii jako jedynego przyjaciela przejmowana jest bez sprzeciwu w społeczeństwie, które jest dość nieufne wobec wielkiego sąsiada. Rośnie jednak poczucie bezsilności i bezalternatywności wobec indyjskiej pomocy. Jak to ujął w rozmowie z „Quarz India” jeden z protestujących: „Jeśli [Indusi] poproszą prezydenta, by oddał ostatnią koszulę, to musi to zrobić”

Krzesełka na Titanicu

Sądząc z upodobania do złotej biżuterii, przynajmniej Gotabai Rajapaksie aż takie ubóstwo nie grozi. Choć gniew ludu wzbiera i na razie skierowany jest przeciw prezydentowi, jest obecnie jeszcze możliwe, że odium reform zarządzonych przez MFW weźmie na siebie nowy premier i biurokraci powołani na stanowiska ministerialne.

Jeśli uda się głowie państwa przeczekać najbliższe miesiące w imię „zgody narodowej”, to klan Rajapaksów ma szansę na obronę tego ostatniego przyczółku swojej władzy. A kto wie, może i na powrót w wielkim stylu, jak to już się im w przeszłości raz udało? Choć sytuacja na Sri Lance jest dramatyczna, a następne miesiące będą równie ciężkie, być może „krzesełka na Titanicu” jeszcze raz wykażą się niezwykłą odpornością. Na razie konkurencyjnych mebli nie widać.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij