Świat

Moskwa się nie boi

Na nic zdało się zaostrzenie ustawy o zgromadzeniach i represje wobec czołowych działaczy – na Marsz Milionów w Moskwie 12 czerwca przyszło mnóstwo osób.

Aby dostać się 12 czerwca na plac Puszkiński w Moskwie, z którego ruszał opozycyjny Marsz Milionów, trzeba było przejść przez wykrywacze metalu. Policja pieczołowicie sprawdzała, co tylko można – jeśli wnosiło się napój, proszono o napicie się go; jeśli miało się aparat, trzeba było zrobić nim zdjęcie i pokazać, że rzeczywiście zostało zrobione.

Podział na placu odzwierciedlał podział polityczny – po prawej stronie stali nacjonaliści i liberałowie, a po lewej komuniści, socjaliści, anarchiści, mniejszości seksualne i Pussy Riot. W różnych miejscach znajdowały się też grupy apolityczne, które walczą o życie w „normalnym państwie” bez „żulików i worów”, czyli „oszustów i złodziei”, jak określa się Jedną Rosję i prezydenta Władimira Putina. Wśród protestujący są i tacy, którzy postanowili wytatuować sobie „Putin to złodziej”.

W zależności od politycznych preferencji pojawiały się różne hasła – od „Chwała wielkiej Rosji” po „Szkoła nie rynek, wiedza nie towar”. Jedynymi okrzykami, które łączyły wszystkich uczestników, były „Rosja bez Putina” i „My tu jesteśmy władzą”.

Represje przed marszem

Sensację wywołało pojawienie się na marszu lidera Frontu Lewicy Siergiej Udalcowa, który o jedenastej miał się stawić na przesłuchanie. „Dokonałem wyboru i jestem tutaj” – powiedział Udalcow. Ubrany cały na czarno, w okularach przeciwsłonecznych, od samego początku skupiał uwagę mediów.

Na marsz nie przyszli natomiast nacjonalista i prawnik walczący z korupcją Aleksiej Nawalny, znana z ciętego języka celebrytka Ksenia Sobczak i działacz liberalnej „Solidarności” Ilja Jaszyn, którzy podobnie jak Udalcow mieli zeznawać.

Uniknąć prowokacji

Podczas poprzedniego Marszu Milionów, który odbył się 6 maja, doszło do starć z policją, zatrzymano ponad czterysta osób. Tym razem robiono wszystko, aby uniknąć podobnych sytuacji i radykalizacji protestujących.

„Uwolnić trawniki!”, krzyczano do wszystkich, którzy biegali po zielonych częściach bulwarów. Rosyjska władza traktuje bowiem podeptanie trawy jako dobry powód do wlepiania mandatów, które po zmianie ustawy o zgromadzeniach są horrendalnie wysokie – wynoszą maksymalnie trzysta tysięcy rubli (trzydzieści tysięcy złotych) dla uczestnika i milion rubli (sto tysięcy złotych) dla organizatora demonstracji.

Na prospekcie Sacharowa nacjonaliści próbowali siłą wtargnąć pod oddzieloną barierkami scenę, na której występowali przedstawiciele opozycji. Udało się jednak uniknąć awantury. Ostatecznie ściągnięte z całej Rosji oddziały policji i wojska spokojnie stały na swoich miejscach.

Sukces przeciwników Putina

Na nic zdało się zaostrzenie ustawy o zgromadzeniach i represje wobec czołowych działaczy – na Marsz Milionów przyszło mnóstwo osób. Organizatorzy mówią o ponad stu tysiącach. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zaniża ich liczbę do osiemnastu tysięcy, a niektóre prokremlowskie media nawet do piętnastu. Bez wątpienia bardziej prawdziwe są dane protestujących, co też potwierdzają liczne zdjęcia.

Moskwianie coraz bardziej otwarcie manifestują swoją niechęć do władz, a krytyka obejmuje coraz to nowe obszary. Teraz na przykład bardzo mocno postuluje się zmiany na poziomie samorządowym: wybieranie merów w powszechnym głosowaniu i zwiększenie kompetencji rad miejskich.

Udalcow zapowiedział już kolejny Marsz Milionów na 7 października, w sześćdziesiąte urodziny Putina. Pytanie, czy prezydent Rosji zachowa zimną krew wobec tej ewidentnej prowokacji.

Autor dziękuje warszawskiemu przedstawicielstwu Fundacji im. Heinricha Bölla za umożliwienie wyjazdu do Rosji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij