Gdy aborcja była w USA nielegalna, grupa kobiet z Chicago wzięła pomoc kobietom w niechcianej ciąży w swoje ręce. Z tej wzajemnej troski powstał ruch Jane Collective, symbol samopomocy i oporu kobiet w czasach systemowego łamania ich praw.
W 1972 roku na łamach amerykańskiego czasopisma feministycznego „Ms. Magazine” ukazała się fotografia martwej, nagiej kobiety. Kobieta leżała na podłodze twarzą do ziemi, z podciągniętymi kolanami i zakrwawionym ręcznikiem między nogami. Zdjęcie zostało zrobione przez policję wezwaną do pokoju hotelowego, w którym dzień wcześniej Gerri Santoro, mieszkająca w Connecticut matka dwóch córek, próbowała samodzielnie przeprowadzić aborcję.
Fotografia stała się wstrząsającym symbolem konsekwencji drakońskich ustaw antyaborcyjnych, jakie obowiązywały w większości stanów do czasu, gdy amerykański Sąd Najwyższy wydał decyzję w sprawie Roe vs Wade i de facto przyznał kobietom prawo do aborcji. Wiele lat później dorosła już córka Gerri, Joannie Santoro-Griffin stwierdziła, że zdjęcie jej matki „symbolizuje każdą kobietę, która umarła, nie mając wyboru”.
25 stycznia umarła Agnieszka − kolejna ofiara zakazu aborcji
czytaj także
W 1962 roku 19-letnia Barbara Lofrumento udała się do nowojorskiego lekarza, dra Lothingera, na zabieg aborcji. Kiedy po upływie kilku godzin jej matka zgłosiła się po córkę, dr Lothinger wyjaśnił, że dziewczyna została odesłana do szpitala z powodu drobnych komplikacji. Następnego dnia, po kilku bezskutecznych próbach skontaktowania się z lekarzem, rodzina Lofrumento zgłosiła zaginięcie Barbary. Wkrótce w domu Lothingera dokonano makabrycznego odkrycia: lekarz, najwyraźniej w panice, rozczłonkował ciało Barbary siekierą i skalpelem, a następnie próbował spłukać kawałki w toalecie. Rury kanalizacyjne były całkiem zatkane.
Lekarz został w końcu schwytany w Andorze. Przyznał policji, że pacjentka zmarła, gdy w jej krwiobiegu wytworzył się śmiertelny pęcherzyk powietrza, i że próbował pozbyć się jej ciała, aby uchronić swoją recepcjonistkę przed odpowiedzialnością.
W ciągu stulecia kryminalizacji aborcji w USA, „nie mając wyboru”, umierały tysiące kobiet. Szczęśliwie, dzięki postępowi medycyny i upowszechnieniu antybiotyków liczba zgonów w efekcie nieprawidłowo przeprowadzonych aborcji znacznie spadła (z raportowanych 2700 w roku 1930 roku do 200 w 1965 roku).
Graff: Na południu USA nie będzie drugiej Polski czy dawnej Irlandii, lecz Salwador
czytaj także
Mimo że tak makabryczne przypadki jak śmierć Barbary Lofrumento były już rzadkością, stanowiły jednak część rzeczywistości, z jaką zmagały się kobiety. Mogły z narażeniem życia próbować usunąć niechcianą ciążę na własną rękę lub płacić niemałe pieniądze za pomoc lekarza przeprowadzającego zabiegi nielegalnie. Część z tych zabiegów wykonywana była niechlujnie, a w przypadku komplikacji kobiety nie miały gdzie szukać pomocy. Lekarze arbitralnie ustalali wysokie ceny, a wobec bezbronnych pacjentek bywali obcesowi lub wręcz przemocowi, również na tle seksualnym. Zdesperowane kobiety na ich łasce były łatwym celem.
W tej sytuacji zaufany lekarz okazywał się na wagę złota. Zatem kiedy w 1965 roku studentce Heather Booth, członkini feministycznej Women’s Liberation Union, udało się znaleźć takowego dla swojej koleżanki, wiadomość szybko rozeszła się pocztą pantoflową po kampusie chicagowskiego uniwersytetu. Do Heather zaczęło się zgłaszać coraz więcej kobiet.
Dziewczyna przyjęła pseudonim Jane i dyżurowała pod telefonem w swoim pokoju w akademiku, kierując dzwoniące kobiety do znajomego lekarza. Zapotrzebowanie na jej wsparcie było tak duże, że wkrótce Heather skrzyknęła i wyszkoliła kilka koleżanek do pomocy. Grupa przyjęła nazwę Abortion Counseling Service of Women’s Liberation (Doradztwo Aborcyjne Wyzwolenia Kobiet), ustalając, że pseudonimem operacyjnym każdej z nich będzie po prostu Jane, symbolizująca wszystkie kobiety. Tak narodził się Jane Collective.
„Jesteś w ciąży? Nie chcesz być? Zadzwoń do Jane” – radziły ogłoszenia w feministycznych zinach i na partyzancko rozklejanych ulotkach. Kobiety dzwoniły pod podany numer, nagrywały się na automatyczną sekretarkę i zostawiały swoje dane kontaktowe. Dyżurująca przy telefonie Jane oddzwaniała i rozmawiała z kobietą, słuchając jej historii i objaśniając działanie organizacji. Później pacjentki przydzielano odpowiednim doradczyniom i ustalano kolejność zabiegów.
Kobiety zapraszano do miejsca nazywanego przez Jane „The Front”, czyli mieszkania, w którym przygotowywano pacjentki do zabiegu. Czasem było to mieszkanie jednej z Jane, czasem wynajmowane. Częstując kobiety herbatą, doradczynie objaśniały cały proces i rozwiewały wątpliwości. Opiekowały się również dziećmi pacjentek, jeżeli te nie miały ich z kim zostawić na czas zabiegu.
Z „The Front” pacjentki przewożono do „The Place”, czyli kolejnego mieszkania, w którym przeprowadzano aborcję. Po wszystkim pacjentka dostawała odpowiednie leki i wracała do domu. Doradczyni kontaktowała się z nią przez następne dwa tygodnie, upewniając się, że jej podopieczna dobrze się czuje. Strumień pacjentek nie wysychał: kobiety nareszcie zyskały dostęp do usług aborcyjnych, podczas których traktowano je ze zrozumieniem, dyskrecją i szacunkiem.
czytaj także
Pewnego dnia na jaw wyszła wstrząsająca i przełomowa informacja: lekarz Mike, z którym współpracował kolektyw, nie był wcale lekarzem, a poszukującym zarobku amatorem z fałszywą licencją medyczną. Na tę wieść niektóre członkinie opuściły organizację, zdruzgotane ryzykiem, na jakie nieświadomie narażały pacjentki. Jane dostrzegły jednak ogromną szansę: skoro amator Mike do tej pory umiejętnie przeprowadził mnóstwo zabiegów łyżeczkowania bez szkody dla pacjentek, one również mogły to robić.
Zanim Mike oddalił się w poszukiwaniu bardziej lukratywnego zajęcia, wyszkolił kilka z Jane. Od tej pory same z powodzeniem przeprowadzały zabiegi – i już cały proces spoczął w rękach kobiet. Pozwoliło im to również znacznie obniżyć ceny. Za zabieg płaciło się teraz średnio do 50 dolarów (niektóre kobiety nie płaciły w ogóle), czyli dziesięciokrotnie mniej, niż kosztowały nielegalne zabiegi w gabinetach lekarskich. Pieniądze przeznaczano na wynajem mieszkań do zabiegów, leki i instrumenty medyczne.
Wszystko, co chciałaś wiedzieć o aborcji, ale dziadersi woleli, żebyś nie pytała
czytaj także
Krążyły pogłoski, że policja celowo przymyka oko na nielegalną działalność Jane. Partnerki policjantów również korzystały z ich usług. Jane, poza wysokiej jakości opieką, nie zostawiały również wykrwawiających się ciał w motelach, jak zdarzało się to innym zaangażowanym w podziemie aborcyjne. Jednak w 1972 roku świeżo mianowany komendant lokalnej policji zareagował na donos osoby z rodziny jednej z pacjentek. Zorganizowano obławę, początkowo szukając lekarza (a zatem mężczyzny) i pieniędzy; nie znaleziono ani jednego, ani drugiego. Ostatecznie aresztowano siedem kobiet i postawiono im zarzuty dokonania aborcji lub spiskowania w celu dokonania aborcji. Groziło im za to do 10 lat więzienia.
Jednak nawet w obliczu grożącej niektórym z nich odsiadki członkinie Jane nie zrezygnowały z pomocy innym kobietom. Organizowały fundusze i transport pacjentek do Nowego Jorku, w którym nieco wcześniej poluzowano przepisy antyaborcyjne, a w ciągu dwóch tygodni wznowiono potajemne zabiegi w Chicago.
Jane wynajęły obrończynię, która stosowała strategię polegającą na jak najdłuższym opóźnianiu postępowania sądowego. Sąd Najwyższy rozstrzygał właśnie sprawę Roe vs Wade: korzystne orzeczenie ułatwiłoby oddalenie zarzutów lub uzyskanie korzystniejszej ugody. Wreszcie w 1973 roku zapadł wyrok w Roe vs Wade i aborcja stała się legalna. Wszystkie zarzuty wobec siedmiu Jane zostały oddalone.
czytaj także
Po Roe vs Wade niektóre Jane pragnęły kontynuować działalność, argumentując, że kolektyw oferuje opiekę i poczucie sprawczości, jakich kobiety nie mogą oczekiwać w zwykłym środowisku medycznym – a wyrok sądu znów oddawał mężczyznom lekarzom władzę nad ciałami kobiet. Ostatecznie jednak grupa zakończyła działalność wiosną 1973 roku, tuż po otwarciu pierwszych legalnych klinik aborcyjnych w USA.
W ciągu siedmiu lat działalności Jane grupa przeprowadziła około 11 tysięcy aborcji w pierwszym i drugim trymestrze ciąży. Żadna z ich pacjentek nie zmarła.
*
Źródła:
Pauline B. Bart, Seizing the Means of Reproduction: An Illegal Feminist Abortion Collective – How and Why It Worked
Dylon Jones, Inside the 1970s Abortion Underground