Globalizacja wytworzyła na świecie gęstą sieć powiązań. Dziś każda taka nić staje się narzędziem prowadzenia nie zawsze wypowiedzianej wojny.
Na Netfliksie znów można obejrzeć Seinfelda, ale jeśli ktoś naprawdę chciałby przywołać ducha lat 90., niech przeczyta wydaną w 1999 roku książkę Lexus i drzewo oliwne (Rebis 2001, tłum. Tomasz Hornowski) autorstwa Thomasa Friedmana, jednego z najgłośniejszych intelektualistów tamtych czasów. Głosząc triumf liberalizmu, Friedman wyłożył tam tzw. teorię złotych łuków dotyczącą zapobiegania konfliktom. Zauważył mianowicie, że żadne państwo, w którym weszły na rynek restauracje McDonald’s, nie toczyło nigdy wojny z innym państwem, w którym McDonald’s także prowadzi działalność.
Według teorii Friedmana w momencie, gdy dany kraj staje się na tyle zamożny, aby mógł w nim funkcjonować łańcuch dostaw sieci McDonald’s, staje się jednym z państw „zmacdonaldyzowanych”, których mieszkańcy już nie są skorzy do toczenia wojen, ponieważ wolą konsumencką wygodę.
Wydarzenia, które nastąpiły po 2020 roku, zadały kłam tej teorii. W niedawno wydanej książce badacz polityki Mark Galeotti przekonuje, że cechą charakterystyczną współczesnego świata jest raczej „zamiana wszystkiego w broń” (ang. weaponization). Podwodne drony strzegą kabli internetowych biegnących po oceanicznym dnie przed aktami sabotażu. Ogromne kraje nakładają ograniczenia na oferty wczasowe, by zmusić maleńkie wysepki do poddania się ich woli. Rządy dobijają targów z przemytnikami heroiny, aby ominąć blokady, a agencje wywiadu zakładają internetowe strony randkowe, wabiąc terrorystów na lep ofert matrymonialnych.
O jeden przyczółek za daleko, czyli wiele hałasu o Wyspy Salomona
czytaj także
Pośród opinii innych analityków twierdzących, że oto wkraczamy w okres deglobalizacji, argumenty Galeottiego wyróżnia twierdzenie, że nie ma już możliwości odejścia od ścisłych światowych powiązań. Pogłębianie każdego z tych powiązań zwiększa za to możliwości użycia go jako broni.
To właśnie ogromna ekspansja ogólnoświatowych przepływów finansowych, trwająca od lat 70., umożliwiła Stanom Zjednoczonym powiększenie swojego arsenału o tak skuteczną broń jak sankcje finansowe, a zwiększenie przepływów migracyjnych w całym XXI-wiecznym świecie pozwoliło Turcji użyć uchodźców jako karty przetargowej wobec UE. Ogromny rozrost prawa międzynarodowego, trwający od zakończenia II wojny światowej, umożliwia toczenie „wojen prawnych”, w których sądy stają się polami bitew dla zmagań terytorialnych o Morze Południowochińskie.
Książkę Galeottiego należy uznać za jedną z podejmowanych ostatnio prób stworzenia ram teoretycznych dla tego, co Mary Kaldor – wykładająca teorię tzw. międzynarodowego ładu (ang. global governance) na londyńskiej uczelni LSE – nazwała „nowymi wojnami”. Galeotti opisuje taką wojnę jako „stały, niezaostrzony konflikt, często niezauważany, niewypowiedziany i niemający końca”. Teza o występowaniu owych wojen nowego rodzaju dobrze oddaje stopniowe wygaszanie tradycyjnych sposobów rozumienia „pokoju”, nieco przedwcześnie natomiast wieszczy koniec tradycyjnie rozumianych wojen.
czytaj także
Ten „martwy punkt” w oglądzie sytuacji wynika z nadinterpretacji zmiany, jaka zachodzi obecnie w działaniach wojennych. Galeotti postrzega nowe wojny jako, ogólnie mówiąc, wynik schyłkowej fazy konfliktów międzypaństwowych, w istocie odnosząc to do zaniku bezpośrednich konfliktów zbrojnych między tzw. mocarstwami, który wynika głównie z faktu dysponowania przez nie bronią jądrową. Ta prawidłowość nie dotyczy bowiem państw, które tej broni nie posiadają i które w bieżącym stuleciu stanęły w obliczu „tradycyjnych” form interwencji zbrojnej. Po Gruzji, Libii, Iraku i Afganistanie do ich grona dołączyła rok temu Ukraina.
Wojna w Ukrainie przyspieszyła także wykształcanie się nowych, zbrojnych zastosowań istniejących rozwiązań. Niesamowitego impetu nabrała tendencja jednostronnego nakładania sankcji gospodarczych poza ramami wielostronnych umów ONZ – co wywołało konflikt finansowy między koalicją państw zachodnich a Rosją, największym na świecie dostawcą wielu podstawowych dóbr. Wykazano już jednak siłę rażenia nawet sankcji „celowych”, wywołujących niszczycielską inflację cen podstawowych, niezbędnych do życia towarów.
Zniesienie jednostronnych sankcji wydaje się obecnie mniej prawdopodobne niż ich rozszerzenie. W październiku 2022 roku Stany Zjednoczone zrobiły kolejny – niegdyś nie do pomyślenia – krok w kierunku zaciągnięcia „technologicznej żelaznej kurtyny” pomiędzy dwiema największymi gospodarkami świata, nakładając szeroko zakrojone ograniczenia na eksport technologii półprzewodnikowych do Chin. Martin Wolf, główny komentator ekonomiczny w „Financial Times”, nazwał to „aktem wojny gospodarczej”.
czytaj także
W 2004 roku Wolf napisał epatującą optymizmem książkę Why Globalisation Works („dlaczego globalizacja się sprawdza”). Teraz zaś niczym prorok Jeremiasz regularnie przestrzega przed wywołanymi nią kataklizmami. Wizjonerzy, którzy ongiś obiecywali, że globalizacyjny przypływ uniesie na fali wszystkie łodzie, obecnie nerwowo sprawdzają stan swoich kapoków ratunkowych.
Konsekwencją jest rozkład wielostronnych XX-wiecznych instytucji. Stany Zjednoczone otwarcie podkopują działania Światowej Organizacji Handlu, która kiedyś stanowiła ucieleśnienie globalizacji pod amerykańskim przewodnictwem, podczas gdy Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy z trudem radzą sobie z falą kryzysów zadłużenia narastającą na całym świecie w związku z bezpośrednią konkurencją ze strony Chin. Rada Bezpieczeństwa ONZ nadal jest sparaliżowana toczoną przez jej stałych członków zapośredniczoną wojną i nakładaniem wzajemnych sankcji, a nawet Światowa Organizacja Zdrowia nie jest wolna od wpływu międzymocarstwowych zmagań.
Grubym błędem byłoby jednak poddawanie się pesymistycznemu determinizmowi w postrzeganiu przyszłości. Jak przystało na szarą eminencję transatlantyckiego obiegu organizacji badawczych, ds. bezpieczeństwa i konsultingowych, Galeotti chciałby wyposażyć „nas” – mgliście pojmowane zachodnie demokracje – w środki obrony i reagowania pięknym za nadobne wobec „tych drugich”, opracowujących nowe zbrojne zastosowania istniejących rozwiązań. W całym jego tekście przewija się długi cień rzucany przez Chiny i Rosję.
W ramach tego światopoglądu Chiny są odwiecznym wrogiem zagrażającym wyobrażonemu status quo współpracy w „opartym na regulacjach międzynarodowym ładzie”. To one doprowadzają do malującej się w czarnych barwach przyszłości „umów handlowych […] kładących mniejszy nacisk na zrównoważone podejście do środowiska naturalnego” oraz „porozumień w sprawie bezpieczeństwa kładących większy nacisk na bezpieczeństwo narodowe niż na prawa człowieka”. Nieco trzeźwiejsza analiza wykazałaby niechybnie, że ład stanowiony przez Zachód również nie doprowadził do realizacji tych ideałów.
Skala powszechnych wyzwań i potrzeba współpracy opartej na wzajemności nigdy nie były większe niż teraz. Osoby kształtujące politykę mocarstw muszą przyznać, że wspólna praca, konieczna, aby sprostać kryzysowi klimatycznemu, może przynieść wzajemnie wzmacniające się korzyści.
czytaj także
Uznanie tego stanu rzeczy pociągnęłoby za sobą rozszerzenie prób podjęcia wielostronnych działań takich jak „obligacje na rzecz zrównoważonego rozwoju”, które byłyby emitowane przez międzynarodowe banki inwestycyjne w celu sfinansowania szczepień i ogólnoświatowego odejścia od technologii opartych na węglu. Pomocne mogłoby także być wcielenie w życie proporcji teoretyków takich jak Edoardo Saravalle i Nicholas Mulder dotyczących wykorzystania „konstruktywnych”, nie zaś „destrukcyjnych” form sankcji gospodarczych, finansowania alternatywnych źródeł energii, dopłat żywnościowych i łagodzenia skutków przerw w dostawach podstawowych towarów w wyniku geopolitycznych sporów.
16 maja 2022 roku, gdy w wyniku brutalnego oblężenia Ukraińcy poddali Mariupol, prezes sieci McDonald’s Chris Kempczinski ogłosił, że jego firma podjęła decyzję o zakończeniu działalności w Rosji. W jego oświadczeniu wybrzmiały zarówno utopijny charakter globalizacyjnych marzeń, jak i melancholia wynikająca z tego, że marzenia te właśnie się rozwiewają: „obecnie niewyobrażalne są dla nas nadzieje i obietnice, które przywiodły Złote Łuki na rosyjski rynek 32 lata temu”.
**
Frankie Bond jest pisarzem, mieszka w Londynie.
Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.