Okazało się, że na dwa–trzy tygodnie przed końcem kadencji amerykański prezydent może faktycznie zastrzelić kogoś na Piątej Alei i nie ponieść żadnych konsekwencji.
Rozczarowani, że amerykański Senat puścił Trumpa wolno, po raz drugi wyszarpując go ze szponów impeachmentu? Czy demokraci mogli rozegrać to ostrzej, np. wzywając i przesłuchując świadków? Podejrzewam, że nawet gdyby udało im się przywołać na mównicę ducha samego Jerzego Waszyngtona, republikańscy senatorowie i tak uniewinniliby Trumpa.
Już po paru dniach od pamiętnego 6 stycznia, gdy doszło do szturmu ekstremistów Trumpa na Kapitol, było jasne, że Partia Republikańska nie jest gotowa rozstać się z byłym prezydentem – a tym bardziej z czegokolwiek go rozliczać. Demokraci szybko zdali sobie sprawę, że impeachment ma marne szanse w Senacie – potrzebowaliby aż 17 republikańskich senatorów.
Szaman, owszem, był zabawny, ale szturm na Kapitol to nie groteska
czytaj także
Czas odegrał w tych politycznych przepychankach kluczową rolę. 6 stycznia Trump był jeszcze urzędującym prezydentem, podobnie jak 13 stycznia, gdy kontrolowana przez demokratów Izba Reprezentantów zagłosowała za impeachmentem (wszyscy demokraci plus dziesięciu republikanów). Jeśli demokraci popełnili jakikolwiek błąd taktyczny, to chyba tylko nie głosując w Izbie i nie przekazując artykułów impeachmentu do Senatu szybciej. Trump był prezydentem do południa 21 stycznia. Artykuły impeachmentu zostały przekazane do Senatu dopiero 25 stycznia.
Republikanom, z przywódcą partii Mitchem McConnellem na czele, dało to znakomitą wymówkę, by w Senacie nie głosować nad treścią artykułów impeachmentu, lecz głosem na „nie” zaprotestować przeciw próbie impeachmentu na osobie już teraz prywatnej. Ale sądzę, że nawet gdyby Senat dostał artykuły impeachmentu 7 stycznia, McConnell i tak znalazłby powód, żeby opóźnić głosowanie i przeprowadzić je po 21 stycznia, gdy samolot uniósł już Donalda i Melanię na Florydę. Nie zapominajmy, że McConnell potępił Trumpa za wpływ na wypadki z 6 stycznia i wyraźnie oznajmił prezydentowi i 70 milionom jego wyborców, że Biden nie „ukradł” im wyborów.
Pierwszy impeachment Donalda Trumpa odbył się rok temu i wlókł się niepomiernie, tak przez Izbę Reprezentantów, jak i Senat. Republikanów ten teatr nie poruszył, więc trudno się dziwić demokratom, że rok później nie byli się w stanie wczuć znowu na sto procent. W Izbie zdecydowano się głosować błyskawicznie, bez powoływania świadków. Poza tym – ponieważ Kongres przeszedł przez procedury impeachmentu nie dalej jak rok temu, wszyscy znali procedurę.
Historyczny impeachment Trumpa przegłosowany. „Podżegał do obalenia władzy”
czytaj także
Świadków rzeczywiście nie było, ale ich rolę odgrywały w pewnym sensie zebrane kongresmenki i kongresmeni. Na sali był obecny były wiceprezydent, senator Mike Pence. 6 stycznia w niebezpieczeństwie znalazł się nie tylko on, ale również jego rodzina, która towarzyszyła mu tego dnia, gdy ciżba wzniosła dla niego przed Kapitolem szubienicę jako dla zdrajcy narodu.
Jednym z głównych głosów oskarżenia był poseł Jamie Raskin ze stanu Maryland, którego rodzina również znajdowała się 6 stycznia na Kapitolu, dzień po pogrzebie syna. Raskin był jednym z wielu członków Kongresu, których relacja z tego dnia była naprawdę emocjonalna. Wyliczył straty, jakie ponieśli tego dnia policjanci broniący Kapitolu – jeden oficer nie żyje, dwóch popełniło samobójstwa; były ataki serca, ludzie tracili palce i oczy.
Podczas impeachmentu na sali znajdował się również oficer Eugene Goodman, który odebrał medal za męstwo. Goodman odciągnął uwagę atakujących od kongresmenów i uratował dupsko senatorowi Mittowi Romneyowi, który biegł akurat nie w tę stronę, co należało.
Senatorowie mieli okazję obejrzeć 13-minutowe nagranie wideo z wydarzeń z 6 stycznia, w tym wcześniej nieoglądane fragmenty. Stanowiły one solidny zapis wypadków z czterech godzin oblężenia Kapitolu.
Jedną z organizatorek impeachmentu była delegatka z Wysp Dziewiczych, Stacey Plaskett. – Nie potrzebujemy więcej świadków, tylko senatorów z kręgosłupami – powiedziała w podcaście „New York Timesa”, The Daily. Plaskett stwierdziła, że bez względu na decyzję senatorów chciała dać Amerykanom i całemu światu zarys tego, jak historia osądzi Donalda Trumpa. Była pewna, że zrobiła na republikanach wrażenie.
Niezależnie od odpowiedzialności, jaka ciąży na Trumpie, Plaskett nie zwolniła atakujących z odpowiedzialności indywidualnej. – Koniec końców, to pana nienawiść i pański strach spowodowały, że zdradził pan swój kraj – oświadczyła.
Trump z kolei miał problemy ze skompletowaniem ekipy adwokatów. Efekt był raczej pocieszny, bo obrona nawet nie udawała moralnego oburzenia. Prawnicy przyznali wręcz, że przygotowane przez demokratów oskarżenie było naprawdę well done. Gdy zapytano jednego z nich, co on sam sądzi na temat zachowania Trumpa, prawnik był wyraźnie zniesmaczony.
– Kto zadał to pytanie?
– Ja – odparł senator Bernie Sanders ze stanu Vermont, bez rękawiczek, ale jak zawsze oryginalnie.
– To, co ja myślę, nie ma tutaj żadnego znaczenia – odparł prawnik ze złością.
Obrona skoncentrowała się na pierwszej poprawce, czyli wolności słowa przysługującej również Donaldowi Trumpowi, oraz na powszechności zagrzewania do walki i używania czasownika „walczyć” w szeroko pojętym dyskursie politycznym.
Czarni, Latynosi, Chińczycy i kobiety. Dlaczego oni wszyscy głosowali na Trumpa?
czytaj także
Ani niezłe oskarżenie demokratów, ani żenująca obrona Trumpa nie miały tu niestety żadnego znaczenia. 13 lutego Senat uniewinnił Trumpa, chociaż za impeachmentem głosowali wszyscy demokraci i siedmioro republikanów. W ich gronie znalazł się Mitt Romney (dla republikanów w Utah, z dużą reprezentacją mormonów, liczy się morale), a także historycznie ciążące ku centrum Susan Collins z Maine i Lisa Murkowski z Alaski. Okoniem stanęli też Ben Sasse z Nebraski, Bill Cassidy z Luizjany, Pat Toomey z Pensylwanii oraz Richard Burr z Północnej Karoliny – obecnie mierzą się z furią swoich wyborców.
Zakończony proces w Kongresie to jednak dopiero początek prawnych kłopotów Trumpa, któremu siedzi na karku prokuratura w Nowym Jorku i prokuratura w Waszyngtonie. W stan oskarżenia ma postawić byłego prezydenta również stan Georgia. Mają nagranie rozmowy telefonicznej, podczas której Trump przekonuje oficjeli tego stanu, że w wyborach prezydenckich zabrakło mu jedynie 11 tysięcy głosów i żeby mu te głosy „znaleźć”.
Można winić demokratów, że spieszyli się z doprowadzeniem impeachmentu do końca, bo chcieli, by uwaga mediów i obywateli skupiła się w pełni na nowej administracji. To na pewno. Nie sądzę natomiast, by jakakolwiek większa determinacja z ich strony mogła się skończyć faktycznym impeachmentem Trumpa.
czytaj także
Demokratów Bidena warto za to krytykować za co innego: za połowiczność rozwiązań miałkiego centrum, które będzie robić wszystko, żeby blokować prawdziwą lewicę.
A cała afera nauczyła to młodziutkie, mimo wszystko, państwo, które trzyma się kurczowo cienkiej broszury swojej konstytucji, że na dwa–trzy tygodnie przed końcem kadencji amerykański prezydent może faktycznie zastrzelić kogoś na Piątej Alei i nie ponieść żadnych konsekwencji.