Świat

Czy seksizm nasz powszedni zmalał? Zniknął? Nie, przeniósł się do sieci

Co trzecia polska internautka ma osobiste doświadczenia z cyberprzemocą, a większość była świadkiniami hejtu i innych nadużyć wymierzonych w kobiety – wynika z najnowszego raportu Sylwii Spurek. Co mówią nam te liczby?

„Atakowanie i obrażanie innych użytkowników i użytkowniczek sieci jest dziś zjawiskiem tak powszechnym, że bywa uznawane za jej integralną część. Agresywne zachowania w środowisku internetowym zostały zaakceptowane do tego stopnia, że jedna z uczestniczek przeprowadzonego przez nas badania porównała próby reagowania i przeciwstawienia się atakom do walki ze złymi warunkami atmosferycznymi. Jeśli uznamy, że przemoc w internecie faktycznie jest jak pogoda, to wszelkie próby przeciwdziałania jej rzeczywiście muszą być skazane na niepowodzenie” – brzmi fragment opublikowanej w 2017 roku przez Helsińską Fundację Praw Człowieka analizy zjawiska cyberprzemocy.

To oni uczą, „jak poderwać dziewczynę”

Jej autorki skoncentrowały się wówczas na doświadczeniu kobiet aktywnych w sieci, sprawdzając, czy globalny trend, który wskazywał płeć jako istotne kryterium narażenia na niebezpieczeństwo, oraz europejski, zgodnie z którym kobiety 27 razy częściej doświadczają molestowania online niż mężczyźni, potwierdził się w Polsce. Choć w internecie nikt nie może z całą pewnością uniknąć gnębienia czy obrażania, okazało się, że Polki często obrywają za samo bycie kobietami.

To samo zresztą stwierdził inny raport, biorący pod uwagę Polskę i siedem innych krajów, wydany w tym samym roku przez Amnesty International. Jednak – jak wskazuje dra Sylwia Spurek – oba i jedyne poruszające genderowy aspekt cyberprzemocy w Polsce badania „nie były wyczerpujące, odpowiedziały tylko na kilka podstawowych zagadnień”.

Siedem lat później europosłanka postanowiła uzupełnić braki: „Wspólnie z doświadczoną w badaniach kluczowych problemów i postaw społecznych pracownią badawczą IQS, w okresie od stycznia do marca 2024 roku, z inicjatywy i przy wsparciu merytorycznym polskiego think tanku European FEM Institute, przeprowadziliśmy metodą CAWI badanie ilościowe na próbie 1000 kobiet mieszkających w Polsce”.

Wnioski z tego przedsięwzięcia nie są zaskakujące ani optymistyczne. Prawie 40 proc. respondentek bezpośrednio padło ofiarami cyberprzemocy, a 64 proc. zaobserwowało jej akty wymierzone w inne kobiety. Polki reagują na to przede wszystkim wysyłaniem zgłoszeń do administracji portali, na których dochodzi do naruszeń, oraz blokując sprawców.

Feministki, którym zasobów dostarcza instytucja, stają się wobec niej lojalne

Prawie jedna trzecia badanych zmienia w takich sytuacjach swoje nawyki korzystania z sieci – głównie poprzez zmianę ustawień prywatności. Zamykają swoje konta dla szerokiej publiczności, ograniczając zasięgi. Nie czują, że mogą liczyć na instytucjonalną pomoc, więc bardzo rzadko składają zawiadomienia na policji. 81 proc. internautek uważa, że obecne regulacje nie pozwalają skutecznie ścigać sprawców, więc ci czują się bezkarni. Kobiety oczekują takich zmian prawnych, które faktycznie będą zwalczać cyberprzemoc.

Do raportu Spurek warto dodać garść informacji od Amnesty International, która w 2023 roku wykazała, że w „Polsce jedna na dziesięć osób (9,5 proc.) doświadczyła osobiście cyberprzemocy, a dziewczyny w wieku 18–24 lata doświadczają jej aż prawie dwukrotnie częściej (17,8 proc.). W dodatku ponad 70 proc. osób ankietowanych zadeklarowało, że „przemoc ze względu na płeć dotyczyła właśnie kobiet i dziewczyn (71,8 proc.), następnie osób niebinarnych i transpłciowych (51,8 proc. wśród ogółu populacji), podczas gdy tylko co trzecia osoba zauważyła cyberprzemoc skierowaną wobec mężczyzn czy chłopców (32,9 proc.)”.

Naruszenia mieszczące się w tym zjawisku obejmują nie tylko hejt doświadczany ze strony obcych komentatorów, ale także znęcanie się za pomocą mediów społecznościowych, urządzeń mobilnych i internetu na przykład nad partnerkami – obecnymi lub byłymi. Stalking, sprawdzanie telefonu i wiadomości czy szantaż upublicznieniem prywatnych zdjęć to tylko wierzchołek tej przemocowej góry kontroli, wzmacniającej często stosowaną na co dzień przemoc fizyczną i psychiczną.

Słuchaj podcastu autorki tekstu:

Spreaker
Apple Podcasts

Ponadto – jak podaje European Institute for Gender Equality – istnieje wiele takich form cyberprzemocy, których adresatkami są niemal wyłącznie kobiety i dziewczęta. Należą do nich formy wykorzystywania fotografii czy filmów intymnych bez ich zgody, w tym sextorion – pozyskanie, a następnie wymuszanie kolejnych materiałów albo pieniędzy pod groźbą publikacji, oraz flashing, czyli otrzymywanie niechcianej pornografii.

Cyberprzemoc wyklucza działaczki

Dlaczego to wszystko jest takie ważne? Bo ataki, nękanie i groźby w internecie niekoniecznie bolą mniej niż przemoc doświadczana w realu i mają poważne konsekwencje zdrowotne, zawodowe, a także społeczno-polityczne.

„Niezwykle ważny do zbadania był dla mnie i mojego zespołu wpływ cyberprzemocy na kobiety polityczki, aktywistki, działaczki społeczne. Badanie wykazało, że 3 na 10 aktywistek, polityczek i aktywnych społecznie lub politycznie kobiet wycofuje się, gdy doświadcza cyberprzemocy w obszarze swojej działalności społecznej czy politycznej. Natomiast 25 proc. kobiet wycofuje się z działalności tymczasowo. Oznacza to, że cyberprzemoc może wpływać na jakość naszej demokracji, na partycypację kobiet w życiu społecznym i politycznym, na możliwość i chęć zabierania przez kobiety głosu” – dodaje komentująca analizę Sylwia Spurek.

Andrew Tate: Nie jesteś samcem alfa? To na pewno wina feministek

Rezygnacja i autocenzura to główne motywy tej opowieści, którą łatwo zbyć, powołując się na przekonanie, że tak być po prostu musi i że do bycia na świeczniku mediów społecznościowych, zwłaszcza jako aktywistka, artystka, polityczka czy dziennikarka, albo w ogóle upubliczniając coś w sieci, trzeba mieć tyłek i nerwy ze stali.

Zresztą sama, zabierając się do pisania tego tekstu, poczułam, że skupiając się na starej jak patriarchat krzywdzie kobiet, która teraz po prostu przeniosła się do internetu, wyolbrzymię opowiedziany na wiele sposobów problem i pominę cierpienie mężczyzn. A przecież oni także są ofiarami pełnych przemocy social mediów. Tym samym wpadłam w zastawioną przez seksizm pułapkę deprecjonowania i uciszania siebie po to, by nikt nie zarzucił mi monotematyczności, przesady i… słabości.

Zacisnąć zęby, odwrócić wzrok

„Feminazistka? Phi, noszę ten tytuł z dumą” – tak zwykłam reagować na pytania o to, czy jako dziennikarka pisząca o prawach kobiet doświadczam hejtu w sieci. Tak, doświadczam, ale przecież tego typu wyzwiska stanowią ryzyko wpisane w mój zawód i konsekwencję podejmowania konkretnych, średnio przyjemnych tematów w swoich tekstach albo bycia – jak pisze Sarah Ahmed – feministyczną, a przez internetowych sympatyków nazywaną „niedojebaną” (aluzje do seksu i wyglądu to te najpopularniejsze) psujzabawą.

Postanowiłam więc, że nie będę teraz robić z siebie sierotki Marysi i narzekać, jak mi ciężko, choć wiem, że bagatelizacja – jak by nie patrzeć – przemocy, to coś, do czego patriarchat wychowuje nas wszystkich, niezależnie od płci. Musimy być silne i silni oraz – jak sam pan Andrzej Duda powiedział – twardzi, nic nie czuć i zaciskać zęby. Przecież inni mają gorzej.

Zgrywanie twardzieli płci dowolnej rzadko kiedy kończy się dobrze, a na pewno nie rozwija empatii koniecznej do zauważenia i zrozumienia krzywdy najsłabszych. Sprzyja natomiast przekonaniu, że skoro ja sobie z czymś radzę albo przetrwałam i godziłam się na najgorsze, to inni też muszą. Albo: skoro czegoś nie przeżyłam na własnej skórze, zapewne to nie istnieje.

Recepta prawicy na „kryzys męskości”: załóż rodzinę, uwierz w Boga i napnij muskuły

Do lektury raportu dry Sylwii Spurek Cyberprzemoc wobec kobiet w Polsce zasiadłam z głową pełną dysonansu. Potem przypomniałam sobie spot przygotowany przez europosłankę dwa lata temu. W filmie opublikowanym w ramach Kampanii 16 Dni przeciw Przemocy wobec Kobiet aktorzy inscenizujący bożonarodzeniowy wieczór obdarowują się prezentami. Kobieta, która gra matkę i żonę, dostaje maszynkę do strzyżenia włosów i słyszy przy tym komentarz męża: „takim jak ty po wojnie golono łby. Mam nadzieję, że ten zwyczaj powróci”. Potem jest tylko gorzej, bo do córki mówi, że „szkoda, że jej mamusia nie wyskrobała”.

Wszystkie te teksty naprawdę padły w internecie, a ich adresatką była właśnie Sylwia Spurek, narażająca się opinii publicznej sprzeciwem wobec łamania praw nie tylko ludzi, ale i zwierząt przez sektor hodowlany. Co ciekawe, polityczka wzbudza negatywne emocje nie tylko wśród zagorzałych szowinistów i koneserów mięsa.

Od swoich kolegów – restrykcyjnych wegan – też nieraz słyszałam, że Spurek jest zbyt radykalna w swoich działaniach, więc pewnie zasłużyła na obelgi albo musi się z nimi liczyć, skoro zniechęca w większości konserwatywnych ludzi do produktów odzwierzęcych i żąda na poziomie legislacyjnym bezwzględnych zakazów reklamy i produkcji mięsa czy mleka zamiast dobrotliwego namawiania społeczeństwa do przejścia na dietę roślinną.

Jordan Peterson. Wielki coach alt-rightu

A co, jeśli moi kumple mieli rację? Może Spurek przesadza? Może ja też? Może nie można tak radykalnie? „Radykalnie” – czyli właściwie jak? Nazywając rzeczy po imieniu, wyrażając własne zdanie, w którym jasno stoi sprzeciw wobec przemocy? Naprawdę gadanie o konieczności – potwierdzonej zresztą przez naukę – przechodzenia na weganizm dla dobra planety i zdrowia ludzi zasługuje na groźby śmierci czy gwałtu?

Czy w tym wszystkim chodzi jednak o nieznośność kobiecej podmiotowości i świadomego lub nie lekceważenia tego, o czym mówi? Bo podobne stwierdzenia słyszę na temat każdej aktywnej w sieci dziennikarki czy aktywistki, jak choćby Mai Staśko. Ta ostatnia regularnie przypomina, że hejt – także ten wynikający z uprzedzeń płciowych – jest wyborem osoby, która decyduje się hejtować, a nie winą osoby hejtowanej, jej wyglądu czy zachowania.

Algorytmy nakręcają cyberprzemoc

O ile w mediach tradycyjnych równość płci zaczyna powoli być traktowana coraz poważniej i czasem można odnieść wrażenie, że feminizm (niestety w wersji pop i liberalnej) jest wszędzie, o tyle w społecznościowych kwitnie mizoginia. Podczas gdy kobiety coraz częściej doświadczają cyberprzemocy, mężczyźni są do niej coraz bardziej zachęcani.

„Oczywiście cyberprzemoc może dotknąć wszystkich, bez względu na płeć. Badania pokazują jednakże, że to kobiety i dziewczęta są grupą szczególnie narażoną na ten rodzaj przemocy i jej poważne konsekwencje, same zaś przesłanki i formy przemocy związane są z ich płcią i różnią się od doświadczeń mężczyzn [badania Working Halt Online Abuse wykazały, kobiety były ofiarami 70 proc. udokumentowanych przypadków nękania – przyp. aut.] […] Choć raport nie ogranicza się do przemocy motywowanej płcią, oferując szersze spojrzenie na cyberprzemoc wobec kobiet, jednoznacznie pokazuje, że to właśnie płeć i seksualność kobiet, a nie przykładowo ich poglądy polityczne, stanowią główny przedmiot ataków” – tu jeszcze słowo wyjaśnienia od dry hab. Katarzyny Sękowskiej-Kozłowskiej, komentującej publikację Sylwii Spurek.

Inne i kolejne badania pokazują, że młodzi mężczyźni i chłopcy są wręcz bombardowani skrajnie seksistowskimi treściami w internecie, a te – jak wiadomo i jak chcą tego właściciele największych platform cyfrowych – nie podlegają krytycznej i weryfikacyjnej obróbce, jak i prawnym regulacjom.

Algorytmy nakręcają redpillową maszynkę do mielenia facetom mózgów

Przeciwko wprowadzaniu tych ostatnich okoniem stoi choćby Elon Musk, którego Komisja Europejska oskarżyła o nieprzestrzeganie unijnego prawa. Chodzi o ustawę Digital Single Act, mającą na celu zwalczanie toksycznych i nielegalnych treści oraz zmianę sposobu działania algorytmów. Właścicielowi dawnego i wybitnie mizoginistycznego Twittera, przemianowanego na X, grozi zapłata wielomilionowej grzywny.

Ale przecież na X, gdzie w imię wolności słowa nie cenzuruje się przemocowców, internet się nie kończy. Niemal na każdej platformie zwłaszcza bardzo młodzi internauci chłoną jak gąbki przekaz, że kobiety nie zasługują na szacunek. Starszym zaś odpowiada teza o feminizmie jako opresyjnym dla mężczyzn i przesadnie reprezentowanym w przestrzeni publicznej zjawisku oraz źródle wszystkich problemów i kryzysów doświadczanych przez społeczeństwo.

Seksizm nie zatrzymuje się w sieci

Tym narracjom przewodzą m.in. osoby z zarzutami kryminalnymi, jak Andrew Tate, czy profesorowie, jak Jordan Peterson. Mają miliony obserwujących i sympatyków, zaś ich nierzadko przemocowe, uprzedzone do innych płci poglądy zdobywają poklask. Czy skala tych zjawisk jest większa niż kiedykolwiek?

Nie będę tu siać paniki moralnej, ale są zwiastuny, które pokazują, że mamy powody do niepokoju. Na przykład w sondażu przeprowadzonym przez IPSOS dla King’s College London Policy i Global Institute for Women’s Leadership w Wielkiej Brytanii okazało się, że chłopcy i mężczyźni z pokolenia Z częściej niż starsi przedstawiciele pokolenia wyżu demograficznego (tzw. baby boomers) uważają feminizm za ruch wyrządzający więcej szkody niż pożytku.

„Jeden na czterech brytyjskich mężczyzn w wieku od 16 do 29 lat uważa, że ​​trudniej jest być mężczyzną niż kobietą, a jedna piąta osób, które słyszały o Andrew Tate, patrzy na niego przychylnie” – dodaje opisujący badanie „Guardian”, zaś naukowcy komentujący te wyniki twierdzą, że właśnie media społecznościowe mogą częściowo wyjaśnić obserwowane tendencje do seksistowskiej radykalizacji. Jednocześnie można mieć nadzieję, że młodzi mężczyźni „wyrosną” ze swoich skrajnych poglądów, ale wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się w USA, gdzie – jak pisała Agata Popęda – „powszechne przeświadczenie jest takie: jeśli Ameryka chce zachować dominację na świecie, amerykańskie społeczeństwo nie może się dalej feminizować i wielokulturyzować”.

Powrót Gamergate, czyli woke i kryzys męskości w świecie gier wideo

Moją uwagę zwróciły jeszcze inne badania, przeprowadzone w Australii (2022) i Irlandii (2024). Sprawdzały, jak szybko utworzone między innymi na YouTubie eksperymentalne konta przypisane chłopcom i młodym mężczyznom dzięki algorytmom są przekierowywane do mizoginistycznej manosfery. W obu przypadkach tempo okazało się błyskawiczne – wystarczyło wpisać w wyszukiwarce tak niewinne hasła, jak gry wideo, siłownia czy sport, by natychmiast trafić na antyfeministyczne manifesty.

Dra Stephanie Wescott i prof. Steven Roberts z Monash University sprawdzili natomiast, jak po powrocie z pandemii, która była czasem dużej ekspozycji na treści dostępne w sieci, zmieniło się zachowanie chłopców w australijskich szkołach. Okazało się, że nauczycielki doznały zaskakująco wysokiego w porównaniu do wcześniejszych doświadczeń poziomu seksizmu i molestowania seksualnego. Z podobnym problemem mierzą się rówieśniczki nastoletnich Australijczyków.

„Nasze respondentki szczegółowo opisały jawne przejawy władzy i dominacji chłopców wobec nauczycielek, co odzwierciedla odrodzenie się tradycyjnych norm patriarchalnych” – wskazują badacze i przytaczają przykłady zachowań chłopców, w tym: komentowanie wielkości biustu nauczycielki, nazywanie jej „suką” czy żarty wzięte wprost z wypowiedzi influencerów z manosfery, w tym wspomnianego Tate’a.

Jakiś czas temu przeprowadziliśmy w Krytyce Politycznej badanie na temat naszego czytelnictwa, w którym najliczniej wzięli udział mężczyźni. Jednym z postulatów, który pojawił się wśród ankietowanych, było ograniczenie pisania o feminizmie i queerach.

Przyznam, że naprawdę chciałabym zmienić tę kasetę, ale sami widzicie, ile jeszcze jest do zrobienia.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij