Donald Trump poinformował cztery nowe kongresmenki, że skoro Ameryka im się nie podoba, mogą wracać tam, skąd przyjechały, gdzie „rządy są katastrofalne, skorumpowane i nieudolne”. W Kongresie wakacje, więc rzeczywiście wracają: do Nowego Jorku, Minnesoty, Michigan i Massachusetts.
Zaczęło się od lekceważącego komentarza przywódczyni demokratów i spikerki Izby Reprezentantów. Znakomita polityczka, 79-letnia Nancy Pelosi, sięgnęła po władzę automatycznie, z pozycji senioratu, gdy demokraci przejęli kontrolę nad Izbą w 2018 roku. W lipcu na łamach „New York Timesa” Pelosi (reprezentująca bezpieczne centrum miałkiego amerykańskiego liberalizmu) wypowiedziała się krytycznie na temat czterech młodych, kolorowych posłanek, których progresywna agenda była jednym z powodów zwycięstwa partii w 2018.
To tylko cztery posłanki, przypominała Pelosi i dodała, że tzw. Drużyna („the Squad”), jak media okrzyknęły kwartet – Alexandria Ocasio-Cortez z Nowego Jorku, Ilhan Omar z Minnesoty, Rashida Tlaib z Michigan i Ayanna Pressley z Massachusetts – żyje tweetami w mediach społecznościowych, a ma w sumie tylko cztery głosy. Była to odpowiedź na fakt, że Drużyna głosowała przeciwko ustawie, która przyznała administracji Trumpa więcej pieniędzy na zabezpieczenie południowej granicy, nie wymagając przy tym żadnych zobowiązań ze strony republikanów.
czytaj także
Imigracja to nie jedyny temat, na który Drużyna ma inny pomysł niż Pelosi. Do tarć dochodzi w obszarze służby zdrowia, podejścia do kryzysu klimatycznego oraz impeachmentu – usunięcia prezydenta ze stanowiska.
Najbardziej rozpoznawalną twarzą Drużyny jest Alexandria Ocasio-Cortez. Jej nieoczekiwana wygrana w lokalnych prawyborach obnażyła słabość struktur Partii Demokratycznej, postępującą w ciągu kadencji Clintona i Obamy. Nagle się okazało, że barmanka z Queens o portorykańskich korzeniach wysadziła z siodła wielką szychę demokratycznego obozu, Joe’go Crowleya.
Nieoczekiwanie do wewnątrzpartyjnej przepychanki wmieszał się prezydent Trump.
….and viciously telling the people of the United States, the greatest and most powerful Nation on earth, how our government is to be run. Why don’t they go back and help fix the totally broken and crime infested places from which they came. Then come back and show us how….
— Donald J. Trump (@realDonaldTrump) July 14, 2019
Prezydent postanowił pomóc Pelosi w ganieniu młodzieży i zasugerował, że skoro czterem posłankom tak bardzo się w Ameryce nie podoba, mogą wrócić do krajów, z których przyjechały. Szkopuł w tym, że Ocasio-Cortez, Tlaib i Pressley urodziły się w USA i nie znają żadnego innego kraju, a Omar opuściła Somalię jako sześciolatka. Od dziesiątego roku życia mieszka w Stanach Zjednoczonych i jest naturalizowaną obywatelką, a więc przysługują jej identyczne prawa jak wszystkim innym Amerykanom.
Pelosi poszła po rozum do głowy i natychmiast wzięła Drużynę w obronę. Doprowadziła do tego, że cała Izba musiała się wypowiedzieć na temat rasistowskich komentarzy Trumpa. Udało się jej nawet zwerbować czterech republikańskich posłów i w ten sposób niższa izba Kongresu „potępiła” komentarze prezydenta.
Charlie LeDuff: Sorry, ale to nie jest najbardziej szalony czas w historii Ameryki
czytaj także
Na to tylko tłumy Trumpa czekały. Gdy pojawił się 17 lipca w Greenville w Karolinie Północnej na jednym ze swoim wieców, agresja tłumów – nadal, o dziwo, skupiona na osobie Hillary Clinton – przeniosła się na Ilhan Omar i jej koleżanki. Zamiast skandować, jak zazwyczaj, „Przymknąć ją” (o Clinton), fani Trumpa krzyczeli „Odesłać ją!” – o Omar.
Następnego dnia prezydent powiedział, że on nikogo do skandowania nie zachęcał i że w sumie był z tego niezadowolony. Na nagraniu wideo widać jednak, że okrzyki trwały jakieś 13 sekund, a Trump nie zrobił nic, żeby je powstrzymać. Dzień później znowu dolał oliwy do ognia, określając skandujących „wielkimi patriotami”.
„Nie można mówić w ten sposób o naszym kraju – powiedział Trump o progresywnych posłankach. – Nie kiedy ja jestem prezydentem. Te kobiety powiedziały okropne rzeczy o naszym kraju i o ludziach tego kraju”.
Tymczasem od paru dni Kongres jest na wakacjach. To znaczy, że posłowie i senatorowie rozjechali się do swoich stanów, miast i powiatów. Na lotnisku w rodzinnym Minneapolis na Ilhan Omar czekały tłumy, witając ją jak bohaterkę. Omar nazwała Trumpa faszystą i oświadczyła, że się nie boi i nie zamierza się poddawać. Posłanka jest również znana ze swojej krytyki polityki Izraela, zwłaszcza wobec Palestyny. To pomaga Trumpowi przedstawiać ją jako diabła, bo amerykańska religijna konserwa bazuje na przekonaniu, że tylko pełny powrót Żydów do Izraela otworzy drogę do ponownego przyjścia Chrystusa.
czytaj także
Ocasio-Cortez wróciła do Nowego Jorku. Powiedziała, że bardzo się cieszy, że prezydent chce ją odesłać, skąd przyszła, bo to oznacza Queens. Wytłumaczyła też Amerykanom, że jeśli prezydent zaczyna odsyłać kolorowych obywateli USA „tam, skąd przyjechali”, to jest to coś więcej niż spór o imigrację – to rasizm.
Czterema jeźdźczyniami apokalipsy nazwał zaś demokratki konserwatywny senator z Luizjany John Kennedy, mimo że historia amerykańskiego Kongresu pokazuje, że to właśnie niesforne „pierwszaki”, jak określa się nowych, przepchnęły progresywną agendę prezydenta Kennedy’ego oraz reformy z lat 1965–1966, znane jako „wielkie społeczeństwo”.
czytaj także
Tymczasem przyszły rok to nie tylko wybory prezydenckie. W Kongresie pojawi się nowy zaciąg pierwszaków, które dużo się nauczyły na sukcesie outsiderów takich jako Ocasio-Cortez czy Omar. Obecnie sporo się mówi o 36-letniej Morgan Harper z Ohio, która spróbuje przejąć republikański dystrykt 3. i wykorzystać doświadczenie z Biura Finansowej Ochrony Konsumenta, gdzie pracowała. Takie posłanki i posłowie w Kongresie 2020 mogą szybko zmienić układ sił w partii demokratów.