40 lat temu gorączka złota przyciągnęła do Amazonii więcej ludzi niż XIX-wieczne boomy w Klondike i Kalifornii. Już wtedy mówiono o ludobójstwie na rdzennych społecznościach. Dziś za przyzwoleniem prezydenta Bolsonaro do poszukiwaczy złota dołączyli drwale. Ostrzeliwują wsie z broni automatycznej, terroryzują i mordują mieszkańców Amazonii.
Ostatnie dwa lata są dla Brazylijczyków pasmem nieszczęść. Na COVID-19 zmarło już ponad 617 tysięcy osób, trzykrotnie więcej niż światowa średnia w stosunku do liczby mieszkańców. Szczególnie zagrożone są społeczności rdzenne: z jednej strony niezwykle niebezpieczna jest dla nich pandemia koronawirusa (układy odpornościowe ludów tubylczych zawsze gorzej radziły sobie z chorobami przywleczonymi zza oceanu), z drugiej – gwałtownie rośnie presja na zajmowane przez nie ziemie. To, co stanie się z terras indígenas w Brazylii, przypieczętuje los Amazonii, a więc i nasz los.
28 października 2021 roku Misyjna Rada Indygenistyczna (Conselho Indigenista Missionário – CIMI) opublikowała doroczny raport o przemocy wobec ludów rdzennych w Brazylii. Raport nie pozostawia złudzeń – przemoc wobec tych społeczności się nasila: rośnie dyskryminacja, jest coraz więcej gróźb, morderstw i ataków na ich ziemie. Pogarsza się też opieka zdrowotna, wzrasta liczba samobójstw.
czytaj także
„Przemoc wobec ludów tubylczych nabrała w 2020 roku cech perwersyjnych i nieludzkich, dotąd niespotykanych. Jest ona stosowana przez agresorów, którym patronuje rząd brazylijski. Bez żadnych skrupułów zachęcano do inwazji na ziemie tubylcze celem ich zawłaszczania, prowadzenia na nich nielegalnego wyrębu i prac górniczych. Nigdy wcześniej w historii tego kraju rząd nie działał w sposób tak skandaliczny i z taką premedytacją, zachęcając do dewastacji i rujnowania majątku publicznego, ziem tubylczych i obszarów cennych przyrodniczo” – pisze w raporcie Roque Paloschi, arcybiskup Porto Velho i jednocześnie przewodniczący CIMI, która za istotę i legitymizację swojego działania uznaje pracę na rzecz fizycznego i kulturowego przetrwania społeczności rdzennych w Brazylii.
W czasie, gdy akty przemocy wobec mniejszości tubylczej i jej konstytucyjnych praw są w Brazylii na porządku dziennym, państwo brazylijskie przestaje chronić terytoria autochtoniczne, wprowadzając nowe przepisy prawne. Antytubylcza agenda wydaje się priorytetem w działaniach rządu i prezydenta Jaira Bolsonaro. Służyć ma jej zarówno ustawa 490/2007 (odrzucona w 2008 roku przez parlamentarną Komisję Praw Człowieka i Mniejszości), która czeka teraz na głosowanie na posiedzeniu plenarnym Izby Deputowanych, jak i zastosowanie tak zwanych ram czasowych. Ten drugi pomysł to interpretacja przepisów, według której ludy rdzenne miałyby prawo do ziemi tylko wtedy, gdyby należała ona do nich 5 października 1988 roku, a więc w dniu ogłoszenia obowiązującej do dziś konstytucji.
– Zatwierdzenie środka prawnego, jakim są „ramy czasowe”, może oznaczać ogromne pogorszenie sytuacji ludów tubylczych Brazylii, wynikające z zaprzestania przestrzegania ich praw – mówi mi Alejandro Parellada z International Work Group for Indigenous Affairs. – Posługując się tą koncepcją, można by zakwestionować decyzje w sprawie wszystkich tubylczych ziem, których granice zostały już wyznaczone. To próba zignorowania przemocy, jakiej w przeszłości doświadczały rdzenne ludy, i historii wypędzania ich z tradycyjnie użytkowanych terytoriów. „Ramy czasowe” poniekąd zalegalizowałyby zbrodnie, które miały miejsce przed 1988 rokiem – dodaje.
Jedną z grup, której przyznanie tradycyjnego terytorium zatwierdzono już po 1988 roku, są Juma. Współcześnie żyje tylko czworo przedstawicieli tej grupy. W 2021 roku w wyniku powikłań po zakażeniu COVID-19 zmarł Amoim Aruká. W 1964 roku przeżył on ostatnią masakrę swojego ludu, dokonaną na zlecenie handlarzy zainteresowanych pozyskiwaniem kauczuku i orzechów na ziemi Juma. Z masakry ocalało siedmiu członków narodu, który w połowie XVIII wieku liczył 15 tysięcy osób.
Petelczyc: Całe zło w Brazylii zaczyna się od nierówności [rozmowa]
czytaj także
W 1979 roku dziennikarze z „Porantim”, pisma należącego do CIMI, rozmawiali z jednym z zabójców. „Strzelaliśmy do nich jak do małp” – miał powiedzieć, szczycąc się, że wraz z kompanami zabili ponad 60 ludzi. Masakry były przeprowadzane w niezwykle okrutny sposób. Mieszkający z Juma w latach 80. i 90. ubiegłego wieku antropolog i misjonarz z CIMI, urodzony na Śląsku Günter Kroemer, opisywał jedną z nich: „Z masakry dokonanej nad potokiem Içuã z maloca (chata komunalna – przyp. M.K.K.) pozostały tylko dwie dziewczyny. Zabrano je do Canutamy, gdzie zostały adoptowane przez Beneditodos Santos Pereirę i wkrótce umarły. W innych malocach nie było litości: bandyci rzucali dzieci w powietrze, a następnie wbijali je na koniec maczety; wiele dzieci wrzucono do wody, gdzie zginęły”.
Ostatni pozostali przy życiu Juma czekają teraz na wyrok. Sąd Najwyższy wyda orzeczenie na podstawie analizy pozwu wniesionego przez rząd stanu Santa Catarina przeciwko ludom Xokleng, Guarani i Kaingang, a decyzja w tej sprawie ma być wytyczną dla wszystkich instancji wymiaru sprawiedliwości. Jeśli nawet Juma – usunięci ze swej ziemi przez agentów FUNAI w 1999 roku – zachowają do niej prawo, to trudno sobie wyobrazić, by w czwórkę zdołali uchronić swoje terytorium przed potencjalną inwazją.
– Wyrok może symbolicznie umocnić stanowisko obecnego rządu, prezydenta Bolsonaro, różnych polityków, biznesmenów i części brazylijskich mediów. Może się stać emblematycznym potwierdzeniem ich wrogości wobec ludów tubylczych, pogardy dla ich praw i sposobów życia – mówi mi profesora Ana Cláudia Gomes de Souza z Universidade da Integração Internacional da Lusofonia Afro-Brasileira.
– Z drugiej strony widzieliśmy przy tej okazji silną mobilizację ruchu tubylczego, skupiającego różne grupy etniczne wokół obrony swoich praw. Orzeczenie Sądu Najwyższego stanie się precedensem. Jeśli sąd orzeknie na korzyść „ram czasowych”, wiele społeczności utraci prawo do swojego terytorium, które zostało najechane przez rolników, drwali, górników, wielkich właścicieli ziemskich na długo przed 1988 rokiem i które nadal jest przez nich okupowane. Wyrok może również pociągnąć za sobą zakwestionowanie terytoriów, które zostały już wytyczone, i zmienić nakreślone już granice. „Ramy” przyniosą społecznościom rdzennym również większą niepewność, przemoc i niesprawiedliwość, a zainteresowanym ich ziemią dadzą pewność, że mogą liczyć na wsparcie prawicowego rządu Brazylii – dodaje Ana Cláudia.
Przed uchwaleniem konstytucji z 1988 roku niejednokrotnie próbowano ograniczać prawa społeczności tubylczych. Jednym z pomysłów było rozróżnienie na „prawdziwych Indian” i „Indian zakulturowanych”. „Zakulturowanym” nie miałoby przysługiwać prawo do ziemi posiadane przez tych „prawdziwych”. Dziś znów pojawiają się w Brazylii podobne pomysły. Teraz wyimaginowaną granicą uznania nie ma być poziom akulturacji, lecz kryterium czasowe. Jedną z grup, które z przerażeniem obserwują rozwój wypadków, są Janomamowie.
W końcu lat 80. gorączka złota przyciągnęła do Amazonii więcej ludzi niż XIX-wieczne boomy w Klondike i Kalifornii łącznie. Szacuje się, że w ciągu dekady na obszary basenu Amazonki napłynęło ponad milion garimpeiros – nielegalnych, działających na własną rękę górników.
Każdego roku wydobywano tam ponad 100 ton złotego kruszcu. Złoto znajdowano głównie na dnie i brzegach rzek, co czyniło je łatwym do pozyskania za pomocą nieskomplikowanych technik. Szacuje się, że w lipcu 1989 roku na terenach zamieszkanych przez około 9 tysięcy Janomamów pracowało około 50 tysięcy garimpeiros, zaś gubernator Jucá proponował wyasfaltowanie dróg w rezerwacie, by ułatwić transport minerałów.
czytaj także
Poszukiwane złoża leżały w głębi terytorium Janomamów. Wędrujący tam górnicy zatrzymywali się w ich wioskach, żądając, by mieszkańcy zapewnili im jedzenie, pracę i seks. W głębi selwy, a jednocześnie w pobliżu wiosek, pobudowano pasy startowe. Samoloty nieustannie transportowały złoto, alkohol, kobiety i broń, tworząc scenografię, którą nie wzgardziłby Coppola przy realizacji Czasu Apokalipsy. Dla wielu Janomamów było to pierwsze spotkanie z przedstawicielami społeczeństwa narodowego.
Gdy we wrześniu 1990 roku garimpeiros zaatakowali wieś Holomai w pobliżu wenezuelskiej granicy, zabijając dwie osoby i raniąc jedną, policja federalna wszczęła dochodzenie. Jednak „zgodnie z zasadą zupełnej bezkarności tych, którzy atakują Indian w Brazylii, żaden z dziesięciu oskarżonych mężczyzn nie został aresztowany. Ich lidera zatrzymano na krótko w maju 1991 roku w Boa Vista, stolicy stanu Roraima, po tym, jak skierował broń w stronę grupy Indian Maingong (Ye’kuana – przyp. M.K.K.), krzycząc do nich: »Wy, Indianie, jesteście jak psy, trzeba was zabijać«” – relacjonowała Amnesty International. Trzy lata później garimpeiros napadli na wieś Janomamów Haximu, zabijając 12 osób.
W wyniku gorączki złota w latach 1987–1990 zmarło ponad 1500 (więcej niż 15 proc.) żyjących w Brazylii Janomamów. W osadach w pobliżu obozowisk górników nie było dzieci młodszych niż dwuletnie. Część sierot została służącymi w Boa Vista. Oprócz chorób, niedożywienia i zabójstw efektem inwazji garimpeiros była też dezintegracja kultury. W kwietniu 1988 roku sześciu brazylijskich senatorów (w tym przyszły prezydent Fernando Henrique Cardoso) w liście do prezydenta kraju alarmowało o ludobójstwie dokonywanym na Janomamach. Zdaniem niektórych ekspertów epidemie rozprzestrzeniające się wśród tego ludu były skutecznym środkiem na stworzenie pustej ziemi dla osadnictwa. Zakładano, że penetracja puszczy przez górników ułatwi kolonizację regionu.
W stanie Roraima, gdzie mieszkają Janomamowie, sytuacja znów wygląda tak jak w latach 80. i na początku 90. ubiegłego wieku, jeśli nie gorzej. Mieszkańcy terroryzowani są przez garimpeiros uzbrojonych w broń automatyczną i ostrzeliwujących wsie, ale czasem również agentów federalnych. Janomamowie donoszą o zabójstwach dokonywanych przez górników na członkach izolowanej grupy Moxihatëtëma. Boją się o przetrwanie tej społeczności. „Region jest całkowicie nasycony garimpeiros. Toczy się walka o terytorium” – stwierdził Alisson Marugal, prokurator federalny w stanie Roraima.
Rekordowo wysokie ceny złota przyciągają również przestępczość zorganizowaną. Mówi się, że osoby powiązane z największym kartelem narkotykowym w Brazylii, Primeiro Comando da Capital (PCC), infiltrują nielegalne operacje wydobywcze na terytorium Janomamów. Grupy przestępcze zdominowały również wydobycie na terenach rezerwatu ludu Munduruku w regionie rzeki Tapajós, jednym z najbogatszych w złoto obszarów Brazylii.
Bolsonaro wydziera się na ekologów, a USA i Chiny po cichu rabują Amazonię
czytaj także
FUNAI, rządowa agencja do spraw Indian, w której zatrudnienie ostatnimi czasy znalazł między innymi personel wojskowy, pastorzy, komisarze policji federalnej i emerytowani policjanci, wstrzymała procedury demarkacji tubylczych terytoriów. Obecnie, zamiast udzielać pomocy rdzennym społecznościom, agencja wspiera raczej sektory gospodarki zajmujące się agrobiznesem, górnictwem, pozyskiwaniem drewna i innych surowców.
Podobną postawę – wspierania tych sektorów gospodarki, które wielokrotnie zyskiwały ekonomicznie na przestępstwach popełnianych na rdzennych społecznościach i ich terenach – przyjął prezydent Bolsonaro. Zapewne nie bez znaczenia dla źródeł tej postawy pozostaje fakt, że nielegalnym górnikiem, garimpeiro, był ojciec prezydenta, Percy Geraldo Bolsonaro.
W kampanii wyborczej jego syn obiecywał między innymi umożliwienie prowadzenia działalności górniczej na terras indígenas oraz zmniejszenie kontroli państwa nad tym, co dzieje się na terytoriach tubylczych. W 2018 roku Jair Bolsonaro stwierdził, że „Indianie to ludzie tacy jak my”, pytając jednocześnie: „Dlaczego musimy trzymać ich w Brazylii w rezerwatach, jakby byli zwierzętami?”. Po zaprzysiężeniu, 2 stycznia 2019 roku, Bolsonaro zaproponował zintegrowanie ludów rdzennych z pozostałą częścią społeczeństwa, a 24 września na otwarciu Zgromadzenia Ogólnego ONZ stwierdził, że „niestety, niektórzy ludzie w Brazylii i poza nią, wspierani przez organizacje pozarządowe, nalegają na traktowanie i utrzymywanie naszych Indian jak prawdziwych jaskiniowców”.
Obszary ochronne? Tak, już są pod ochroną – rdzennej ludności. Po prostu jej nie wysiedlajmy
czytaj także
Takie wystąpienia Bolsonaro to nic nowego. Jego stanowisko wobec ludów tubylczych nie zmieniło się od 30 lat. Przedstawiciele społeczności rdzennych uznali, że prezydent nie tylko ich obraża i delegitymizuje ich działania, ale przede wszystkim zagraża przetrwaniu ludów tubylczych w Brazylii. W związku z tym 9 sierpnia, w Międzynarodowym Dniu Ludów Tubylczych, Stowarzyszenie Ludów Tubylczych Brazylii (Articulação dos Povos Indígenas do Brasil – APIB) zwróciło się do Międzynarodowego Trybunału Karnego o zbadanie zbrodni popełnionych przez Bolsonaro na społecznościach autochtonicznych.
Po raz pierwszy w historii ludy tubylcze reprezentowane przez tubylczych prawników – domagając się śledztwa w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości oraz w sprawie ludobójstwa – złożyły wniosek bezpośrednio do MTK. „Uważamy, że w Brazylii mają miejsce zdarzenia, które stanowią zbrodnie przeciwko ludzkości, ludobójstwo i ekobójstwo. Jesteśmy tubylcami i nie poddamy się zagładzie” – stwierdził adwokat i koordynator prawny APIB, Eloy Terena. Zdaniem APIB w trakcie swej kadencji Bolsonaro wielokrotnie zachęcał do ataków na terytoria ludów rdzennych.
– Wniesienie oskarżenia wynika zapewne z poważnych niepowodzeń rządu Bolsonaro w radzeniu sobie z kryzysem wywołanym przez COVID-19. Jednak jest ono zasadne także dlatego, że polityka promowana przez prezydenta Bolsonaro zagraża istnieniu kilku ludów rdzennych w Brazylii. Mam tu na myśli stymulowanie ekspansji sektora rolno-przemysłowego i wydobywczego na lasy w Amazonii i brak ochrony dla społeczności tubylczych – mówi mi Alejandro Parellada.
„Zrobimy czystkę, jakiej Brazylia nie widziała” – prezydent Bolsonaro przemawia
czytaj także
Odmowa wyznaczania nowych ziem tubylczych wydaje się jawnie sprzeczna z konstytucją z 1988 roku, a mnożące się ustawy, dekrety i rozporządzenia zmierzają do zalegalizowania inwazji na terytoria tubylcze i przyczyniają się do narastania konfliktów.
W Brazylii konflikty pomiędzy autochtonami i nieautochtonami prawie zawsze wynikają z napierania tych ostatnich na ziemie tubylcze. Społeczności rdzenne nie są traktowane jak ludy czy narody. Wspólnotowe posiadanie ziemi jest jedyną gwarancją, że rozwój tych społeczeństw będzie przebiegał z szacunkiem dla ich tożsamości i autonomii, że będą traktowane jak ludy, nie jak zbiór jednostek.
„W całym tubylczym świecie zajęcie terytorium było najbardziej efektywnym sposobem niszczenia kulturowej tożsamości danego ludu, podstaw jego bytu i sposobu życia” – stwierdził przed laty brytyjski antropolog, Andrew Grey. Decyzja Sądu Najwyższego będzie miała historyczne znaczenie dla wielu rdzennych społeczności w Brazylii. Ich przetrwanie etniczne, kulturowe, a w przypadku części z nich – również fizyczne, zależne będzie od tego, czy prawo do ziemi dla ludów z Santa Catarina zostanie uchylone.
**
Magdalena Krysińska-Kałużna – etnolożka, dra hab. nauk humanistycznych. Zawodowo zajmuje się antropologią prawa oraz m.in. kwestiami związanymi z przemocą kulturową, konfliktem i kontaktem kulturowym. Prowadziła badania w Amazonii, Meksyku i Kanadzie. W latach 2004–2007 była koordynatorką ds. Ludów Tubylczych Ameryki Łacińskiej w polskiej sekcji Amnesty International. Jest autorką książek Prawo jako mit. Relacja pomiędzy tubylczym prawem zwyczajowym a prawem stanowionym i Yamashta, czyli Ten, Który Prawie Umarł. Proces kontaktu a przetrwanie kultur indiańskich w Amazonii.