Świat

Co Ameryka myśli o ataku Rosji na Ukrainę

Na konwencji Partii Republikańskiej można było usłyszeć, że Putin jest „sprytny”, a napaść na Ukrainę to „genialne” posunięcie. Inne republikańskie skrzyło pyta, dlaczego nad Ukrainą nie ma jeszcze amerykańskich samolotów. Joe Biden uspokaja i obiecuje bezpieczeństwo, ale ani republikanie, ani demokraci nie są przekonani, że USA ma dziś takiego przywódcę, jakiego by sobie życzyli. Korespondencja Agaty Popędy z USA.

Ameryka „doświadcza” tej wojny tak jak reszta świata – w mediach społecznościowych, wspierając morale Ukraińców słonecznikami i innym cyfrowym badziewiem. Oto przegląd reakcji, włączając pełne spektrum opinii amerykańskich polityków, którzy już rozgrywają ten konflikt w kontekście listopadowych wyborów do Kongresu, a nawet prezydenckich w 2024 roku.

Cokolwiek Amerykanie myślą o Ukrainie, Ameryka jest częścią tego konfliktu, a amerykańska publika jest ważnym adresatem komunikatu, że przyszedł czas się zbroić – i w Waszyngtonie, i w obrębie NATO. To nie przypadek, że Putin przed atakiem nie chciał rozmawiać ani z ukraińskim rządem, ani z Europą. Chciał gadać tylko z „policjantem świata”, czyli z USA, które, niestety, teoretycznie odpowiadają militarnie za bezpieczeństwo Europy.

Bezsilność administracji Bidena wobec tragedii Afgańczyków, gdy Amerykanie bez żadnych ceregieli zwinęli manatki, zostawiając kraj talibom, pokazała już skalę ochoty na militarne zaangażowanie sił USA na świecie. Wojna w Ukrainie wzmacnia karty republikanów i z pewnością paraliżuje jakiekolwiek międzynarodowe porozumienia w kwestii klimatu i zdrowia publicznego na świecie. Wszyscy wracamy na przystanek „nacjonalizm”, a z Putinem walczy nawet 63-letnia Madonna – nowym remiksem (krew, jak wiadomo, odświeża, zwłaszcza cudza).

Ukraina wygrywa wojnę narracyjną

Zasadniczo świat tak zwanego Zachodu (Nowy Jork, Paryż, Warszawa) wydaje się oglądać dokładnie te same obrazy – łączy się w podziwie dla ukraińskich żołnierzy, cywilów i ukraińskiego prezydenta, podziwia, że Kijów się trzyma, że trzyma się Charków. Zwykli amerykańscy obywatele ślą datki na rozmaite proukraińskie fundacje, a przywódcy obu partii jednoznacznie potępili Putina. Nasza tak zwana progresywna lewica w Kongresie – Bernie Sanders i Alexandria Ocasio-Cortez – wypowiada się w podobnym tonie, przy czym Sanders potępił nie tylko Putina, ale i Trumpa za zadeklarowany podziw dla Putina (nie pierwszy raz).

Tyle oficjalnie. Nieco głębiej na prawicy jest zamieszanie, bo oprócz poczucia, że atakiem na Ukrainę Putin osobiście upokorzył Amerykę, i zdziwienia, że napadnięty, mniejszy naród stawia się Rosji tak dzielnie, oprócz strachu wreszcie, jest również dużo radości – z tego mianowicie, że Biden okazuje się takim „słabym przywódcą” – to bardzo ważna fraza w republikańskim słowniku.

Putin im zaimponował – dokładnie w tym sensie, w jakim zaimponował Trumpowi, który w odróżnieniu od takiego Mitcha McConnella (przywódcy republikanów w Senacie) jest wystarczająco głupi, żeby nie ukrywać swoich prymitywnych instynktów. Trump parokrotnie określił atak Putina na Ukrainę jako „genialny” i chwalił jego mądrość, która kontrastuje z „głupotą” obecnych amerykańskich przywódców. Wyraził się tak na przykład na konwencji konserwatystów 26 lutego w Orlando na Florydzie. Bardzo zdolny” i „cwany” – zawtórował wierny Trumpowi jak skała były szef CIA Mike Pompeo. Przywódca mniejszości (a wkrótce pewnie większości) republikańskiej w Izbie Reprezentantów Kevin McCarthy krytykuje zaś administrację Bidena za niedostateczne, jego zdaniem, wspieranie Ukrainy. A radykalny prawicowy poseł z Arizony Paul Gosar zupełnie zbagatelizował zaś rosyjską napaść. W rezultacie 43 członków Kongresu wystosowało – na wszelki wypadek? – list do prezydenta Bidena, domagając się, żeby czasem nie wysyłał amerykańskich żołnierzy bez przyzwolenia Kongresu.

Po tych komentarzach Trump znalazł się na tyle, żeby pochwalić również Zełenskiego i potępić atak, w czym zarówno demokraci, jak i republikanie widzą deklarację startu w wyścigu o prezydenturę za dwa lata.

Innym poplecznikiem Putina w Stanach okazuje się gwiazdor prawicowej telewizji Tucker Carlson, który pyta widzów: czy Rosja wam kiedykolwiek w czymś zagrażała? „Czy Putin je psy?” – zapytał Carlson, niby żartobliwie, ale sugerując, że to nie Rosja jest wrogiem, tylko Chiny. Otwarcie mówi to, czego maczo Ameryki boją się powiedzieć wprost, chociaż tak myślą – że Biden jest słaby. To dlatego cudowne dziecko Doliny Krzemowej, Elon Musk zmuszony jest sam roztaczać nad Ukrainą Internet, a aktor Sean Penn, który uważa, że amerykańscy mężczyźni zmienili się w cipy, postanawia zbawić Ukrainę samotrzeć.

Protest przeciwko rosyjskiej napaści na Ukrainę w Waszyngtonie Fot. Amaury Laporte/flickr.com

Z kolei wśród wiernych w Partii Demokratycznej próbuje się nakręcać taką narrację: Rosja zainstalowała Trumpa jako prezydenta USA po to, żeby osłabić NATO. Czy to przypadek, że pierwszy impeachment Trumpa został sprowokowany rozmową telefoniczną z Zełenskim, któremu zagroził, że Ameryka wstrzyma pomoc wojskową? Nie sądzę!

Jest oczywiście skrzydło republikanów – od Mitta Romneya na prawo, ze szczególnym uwzględnieniem posła Adama Kinzingera ze stanu Illinois – którzy zastanawiają się – tak jak mój dziesięcioletni siostrzeniec – dlaczego Amerykanie nie przejmą kontroli powietrznej nad Ukrainą i nie wywołają tym samym wojny nuklearnej. O więcej zrozumienia dla żądań Putina i długiej historii konfliktu amerykańsko-rosyjskiego woła paru niezależnych kronikarzy wyklętych, takich jak Noam Chomsky i Glenn Greenwald.

W piątym dniu wojny prezydent Biden wygłosił swoje pierwsze orędzie do narodu – przedwiosenny „State of the Union”, coroczny, tradycyjny raport o stanie państwa. Zaczął od Ukrainy, bo musiał, a jego retoryka była głęboko zimnowojenna. Gościem honorowym była ambasadorka Ukrainy w Waszyngtonie Oksana Markarova.

Razem odcina się od zachodnich lewicowych międzynarodówek. „To emancypacja polskiej lewicy”

„Byliśmy gotowi” – powiedział Biden i dodał, że „Putin się grubo pomylił”, podkreślając rolę amerykańskiego wywiadu, który znał pozycje rosyjskiego wojska i wspiera Ukraińców, jak może. Biden potwierdził, że USA wspiera Ukrainę militarnie, finansowo i humanitarnie, a amerykański departament sprawiedliwości zabrał się za zbrodnie rosyjskich oligarchów i odciął Rosję od jej wojennych funduszy.

Z konkretów – prezydent obiecał, że Stany zabronią wstępu do amerykańskiej przestrzeni powietrznej samolotom należących do Rosji lub przez rosyjskie linie używanych.

Biden podkreślił, że amerykańscy żołnierze nie będą walczyć w Ukrainie, ale że zamierzają bronić każdego kawałeczka terytorium NATO, gdyby Putin zdecydował się ruszyć dalej na zachód. „Ukraińska” część przemowy skończyła się po 20 minutach, jednak Putin pojawiał się i później jako ozdobnik, kiedykolwiek potrzeba było synonimu na ZŁO. Ale i to było za dużo dla amerykańskiego ludu, który już po dziesięciu minutach zapytywał w mediach społecznościowych: „Czy to jest State of the Union czy State of the Ukraine?”

Już nawet Taliban wezwał Rosję do pokojowego dialogu. Taliban

Ostatnie słowa prezydenta – który od Ukrainy przeszedł do inflacji – były optymistyczne. Wszystko w porządku w państwie duńskim i „Go get him” – bierzcie się za niego.

Jedno jest pewne: ani republikanie, ani demokraci nie czują, że mają takiego przywódcę, jakiego by sobie życzyli. A Ukraina, po Afganistanie, jest kolejnym etapem długiego, nieuniknionego zjazdu, który najpewniej skończy się republikańską prezydenturą 2024.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij