Zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne to straszne gówno (ale można je zwalczać)

Mogę żyć. Mogę oddychać. Chodzę bez cofania. Wychodzę z domu. Włączam światło, gdy robi się ciemno, a gaszę, gdy idę spać. Nie 10, 40 czy 100 razy – tylko raz.
Maja Staśko. Fot. Jakub Szafrański

Gdy mowa o nerwicy natręctw, pierwsze skojarzenie to wielogodzinne mycie rąk, włączanie i wyłączanie światła czy układanie książek kolorami. To najbardziej widoczne i oczywiste objawy – rytuały. Ale to, co kryje się za nimi, jest znacznie poważniejsze.

Wiele osób ogląda Dzień świra Koterskiego jak opowieść o nieco groteskowym człowieku pełnym dziwactw. Dla mnie to historia o niewyobrażalnym cierpieniu. Za rytuałami takimi jak włączanie światła w odpowiedzi na lęk o dziecko kryje się bowiem napięcie, które rozrywa od środka, a czasem powoduje chęć zakończenia życia. W każdej sekundzie mogą towarzyszyć ci wizje śmierci twoich bliskich, wypadków, katastrof, utraty pracy czy krzywdy twojego dziecka, którą mu wyrządzisz.

Chciałbym, żebyśmy wszyscy potrafili prosić o pomoc tak jak małe dzieci [rozmowa]

Zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (obssesive-compulsive disorder, OCD) często biorą to, co dla nas najważniejsze – i przedstawiają nam najstraszniejsze wizje związane z upadkiem naszych wartości, marzeń, błędami i utratą ukochanych osób. Gdyby OCD nie uderzało w to, co dla nas najcenniejsze – nie byłoby tak cholernie bolesne, a my nie angażowalibyśmy się w czynności, które są absurdalne.

My wiemy, że one są absurdalne, naprawdę. Nie myślimy, że włączanie i wyłączanie światła w pokoju to jakieś racjonalne działanie, które ma logiczny sens i rzeczywistą moc ratowania ludzi. Nie będziemy przekonywać, że na smutki wystarczy godzinami myć ręce ani robić kursy odpędzające zło przez liczenie płytek na podłodze, spokojnie.

Ale napięcie i lęki są silniejsze niż absurd tych czynności. A po czasie do nich przywykamy – przestają być dziwne. Są sensem naszego istnienia i rytualnego przywracania mu kontroli oraz wyładowania się, które tylko podsyca lęki.

Własna głowa serwuje ci szantaż emocjonalny i psychiczne tortury, a napięcie i lęk o dziecko tylko rosną. Jakiś czas temu Światowa Organizacja Zdrowia zaliczyła OCD do dziesięciu najbardziej wyniszczających schorzeń. Z perfekcjonistycznego obowiązku: więcej tego nie powtórzyła, a OCD nie znajdowało się już potem w podobnych rankingach. Częściej zaliczano je do zaburzeń lękowych, które także kategoryzowano jako jedne z najbardziej wyczerpujących.

Gdybym tego nie napisała, miałabym obsesje, że nie przekazałam wszystkich informacji i zawaliłam. To także OCD. Wiem, że w żadnym tekście nie da się przekazać każdego szczegółu – ale dla osoby z OCD to może być nie do zniesienia i wywoływać lęki oraz wielostronicowe wyjaśnienia, by mimo wszystko być jak najbliżej perfekcyjności, specyficznie pojmowanej uczciwości wobec czytelnika i niczego nie pominąć.

Jest życie po kryzysie

To nie śmieszne dziwactwa, tylko życie w piekle, z którego nie możesz się wydobyć, a gdy próbujesz to zrobić – zakopujesz się coraz głębiej. Zapadasz się w odtwarzanym w pętli dramacie odgrywającym się w twojej głowie.

Na zewnątrz możesz wyglądać groteskowo, gdy włączasz i wyłączasz światło przez kilkanaście minut. Możesz też wyglądać zupełnie zwyczajnie – gdy objawy są wyłącznie mentalne lub dobrze ukrywasz czynności – ale żyjesz w swoim najgorszym koszmarze.

Latami w nim żyłam. Latami czułam się inna, dziwaczna. Nie znałam nikogo, kto też by tak miał. Długo nie wiedziałam, że to zaburzenie. Myślałam, że taka jestem. Zepsuta. Bezwartościowa. Śmieszna. Izolowałam się od ludzi. Wstydziłam się siebie. I po prostu sama się znikałam.

a

m

nie

nie

m

a

Napisałam wtedy taki wiersz. Wiersz-kompulsja, oparty na szybkich powtórzeniach, idealnej odwracalności, dającej złudzenie pełnej kontroli nad rzeczywistością, której poza wierszem nie masz. Wiersz-marzenie o niebycie. To był wtedy mój stan. Przez wiele lat.

Czwarte zaburzenie

Nerwica natręctw to przestarzała nazwa – jest szeroko rozpoznawana i dlatego czasem jej używam, ale medycyna odchodzi od określania zaburzeń „nerwicami” ze względu na historyczną stygmę z nimi związaną.

Jak schizofrenia i brak wsparcia instytucji wykańczają moją rodzinę

Obecna nazwa brzmi „zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne”. Obsesje to niechciane intruzywne myśli lub obrazy, które wywołują niepokojące odczucia. Kompulsje – powtarzane czynności, które mają „odczarować” i zniwelować lęk. Dają ulgę na sekundę, a po drugiej wracają ze zdwojoną siłą.

To czwarte najczęściej występujące zaburzenie psychiczne. Szacuje się, że w USA 1 na 40 osób mierzy się z nim w ciągu swojego życia. OCD ma ok. 3 proc. globalnej populacji. W dorosłym wieku to częściej kobiety, w dzieciństwie – chłopcy. Kobiety w ciąży i po porodzie są bardziej narażone.

Nie każda osoba z tym zaburzeniem wykonuje widoczne rytuały. Niektórzy nie podejmują kompulsywnych czynności, takich jak mycie rąk. To tzw. „pure O”, czyli „czyste obsesje”, skupione głównie na intruzywnych myślach i ruminacjach. Ruminacje to obsesyjne wątpliwości co do wykonanych czynności, przeprowadzonych rozmów i podjętych decyzji.

Ale nawet przy kompulsjach OCD w większości jest niewidoczne. Intruzywne myśli, ruminacje, rytuały mentalne dzieją się w głowie. Pali ci się w czaszce, a gaśnica roznieca ogień.

Neuroróżnorodni ruszają do boju. Autyzm i ADHD a aktywizm klimatyczny

Z czasem uczysz się ukrywać czynności, bo zwyczajnie czujesz wstyd. Zrobisz krok w tył i udajesz, że coś cię tam zainteresowało. Liść, napis – cokolwiek. Znów krok w tył (tamten nie był wystarczająco idealny) i odkrywasz, że czegoś zapomniałaś i musisz wrócić. Dotykasz produktu w sklepie drugi, trzeci i dziesiąty raz, za każdym razem markując, że upewniasz się, jaki ma skład. Do kompulsji dodajesz w przestrzeni publicznej całą historię, która nadaje jej zasadności i nie naraża cię na ocenę jako dziwaka.

Nie chcemy być dziwakami – chcemy tylko uratować świat. I pozbyć się tego obezwładniającego uczucia, że dzieje się coś najstraszniejszego.

Rodzaje OCD

Nie zawsze OCD polega na magicznym myśleniu, jak u mnie. Rodzajów OCD jest sporo. Mamy OCD kategoryzowane tematycznie, np. związane z zarazkami, obawą przed wyrządzeniem komuś lub sobie krzywdy, a także popełnieniem samobójstwa, traumą, orientacją psychoseksualną, związkami romantycznymi, religią i nieposłuszeństwem wobec jej zasad lub z egzystencją, gdzie obszarem obsesji są pytania o sens życia i śmierci.

Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:

Spreaker
Apple Podcasts

Mamy rodzaje OCD podzielone przez mechanizmy działania, np. magiczne OCD, w którym chcemy uprzedzić tragiczne zdarzenia za pomocą myśli bądź czynów; „just right” OCD czy też OCD perfekcjonistyczne, które dąży do idealnego układu, często symetrii; „real event OCD” i „false memory OCD”, gdzie luki w pamięci wypełniają się najgorszymi wizjami swoich zachowań – wyolbrzymionych bądź nieprawdziwych; somatyczne OCD – polegające na obsesyjnej uwadze na odruchach swojego ciała, jak mruganie czy przełykanie śliny.

Średni czas od początku wystąpienia objawów do diagnozy OCD to 13 lat. Objawy bywają bardzo różne, co utrudnia diagnostykę.

Badania pokazują, że zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne mogą występować w rodzinie: zaburzenie rozwija się u 10–20 proc. dzieci, których rodzic cierpi na OCD. Wynika z tego, że u olbrzymiej większości dzieci rodziców z OCD zaburzenie się jednak nie pojawia. Naukowcy nie znają pełnej etiologii tego zaburzenia – zwykle podają czynniki genetyczne i środowiskowe (z naciskiem na te pierwsze). Kultura ma spory wpływ na rodzaje obsesji i kompulsji: zależą od przynależności do konkretnych grup etnicznych, społecznych i religijnych.

Bywa, że OCD pojawia się lub wzmacnia po przemocy, wypadku, przewlekłym stresie, traumie czy tragedii. Prawie 30 proc. osób z zespołem stresu pourazowego doświadcza również zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych – znacznie więcej niż wskaźnik ogólnej populacji, który wynosi ok. dziesięciu razy mniej. 30–82 proc. osób (w zależności od populacji i kryterium) po traumatycznym doświadczeniu ma OCD. Z innych badań wynika, że 54 proc. badanych osób, u których zdiagnozowano OCD, doświadczyło jednego lub więcej traumatycznych wydarzeń życiowych.

Badaczki szokują: chłopcy to ludzie i potrzebują wsparcia!

90 proc. osób z OCD ma także diagnozę innego zaburzenia. Spośród kobiet są to najczęściej anoreksja, bulimia, trichotillomania (wyrywanie włosów), kompulsywne kupowanie. U mężczyzn: fobia społeczna, tiki, uzależnienie od alkoholu, kompulsywne korzystanie z internetu czy zaburzenia seksualne. Według ScienceDirect zaburzenia lękowe należą do najczęstszych chorób współistniejących u pacjentów z OCD – występują aż w 75,8 proc. przypadków. 47,9 proc. pacjentów z OCD miało także ataki paniki.

Na całym świecie u 18 proc. pacjentów z zaburzeniami odżywiania występowało także OCD. Nietolerancja niepewności i nieadaptacyjny perfekcjonizm to wspólny mechanizm zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych i zaburzeń odżywiania.

Dążymy do perfekcji i kontroli w nieperfekcyjnym świecie, nad którym nie mamy kontroli. To walka skazana na porażkę. W wyniku OCD ludzie tracą pracę, rodziny, bliskich, pasje i radość czy sens życia. Zdarza się, że u osób z tym zaburzeniem pojawiają się myśli samobójcze. Niektóre odbierają sobie życie. Czasem z tym gównem naprawdę nie chce się żyć. Lub marzy się o śmierci.

Myśli intruzywne

Nie każda osoba ma OCD na punkcie śmierci bliskich. To przykład, który wybrałam, ponieważ sama je miałam, ale także dlatego, że jest powszechnie zrozumiały: wiele osób może się zidentyfikować z troską o rodzinę i uznaje to za naprawdę ważne. Nawet jeśli reakcja na te lęki nie jest zrozumiała, to sam temat tych obaw – owszem, towarzyszy większości z nas.

Dział Krajowy Lokalny: W Polsce samotność ma twarz seniora. Empatia dla starszych potrzebna od zaraz

Ale OCD atakuje po prostu tam, gdzie znajdują się nasze wartości i priorytety – zarówno te życiowe, jak i codzienne, banalne.

Jeśli masz sprawdzian, dużo się na niego uczyłeś i zależy od niego ocena końcowa i twoja przyszłość – możesz zacząć mieć obawy, że ci nie wyjdzie, i próbować „magicznie” temu zapobiec za pomocą czynności i rytuałów. Jeśli pomagasz zwierzętom w schronisku – możesz zacząć się obsesyjnie bać o to, że je skrzywdzisz bądź wręcz zabijesz. Jeśli jesteś w udanym związku – możesz obsesyjnie myśleć, że twoja dziewczyna cię zdradza, mimo iż nie ma ku temu żadnych przesłanek (nasze głowy są naprawdę kreatywne i każdy element potrafimy zinterpretować tak, by był zgodny z naszą obawą).

Możesz też myśleć, że to ty zdradzasz dziewczynę, i wypominać sobie każde spojrzenie na inną kobietę bądź każde słowo, które powiesz do współpracownicy jako rzekomą zdradę (realnie nie będzie to w żadnym razie romantyczne czy flirciarskie, ale OCD z łatwością takim ci je przedstawi). Jeśli bardzo uważasz na to, by nie krzywdzić innych – możesz zacząć interpretować przeszłość tak, by znaleźć swoją winę, lub wypełniać luki w pamięci (wiadomo, że nigdy nie pamiętamy wszystkiego idealnie co do sekundy) wizjami swoich rzekomych przewinień, które nie miały miejsca bądź te sytuacje wyglądały zupełnie inaczej.

Każda z tych rzeczy może stać się obsesją i zadręczać cię miesiącami albo i latami, sprawiając, że czujesz się bezwartościowym, przegranym lub złym człowiekiem albo że za chwilę utracisz wszystko, co najważniejsze.

Czasem osoby z OCD na punkcie pozornych drobiazgów – sprawdzianu w szkole, zadania w pracy czy wyglądu – które odczuwają jak najstraszniejsze piekło, czują, jakby były „gorsze” od tych, które mają obsesje na punkcie tematów poważniejszych, jak życie i śmierć bliskich. Nie wiedzą też, jak wyjaśnić innym, że to, co przeżywają, jest naprawdę bolesne, skoro dotyczy „drobiazgów”.

Uderz w stół… Co nam mówi dyskusja o lekach antydepresyjnych wywołana filmem Beaty Pawlikowskiej

OCD to nie zawody ani rywalizacja o to, kto wymyśli najbardziej przerażającą obawę i będzie żył w jej cieniu. Temat OCD nie świadczy też o tobie, wręcz przeciwnie – jest niezgodny z naszymi wartościami i marzeniami. To, że masz obsesję na punkcie sprawdzianu, a nie rodziny, nie oznacza, że nie dbasz o rodzinę. Może oznaczać, że przejmujesz się szkołą, a presja związana z ocenami i twoją przyszłością jest dla ciebie trudna do zniesienia.

To zaburzenie może dotknąć każdego aspektu. Możesz mieć zatem obsesję, że masz nie dość dobrą lub niewystarczająco poważną obsesję. Nawet w kwestii okropieństwa myśli intruzywnych możemy chcieć być idealni. Bez zarzutów, że to zbyt błahe lub że przesadzamy. To kolejny przejaw OCD i wyniszczającego dążenia do perfekcji i bezbłędności.

Wstyd

Uwierzcie mi, intruzywne myśli i idące za nimi odczucia są naprawdę przerażające. Walą w miękkie bez pytania. Osoby, które walczą o prawa człowieka, mają intruzywne myśli rasistowskie, powielające stereotypy o płci czy określenia obraźliwe ze względu na wygląd. Te myśli nie oznaczają, że są dyskryminującymi ludźmi. Oznaczają często coś dokładnie przeciwnego: tak ci zależy na świecie bez dyskryminacji, że OCD atakuje tam, gdzie w sposób oczywisty zaboli – czyli w twoją chęć niekrzywdzenia nikogo ze względu na tożsamość.

„Cały czas tylko masz depresję” − czy rozumiemy, czym są zaburzenia osobowości?

I jasne, każdy ma czasem niechciane myśli intruzywne, niezgodne z naszymi poglądami. Ale u osób zdrowych mijają i nie wywołują długotrwałego dyskomfortu. U osób z OCD stają się obsesją – powodują psychiczne katusze, nie odpuszczają i drążą, a gdy staramy się je „odprawić” kompulsjami – tylko się pogłębiają. Są nie do wytrzymania.

Są też rodzaje OCD, o których czasem osoby latami milczą i boją się nawet przed sobą przyznać, że je mają: związane z orientacją psychoseksualną, obawami przed pociągiem do zwierząt czy dzieci. Wszystkie tematy, które są silnie społecznie wykluczane i które dana osoba potępia – mogą stać się obszarem myśli intruzywnych, wplątując człowieka w spiralę wstydu, lęku i poczucia winy. OCD wybiera to, co lepkie, śliskie, wstydliwe – i tam się mości.

Historie intruzywnych myśli seksualnych obarczone są największym wstydem – zwłaszcza w kraju bez edukacji w zakresie zdrowia psychicznego i tej seksualnej. Taka osoba z OCD latami może nie sięgnąć po pomoc – bo czuje się zła, zgniła, zepsuta. Zwłaszcza gdy Kościół rzymskokatolicki wmawia nam od dziecka, że mamy się spowiadać z „myśli nieczystych”, które miałyby być grzechem. Tak jakby myśli mogły kogoś krzywdzić. Taka osoba, przekonana, że jest winna przez same myśli, może bać się „zdemaskowania”.

Czy psychoterapia nas zbawi?

Gdy uczestniczyłam w grupach wsparcia, które zrzeszały ludzi z całego świata – słyszałam historie osób, które miały intruzywne myśli antysemickie, kazirodcze, pedofilskie. Gdy o nich opowiadały, często przepraszały. Nie miały za co – nikogo nie krzywdziły. Trudniej im było o tym mówić niż pacjentom, którzy mieli OCD związane z samobójstwem.

W grupie były osoby czarnoskóre, a jeden z uczestników dzielił się rasistowskimi myślami intruzywnymi. Te osoby dobrze wiedziały, że jego myśli nie są wycelowane w nie, tylko w wartości tego człowieka. A te wartości są antyrasistowskie. Nie można go za co obwiniać – podobnie jak za to, że jest zaburzony.

To trochę tak, jakby oskarżać osoby z zespołem Tourette’a, że przeklinają czy grożą śmiercią. Przecież nad tym nie panują, a ich objawy to nie są groźby, które stwarzają realne zagrożenie. Myśli intruzywne dzieją się tylko w głowie, nie są zmaterializowane nawet w słowach (poza sytuacją psychoterapii), nie obrażają nikogo (poza nami samymi). Nie mają żadnego przełożenia na prawdziwe potrzeby, chęci i czyny. Często powodują wręcz, że jeszcze bardziej uważamy, by nikogo nie skrzywdzić.

Terapia uratowała mi życie

Próbowałam różnych leków i nurtów psychoterapii – i nic. Nurt psychodynamiczny wręcz pogłębiał mi objawy – przypominał ruminacje, które roztrząsałyśmy z psychoterapeutką tygodniami. Po kilkunastu latach chodzenia po lekarzach i terapeutach trafiłam na specjalistyczną terapię ekspozycyjną nastawioną na osoby z OCD – i w kilka tygodni odczułam ulgę.

Podczas terapii musiałam od nowa uczyć się stawiać kroki (bez cofania), wychodzić z pokoju czy domu (bez otwierania i zamykania drzwi), włączać i wyłączać światło (nie 100 razy, tylko raz). Jedno ze spotkań terapeutycznych miałam w zakładzie z usługami pogrzebowymi, gdzie pytałam o ceny urn. Kolejne – na cmentarzu. Spoglądałam prosto w ryj swoim największym lękom. Stopniowo konfrontowałam się z nimi i przepracowywałam niepewność związaną z najważniejszymi dla mnie aspektami życia.

Psychoterapia pomaga, Witkowski się myli i szkodzi. Terapeuci odpowiadają na kontrowersyjny tekst

czytaj także

Jednym ze sposobów, jakich nauczyłam się w terapii, by reagować na objawy z myślami niezgodnymi z moimi wartościami – seksistowskimi czy fatfobicznymi – było stwierdzenie: „Dzięki OCD za przypomnienie, co jest dla mnie ważne”. To, że ta myśl pojawia się u mnie jako intruzywna, oznacza bowiem, że te wartości muszą mieć dla mnie duże znaczenie – inaczej nie przejęłabym się wizją ich zdeptania.

Gdy miałam obsesje o śmierci moich bliskich, mówiłam: „Dzięki OCD, że pokazujesz mi, kto jest dla mnie ważny w życiu”. I zatrzymywałam chęć wykonania kompulsji. Czasem dosłownie – gdy chciałam zrobić krok w tył, po prostu stawałam w miejscu. Po tym, jak odczucie największego lęku mijało – robiłam krok do przodu. Tak nauczyłam się na nowo chodzić. Krok po kroku, powoli, bez cofania.

Ale najlepiej działa na mnie ekspozycja. Gdy mam obsesyjne myśli o śmierci bliskiej osoby, mówię: „Może ta osoba umrze”. Skupiam się na napięciu w ciele. Odczuwam je w całości, bez przykrywania czynnościami i ruminacjami. Konfrontuję się z ciałem i niepewnością, zamiast próbować ją za wszelką cenę wygasić. Zwłaszcza że wszyscy umrzemy – i to akurat jest pewne.

Wiem, że to brzmi jak tortury. Trochę tak to odczuwałam. Ale wielogodzinne lęki i ataki paniki były znacznie gorsze. W porównaniu z nimi konfrontacja z obawami to ulga.

Na początku psychoterapii nie było oczywiście tak łatwo: samo wymówienie tych myśli stanowiło ogromny problem – przez obawę, że po wypowiedzeniu one się zmaterializują i „spełnią”. Potrzebowałam wiele spotkań, by się przełamać.

Cukrzyca – zgoogluj to

czytaj także

Ze stopnia, w którym moje zaburzenie było określane jako poważne, wkroczyłam w stan umiarkowany, a potem lekki.

Mogę żyć. Mogę oddychać. Chodzę bez cofania. Wychodzę z domu. Włączam światło, gdy robi się ciemno, a gaszę, gdy idę spać. Nie 10, 40 czy 100 razy – tylko raz.

Znalezienie odpowiedniej terapii u osób, u których zdiagnozowano OCD, może zająć nawet 17 lat. U mnie zajęło 12 – od momentu diagnozy. Można powiedzieć, że byłam szczęściarą. Chociaż wcale się tak nie czułam, gdy nie mogłam znaleźć pomocy w terapii, a przepisywane mi leki nie działały. Czułam wtedy, że nie da się mi pomóc.

Terapia ekspozycji i powstrzymania reakcji (ERP – Exposure and Response Prevention) to rodzaj terapii poznawczo-behawioralnej. Obecnie jest uznawana za jedną z najbardziej skutecznych w pracy nad OCD. Objawy zaburzenia ulegają w niej redukcji średnio o 43,4 proc. u pacjentów z OCD, którzy dwa razy w tygodniu przeszli ERP za pomocą teleterapii na żywo, a następnie odbywali cotygodniowe wizyty kontrolne przez sześć tygodni. Zgodnie z tym samym badaniem terapia ERP zmniejszyła depresję średnio o 44,2 proc. u pacjentów z OCD, obniżyła poziom lęku o 47,8 proc., zredukowała objawy stresu o 37,3 proc. i doprowadziła do poprawy jakości życia o 22,7 proc.

Czy można zwariować w kapitalizmie?

Gdy czytałam te dane przed przystąpieniem do terapii ekspozycyjnej – nie wierzyłam w nie. Byłam w momencie, w którym nie wiedziałam, czy przeżyję. To był mój akt desperacji, ostatnia deska ratunku. Okazało się, że nie tylko udało mi się osiągnąć te wyniki – ale i je przebić. U mnie poprawa nastąpiła o ponad 60 proc., zniknęły tiki i zmniejszyły się zaburzenia odżywiania czy drapanie skóry.

Nadal mam objawy, zwłaszcza gdy pojawia się przepracowanie i stres – ale mam też narzędzia, by sobie z nimi radzić. Nie jest idealnie, wiadomo. I dobrze. W trakcie pracy nad OCD uczymy się, że musimy zaakceptować świat w całej jego nieidealności. I siebie także. Nie jesteśmy w stanie mieć nad wszystkim kontroli. Nie jesteśmy i nie będziemy perfekcyjni. Nie ma co dążyć do tego, co nas wyniszcza – nawet jeśli cały świat ci wmawia, że masz być idealny. Nie. Masz być zdrowy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maja Staśko
Maja Staśko
Dziennikarka, aktywistka
Dziennikarka, scenarzystka, aktywistka. Współautorka książek „Gwałt to przecież komplement. Czym jest kultura gwałtu?”, „Gwałt polski” oraz „Hejt polski”. Na co dzień wspiera osoby po doświadczeniu przemocy. Obecnie pracuje nad książką o patoinfluencerach.
Zamknij