Dehumanizujemy ludzi, którym nie chcemy przyznać pełni człowieczeństwa, na przykład migrantów, a jednocześnie dehumanizujemy czy raczej deanimalizujemy znienawidzone przez nas zwierzęta, przypisując im cechy znienawidzonego człowieka – mówi badaczka Gabriela Jarzębowska, autorka książki „Czystka gatunkowa. Tępienie szczurów jako praktyka kulturowa w Polsce powojennej”.
Łukasz Łachecki: Czym jest zwrot biologiczny w humanistyce?
Gabriela Jarzębowska: To, co ogólnie określamy zwrotem biologicznym – humanistykę środowiskową, animal studies, posthumanizm itd. – to odpowiedź nauk społecznych na współczesny wielokryzys, przede wszystkim na katastrofę klimatyczną. Nowoczesność ma mnóstwo niezbyt chwalebnych dokonań, z gigantyczną nadprodukcją kapitalistyczną, zwałami śmieci czy hodowlą przemysłową na czele.
Badane przez ciebie szczury i dyskurs wokół nich kojarzą się właśnie z tą mniej chwalebną częścią. Wciąż istnieją opory przed zaprzestaniem polowań, a przecież zwierzęta, na które się poluje, mają pozytywne kulturowe konotacje. A ty zajęłaś się marginaliami, zwierzętami kojarzonymi z nieczystościami. Dlaczego?
Zafascynowałam się nimi niejako przy okazji, ponieważ moje badania wyszły od problemów związanych z ekologią miasta. Jeszcze zanim zajęłam się pracą badawczą, działałam aktywistycznie i dosyć szybko zorientowałam się, że te narracje wokół tzw. zielonych miast są bardzo…
…sterylne.
Też, ale nawet jeśli koncentrują się na zwierzętach czy na przyrodzie – czyli na tym, co mniej sterylne – to jednak kręcą się wokół pozytywnych aspektów relacji między człowiekiem a innymi gatunkami, pomijając te bardziej problematyczne. Dlatego mój pomysł początkowo był szerszy, myślałam też o badaniu wolno żyjących kotów czy gołębi, ale gdy tylko zaczęłam czytać o szczurach, zorientowałam się, jak fascynujący i niezbadany jest to temat.
Od pseudohodowli po transport konny – gdzie dziś jesteśmy w walce o prawa zwierząt?
czytaj także
Nikt nie bada szczurów?
Bada się oczywiście szczury w laboratoriach, natomiast tych dziko żyjących – praktycznie wcale. Są widziane jako żywy śmieć, nie jako zwierzęta – ssaki, które z nami te miasta zamieszkują – tylko odpad.
Można powiedzieć, że język, jakim mówimy o szczurach jako nowoczesne społeczeństwo, jest dehumanizujący?
Zdecydowanie tak, ja wręcz używam sformułowania „mowa nienawiści”, używanego zwykle w kontekście dehumanizacji podmiotów ludzkich. Sposób, w jaki opisujemy szczury, ta pogarda, jest performatywna, idą za nią określone praktyki społeczne. To nie jest tylko nienawiść – to nienawiść, która jest sprawcza. I to jest zauważalne nie tylko dyskursywnie, ale też instytucjonalnie.
Jak przejawia się instytucjonalna nienawiść do szczurów?
Na przykład, jeśli mamy problem związany z kontrolą populacji dzikich zwierząt w mieście, to istnieją określone jednostki, które się tym zajmują, najczęściej związane ze strażą miejską. W Warszawie jest ośrodek rehabilitacji zwierząt, który zajmuje się też odstrzałem dzików na terenie gminy. Ale szczury należą do drugiej kategorii, DDD, czyli „dezynfekcja, dezynsekcja, deratyzacja”. Nawet na poziomie prawnym są wpisane w tę samą kategorię co bakterie czy szkodliwe drobnoustroje.
Czytałem kiedyś apokaliptyczny reportaż z lat 60., że grozi nam w przyszłości zalanie miast szczurami. Zastanawiam się, czy – choć prawie nikt nie bada tych zwierząt – możemy powiedzieć coś o wzroście lub spadku ich populacji?
Z tego, co mi wiadomo, w Polsce obecnie nikt tego nie bada, ale podobne badania są przeprowadzane w wielu krajach. We wrześniu miałam okazję uczestniczyć w warsztatach w Berlinie, które zbierały osoby z całego świata, zajmujące się kontrolą populacji szczurów. Problem polega na tym, że zawsze bazujemy na szacunkach – możemy co najwyżej zauważyć częstotliwość ich wychodzenia na powierzchnię. Jeśli wychodzą, zwłaszcza w ciągu dnia, to prawdopodobnie jest ich dużo. Jeśli ich nie widzimy, to raczej mało, ale na pewno też są, jak w większości dużych miast. Chciałabym przy okazji zdementować mit o jednym szczurze na jednego mieszkańca.
Jakie są jego źródła?
W 1909 roku W.R. Boelter napisał książkę The Rat Problem, w której szacował, że w Wielkiej Brytanii było wówczas około 40 milionów ludzi i 40 milionów akrów ziemi. To był kontekst wiejski, dawno temu. Dzisiaj tak naprawdę nie wiemy, ile szczurów przypada na mieszkańca, prawdopodobnie mniej niż jeden. Aczkolwiek są takie miejsca jak Nowy Jork, gdzie zapewne jest ich więcej.
czytaj także
W Warszawie, tuż przy Starym Mieście znajduje się Gnojna Góra, taras widokowy, który przez dziesięciolecia był wysypiskiem śmieci. Władze próbowały zakazać składowania odpadów w tym miejscu przez 150 lat, między końcówką XVII a połową XIX wieku. W międzyczasie przez miasto przeszły kolejne epidemie dżumy, podczas których wyganiano żebraków, włóczęgów, pracownice seksualne. Ale nie myślano o szczurach. Przytaczam tę historię, żeby zapytać, czy negatywne konotacje szczurów są całkowicie nowoczesne? Czy wcześniej nie wzbudzały one takiej paniki jak dziś?
Warto pamiętać, że te szczury, które prawdopodobne były odpowiedzialne za dżumę, to inny gatunek – szczur śniady, który został wyparty z terenów Europy przez tzw. szczura wędrownego około XVIII wieku. Obecnie szczur śniady występuje w niewielkich liczbach w miastach portowych w południowej Europie. Faktycznie, status symboliczny szczura był negatywny, tak samo jak myszy i innych szkodników, które nam podjadały ziarna, odkąd zaczęły funkcjonować większe zapasy żywności związane z początkiem gospodarki opartej na pieniądzu. Natomiast współczesny, demoniczny status szczura jest stosunkowo nowy.
W średniowieczu szczury nie były czymś nie do pomyślenia, skandalem.
Wręcz przeciwnie. Było oczywiste, że w miastach, w otoczeniu człowieka są szczury. Przeganiało się je, często zabijało, ale nikt nie robił z tego wielkiego larum. Zmiany, które zaszły w XIX wieku i w pierwszej połowie XX wieku, były związane z kilkoma czynnikami, choćby właśnie z wyparciem szczura śniadego przez szczura wędrownego, który jest większy i w związku z tym trudniej go pomylić z myszą. Wcześniej ich status był w zasadzie zbliżony.
A pozostałe czynniki?
Drugi to kanalizowanie europejskich miast. Ten proces stworzył fantastyczne siedlisko dla szczurów, bo miały ciepło, dużo jedzenia, były schowane przed ludźmi, którzy je tępili, w związku z tym mogły się tam rozmnażać. A trzecim czynnikiem było udowodnienie ich roli w przenoszeniu dżumy, później też innych chorób. Oba te czynniki tworzą zamknięte koło, ponieważ szczury rzeczywiście były i są rozsadnikami chorób, bo mieszkają w kanałach, gdzie są fekalia i bardzo wiele różnych nieczystości.
Badałaś głównie okres powojenny. To też specyficzny czas w kulturowej historii szczura – i nie mam na myśli tylko książek Orwella i Camusa. Czy w Polsce w okresie „wielkiej trwogi” również szczurów zaczynamy bać się jeszcze bardziej?
Populacja szczurów w Warszawie 1945 roku mogła mocno wzrosnąć ze względu na zniszczenia wojenne – mnóstwo ruin, martwych ciał, nie ma deratyzacji, bo ludzie mają ważniejsze rzeczy na głowie. Jednak liczne broszury i plakaty, które analizowałam, dotyczące zorganizowanych akcji deratyzacyjnych pokazują, że ta propaganda nie rozpoczęła się w 1945 roku, tylko około 1950.
Umowa z grupą Mercosur to gwóźdź do trumny klimatu i praw zwierząt
czytaj także
Skąd ten poślizg?
To czas, kiedy komuniści przejęli pełnię władzy w Polsce i zaczęło się charakterystyczne dla stalinizmu szukanie wroga. Tępienie szczurów, podobnie jak tępienie stonki ziemniaczanej, stało się zagadnieniem politycznym. Szczur idealnie wpisywał się w ten wrogi schemat: nikt go nie lubi, bo zabiera nam owoce naszej pracy, a jednocześnie wchodzi dyskurs sanitarny – zaraża różnymi chorobami, do tego diaboliczne skojarzenia, jeśli chodzi o wygląd.
Czy to nie resztki po nazistowskiej propagandzie?
Miałam skojarzenia z antysemityzmem i sugeruję to w mojej książce, ale nie idę dalej tym tropem, bo nie mam podstaw, by sądzić, że wyobrażenie szczura jest zakamuflowanym wyobrażeniem Żyda. Powiedziałabym raczej, że jest pewnym wyobrażeniem oszusta, spekulanta, który – co zauważył Zaremba w Wielkiej trwodze – też ma konotacje antysemickie.
Przed rozmową przeglądałem wiadomości z frazą „jak szczur” i uświadomiłem sobie, że też zdarzało mi się użyć tej frazy na określenie sytuacji, w której np. jakiś polityk ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości. Mocno się zakorzeniło.
Szczury były przede wszystkim bardzo często antropomorfizowane po to, żeby wpisać je w figurę wroga. Nadaje się im sprawczość i intencjonalność w ramach fałszywej nobilitacji – po to, żeby stwierdzić, że robią coś złośliwie, i usprawiedliwić nasze tępienie tych zwierząt. To było bardzo charakterystyczne dla czasów stalinowskich, pod koniec lat 50. w zasadzie się ucina.
Ale do ocieplania wizerunku nie dochodzi.
W kolejnych latach dyskurs antyszczurzy zaczyna charakteryzować się odcieleśnieniem, jakie znamy dziś – szczury stają się abstrakcyjnym problemem sanitarnym, a nie żywymi zwierzętami. To tabuizacja przemocy, charakterystyczna dla nowoczesności, o czym piszą chociażby Michel Foucault czy Norbert Elias – oddelegowanie jej poza obrzeże, gdzieś, gdzie szacowny mieszkaniec miasta nie będzie z nią skonfrontowany.
To wiąże się też z twoimi kolejnymi badaniami, dotyczącymi hodowli przemysłowej. Większość społeczeństwa nie chce wiedzieć o warunkach, w których hoduje się świnie czy kurczaki, i nikt nie wspomina dobrze odkrycia strasznej prawdy na ich temat.
Pamiętajmy jednak, że jeszcze do XIX wieku jatki w większości polskich i europejskich miast były czymś normalnym. W pewnym momencie ta wrażliwość rodzącej się klasy średniej, która już nie chciała być konfrontowana ze strasznymi rzeczami, cierpieniem zwierząt, z krwią, z flakami, kazała oddelegować tę przemoc gdzie indziej.
Podobne tony słychać choćby w mowie nienawiści wobec migrantów.
Dehumanizujemy ludzi, którym nie chcemy przyznać pełni człowieczeństwa, na przykład migrantów, a jednocześnie znienawidzone przez nas zwierzęta dehumanizujemy czy raczej deanimalizujemy, przypisując im cechy znienawidzonego człowieka. To jakby zapętlenie pomiędzy tymi dwoma zjawiskami.
czytaj także
Nazywasz szczura „modelowym zwierzęciem nowoczesności”.
Mimo że w moim doktoracie badałam Polskę socjalistyczną, dla mnie szczur to emblemat współczesnego kapitalizmu, który jest związany z przerostem produkcji, konsumpcji, odpadów. W największych aglomeracjach szczury są dlatego, że mają tam jedzenie, a to z kolei dlatego, że wyrzucamy mnóstwo odpadków. W Polsce tego jeszcze nie widać. Ile razy widziałeś w Warszawie szczura?
Zdarza się.
Ja nigdy. W Łodzi, gdzie mieszkam, chyba tylko raz. Jedynym miastem w Polsce, gdzie populacja szczurów jest na tyle duża, że aż zauważalna, jest Wrocław. Natomiast gdy porównamy to sobie na przykład z Nowym Jorkiem, to zdajemy sobie sprawę, że ten nasz antyszczurzy lęk jest w gruncie rzeczy fantazmatem – nie znaczy to oczywiście, że ludzie tam kochają szczury i nie uważają ich za problem.
Ten lęk wzmógł się po pandemii?
W Nowym Jorku rozmawiałam z osobą odpowiedzialną za program tępienia szczurów i zapytałam, ile było w ciągu ostatnich lat udowodnionych przypadków zarażenia się jakąś chorobą od szczura. Usłyszałam, że prawdopodobnie jeden, ale jeszcze niepewny. Uwzględniając możliwe niedoszacowanie, chcę zwrócić uwagę, że mamy kulturowo wytworzoną fobię.
Czy ta kulturowa fobia przekłada się też na realne zagrożenia dla innych gatunków? W takim sensie, że np. deratyzacja pociąga za sobą inne konsekwencje niż „czystka gatunkowa” przeprowadzana na szczurach?
Najnowsze badania przeprowadzone przez Państwowy Instytut Weterynaryjny na zlecenie Fundacji Noga w Łapę potwierdzają obecność rodentycydów w ciałach warszawskich ptaków i sugerują, że to właśnie zatrucie tymi substancjami mogło być powodem masowej śmieci tych zwierząt, którą obserwowaliśmy w zeszłym roku. Trutki na szczury mogą więc być niebezpieczne nie tylko dla gryzoni, ale także dla innych zwierząt, a nawet ludzi.
Rybnik: Ludzie chcieli dobrze, a zagłaskali nutrie na śmierć
czytaj także
Co powinniśmy zrobić, żeby poprawić nasze relacje ze szczurami?
Jesteśmy dwoma gatunkami, które są ze sobą w konflikcie. Te konflikty zawsze były i chyba zawsze będą. Nie musimy dążyć do harmonijnych relacji ze szczurami, ale chciałabym żyć w świecie, w którym te relacje są zaprawione mniejszym okrucieństwem.
**
Gabriela Jarzębowska – adiunktka na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się krytycznymi studiami nad zwierzętami i humanistyką środowiskową. Autorka książki Czystka gatunkowa. Tępienie szczurów jako praktyka kulturowa w Polsce powojennej (IBL PAN, 2021).