Nauka od lat uprzedza, że zmianie klimatu będą towarzyszyć ekstremalne warunki pogodowe. Ale skoro klimat się ogrzewa, dlaczego w niektórych miejscach planety pojawia się nagły mróz, który bije wszelkie rekordy?
William Clay nie zdawał sobie sprawy z tego, że celowe działania miliarderów wzbogaconych na paliwach kopalnych doprowadzą do jego nagłej śmierci, ale właśnie tak się stało. Zmarł w Buffalo w swoje 56. urodziny, w Wigilię Bożego Narodzenia. Znaleziono go zamarzniętego na śmierć, jakieś półtora kilometra od domu, do którego próbował dotrzeć pieszo z zakupami.
Buffalo w stanie Nowy Jork słynie ze srogich zamieci, jednak tym razem było gorzej niż kiedykolwiek wcześniej w udokumentowanej historii USA. Oglądaliśmy sceny biblijne: w Teksasie z drzew spadały zamarznięte na kość nietoperze, na Florydzie na pieszych leciały z drzew śnięte z powodu zimna iguany.
czytaj także
Baronowie paliwowi, tak czy siak, są wygrani. Wiedzą, że w dzisiejszych Stanach Zjednoczonych, skorumpowanych przez pięciu zasiadających w Sądzie Najwyższym konserwatystów, którzy zalegalizowali polityczne łapówkarstwo, nikogo nie pociągnie się do odpowiedzialności za decyzje podejmowane przez kadry kierownicze korporacji. Tak długo jak republikanie mają w tej sprawie coś do powiedzenia, finansowanym przez podatników subwencjom idącym w setki miliardów dolarów nie będzie końca.
Kiedy skrajne warunki pogodowe dotykają Stany Zjednoczone – czy to ekstremalne upały latem, czy równie skrajny mróz w zimie – ich usługi sprzedają się jak ciepłe bułeczki, podkręcone ogrzewanie lub klimatyzacja to większe zapotrzebowanie na energię, większe zyski korporacji.
A w „zwyczajnych” warunkach pogodowych koncerny po prostu nadal przekupują ludzi, by zaprzeczali naukowej wiedzy o klimacie, a republikańskich polityków w całym kraju – by blokowali wszelkie działania zmierzające do pociągnięcia firm do odpowiedzialności za sześćdziesiąt lat celowych przekłamań.
Jak rozśmieszyć nafciarza? Łatwizna. Powiedz mu, że walczysz o klimat
czytaj także
Pod koniec grudnia, kiedy najnowsza bomba niżowa pustoszyła większość Stanów Zjednoczonych, 53,7 proc. terytorium kraju znalazło się pod śniegiem. Według istniejących danych archiwalnych był to obszar większy niż kiedykolwiek. W miejscowości Casper w stanie Wyoming temperatura spadła poniżej -23 st. Celsjusza, co jest najniższą temperaturą kiedykolwiek odnotowaną w tym miejscu. W innych miejscowościach temperatury także spadły poniżej minimów notowanych tam od stuleci. W Denver, dla przykładu, w ciągu zaledwie dwóch godzin temperatura spadła aż o 26 st. Celsjusza.
Ponad 200 milionów Amerykanów otrzymało ostrzeżenia przed burzami śnieżnymi, a część sprywatyzowanej dla zysków teksańskiej sieci energetycznej znów uległa awarii, podobnie jak w kilkudziesięciu innych stanach powodując śmiertelne w skutkach przerwy w dostawach prądu. Kilkadziesiąt osób zmarło.
Jak było do przewidzenia, klakierzy przemysłu paliwowego (i ci łatwowierni, którzy im potakują) poszli w ślady republikańskiego senatora Jamesa Inhofe’a z Oklahomy, który w lutym 2015 roku, jako przewodniczący Komisji ds. Środowiska i Robót Publicznych (pobierający kasę od przemysłu paliwowego i tańczący, jak ten mu zagra), rzucił słynną śnieżką w senacką podłogę, aby w ten sprytny sposób dowieść, że żadnego globalnego ocieplenia nie ma. „Kocham to globalne ocieplenie” – pisali na Twitterze.
A zatem w jaki sposób globalne ocieplenie powoduje bijące wszelkie rekordy mrozy?
Jak się wydaje, mrozy wynikają z wpływu globalnego ocieplenia na arktyczny prąd strumieniowy i powiązane z nim silne wiatry w niższych warstwach atmosfery. Opasujący Arktykę prąd strumieniowy przez poprzednie dziesięciolecia, a nawet stulecia, zamykał arktyczne powietrze w obszarze okołobiegunowym. Obecnie to zimne powietrze ląduje na naszym progu.
W 2012 roku Jennifer Francis z uczelni Rutgers i Stephen Vavrus z Uniwersytetu w Wisconsin opublikowali hipotezę wyjaśniającą coraz bardziej skrajne warunki pogodowe, których doświadczamy na półkuli północnej. Pomimo że wokół hipotezy nadal toczy się debata naukowa, jest ona zarówno elegancka, jak i zrozumiała.
Gdy Ocean Arktyczny pokrywała gruba, twarda pokrywa lodowa, wytwarzał on trwałą warstwę zimnego powietrza o stabilnej temperaturze. Owa kopuła zimnego powietrza stabilizowała temperaturę i ciśnienie powietrza znajdującego się ponad nią, co sprawiało, że okrężny prąd wiatrów wiejących w wysokich partiach atmosfery wokół Arktyki – zwany „wirem polarnym” – utrzymywał się mniej więcej w tym samym miejscu wokół bieguna północnego.
czytaj także
Mieliśmy lato i zimę, burze i śnieżyce, arktyczny prąd strumieniowy szybko przepychał fronty atmosferyczne, a skrajne sytuacje, jakich doświadczamy od dziesięciu lat, zdarzały się tylko w katastroficznych filmach science fiction.
Skrajne warunki pogodowe miały ograniczony zasięg, ponieważ gradient, czyli różnica temperatur między zimnym arktycznym wirem polarnym a cieplejszym powietrzem z naszych szerokości geograficznych, powodował wytworzenie pewnego rodzaju „muru”, który nie wypuszczał zimnego powietrza poza obszar Arktyki.
Poza wirem polarnym istnieje także inna „rzeka” powietrza opasująca biegun północny na innej wysokości, i to ona w dużej mierze reguluje naszą pogodę. Nazywana arktycznym prądem strumieniowym, popycha zimne i ciepłe masy powietrza, wytwarzając fronty atmosferyczne i warunki pogodowe, których doświadczamy.
Dynamikę tego układu obrazuje następujący schemat opublikowany przez amerykańską Narodową Służbę Oceaniczną i Atmosferyczną, NOAA:
Na północ od prądu strumieniowego znajduje się zimne, arktyczne powietrze, zaś na południe od niego nasze, cieplejsze. Kiedy prąd strumieniowy zaczyna opadać nad Ameryką Północną, często obserwujemy zderzenie czoła zimnych i ciepłych mas powietrza, wywołujące burzowe „fronty” atmosferyczne. Ich skutki bywają różne – od opadów deszczu po tornada i rozległe, szybko przemieszczające się burze zwane derecho.
W wywiadzie dla „Newsweeka” pracujący na MIT klimatolog Judah Cohen mówi: „Gdy wir polarny jest silny jak zwykle, mamy także silną wstęgę lub rzekę powietrza przepływającego z dużą szybkością z zachodu na wschód, która działa jak zapora rozdzielająca mroźne powietrze znajdujące się na północy nad Arktyką od łagodniejszego powietrza na południu. Gdy natomiast wir polarny słabnie i zatraca kształt okręgu, zimne powietrze, które zazwyczaj zatrzymywane jest nad Arktyką, może przesunąć się na południe, nad Stany Zjednoczone, Europę i wschodnią Azję”.
Jednak dwadzieścia lat temu lód pokrywający bieguny naszego świata, w tym pokrywa lodowa na Morzu Arktycznym, osiągnęły punkt zwrotny i zaczęły topnieć. Do dziś zmieniły się w lustro wody, która jest nie tylko cieplejsza od lodu, ale także, z uwagi na ciemny kolor, pochłania ciepło napływające ze słońca, zamiast je odbijać. Naukowcy z Obserwatorium Ziemi w NASA odnotowali: „Proces nagłego zmniejszania się pokrywy lodowej na Morzu Arktycznym rozpoczął się w 2002 roku”.
Nigdy Grenlandia nie będzie tak zimna, rafy koralowe – tak tętniące życiem, a Amazonia – zielona
czytaj także
Obecnie Arktyka nagrzewa się kilkakrotnie szybciej niż obszary położone dalej na południe, częściowo z powodu zjawiska „ciemnej wody”, która zastąpiła odbijający promienie słoneczne lód, częściowo zaś w konsekwencji ocieplenia całej planety, spowodowanego emisjami dwutlenku węgla.
W miarę jak ogrzewa się powietrze nad Arktyką, zmniejsza się gradient – różnica temperatur – na granicy pomiędzy masą powietrza arktycznego i tego bardziej na południe. W miarę zmniejszania się gradientu temperatury słabnie graniczny „mur” wytwarzany przez zderzenie się arktycznego powietrza z powietrzem z południa. W miarę jak słabnie „mur” utrzymujący w miejscu arktyczny prąd strumieniowy, znajdujące się nad nim zimne powietrze zaczyna przepływać przez ten mur, obok niego lub pod nim. I zjawia się u nas, w postaci wielostopniowych mrozów.
Najwyraźniej z tego samego powodu dwa lata temu mieliśmy w Portland przez trzy dni z rzędu temperaturę sięgającą ponad 46 st. Celsjusza, co zabiło kilkaset osób i miliony drzew: gorące powietrze z obszarów na południe od nas, które zazwyczaj utrzymywane byłoby na południu za sprawą prądu strumieniowego, przedarło się na północ, sięgając aż po Alaskę, a u nas utrzymując się przez kilka dni.
Nie bójmy się klimatycznego alarmizmu [polemika z Kamilem Fejferem]
czytaj także
Prawdopodobnie dlatego też arktyczne powietrze napłynęło w grudniu nad tak ogromne połacie Stanów Zjednoczonych, docierając aż do Teksasu – zazwyczaj zamknięte w obszarze okołobiegunowym arktyczne powietrze przez wyłom w „murze” wyciekło na południe, nad całą Amerykę Północną.
Globalne ocieplenie powoduje nasilenie całego tego procesu.
Jednocześnie przemysł paliwowy – a zwłaszcza koncerny naftowe – cieszy się bijącymi wszelkie rekordy zyskami, podczas gdy rok w rok tysiące ludzi umiera z powodu pogody podkręconej przez zmiany klimatyczne wywołujące susze, powodzie, ogromne tornada i burze. Szefowie firm paliwowych i ich kadra zarządzająca przez pół wieku kłamali nam w żywe oczy, bagatelizując nadchodzącą katastrofę; większość z nich nawet teraz opłaca kłamstwa i kłamców, napychając sobie kieszenie.
Politycy przyjmujący od nich pieniądze i opowiadający kłamstwa o zmianie klimatu są niewiele lepsi – doprawdy trudno znaleźć polityka partii republikańskiej, na szczeblu krajowym czy stanowym, który nie chodzi, bezpośrednio lub pośrednio, na pasku tego toksycznego sektora.
To nie był dobry rok dla klimatu. Ale całkiem niezły dla aktywizmu
czytaj także
W jaki sposób poradzić sobie z tymi moralnymi zbrodniami, będzie kolejnym wyzwaniem zarówno dla demokracji, jak i dla naszego wymiaru sprawiedliwości, gdy po polityczną władzę sięgną pokolenia milenialsów i zetek.
Oby to rozliczenie nadeszło jak najszybciej.
**
Thom Hartmann jest komentatorem radiowym i telewizyjnym. Opublikował ponad 20 książek, w tym Unequal Protection: The Rise of Corporate Dominance and the Theft of Human Rights (nagroda Project Censored, 2004) oraz The Last Hours of Ancient Sunlight, na bazie której w 2016 roku powstał film dokumentalny Before the Flood. Na Twitterze: @thom_hartmann
Artykuł opublikowany w magazynie Common Dreams na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów.