Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Saudowie dali tyle kasy, że wstyd było odmówić

Każdy człowiek ma swoją cenę? Amerykańskim komikom, którzy wytykali hipokryzję rządzących, wystarczył milion dolarów – za występ u księcia Mohammeda bin Salmana, gdzie za złe słowo o władzy dostaje się 30 lat więzienia.

Bill Burr i książę

„Twórcy zamachów z 11 września przedstawiają: dwa tygodnie śmiechu na pustyni! Nie przegap!” – zachęcał komik Marc Maron. „Płaci im ten sam gość, który zapłacił za poćwiartowanie Dżamala Chaszukdżiego i wsadzenie go do walizki, ale zabawa będzie przednia!”. 

Na przełomie października i listopada 2025 roku kilkunastu amerykańskich komików estradowych wystąpiło w stolicy Arabii Saudyjskiej na Festiwalu Komedii w Rijadzie. Krytyka spadła na każdego, kto zdecydował się zabawiać saudyjską arystokrację, lecz nikt nie oberwał tak jak Bill Burr. 

Nie chodziło jedynie o proporcjonalnie większe oburzenie wynikające z gwiazdorskiego statusu Burra – bynajmniej nie był jedynym komikiem-multimilionerem obracającym się wśród hollywoodzkich celebrytów, który pojechał do Rijadu. Poza tuzinem drugoligowych komików mogących poszczycić się co najwyżej występem na Netflixie na festiwalu pojawiły się też takie legendy amerykańskiego standupu jak Louie C.K i Dave Chappelle.

Czytaj także Kto ukarze zabójców Dżamala Chaszukdżiego? Leon Willems

Pete Davidson, którego ojciec zginął, ratując ludzi z płonącego World Trade Center, zneutralizował oburzenie, mówiąc, że Saudowie po prostu dali mu tyle kasy, że nie mógł odmówić. Louie C.K. bronił swojej decyzji głodnymi kawałkami o niesieniu kaganka komedii na Bliski Wschód, ale niewielu oczekiwało od niego jakichkolwiek wyjaśnień – ten akurat artysta od lat jest traktowany jak persona non grata w związku z zarzutami o nadużycia seksualne, a jego komediowy materiał to od zawsze strumień samokrytycznych rozważań nad własnymi ułomnościami.

Chappelle również nie rozczarował zbyt wielu – od czasu, kiedy jego żarty z osób trans w programie Netflixa oburzyły niewielkie grono osób i poskutkowały kilkoma internetowymi polemikami, Chappelle ochoczo wskoczył na pociąg uciśnionych przez cenzurę męczenników wolności słowa. „Nie będę uginał się pod niczyimi żądaniami” – oznajmił takim tonem, jakby właśnie decydował o ewakuacji Dunkierki. Niewielu jednak uwierzyło w cierpiętniczą walkę z kneblem relacjonowaną przez multimilionera, który swobodnie podróżuje po kraju, występując w najbardziej prestiżowych salach koncertowych i podpisuje lukratywne umowy z Netflixem. Z całym (zasłużonym) szacunkiem dla talentu Chappelle’a i jego wkładu w komediowy zeitgeist, komik zaczął jawić się jako nieco odklejony od rzeczywistości arogant, usilnie pragnący wojować w wymyślonej wojnie. Dlatego jego absurdalne stwierdzenie, że w Arabii Saudyjskiej może powiedzieć więcej niż w USA, spotkało się głównie z pełnym politowania zbiorowym westchnieniem.

Lecz Bill Burr nie wywinął się tak łatwo. Odsłuchy jego podkastu cały czas spadają, a po powrocie z Rijadu był zmuszony odwołać nagrywanie odcinka na żywo. Bill Burr, z którym wielu jego fanów zbudowało paraspołeczną więź, zwyczajnie złamał im serce.

Burr wyrósł między innymi na podkaście, w którym dwa razy w tygodniu komentował bieżące wydarzenia, sport, politykę i kulturę, a także doradzał słuchaczom w sprawach damsko-męskich. Fani poznali go jako twardo stąpającego po ziemi, uczciwego faceta z klasy pracującej, odpornego na partyjną propagandę bez względu na jej źródło. Burr przez lata serwował swoim słuchaczom zdrową mieszankę świadomości klasowej i amerykańskiej obrotności, często kpiąc z zachłanności i hipokryzji celebrytów. Gdy w 2009 roku Beyonce wystąpiła na prywatnym show dla rodziny libijskiego przywódcy Muammara Kaddafiego, Burr komentował:

„Weźcie Beyonce, pani niezależna, pani silna kobieta. Za milion dolców robi show dla dzieci Kaddafiego. Tego dyktatora, który podkłada bomby. I co, zatrzęsiesz tyłkiem dla dzieci terrorysty, a potem wrócisz i będziesz śpiewać o sile kobiet? Jaka to hipokryzja! Wszyscy ci celebryci bratają się z ludem, chyba że ktoś zapłaci im odpowiednio dużo forsy”.

Kariera Burra wystrzeliła. Poza występami z własnym materiałem Burr stworzył dobrze przyjęty serial animowany dla Netflixa, zaczął pojawiać się w jako gość w najpopularniejszych talk shows, zagrał w serialu The Mandalorian, prowadził Saturday Night Live, zrobił własny film (Trzech tatuśków), a w 2022 roku został pierwszym komikiem, który wystąpił na słynnym bostońskim stadionie Fenway Park przed widownią liczącą około 35 tysięcy osób (komplet biletów sprzedany). 

Fani cenili Burra za tak zwane pozostanie sobą. Mimo gigantycznego sukcesu nadal wypuszczał podkasty krytykujące zarówno okrutną nietolerancję prawej strony, jak i poprawność polityczną lewej: politycy są skorumpowani od lewej do prawej; Trump zachowuje się jak uczniak, który nie przeczytał lektury i ściemnia przed nauczycielem; Clintonowie to establishmentowe zombiaki. Mniej niż rok temu oznajmił, że miliarderów powinno się usypiać jak wściekłe psy za ich socjopatyczne skłonności do dzielenia i pauperyzowania społeczeństwa. 

A potem Burr nie tylko przyjął ponad półtora miliona dolarów za występ w Rijadzie, lecz zaczął histerycznie wyżywać się na rozczarowanych fanach, którzy do tej pory trzymali się go jak boi ratunkowej w oceanie popkulturowego i politycznego szaleństwa.

„Co za świętoszkowate pizdy, ojcowie ich nie przytulali” – odniósł się czule do krytyków. W jego reakcji trudno było jednak doszukać się logiki. „Ci ludzie wściekają się nagle na kraj, którego nie potrafią wskazać na mapie. Douczcie się!” – grzmiał, żeby chwile później oznajmić, że był zszokowany, kiedy okazało się, że Rijadzie nie czekała na niego horda uzbrojonych w maczety dzikusów. „Człowieku, wysiadam, a tam Cheesecake Factory, a obok KFC, Pizza Hut, Marriott i Hilton!”.

Czytaj także Bogaci degeneraci – jest gorzej niż myślisz Artur Troost

Na zarzuty przyjmowania „pieniędzy splamionych krwią” odparł, że jakoś nikt nie oburzał się, kiedy występował w Wielkiej Brytanii, a przecież nikt nie ma za uszami tyle co byłe imperium. Dorzucił argument o komedii, która przekracza bariery, i dodał, że oburzeni to w sumie i tak pewnie nie ludzie, tylko boty.

Festiwal Komedii w Rijadzie jest częścią Vision 2030, wielkiego projektu Saudów, którego celem jest dywersyfikacja źródeł dochodów państwa. Saudowie od lat inwestują w rozwój przemysłu rozrywkowego i turystycznego, co ma zarówno zredukować ich zależność od ropy naftowej, jak i unowocześnić wizerunek państwa w oczach Zachodu. Importowanie zachodniej rozrywki to jedna z reformatorskich inicjatyw księcia Mohammeda bin Salmana (zwanego także MBS), młodego przywódcy Arabii Saudyjskiej.

MBS zdawał się wychodzić naprzeciw oczekiwaniom saudyjskiego społeczeństwa, którego ponad 60 proc. to osoby poniżej trzydziestki. MBS znacznie ograniczył władzę znienawidzonej policji religijnej, która terroryzowała ludzi, patrolując ulice w poszukiwaniu naruszeń surowych islamskich norm. Funkcjonariusze ścigali obywateli za nieprzestrzeganie zasad dotyczących stroju, segregacji płci, uczestnictwa w modlitwach, sprzedaży zakazanych produktów (na przykład alkoholu, lalek Barbie, wieprzowiny, produktów z motywem walentynek).

Dekretem zabronił policji religijnej legitymowania, zatrzymywania i przesłuchiwania osób podejrzanych o nieobyczajność. Zezwolił kobietom na prowadzenie samochodu i otwieranie małych biznesów; otworzył kina i pozwolił obcym sobie kobietom i mężczyznom wspólnie spędzać czas w przestrzeni publicznej. W sieci można obejrzeć filmiki, na których młodzi Saudyjczycy i Saudyjki bawią się pod strzelającą kolorowymi laserami sceną, z której didżejka puszcza zachodni pop

W ramach Vision 2030 saudyjskie królestwo rozwija szaleńczo brzmiące projekty deweloperskie, takie jak The Line, czyli zamknięte między szklanymi ścianami, szerokie na 200 metrów miasto. Od 2019 roku królestwo organizuje Sezon Rijad, trwający od jesieni do wczesnej wiosny festiwal pełen wydarzeń sportowych i kulturalnych. Mecze tenisowe i bokserskie, pokazy sztuk walki czy festiwal muzyki elektronicznej MDLBEAST co roku przyciągają do stolicy setki tysięcy osób.

Arabia Saudyjska sponsoruje międzynarodowy turniej golfowy LIV Golf, organizuje eliminacje mistrzostw świata Formuły 1, kupuje gwiazdy piłki nożnej do swoich klubów (najsłynniejsze transfery to przejście Cristiano Ronaldo do drużyny Al-Nassr i Neymara do Al-Hilal). Saudowie kupili też angielską drużynę Newcastle United, kupili amerykańską spółkę produkującą gry komputerowe Electronic Arts i podpisali z FIFA porozumienie o współpracy przy rozwoju infrastruktury piłkarskiej na całym świecie. 

Wszystkie te inicjatywy są finansowane przez publiczny fundusz inwestycyjny królestwa (Public Investment Fund, PIF). Lecz wydatki z funduszu to nie tylko sankcjonowana rozrywka dla młodych Saudyjczyków. 

Częścią portfolio PIF jest spółka Sky Prime Aviation. W 2018 roku saudyjscy agenci wsiedli na pokład dwóch należących do spółki samolotów i udali się do Stambułu, gdzie w podziemiach konsulatu Arabii Saudyjskiej zamordowali dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego. Chaszukdżi przez dziesięciolecia obracał się w saudyjskich kręgach politycznych i medialnych: był zarówno komentatorem politycznym, jak i doradcą księcia Turkiego al-Faisala, który przez ponad 20 lat kierował saudyjskim wywiadem. Dzięki swoim kontaktom Chaszukdżi często pełnił rolę pośrednika między zachodnimi dziennikarzami a saudyjskimi przywódcami. Wypadł z łask, kiedy zaczął krytykować brutalne metody, jakimi MBS umacniał swoją władzę; terroryzowaniem rywali, masowymi aresztowaniami i egzekucjami biznesmenów, duchownych, aktywistów i zwykłych obywateli wypowiadających się krytycznie o polityce rządu.

Czytaj także Szklane domy na pustyni? NEOM, saudyjskie miasto przyszłości Jakub Katulski

W 2017 roku, po otrzymaniu ostrzeżenia, aby nie publikował tweetów ani nie wypowiadał się publicznie, Chaszukdżi opuścił Arabię Saudyjską i wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie rozpoczął współpracę z „The Washington Post”. Rok później, 2 października, Chaszukdżi wszedł do konsulatu Arabii Saudyjskiej w Stambule. Udał się tam, aby uzyskać dokumenty potrzebne do zawarcia małżeństwa. Z budynku konsulatu Chaszukdżi już nie wyszedł. Został tam uduszony, a potem poćwiartowany przez grupę saudyjskich agentów. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Zbrodnia została zarejestrowana na nagraniach tureckiego wywiadu, który inwigilował saudyjski konsulat. Późniejsze śledztwo CIA oraz raport ONZ wykazały, że zabójstwo zlecił sam Mohammed bin Salman. 

Przez chwilę wydawało się, że posunął się za daleko. Joe Biden obiecał uczynić Arabię Saudyjską pariasem, a Jeff Bezos, do którego należy „The Washington Post”, przestał odbierać telefony od bin Salmana. Lecz niedługo później Rosja zaatakowała Ukrainę, a Biden potrzebował Arabii Saudyjskiej do ustabilizowania sytuacji na rynku ropy. Stosunki z królestwem Saudów wróciły do pragmatycznej normy.

Jedną z bardziej kuriozalnych linii obrony niektórych komików było powoływanie się na ów zwrot w polityce wobec Saudów: skoro prezydent może dogadywać się z Saudami w sprawie ropy, to komik może chyba powiedzieć im parę dowcipów za milion dolarów? 

Być może komik mógłby, gdyby komik nie spędził ostatnich kilku lat na gardłowaniu o prześladowaniach, jakich komik doświadczał ze strony opanowanego cenzorskim szałem lewactwa. „Im bardziej mi się mówi, że nie mogę czegoś powiedzieć, tym bardziej czuję potrzebę, żeby to powiedzieć” – kontrował Dave Chappelle w odpowiedzi na krytykę jego żartów z osób trans. Zduszenie tego pragnienia okazało się u Chappelle’a kwestią odpowiedniej kwoty, ponieważ umowa zawarta z Saudami bardzo wyraźnie stanowiła, czego Chappelle powiedzieć nie może. 

Komiczka Atsuko Okatsuka, która odrzuciła zaproszenie Saudów, opublikowała szczegóły swojej niedoszłej umowy z organizatorami festiwalu. Zabroniono w niej żartowania „z Królestwa Arabii Saudyjskiej, w tym jego przywódców, osób publicznych, kultury lub mieszkańców; saudyjskiej rodziny królewskiej, systemu prawnego lub rządu oraz jakiejkolwiek religii, tradycji religijnej, postaci religijnej lub praktyki religijnej”. To całkiem spora lista ograniczeń dla artystów, którzy niejednokrotnie stawiali się w roli ostatnich sprawiedliwych mówiących prawdę o władzy. Przywódcy religijni i rodzina królewska to właściwie cała władza w Arabii Saudyjskiej, a krytykowanie jej ośrodków ma dla obywateli konsekwencje o wiele poważniejsze niż kilka krytycznych nagłówków w amerykańskiej prasie. 

W czerwcu 2025 roku w Rijadzie stracono Turkiego ibn Abd al-Aziza al-Dżasira. Al-Dżasir, dziennikarz i bloger, został skazany na śmierć za rzekome stwarzanie zagrożenia dla bezpieczeństwa królestwa. Eksperci śledzący sprawę al-Dżasira twierdzą, że prawdopodobnie został on zatrzymany przez saudyjskie władze w 2018 roku po tym, jak zidentyfikowano go jako autora popularnego anonimowego konta na Twitterze, na którym oskarżał rodzinę królewską o korupcję i łamanie praw człowieka. Rząd saudyjski uzyskał dostęp do prawdziwych tożsamości i adresów IP tysięcy anonimowych kont na Twitterze po infiltracji firmy przez saudyjskich agentów w latach 2014–2015. 

Czytaj także Arabia Saudyjska wzmacnia swoją pozycję międzynarodową metodą „na wnuczka” Łukasz Łachecki

W ciągu kolejnych lat Saudowie brutalnie rozliczali się z obywatelami wyrażającymi swoje opinie na temat polityki. Abd ar-Rahman as-Sadhan został aresztowany w 2018 roku i skazany na 20 lat więzienia za prowadzenie anonimowego konta, na którym wyśmiewał przywódców królestwa. Wadżdi al-Ghazzawi, gospodarz programu politycznego, został skazany na 12 lat więzienia za szkodzenie wizerunkowi narodowemu. Mizan al-Adala, pisarz i komentator, tkwi w więzieniu od prawie dekady za krytykowanie wojskowej interwencji Saudów w Jemenie. Isam az-Zamel, dziennikarz zajmujący się gospodarką, został skazany na 15 lat więzienia za „terroryzm gospodarczy” i sabotowanie jedności narodowej. (Zawinił tym, że skrytykował plan MBS dotyczący sprywatyzowania saudyjskiej spółki naftowej Saudi Aramco). Muhammad Ahmad al-Hazza’ al-Ghamdi został skazany na 23 lata więzienia za rysunki polityczne. Zatrzymana w 2019 roku Zana asz-Szahri siedzi w więzieniu od sześciu lat za opublikowanie artykułu, w którym opowiadała się za monarchią konstytucyjną. W 2023 roku emerytowany nauczyciel Muhammad al-Ghamdi został skazany na karę śmierci za wypowiedzi na X. Wyrok zmieniono później na 30 lat więzienia. W 2022 roku studentka Salma asz-Szihab została skazana na 27 lat więzienia za udostępnianie treści krytycznych wobec polityki państwa. W tym samym roku Nura bint Sa’id al-Kahtani, pisarka i wykładowczyni literatury, została skazana na cztery lata więzienia za „wykorzystywanie internetu do niszczenia tkanki społecznej”.

Któż mógł przewidzieć, że cenzorskie macki państwa gotowego zabijać swoich obywateli za krytykę dosięgną też amerykańskich komików? „Jesteśmy wysyłkowymi maszynami wolności słowa” – uzasadnił zamiar wystąpienia w Rijadzie Jim Jeffries. „Jeden reporter został zabity przez rząd. To niefortunne, ale nie zamierzam się tym przejmować” – dorzucił. „No i co z tego, że mają niewolników?” – zapytał Tim Dillon w swoim podkaście. „Płacą mi wystarczająco dużo, żebym przymknął oko”. Niedługo później zarówno Jeffries, jak i Dillon, te mobilne maszyny wolności słowa, zniknęli z listy zaproszonych do Rijadu komików.

Cyniczne i aroganckie komentarze niektórych komików prawdopodobnie miały wytrącić krytykom oręż z ręki – ostatecznie metoda przyznawania się wprost do niskich pobudek swoich działań wydaje się skuteczna chociażby w poczynaniach samego prezydenta, lecz w tym wypadku rozczarowani odbiorcy nie dali się nabrać na ten wybieg.

Czytaj także Boom satyryczny: kiedy humor leczył z dwulicowości Olga Drenda

To, co przestało śmieszyć ogromne rzesze fanów Billa Burra i reszty „maszyn wolności słowa” to nie tylko oburzenie na nieprawdopodobny wręcz popis hipokryzji, lecz też żałoba po stracie ostatniego bastionu nieocenzurowanej prawdy – bo w ten sposób wielu widzów postrzegało do tej pory twórczość komików w rodzaju Burra. Odbiór ich komedii wykraczał poza czysto rozrywkowe doświadczenie; pół-żartobliwe, pół-serio tyrady komików o obłudzie i chciwości ośrodków władzy stanowiły dla wielu Amerykanów wytchnienie od wiecznego spinu i kłamstw serwowanych im przez establishment. 

Zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami samych komików przyznany im swego rodzaju glejt na obrazoburstwa pozwalał im na bezkompromisowe rozliczanie władzy z jej różnorakich zbrodni – również tych popełnianych na wolności słowa. Festiwal w Rijadzie i następujący po nim festiwal desperackich wyjaśnień pozbawił publiczność złudzeń. Burr i inni stracili wiarygodność i legitymację do pouczania innych i wytykania im hipokryzji – i jest to prawdziwa strata dla demokratycznego społeczeństwa.

Tym samym dla przedsiębiorczego księcia Mohammeda bin Salmana inwestycja w festiwal zwróciła się z nawiązką.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie