Przemoc w teatrze zaczyna być otwarcie wskazywana. Jej publiczne ujawnianie bywa jedyną drogą rozliczenia się z przeszłością. Kolejnym krokiem musi być jednak zmiana systemowa, by osoby pracujące w teatrze mogły się czuć bezpiecznie.
Seria calloutów, które przeszły przez polski teatr, padła na podatny grunt. O przemocy na scenach i w szkołach artystycznych mówi się w środowisku od dawna. Tym razem jednak w kuluarach nie dominuje już opinia, że tak być musi, że taka jest specyfika zawodu. Przemoc zaczyna być nazywana przemocą – to wielki postęp. W ostatnich dwóch latach dokładnie opisano, chociaż nie zawsze prawnie osądzono, przemoc w Teatrze Bagatela w Krakowie, Ośrodku Praktyk Teatralnych „Gardzienice” i w kilku szkołach teatralnych.
W marcu seria internetowych calloutów rozpoczęła kolejny etap wyczekiwanej reformy. Coraz więcej osób zadeklarowało: mnie też poddaje się różnego rodzaju naciskom, skrzywdzono mnie psychicznie lub fizycznie. Kilku artystów przeprosiło za agresywne zachowania. Dziś ta fala świadectw opada. Przychodzi za to moment, kiedy trzeba zadać pytanie, co te relacje realnie zmienią w środowisku i instytucjach teatralnych.
czytaj także
Pierwsze ziarenka
Zaczyna się od postu Anny Paligi. Aktorka i absolwentka Szkoły Filmowej w Łodzi opisuje w nim strach i przemoc obecne od lat na wydziale aktorskim szkoły. O skali zjawiska świadczy kilka cytatów: „Dr hab. Mariusz Jakus, widząc studenta stojącego poza pozycją, wpadł w furię i rzucił w grającą grupę krzesłem, które wybiło dziurę w suficie, po czym z pięściami ruszył na rzeczonego studenta. Przed uderzeniem powstrzymał się w ostatnim momencie, widząc grupę chowającą się w kątach sali”. „Dr Grzegorz Wiśniewski uderzył studentkę w twarz tak mocno, że z nosa trysnęła jej krew”. „Prof. Bronisław Wrocławski wyciągnął studentkę na środek sceny, po czym pogryzł ją od dłoni do szyi na oczach całej grupy”. „Dr Grażyna Kania zmusiła studentkę do rozebrania się w trakcie egzaminu”.
Szanowni Państwo,na wczorajszej Małej Radzie Programowej Łódzkiej Szkoły Filmowej przedstawiłam swoje stanowisko wobec…
Posted by Anna Paliga on Wednesday, March 17, 2021
Reakcja na to oświadczenie była natychmiastowa – także dlatego, że zostało opublikowane w sprzyjającym dla niego czasie. Wcześniej wiele było niedosłyszanych głosów o przemocy w polskim teatrze, które nie przyniosły spodziewanych efektów. Te świadectwa przygotowały jednak grunt i stworzyły język opisu i krytyki zjawiska. Pandemia oraz związane z nią zamrożenie działalności instytucji kultury również zrobiły swoje. Pojawił się czas na zmiany.
Głos Paligi wywołał lawinę zdarzeń: zainteresowanie mainstreamowych mediów oraz reakcję rektorki uczelni Milenii Fiedler. Wydała ona oświadczenie, w którym zapewnia, że sprawą zajmie się na poważnie, m.in. zwołując pilne posiedzenie Komisji Antymobbingowej i Antydyskryminacyjnej, a wobec winnych wyciągnie konsekwencje. Facebook zaś stał się przestrzenią kolejnych calloutów.
Zaczyna kiełkować
Fakt, że to właśnie media społecznościowe stały się podstawową platformą komunikacji w kwestii przemocy w teatrze, szybko okazał się problematyczny. Koronne argumenty przeciwników oparte są na przekonaniu, że Facebook jest publiczny, ale mało wiarygodny. Każdy może tam napisać, co chce, a publikowane oskarżenia nie będą w żaden sposób weryfikowane. Zwolennicy podkreślają z kolei, że innej platformy po prostu nie ma oraz że to właśnie ograniczenia narzucone przez żmudne i nieskuteczne mechanizmy antymobbingowe (ograniczenia zarówno kulturowe, jak i formalne) dopuściły do eskalacji przemocy, zapewniając agresorom poczucie bezkarności. Zgodnie z zasadą, że milczenie chroni głównie winnych.
Na Facebooku zaczęły pojawiać się kolejne głosy. Część dotyczy konkretnych nazwisk, część omawia działające w systemie mechanizmy. Mówi o tym, jak sztywna hierarchia, poczucie wyjątkowości artystów, a także funkcjonowanie w małej i hermetycznej grupie tworzą środowisko sprzyjające przemocy.
W tym kontekście niezwykle trafny wydaje się tytuł powstającej książki Igi Dzieciuchowicz: Teatr. Rodzina patologiczna. Kolejne adekwatne określenie to nazwa facebookowej strony Spod dywanu polskiego teatru, zbierającej newsy i oświadczenia. Jest to działanie odwrotne do najbardziej pożądanej praktyki ostatnich lat – udawania, że nic się nie stało. To w budowanej przez autorów strony narracji w debacie umocniło się określenie calloutu jako czegoś, co można wypowiedzieć na głos i co wzywa do działania, poszerzając tym samym zakres świadectw, wykraczających często poza tematykę #MeToo.
Wichowska: Gardzienice nie są wcale wyjątkowe, jeśli chodzi o nadużycia
czytaj także
Wśród nazwisk przemocowych wykładowców szkół teatralnych często wymieniana była Beata Fudalej (pracująca w przeszłości w Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie). Jako pierwszy głos w jej sprawie zabrał na Instagramie Dawid Ogrodnik. I szybko dołączyli do niego kolejni poszkodowani. W oświadczeniu Grupy artystycznej St-ART czytamy o „fizycznych popychankach” i „komentarzach będących formą przemocy psychicznej”. Pedagożka, wykorzystując swoją władzę, miała obrażać studentów, manipulować nimi, a swoje zachowanie nazywać metodą nauczania.
W oświadczeniu w sprawie oskarżeń wobec Fudalej i innych pedagogów związanych z Akademią Sztuk Teatralnych władze uczelni mówią o podjętych dotąd i planowanych działaniach. W komentarzach pojawiły się jednak głosy wskazujące, że działania uczelni były niedostateczne lub wręcz pozorowane. Wymienione zostały nowe przykłady i nazwiska, cytowano prywatną korespondencję z władzami uczelni. Ta reakcja pokazała, że nadchodzącej zmiany nie da się zatrzymać kolejnymi oświadczeniami, a na wiarygodność trzeba zapracować konkretnymi czynami.
Kolejne pędy
Twarzą kolejnego głośnego medialnie skandalu został Jacek Poniedziałek. Yacine Zmit – jeden z trójki aktorów grających w spektaklu Katarzyny Kalwat Powrót do Reims, zarzucił mu na łamach „Wysokich Obcasów” przemoc słowną w czasie całego procesu powstawania spektaklu, a także przemoc fizyczną przed marcowym pokazem na żywo – w wyniku której przedstawienie zostało odwołane. Wyjątkowość tego przypadku polega na ujawnieniu kolejnego mechanizmu przemocy obecnego w teatrze. Jak możemy przeczytać w artykule, wybuchy gniewu aktora w miejscu pracy nie były dla nikogo nowością, a mimo zgłaszania problemu teatr nie reagował.
Pytania wobec tej sytuacji można mnożyć. W jakim stopniu teatr chronił swojego pracownika, a w jakim „gwiazdora”, który poprzez swoją rozpoznawalność miał przyciągnąć widownię? Czy to, że spektakl został stworzony praktycznie pod Poniedziałka, okazało się ważniejsze niż komfort innych uczestników prób?
W odpowiedzi na tekst Poniedziałek wydaje oświadczenie, w którym przeprasza i bierze na siebie odpowiedzialność za zdarzenia, a jednocześnie dodaje: „Szanowni Państwo, praca w teatrze jest skrajnie emocjonalnym zajęciem. Bazujemy na swoich najbardziej czasem przykrych doświadczeniach i przeżyciach, czasem musimy też uruchomić drzemiące w nas demony”. Wydaje się jednak, że są to tłumaczenia, które chcielibyśmy zamknąć w przeszłości za solidnymi drzwiami.
Przepraszają też inni. Przeprasza reżyserka Ewelina Marciniak, swoją rolę w procesie przygotowania jej spektakli tłumaczy dramatopisarz Jan Czapliński. Monika Strzępka nie przeprasza, ale zaprzecza oskarżeniom Małgorzaty Maślanki o złośliwe komentarze dotyczące jej stroju i wyznania oraz o mobbing w czasie prób spektaklu W imię Jakuba S. Reżyserka prezentuje swoją wersję wydarzeń. Paweł Demirski zaś na łamach Dwutygodnika w pełni popiera reżyserkę, zaznaczając, że ich przypadek nie może przekreślać znaczenia i wagi obecnych wydarzeń. W komentarzach pod oświadczeniem Strzępki pojawia się dużo słów poparcia dla reżyserki, także ze strony osób pracujących przy wspomnianym spektaklu. Być może reakcja innych uczestników prób jest sposobem weryfikacji oskarżeń? Ceną rewolucji jest to, że trudno o stuprocentową pewność.
czytaj także
W oczekiwaniu na owoce
Emocje powoli się wyciszają. Calloutów jest coraz mniej. Na tym etapie naturalne jest pytanie, czy z tych ziarenek może coś wyrosnąć? Mam głęboką nadzieję, że tak. Nie sądzę jednak, że możliwe będzie skrupulatne rozliczenie przeszłości, biorąc pod uwagę, jak trudno w polskim systemie prawnym cokolwiek udowodnić w sprawach dotyczących przemocy seksualnej i mobbingu, szczególnie po latach. Równie ciężko jest dociec, czyje przeprosiny są szczere, a czyje koniunkturalne, oraz ocenić, jak dalece są one rekompensatą dla osoby pokrzywdzonej.
Moja nadzieja dotyczy raczej tworzenia nowej przyszłości – czyli coraz bardziej rozpowszechnionego przekonania, że przemoc w szkole czy pracy nie może być uznawana za normę. Środowisko nie może na nią przyzwalać, a zarazem musi wzmacniać osoby najbardziej na tę przemoc narażone. Wierzę również, że potrzebujemy rozwiązań prawnych i systemowych w obrębie instytucji oraz ich skutecznego egzekwowania, które pozwoli na rozprawianie się z przemocą tu i teraz.
czytaj także
Zaczęło się na Facebooku. Mam ochotę powiedzieć: i bardzo dobrze. Wysyp takich publicznych oświadczeń może niekiedy być jedyną drogą rozliczenia się z przeszłością i uzyskania choć odrobiny zadośćuczynienia. Ma na celu wskazanie sprawców i ostrzeżenie innych przed współpracą z nimi. Ma sprawiać, że agresywne zachowania, manipulacja czy jakakolwiek inna forma przemocy zostaną uznane za powód do wstydu dla sprawców. A jednocześnie zachęcą ich ofiary do opowiedzenia swojej historii.
Kolejnym krokiem musi być jednak systematyzacja przepisów i przeniesienie sporów z agory do skutecznych instytucji ochronnych. Po to, by uniknąć sytuacji, w której jednym z czynników decydujących o uznaniu winy jest popularność oskarżonych osób i sympatia dla nich. Dodatkowo w obecnym kształcie debaty najbardziej słyszalni są ci, których my – środowisko teatralne – mamy wśród znajomych, podczas gdy osoby z kadry technicznej, administracji czy z grona rzemieślników teatralnych wypadają z jej ram.
Musimy być uważni na wszystkie głosy, by roślina, którą z takim trudem udało się zasiać, nie zwiędła przy najbliższej okazji.