Kultura, Weekend

Maszyna do wskrzeszania umarłych zmienia archiwa w koszmary [o filmie Dany Kaveliny]

Ręcznie wykonana animacja nadaje materii nieożywionej pozory życia. Ten wybór medium idealnie koresponduje z projektem Dany Kaveliny, bo w filmie „Lemberg Machine” tytułowa maszyna ożywia dawno umarłych, by mogli opowiedzieć o doświadczeniu własnej śmierci.

Gdy w 1939 roku Lwów po raz pierwszy dostał się pod władzę radziecką, w centrum miasta stanął posąg „przyjaźni narodów”. W filmie Lemberg Machine Dany Kaveliny posąg ożywa. Uwiecznione na nim postaci, monumentalne socrealistyczne figury, zaczynają się kłócić: o Lwów, jego państwową i narodową przynależność, o komunizm w radzieckiej wersji i jego obietnice.

Każda z nich mówi w innym, swoim języku: jidysz, polskim, ukraińskim, rosyjskim. Jednocześnie miasto po raz kolejny zmienia swoją przynależność: radzieckich żołnierzy wypierają niemieccy, III Rzesza wkrótce zajmie Lwów i będzie kontrolować go przez następne trzy lata.

Obraz ożywającego pomnika jest pierwszą z wielu animacji, jakie pojawiają się w filmie Kaveliny. Każda z nich odwołuje się do wojennej historii Lwowa i Zagłady lwowskich Żydów – od wymierzonego w żydowską ludność pogromu, jaki przetoczył się przez miasto na przełomie czerwca i lipca 1941 roku wraz z wejściem wojsk niemieckich, po działalność położonego na terenie miasta obozu janowskiego i masowe egzekucje na Piaskach, gdzie zamordowanych mogło zostać 80 tysięcy Żydów.

Nigdy tak dobrze jak wówczas nie pojąłem, jak mozolna jest śmierć człowieka

Przerażająca historia pojawia się w filmie we fragmentach. Nie ma w nim jednej wyraźnej linii narracyjnej, mamy do czynienia z historycznym kolażem, zbierającym i ożywiającym dramatyczne historyczne świadectwa. Kolejne animacje wprowadza fabularna rama: widzimy w niej ubraną na biało postać w zakrywającej twarz masce, która obsługuje wielką, najpewniej tytułową maszynę.

Praca maszyny

Maszyna to obiekt, jaki można napotkać chyba tylko we śnie śnionym po dniu, kiedy po wizycie w staromodnym muzeum techniki odwiedziliśmy wystawę prezentującą historię surrealizmu. Wygląda jak połączenie centrali telefonicznej, radiostacji, bibliotecznego archiwum, powielacza do wywoływania analogowych zdjęć, panelu kontrolnego w starej fabryce i pierwszego „mózgu elektronowego”, jaki powstał w przedhistorycznej erze informatyki.

Uwagę przykuwa masa kabli, elektrycznych wskaźników, złącz, gniazd wejścia i wyjścia. A jednocześnie wśród tych technicznych artefaktów pojawiają się zaskakujące obiekty – naga, pozbawiona głowy kobieca figurka w przeźroczystym pojemniku podpiętym spiralnym kablem do radiowej instalacji, martwy ptak z rozłożonymi jakby w locie skrzydłami, odlew szczęki. Maszyna nieustannie emituje szum radiowy, jakby starała nastroić się na odpowiednią częstotliwość, być może szukając krążących gdzieś w eterze ech głosów z odległej, wojennej przeszłości.

Animacje pojawiają się, gdy postać w masce zagląda w wizjer maszyny – można sądzić, że to sama maszyna je wyświetla albo produkuje. Jak możemy dalej spekulować, „surowcem” dla tej produkcji są archiwa: wizualne i literackie. Zanim pojawi się animacja z ożywającym pomnikiem, widzimy archiwalną fotografię monumentalnej budowli, choć kamera pokazuje zawsze tylko jej fragment, niewielki wycinek. W podobny sposób jak zdjęcie pomnika animacje pogromowych wydarzeń przerywa fotografia kobiecej ofiary. Jej cierpienie i wyraz twarzy niemo, bezsilnie wzywającej pomocy, na zawsze utrwalił się na fotograficznej kliszy.

Kolejne animacje przetwarzają literackie świadectwa tego, co działo się we Lwowie w czasie wojny. Głównym punktem odniesienia dla autorki filmu jest wydana na początku lat 60. autobiografia Leona Welliczkera Wellsa – polskiego Żyda, który przetrwał obóz janowski jako członek Sonderkommando zajmującego się usuwaniem śladów hitlerowskich zbrodni, w tym wykopywaniem i paleniem zwłok. Artystka sięga też po wspomnienia Janiny Hescheles – która obserwowała pogrom w 1941 roku jako dwunastoletnia dziewczynka, straciła w Zagładzie rodzinę, a dzięki pomocy Żegoty uciekła z obozu janowskiego i przetrwała wojnę, ukrywając się w Krakowie.

Nieludzcy świadkowie Zagłady potrafią nam wiele powiedzieć [rozmowa]

Jedna z animacji – gdzie więźniarka hitlerowskiego obozu widzi w talerzu głodowej porcji kapuśniaku swoje dawne, zamożne mieszkanie, zajmowane teraz przez „aryjską” lokatorkę uwłaszczoną na pożydowskim mieniu – inspirowany jest wierszem Non omnis moriar Zuzanny Ginczanki, poetki ukrywającej się przez trzy lata w okupowanym przez Niemców Lwowie.

Można więc powiedzieć, że tytułowa maszyna pracuje, zmieniając archiwa w koszmary.

Prawda koszmaru

Słowo „koszmar” ma tu podwójne znaczenie. Z jednej strony odnosi się do tego, jak przerażające są wydarzenia historyczne, z którymi mierzy się artystka; z drugiej – do poetyki, w jakiej podejmuje się tego zadania. Animacje mają bowiem jakość marzenia sennego, dramatyczna historia zostaje tu poddana pracy zagęszczenia i przemieszczenia, podobnej do tej, jakiej – jak przynajmniej twierdził Freud, a za nim psychoanalityczna tradycja – treści psychiczne zostają przekształcone przez pracę snu.

Wychodząc od archiwów, świadectw literackich i wizualnych dokumentów z epoki, Kavelina dochodzi do fantazyjnych obrazów. Historyczne świadectwa lwowskiego pogromu przeplatają się z opowieścią Siedmiu żebraków cadyka Nachmana z Bracławia, a historia miasta w okresie II wojny z odniesieniami do mistycznej Księgi Jecirah. W jednej z animacji kobieta opisująca ukrywającej się w szafie córce sceny z pogromu, który obserwuje przez okno, wzlatuje wprost do nieba, gdy kończy swą opowieść. W innej matka i córka, spacerując ulicami miasta, widzą krążącą nad nim wielką głowę meduzy. Matka poucza córkę, by nigdy nie patrzeć wprost w oczy zasłaniającego słońca monstrum, bo niektórych widoków można nie przetrwać. Uczy swoje dziecko odwracania wzroku – umiejętności, jaką wielu mieszkańców Lwowa, jeśli tylko mieli taką możliwość, pilnie w sobie kształciło w okresie wojny i kolejnych okupacji.

Ciało kobiety umieszczone w zbiorowym grobie po egzekucji na Piaskach nagle ożywa, wdaje się w rozmowę członkiem Sonderkammando, a następnie zmienia się drzewo. W leśnym krajobrazie, gdzie zabiera nas kolejna animacja, czarno-białe zdjęcia twarzy pojawiają się nagle wśród natury – na odwłoku pająka, w kwiecie rośliny, na twarzy zwierzęcia przypominającego wilka. Las, jak mówi wprowadzający tę animację napis, staje się schronieniem dla żywych i umarłych – miejscem, jak się domyślamy, gdzie błąkają się dusze tych, którym nie udało się ocaleć z Zagłady.

Jeden z fragmentów – wyjątkowo zrealizowany z aktorami, nie jako animacja – inspirowany jest Czarnymi pokojami, obrazem Karla Hofera. Przedstawia on grupę nagich mężczyzn w pomieszczeniu wyglądającym jak obozowy barak – jeden z nich stoi twarzą do widza, wybijając na bębenku rytm. Obraz w obecnej wersji powstał w 1943 roku, ale jego pierwsza wersja – zniszczona, gdy studio malarza zostało zbombardowane – pochodzi już z 1928 roku i traktowana jest jako zapowiedź horroru, jaki w następnych dwóch dekadach miał czekać Niemców.

Animacja ilustrująca pierwszy przemarsz nazistów przez Lwów przedstawia postaci wyglądające się jak przekształcone w koszmarze sennym figury z obrazów Tadeusza Makowskiego, przywodzi też na myśl ekspresyjne uliczne wizje George’a Grosza.

Podstawowym nurtem sztuki XX wieku, z jakim Lemberg Machine wchodzi w dialog, jest jednak surrealizm. Film łączy z nim fascynacja pozostawionymi przez przeszłość rupieciarniami, mitem, logiką snu i koszmaru sennego, mistyką i baśniowością. Surrealizm niedawno obchodził swoją setną rocznicę – André Breton ogłosił Manifest surrealizmu w 1924 roku – i film Kaveliny daje się czytać w kontekście jubileuszowych obchodów, a zwłaszcza towarzyszących im głosów wskazujących na długie trwanie tego nurtu w sztuce XX wieku i jego związki z dramatyczną historią tamtego stulecia.

Wskrzeszanie zmarłych, budzenie nadziei

Kavelina posługuje się medium ręcznie wykonanej animacji. Wprawia w ruch przedmioty, które same nie mogą się poruszać, materii nieożywionej nadaje pozory życia, w jakimś sensie „ożywia” martwe przedmioty. Jej technika idealnie koresponduje więc z tematem i stawką jej projektu. Jest nią bowiem „wskrzeszanie umarłych” po to, by mogli przemówić własnym głosem, dać świadectwo doświadczeniu własnej śmierci.

Zobowiązanie wobec umarłych, ich świadectwa i pamięci wyznacza podejście Kaveliny do trudnej, wielonarodowej historii Lwowa lat 40. Artystka przywołuje na przykład zbrodnie dokonywane przez Ukraińców na Żydach i ukraińską kolaborację z nazistowskimi Niemcami. Biorąc pod uwagę, jak temat ten wykorzystywany jest przez rosyjską propagandę, uzasadniającą rosyjską napaść na Ukrainę koniecznością dokończenia „denazyfikacji” kraju, można zrozumieć, dlaczego tak ciężko może być o nim dziś rozmawiać w Ukrainie. Skupienie się na głosie umarłych i zobowiązaniach wobec nich pozwala jednak Lemberg Machine zmierzyć się z tym obszarem historii poza zgiełkiem politycznie zinstrumentalizowanych „wojen pamięci”.

Oddając głos tragicznej przeszłości, artystka szuka jednocześnie śladów nadziei. Scenę w hoferowskim „czarnym pokoju” wieńczy monolog artystki o strajku generalnym jako ostatecznej „broni”, jaka mogłaby zatrzymać pracę przemysłowej machiny śmierci. Wtedy się nie udało, ale pamięć o tej nigdy niewykorzystanej drodze pozostaje istotna także dziś, ponad 80 lat później. W ostatniej animacji żebracy z przypowieści Nachmana z Bracławia zbierają się na Piaskach wokół drzewa, w jakie wcześniej zmieniło się ciało zamordowanej tam kobiety i śpiewają Międzynarodówkę. Gdy ucichną jej dźwięki, usłyszymy monolog o sztetlach ze szkła wyrastającego z piasku kryjącego zwłoki, których mieszkańcy przypomną sobie dawno zapomniane języki.

Margerita Polowinko rysowała nawet na wojnie. Zginęła z bronią w ręku

Powszechny strajk nie zatrzymał hitlerowskiej machiny śmierci, Lemberg Machine, udzielając na chwilę głosu umarłym, nie jest w stanie trwale przywrócić ich do życia, cofnąć historii, która się wydarzyła. Jednocześnie te linie nadziei, których artystka szuka w przeszłości, zachowują znaczenie dziś, gdy ideologią usprawiedliwiającą masowe mordy żywi się kolejna wojna.

W jednej z animacji, wyraźnie odbiegającej stylistycznie od reszty, widzimy szczękę podpiętą do elektrycznej maszyny recytującą modlitwę. Padają w niej słowa równie aktualne w kontekście historii II wojny, jak i współczesnych wydarzeń: „Jeśli mogę wybierać / to niech Pan ześle prześladowania na mnie i mój lud / bo przeklęci są synowie oprawców”.

**

Film stanowi część wystawy Dany Kaveliny Lemberg Machine, którą można oglądać w Galerii Labirynt w Lublinie od 10 maja do 15 czerwca 2025 roku. Zespół kuratorski: Tal Schwartz, Waldemar Tatarczuk.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij