Od „wojna była bardziej winą Churchilla” po „Hitler miał rację” – takie opinie to już nie tylko domena kryjących się po lasach grupek neonazistów, ale coraz częstszy element narracji skrajnie prawicowych publicystów i celebrytów, którzy docierają do milionów odbiorców. Amerykański alt-right promuje korzystny dla nazizmu rewizjonizm historyczny, a w Polsce znalazł już naśladowców.
Mogłoby się wydawać, że nie ma większych oczywistości niż twierdzenia, że hitlerowskie Niemcy były bezprecedensowo zbrodniczym państwem, a II wojnę światową wygrała ta lepsza strona. W zaledwie kilka lat naziści wymordowali miliony ludzi w ludobójstwie o skali przemysłowej, jeszcze więcej zabili na inne sposoby, a wciąż był to zaledwie zalążek ich projektu podporządkowania Europy „rasie panów”, którego na szczęście nie zdołali w pełni zrealizować. Faszystowscy sojusznicy III Rzeszy aż tak daleko się nie posuwali, ale również mieli wiele na sumieniu.
Wszystko wymienione powyżej jest (lub powinno być) wiedzą na poziomie szkoły podstawowej. Mimo to ostatnimi czasy przybywa osób mniej lub bardziej otwarcie stających w obronie nazistów lub ich sojuszników. Jedni relatywizują hitlerowskie zbrodnie, inni negują ich rozmiar, aż wreszcie w najbardziej skrajnych przypadkach niektórzy otwarcie popierają nazizm.
Najlepiej widać to w anglojęzycznych mediach społecznościowych, na czele z portalem X, gdzie łagodniejszym treściom z tego gatunku czasem przyklaskuje nawet jego właściciel.
Warufakis: Moje osobiste wprowadzenie do mentalności faszystów
czytaj także
Churchill gorszy od Hitlera?
W środowiskach amerykańskiej radykalnej prawicy, do której dołączył Elon Musk, coraz częściej pojawiają się próby pisania historii na nowo. Dobrym przykładem jest niedawny wywiad Tuckera Carlsona z Darrylem Cooperem, ogłoszonym przez dziennikarza „najlepszym i najszczerszym” historykiem w USA, mimo braku tytułu naukowego. Musk promował rozmowę dopiskiem, że jest ona interesująca i warta obejrzenia.
Co tak przełomowego głosi Cooper? Między innymi stawia Churchilla w roli głównego złoczyńcy II wojny światowej. Jego wina? Parcie do wojny, gdy Hitler rzekomo proponował pokój i wspólne wypracowanie „akceptowalnego rozwiązania problemu żydowskiego” (sic!). Dopiero gdy alianci odrzucili tę wspaniałomyślną ofertę, wojna wyeskalowała w konflikt światowy, zmuszając jednocześnie Niemców do poradzenia sobie z „problemem żydowskim” w inny sposób.
Cooper przytaczał listy niemieckich żołnierzy i esesmanów rzekomo zatroskanych faktem, że nie mają dość zaopatrzenia, aby wyżywić przebywających w obozach Żydów (i nie tylko). Zacytowana została nawet sugestia, że bardziej ludzkim było ich szybkie zabicie niż pozwolenie na powolną śmierć głodową. Otrzymujemy więc wizję, w której naziści z bólem serca zostali zmuszeni do przeprowadzenia ludobójstwa, ponieważ Churchill nie chciał się zgodzić na aneksję Polski i wypędzenie Żydów na Madagaskar.
To wszystko już dawno i wielokrotnie obalali poważni historycy. Hitler mógł nie dążyć do wojny akurat z Anglią, ale dominacja nad kontynentalną Europą i jej rasowe „wyczyszczenie” były jego celem, więc eskalacji nie dało się uniknąć. Do tego przywoływany jako tragiczne zrządzenie losu niedobór żywności stanowił jedno z narzędzi ludobójstwa – chociażby zrealizowany tylko częściowo „plan głodowy”, opracowany przez Herberta Backego i zaakceptowany przez Hitlera, zakładający zagłodzenie kilkudziesięciu milionów ludzi we wschodniej Europie. To zdaje się nie przeszkadzać amerykańskiej skrajnej prawicy, która znalazła większego złoczyńcę w postaci brytyjskiego premiera.
Idol prawicowej ekstremy zrobił wywiad z Putinem. Kim jest Tucker Carlson?
czytaj także
Gwoli ścisłości dodam, że bynajmniej nie uważam Churchilla za bohatera bez skazy – Bengalczycy na pewno mieliby na jego temat inne zdanie – jednak stawianie go w jednym rzędzie z Hitlerem służy wyłącznie relatywizacji i umniejszeniu zbrodni tego drugiego.
Carlson nie jest jedyną postacią amerykańskiego alt-rightu zaangażowaną w taki rewizjonizm historyczny, wzorowany zresztą na podobnych sentymentach sprzed dekad. Candace Owens nazywa informacje o Holokauście i eksperymentach doktora Mengele „wyolbrzymioną propagandą”, a Stew Peters chwalił palenie książek w III Rzeszy i wzywał do podobnego potraktowania „ruchu woke”. Teraz takie poglądy są na fali wznoszącej.
Ryba psuje się od głowy
W dużej mierze jest to „zasługa” nowego zarządu X (dawniej Twittera), patrzącego przez palce na aktywność użytkowników szerzących teorie spiskowe i ideologie faszystowskie. Sam Elon Musk jako posiadacz największej liczby obserwatorów na X regularnie promuje konta skrajnie prawicowe, takie jak End Wokeness czy Rothmus. Wiele z nich publikuje treści otwarcie rasistowskie, a niektóre nie ukrywają nawet sympatii do neonazistów – konto iamyesyouareno, z którym Musk często wchodzi w interakcje, nagranie z Norwegiem krzyczącym i hajlującym w kierunku migrantek okrasiło podpisem „wikingowie się budzą”.
To jednak wciąż są jeszcze względnie łagodne przypadki. Na portalu X znajdziemy też konta takie jak Conscious Philosopher, które ma ponad sto tysięcy obserwujących i na co dzień zamieszcza posty o treści „Hitler miał rację” lub „nazizm jest dobrą ideologią”, a Żydów uważa za rządzące światem pasożyty. Z kolei śledzony przez ponad ćwierć miliona użytkowników Garbage Human (nomen omen) wrzucił zdjęcie hajlującej kilkulatki w ubraniu ze swastyką, podpisując je „dzieciaki wyrosną na porządnych ludzi”. A to tylko wierzchołek góry lodowej.
W jednym tygodniu w marcu kilka najpopularniejszych pronazistowskich postów na X łącznie zebrało 4,5 mln wyświetleń, dziesiątki tysięcy polubień i dalszych udostępnień. Wiele kont publikujących takie treści ma wykupioną usługę X Premium lub inne pakiety zwiększające widoczność oraz zasięg. Kierownictwo portalu nie ma z takimi subskrybentami problemu mimo to, że przez ich obecność maleją wpływy z reklam – coraz mniej reklamodawców jest zainteresowanych promowaniem się obok postów dowodzących wyższości białej rasy. Akceptacja platformy ułatwia neonazistom zdobywanie coraz większego posłuchu, tak samo jak wybielanie lub relatywizowanie Hitlera, praktykowane przez wspomnianych liderów alt-rightu, którzy zadając „niewygodne pytania”, torują drogę dla fałszywych i szkodliwych odpowiedzi.
Nazistowscy ochotnicy ponad Dąbrowszczakami
Chociaż piszę o kontach anglojęzycznych i dyskursie przede wszystkim amerykańskim, to podobne problemy bynajmniej nie są obce polskiej przestrzeni publicznej. Kilka tygodni temu do Kanału Zero w charakterze eksperta trafił prowadzący popularnej strony „II wojna światowa w kolorze”, aby rocznicowo skomentować kampanię wrześniową. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie poglądy zaproszonego przez Jarosława Wolskiego gościa. Za pośrednictwem swoich kont na Facebooku wielokrotnie podkreślał on brak podziału na „dobrych i złych” w II wojnie światowej, jednocześnie negując część zbrodni reżimów sprzymierzonych z Hitlerem, od faszystowskich Włoch po imperialną Japonię.
Co więcej, często gloryfikowane były formacje ochotnicze uczestniczące u boku III Rzeszy w „antybolszewickiej krucjacie”, niosące na wschód cywilizację (hasła oczywiście wyjęte prosto z nazistowskiej propagandy). Autor bloga stwierdził kiedyś, że hiszpańska Błękitna Dywizja oraz cudzoziemskie oddziały SS były lepsze od dąbrowszczaków – którym mimo usilnych starań wciąż nie udowodniono popełnienia jakichkolwiek zbrodni. Samo stanięcie po tej samej stronie co ZSRR miało czynić polskich ochotników (ale też zachodnich aliantów) współwinnymi systemu gułagów czy stalinowskich czystek. Dziwnym trafem na „II wojnie światowej w kolorze” rzadko odnajdziemy podobnie surowe oceny w stosunku do nazistowskich kolaborantów.
Głównym źródłem takiej postawy jest fanatyczny antykomunizm, który nie poprzestaje na słusznej (i oczywistej) krytyce Stalina, lecz przechodzi do heroizacji każdego, kto z nim walczył. A nie było większych antykomunistów niż naziści i faszyści wszelkiej maści. Apologia hitlerowskich Niemiec w Polsce oczywiście nie przejdzie, ale pisanie nowej historii II wojny światowej pośrednio na ich korzyść ma już miejsce i uczestniczą w tym nie tylko domorośli historycy, lecz również instytucje państwowe.
W ramach „dekomunizacji” prawica próbuje usunąć z przestrzeni publicznej niemal każdy przejaw antyfaszyzmu, w tym upamiętnienia polskich żołnierzy walczących z hitlerowcami, a jednocześnie gloryfikuje nazistowskich kolaborantów z NSZ. Zbrojonej i szkolonej przez Niemców Brygadzie Świętokrzyskiej stawia się pomniki, ponieważ także „walczyła z komuną”.
Keff: Już nie chodzi o to, żeby interpretować świat, ale żeby go ocalić [rozmowa]
czytaj także
To już nawet nie jest zrównywanie III Rzeszy i ZSRR – w gruncie rzeczy błędne, bo dla świata, a zwłaszcza Polski ta pierwsza była nieporównywalnie gorsza – ale stawianie komunizmu w roli wroga znacznie groźniejszego niż nazizm i faszyzm. Jeśli porównać takie tezy z dyskursem coraz powszechniejszym w kręgach np. amerykańskiego alt-rightu, nie dostrzeżemy jeszcze u nas rewizjonizmu historycznego podobnych rozmiarów. Na pewno trudniej jest wybielać nazistów w kraju tak brutalnie doświadczonym przez II wojnę światową.
Polska prawica uwielbia jednak kopiować wszystkie najgorsze trendy z USA, od walki z „ideologią woke” po szerzenie rasistowskich manipulacji (popularne zwłaszcza w kręgach Konfederacji oraz Solidarnej Polski), więc i wybielanie nazistów jest potencjalnym zagrożeniem. Wśród fanatycznych antykomunistów znajdziemy wielu chętnych do przepisywania historii – warto reagować, póki nie jest za późno.