Internacjonalizm, czyli jak powstaje solidarność przekraczająca podziały etniczne

W kulturze pierwszej połowy lat 50. dużo mówiło się o internacjonalizmie. Chciałbym odkopać sens tego sposobu patrzenia na świat spod niechętnych mu interpretacji.

Sięgnijmy do wybitnego, ale zupełnie zapomnianego filmu. W „Błękitnym krzyżu” Andrzeja Munka z 1955 roku nie usłyszymy słowa „internacjonalizm”, ale historia, z którą mamy do czynienia, to mit o zawiązywaniu wspólnoty. Wielka opowieść o początku i o tym, co najważniejsze i podstawowe.

Trudno poważnie rozmawiać o internacjonalizmie, bo zawsze w tle są jakieś śmichy-chichy, szczególnie kiedy chodzi o lata 50. Internacjonalizm, „przyjaźń ze Związkiem Radzieckim”, w sumie nic autentycznego, najwyżej zasłona dymna stawiana przez władzę, żeby zamydlić oczy i podporządkować sobie możliwie wszystkich.

W kulturze pierwszej połowy lat 50. dużo mówiło się o internacjonalizmie. Chciałbym odkopać sens tego sposobu patrzenia na świat spod niechętnych mu interpretacji. Sięgnijmy do wybitnego, ale zupełnie zapomnianego filmu. W Błękitnym krzyżu Andrzeja Munka z 1955 roku nie usłyszymy tego słowa, ale historia, z którą mamy do czynienia, to mit o zawiązywaniu wspólnoty. Wielka opowieść o początku i o tym, co najważniejsze i podstawowe.

Transgresja

Munk opowiada o wyprawie ratowników zakopiańskiego GOPR-u po trzech rannych, pielęgniarkę i partyzanta, ukrywających się po słowackiej stronie Tatr w górskim szałasie.

Komunizm, czyli karnawał

Jesteśmy na marginesie wojny. Z punktu widzenia zmagań, których aktorami są skonfliktowane narody, nie dzieje się nic, co mogłoby mieć choć najmniejsze znaczenie. Front stoi na grani Tatr, a mówiąc precyzyjniej – góry stanowią granicę, na której z pewnością nie dojdzie do żadnych ważnych starć. Żołnierze na przełęczy sprawiają wrażenie wczasowiczów (jednego z nich gra młodziutki Karol Modzelewski). Czują się tu bezpiecznie – wróg jest w zasięgu wzroku, a jednocześnie odległy i nieosiągalny.

Tak zarysowana sytuacja sprawia wrażenie manifestu: jesteśmy przy historii, która będzie ważna w innym porządku i z innych powodów. W Polsce to transgresja.

Patrzymy, jak tworzą się więzi solidarności przekraczające podziały etniczne. Ważni są poszczególni ludzie oraz życie, które się nieustannie odradza i nie zna granic. Chyba nie przypadkiem właśnie Munk – ocalały z Zagłady – szukał czegoś, co łączyłoby na przekór różnicom. Pytał jednocześnie o miejsce, gdzie rodzi się etyka.

Bohaterowie Błękitnego krzyża mówią pięcioma językami: gwarą zakopiańską, po słowacku, po rosyjsku oraz po niemiecku i tłumaczenie okazuje się niepotrzebne. Nad wszystkim góruje polski głos narratora, który pomaga widzom radzić sobie w tym galimatiasie. Co właściwie skłania górali z GOPR-u, żeby ruszyli na słowacką stronę? Dlaczego doktor Juraj, obcy, którzy przychodzi prosić o pomoc, okazuje się dla nich na tyle ważny, żeby zaryzykować życie?

Kadr z filmu „Błękitny krzyż”. Fot. WFDiF

Radość i eros

Odpowiedzi trzeba szukać w żywiołowej radości, która wynika po prostu z tego, że żyjemy. Śmiech to temat powracający jak refren. Kiedy Bożenka, dorastająca wychowanica doktora Juraja i jednocześnie sanitariuszka w polowym szpitalu, opatruje Maksymowi odmrożone nogi, ten pociąga ją z uśmiechem za warkocz. W tej łobuzerskiej zaczepce jest żywioł, który nie wygasa nawet w sytuacji, wydawałoby się, beznadziejnej. W Wigilię powtarza się to samo. Choć kilkaset metrów niżej stacjonują Niemcy, partyzanci zapalają na choince lonty, które wybuchają – trochę groźnie, ale w gruncie rzeczy radośnie. Ludzie cofają się z lękiem i natychmiast zaczynają chichotać.

Dzieci Wyszyńskiego i Gomułki. Od 1980 roku robimy wszystko, by umacniać ich wersję mitu narodowego

Wraz z pojawieniem się ratowników, śmiechu jest coraz więcej. Między najmłodszym z nich a Bożenką nawiązuje się flirt. Śmieją się całymi sobą. Ona wyjmuje spod swetra korale, rozdaje wszystkim kaszę. Nie ma słów, tylko zbliżenia twarzy. Bożenka jest młoda, pełna energii, spragniona życia i ładna w zawiniętej wokół głowy góralskiej chuście, ale reżyser jej nie seksualizuje. Żeby zrozumieć, z jakiego rodzaju erotyzmem mamy do czynienia, wystarczy porównać kadry Munka z plakatem Gorzkiego ryżu (1949), gdzie oglądamy Silvanę Magnano z wyeksponowanym biustem. Munk ani przez chwilę nie traktuje w ten sposób Elżbiety Polkowskiej, odtwarzającej postać Bożenki.

Kadr z filmu „Błękitny krzyż”. Fot. WFDiF

Eros jest raczej siłą, która łączy ze światem i pozwala się nim cieszyć. Okazuje się czuły, otwiera i pozwala widzieć. Czułość ta jest wyraźnie obecna w sposobie filmowania, w tym, jak kamera patrzy na bohaterów, którzy stają się piękni i ważni. Młodość i atrakcyjność Bożenki traktowana jest tak samo jak młodość ratowników. W zbliżeniach starych górali czy Oleszy, w którego szerokim uśmiechu widać braki w uzębieniu, szuka się podobnego uroku, który wynika właśnie z rodzaju spojrzenia. Z tego, że Munk zdecydował się ich zobaczyć jako tych konkretnych i jedynych. I stanowczo nie chciał niczym zasłaniać owego konkretu.

Pies i relacje

Wróćmy jednak do relacji nawiązującej się między młodymi: podczas ucieczki, kiedy za konwojem z rannymi idą już hitlerowcy i padają strzały, młody ratownik pokazuje Bożence kozicę na zboczu. Kontrast jest bardzo ostry i z pewnością zamierzony. Zderzają się dwa porządki: zagrożenie i to, co można stracić i czego ratownicy próbują bronić: radość, relacje i przyjaźń.

Ludowa historia Polski w roku 1955

W drodze powrotnej, po przejściu grani, za którą konwój jest już bezpieczny, zjazd w dolinę zamienia się w święto. Widzimy narciarzy z przeciwległego zbocza, jak jadą po dziewiczym śniegu. Bożenka na plecach młodego chłopaka. Przewracają się w śnieg i śmieją – młodzi i starzy. Za nimi biegnie susami wilczur Bas.

Jego obecność i rola w całej tej historii jest być może kluczem do jej zrozumienia. Pies zachowuje się instynktownie, a jednocześnie jest w tym coś w podstawowy sposób etycznego. Chce towarzyszyć ludziom i nie zostawia ich samych. Byrcyn odpędza go, ale Bas biegnie za nim. To coś znacznie więcej niż psia wierność, raczej więź z członkami stada, przyjaciółmi i towarzyszami, jak powiedzieliby ludzie.

Kadr z filmu „Błękitny krzyż”. Fot. WFDiF

Bas jest dla Munka członkiem zespołu. Ratownicy przywiązują go do pnia, kiedy przechodzą za linię frontu, żeby nie zdradził ich szczekaniem, ale uwalnia się i znajduje Staska z Lasa, najstarszego z grupy, który zasłabł po drodze i został z tyłu. Faktycznie ratuje mu życie. Jego skomlenie i szczekanie staje się częścią dialogów, trzeba przyznać – bardzo oszczędnych, a zbliżenia psiego pyska i zbliżenia ludzkich twarzy tworzą całość, wydają się obrazami z tego samego porządku. Nie ma tu ostrej granicy, bo kieruje nimi to samo: instynktowna solidarność, która wynika z motywacji znacznie głębszych niż idee. Mamy do czynienia z archaicznym i podstawowym impulsem.

Moje jak twoje

Kiedy Byrcyn wychodzi w góry, niechcący budzi domowników i mówi: „Śpij, śpij, córecko!”. Miłość, która jest w tych słowach, ma związek z jego decyzją, żeby jednak iść. Munk otwiera przed widzami świat, który jest dla tego konkretnego człowieka wszystkim. Wraz z rozwojem akcji zdajemy sobie sprawę, że innych bohaterów łączą z ich bliskimi podobne relacje. Tu się spotykają i rozumieją: sprawy innych stają się ich sprawami ze względu na to podstawowe podobieństwo. Juraj i jego prośba o pomoc okazują się ważne.

Lustereczko, powiedz przecie [o „Substancji”]

Munk konsekwentnie rozgrywa ten wątek. Powrót Juraja do górskiego szałasu, gdzie czekają ranni, to powitanie bez słów. Napięcie i zagrożenie ustępują miejsca uldze i radości – że przyjaciele żyją i że być może przeżyją wszyscy.

Na zewnątrz szałasu pełni wartę Olesza. Nie wie, kto podchodzi, więc jest przygotowany do walki. Kiedy rozpoznaje Juraja, wychodzi z ukrycia i obejmują się. Jest w tym przywianiu niezwykły ładunek emocjonalny. Podobna scena rozgrywa się w szałasie. Także Maksym odbezpiecza pistolet i przygotowuje granaty – nie chce dać się wziąć żywcem. Na widok Juraja wpycha nogą granaty pod łóżko.

Broni nie otacza się tu kultem, wygląda na to, że ci mężczyźni nie bardzo ją lubią i używają jej tylko w ostateczności. Nie ma u Munka scen z „chłopcami” czyszczącymi pistolety w oczekiwaniu na akcję, od których zaroi się w kinie wojennym po roku 1956. Jeden z partyzantów, zamiast czyścić broń, struga łyżki. Wyraźnie Munk woli jedzenie niż zabijanie i znów jest w tym chyba nutka prowokacji wobec polskiej tradycji.

Jedyna scena walki wydobywa więź między bohaterami i pozwala odczuć jej wagę. Na mostku na dnie doliny kończy się zasięg radzieckiego karabinu maszynowego ustawionego na przełęczy. Żeby uratować rannych, trzeba zatrzymać hitlerowców na tym mostku. Zostają Olesza i Stasek Byrcyn. Jeden z pepeszą, drugi z torbą niemieckich granatów.

Można powiedzieć, że wojna przysłużyła się promocji ukraińskiego kina [rozmowa]

Wiemy, że ryzykują życie. Ratownicy zostawiają ich za sobą i nie wiedzą, co się z nimi stanie. Na odgłos strzałów Józek Krzeptowski mówi tylko: „Stasek…”, a doktor Juraj: „Olesza…”. Jest w tym oszczędnym dialogu cała łącząca ich więź, niepokój i ból. Kiedy cali i zdrowi dołączają do konwoju, pozostali witają ich radosnym: „Stasek!”, „Olesza!”. Tamci odkrzykują i zjeżdżają w dolinę. Przewracają się, nie ze zmęczenia, raczej dla żartu, z nadmiaru. Stary Byrcyn ociera śnieg z twarzy i wąsów, śmieje się przy tym, Bożenka zdejmuje śnieg z brody Oleszy, a ten próbuje złapać ją zębami za palec. Obejmują się. Bas skacze dookoła. Czuć ulgę i radość.

Ludzie po tamtej stronie?

Warto zatrzymać się jeszcze przy Niemcach. Dźwięk języka niemieckiego oznacza zagrożenie i niewątpliwie budzi strach i niechęć. Jednocześnie Munk daje sygnały, że po drugiej stronie mogą być podobni, przywiązani do życia ludzie. W czasie wigilii w szałasie słychać śpiew z dołu – z niemieckiej placówki. Żołnierze śpiewają kolędę O Tannenbaum, o Tannenbaum, pierwszą zwrotkę o wiernych igłach, które zielenią się nie tylko latem.

Maksym z oczywistych względów nie chce jej słuchać, bo drażni go niemieckie sąsiedztwo, ale przecież w tęsknocie za domem i bezpieczeństwem i w przywiązaniu do życia jest coś, co ich łączy. Już po wyjściu z szałasu, kiedy wczesnym rankiem konwój z rannymi przechodzi obok niemieckiej placówki i wrogowie są bardzo blisko – dzielą ich tylko zaśnieżone choinki – przed domem niemiecki żołnierz zaczyna jodłować. Może urodził się w Tyrolu, a może po prostu żywiołowo reaguje na wschód słońca nad górami? Hitlerowski pościg nie przekracza mostka. Wydaje się, że żołnierze wolą żywi zobaczyć koniec wojny. W tym też odczuwa się nić porozumienia między ludźmi, z których historia zrobiła przeciwników.

„Przygoda na Mariensztacie”: Co pociągającego mogło być w stalinowskiej kulturze?

Film Munka otwiera sekwencja, w której doktor Juraj samotnie przechodzi przez Tatry. Oglądamy szerokie panoramy z postacią ludzką, która wydaje się mikroskopijna w pejzażu. Zagubienie i bezsilność pojedynczego człowieka w tych ogromnych górach w świetnej fotografii Sergiusza Sprudina to punkt wyjścia historii o solidarności. Kodą jest obraz ludzi, którzy są razem.

Munk zbliża się do mitu, rozumianego jako opowieść o początku, który określa ludzki świat. Nie zmienia to faktu, że trzyma się konkretu. Jego bohaterowie – grani w dużej mierze przez amatorów – to górale. Widzimy ich i słyszymy bez kostiumu, film utrzymany jest w manierze niemal dokumentalnej. Inną drogą i własnymi środkami Munk osiąga efekt, który zbliża go do włoskiego neorealizmu. W Gorzkim ryżu czy w Złodziejach rowerów bohaterowie przeżywali konflikty na miarę antycznej tragedii. Błękitny krzyż buduje podobne napięcie i wrażenie wielkości, ale jest eposem, w którym górale wydają się postaciami Homera.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Żukowski
Tomasz Żukowski
Historyk literatury
Historyk literatury, profesor w Instytucie Badań Literackich PAN. Autor książek „Wielki retusz. Jak zapomnieliśmy, że Polacy zabijali Żydów” (2018) i „Pod presją. Co mówią o Zagładzie ci, którym odbieramy głos” (2021).
Zamknij