Film, Weekend

„Eternauta” to dystopia o najeźdźcach z kosmosu. Bo kto inny mógłby tak zabijać ludzi?

Tuż po przewrocie w Argentynie wojsko uprowadziło pisarza Héctora Oesterhelda i wszystkie jego cztery córki. Nikogo z nich nie odnaleziono. Obóz Campo de Mayo, gdzie Oesterhelda torturowano, zobaczycie w serialu Netflixa „Eternauta”. To ekranizacja kultowego komiksu S-F, w którym Oesterheld nawiązywał do społecznych lęków i politycznej rzeczywistości kolejnych prawicowych reżimów.

Jest upalny, letni wieczór w Buenos Aires. Trzy nastoletnie koleżanki urządziły imprezę na łódce, aby pożegnać jedną z nich przed wyjazdem. W wielu częściach miasta trwają protesty mieszkańców z powodu przedłużających się przerw w dostawach prądu. Kilku mężczyzn, przyjaciół od lat, spotyka się w domu jednego z nich na truco, argentyńską grę karcianą. Puszczają muzykę, sączą whisky, opowiadają sobie dobrze znane żarty i anegdoty. W pewnym momencie gaśnie światło, co chwilowo nie dziwi ich wcale. Stopniowo jednak uświadamiają sobie, że sytuacja jest daleka od zwyczajnej. Za oknem zaczyna padać śnieg, a powietrze staje się trujące: każdy, kto wychodzi na zewnątrz, natychmiast umiera.

Tak zaczyna się znakomity Eternauta – postapokaliptyczny serial Bruna Stagnaro, który 30 kwietnia miał światową premierę na Netflixie. W głównych bohaterów wcieliły się największe gwiazdy argentyńskiego kina, m.in. Ricardo Darín, César Troncoso, Marcelo Subiotto i Carla Peterson. Produkcja jest adaptacją komiksu i planowano ją od dawna, choć początkowo była pomyślana jako film pełnometrażowy.

Na przestrzeni lat chciało się zabrać za to przedsięwzięcie wielu cenionych reżyserów, m.in. Pino Solanas, Adolfo Aristarain i Lucrecia Martel. Kolejne próby kończyły się jednak fiaskiem, aż w końcu w 2020 roku prawa do adaptacji komiksu wykupił Netflix, który przełożył historię na serial, dodając do oryginalnej wersji kilka nowych postaci i wątków.

W uwspółcześnionej fabule serialowego Eternauty pojawiają się między innymi nawiązania do wojny o Falklandy, powracającej w traumatycznych wspomnieniach głównego bohatera, Juana Salvo (Ricardo Darín). Temat konfliktu nie mógł znaleźć się w komiksie, bo ten powstał znacznie wcześniej – jeszcze pod koniec lat 50. ubiegłego wieku. Zilustrował go ceniony rysownik Francisco Solano López, a pomysłodawcą i twórcą historii był Héctor Germán Oesterheld, dziennikarz i autor prozy science fiction. Stworzoną przez nich powieść graficzną, która ukazywała się w odcinkach od 1957 do 1959 roku, do dziś uważa się za klasykę fantastyki naukowej i jedno z najważniejszych dzieł w historii latynoamerykańskiego komiksu.

Eternauta wpisywał się w klimat epoki i odzwierciedlał ówczesne lęki społeczne. Intepretowano go jako opowieść o świecie w czasach zimnej wojny, z wyścigiem kosmicznym i lękiem przed zagrożeniami nuklearnymi na czele. Komiks Oesterhelda czytano też jako dystopię nawiązującą do politycznej rzeczywistości, m.in. do kolejnych zamachów stanu i autorytarnych rządów w Argentynie – przede wszystkim do reżimu Pedra Aramburu (1955–1958). Historię bohaterów próbujących przetrwać w świecie ogarniętym katastrofą rozumiano jako metaforę społecznego oporu wobec dyktatur, symbolizowanych przez pozaziemskie siły, które pogrążały miasto w chaosie i mroku.

Nie było to jedyne dzieło Oesterhelda o politycznym wydźwięku, a w niektórych jego utworach nawiązania były bardziej dosłowne. W 1968 roku napisał ilustrowaną biografię Che Guevary (Vida del Che), dwa lata później światło dzienne ujrzał jego komiks o legendarnej Evicie, Vida y obra de Eva Perón, zaś w 1973 roku – graficzna historia kolonizacji, 450 años de Guerra Contra el Imperialismo.

Również w swoim ostatnim komiksie, Eternaucie II, wracał do polityki. Kontynuacja kultowej serii, ponownie zilustrowana rysunkami Lópeza, stanowiła futurystyczną baśń o Argentynie w czasach dyktatury Jorge Rafaela Videli (1976–1983). Ostatnie dzieło Oesterhelda ukazało się w grudniu 1976 roku, kilka miesięcy po przewrocie. Wkrótce później autor komiksu został zniknięty przez wojskowych: w kwietniu 1977 roku porwano go z ulicy w miasteczku La Plata, a potem zaginął bez śladu.

Dyktatura nie miała litości

Wcześniej Oesterheld stracił ukochane córki. Każda z nich angażowała się w politykę i to właśnie pod ich wpływem, już jako pięćdziesięciolatek, wstąpił do lewicowej formacji Montoneros. Tak skomentował swoją decyzję: „Nie mogę nie dołączyć do walki, w którą zaangażowało się tylu młodych, w tym moje córki. I jest to walka o sprawę, w którą zawsze wierzyłem. To walka o lepszy, bardziej sprawiedliwy kraj”.

Najpierw, 19 czerwca 1976 roku, wojskowi porwali 19-letnią Beatriz. Stało się to wkrótce po tym, jak spotkała się matką i oznajmiła jej, że porzuci polityczny aktywizm i poświęci się studiom medycznym. Kilka tygodni później ciało Beatriz przekazano rodzinie.

7 sierpnia 1976 roku zatrzymano 23-letnią Dianę. Dziewczyna była w ciąży, a wraz z nią żołnierze porwali jej półtorarocznego synka Fernanda. Dziecko przekazano potajemnie do adopcji, z której potem udało się je Oesterheldom odzyskać. Diany nigdy nie odnaleziono.

Ponad trzy miesiące później, 27 listopada, zniknięto 20-letnią Marinę. Była wtedy w ósmym miesiącu ciąży i najpewniej urodziła swoje dziecko, będąc w niewoli. Ani jej, ani ciała jej potomka nigdy jednak nie udało się odszukać.

Ostatnią ofiarą reżimu stała się najstarsza córka autora Eternauty, 25-letnia Estela. Wcześniej poszła ona w ślady ojca – pisała i rysowała komiksy, skończyła Akademię Sztuk Pięknych. 13 grudnia 1977 roku zastrzelono ją wraz z mężem pod Buenos Aires. Wojskowi zabrali obydwa ciała, ich los jest nieznany.

Z całej najbliższej rodziny Oesterheldów czas dyktatury przeżyła jedynie żona twórcy Eternauty oraz ich dwóch wnuków. Starszy z nich, syn Esteli Martín, stanie się zresztą w przyszłości konsultantem serialowej adaptacji komiksu.

Na pohybel wielonarodowym wampirom. Jakiej popkultury potrzebuje lewica?

Elsa Sánchez de Oesterheld dopiero po upadku reżimu dowiedziała się, jakie mogły być losy małżonka: po aresztowaniu przenoszono go do trzech różnych ośrodków tortur. Poznała też świadectwo jednego z jego towarzyszy, który zapamiętał, że Héctor spędzał dużo czasu nad swoimi rysunkami. Dawał je potem w prezencie innym więźniom, by podnosić ich na duchu.

Najdłużej przetrzymywano go w Campo de Mayo – miejscu, które wcześniej sportretował na kartach komiksu i które po latach wraca w serialowej adaptacji. Baza wojskowa leżąca niedaleko Buenos Aires stanowiła rozległy, składający się z czterech więzień, ośrodek represji. 90 proc. ofiar, które przeszły przez to miejsce, pozostaje do dziś zaginionych, a większość osób zmarła w wyniku lotów śmierci, zrzucona do Atlantyku.

Prawicowy obłęd powraca

Zaginięcie i domniemana śmierć Oesterhelda była jedną z tysięcy spraw, które w 1985 roku objęto procesem wytoczonym członkom junty wojskowej. Argentyna stała się zresztą jedynym południowoamerykańskim krajem, gdzie w ramach przywracania demokracji sprawnie rozliczano reżim i osądzano jego przywódców.

Długo też wydawało się, że panuje tu względna zgoda w kwestii oceny faktów, przynajmniej na poziomie oficjalnego dyskursu. Na podstawie archiwalnych dokumentów i świadectw przyjęto, że dyktatura Videli pochłonęła ponad 30 tysięcy ofiar. Wiele raportów potwierdza, że przemoc państwa zataczała szerokie kręgi, dotykając nie tylko działaczy opozycyjnych formacji, ale też na przykład protestujących studentów, zdeklarowanych ateistów, przedstawicieli mniejszości seksualnych czy członków rodzin „wrogów” władzy.

Nigdy nie brakowało negacjonistycznych głosów, które umniejszały brutalność reżimu lub usprawiedliwiały działania wojskowych – jednak te głosy do niedawna pozostawały na marginesie debaty publicznej. Dopiero w ostatnich latach, mniej więcej od czasu kampanii prezydenckiej Javiera Mileia, przenikają do oficjalnej polityki historycznej i wchodzą pewnym krokiem do politycznego mainstreamu. Są stałym elementem ideologicznego dyskursu prezydenta, który pragnie napisać historię kraju na nowo.

Argentyna szuka ratunku w szaleństwie anarchokapitalisty

Narracyjna ofensywa zaczęła się podczas debaty przed drugą turą wyborów, w październiku 2023 roku. Milei określił wtedy zbrodnie junty wojskowej „ekscesami”, a działalność ówczesnej opozycji – „terroryzmem”. Twierdził, że wojskowi stali się ofiarami „wieloletniej kampanii oszczerstw”, a przyjęte liczby ofiar są znacznie zawyżone i były „wymysłem peronizmu”. Podobne opinie lider ultraprawicowej La Libertad Avanza powtarzał potem wielokrotnie, również jako prezydent.

Takim głosem mówi dziś w Argentynie wielu przedstawicieli obozu władzy. W zeszłym roku wiceprezydentka i marszałkini senatu Victoria Villarruel (która zresztą na historycznym negacjonizmie zbudowała polityczną karierę) stwierdziła, że przewrót wojskowy był konieczny ze względu na „walkę z terrorystami”.

Chwilę później kontrowersje wzbudziło zdjęcie trzynastu posłów La Libertad Avanza, którzy odwiedzili w więzieniu czterech byłych wojskowych skazanych za tortury i zniknięcia. Parlamentarzyści chcieli okazać im wsparcie i zaczęli prowadzić kampanię na rzecz ponownego rozpatrzenia ich spraw oraz zamiany kary na areszt domowy. Za takim rozwiązaniem opowiada się minister sprawiedliwości Mariano Cúneo Libarona, który również słynie z obrony działań junty, a w kontekście wyroków, jakie spotkały wojskowych, powiedział, że „nie oznaczają one sprawiedliwości, lecz polityczną zemstę”.

Obrona argentyńskich uniwersytetów przed libertariańską piłą łańcuchową

W ostatnich tygodniach głośno zrobiło się o nagraniu, które 24 marca, na okoliczność 49. rocznicy puczu, opublikowały strony rządowe. Agustín Laje Arrigoni – politolog i założyciel ultraprawicowego think tanku Fundación Libre, należący do bliskiego środowiska prezydenta – opowiada w nim alternatywną wersję historii, podważa liczby ofiar i mówi o tym, że kolejne rządy zakładały argentyńskiemu społeczeństwu „kaganiec cenzury regulowanej ideologicznymi dogmatami” i „moralny obowiązek powtarzania kłamstw”.

Niech żyje opór i maski gazowe

Odkąd Milei zasiada w Casa Rosada, podobne stwierdzenia lub gesty nie są już rzadkością. Stanowią fundament ogłoszonej przez niego rewolucji i jeden z frontów wojny kulturowej, jaką wypowiedział „kastom” oraz „przesiąkniętym marksizmem” edukacji, kulturze i mediom. Idą za tym decyzje i czyny – jak choćby likwidacja konkretnych instytucji. Ofiarą rewolucji padła na przykład  CoNaDI (Comisión Nacional por el Derecho a la Identidad), organizacja praw człowieka powołana jeszcze w 1992 roku, za rządów Carlosa Menema. Jej pracownicy zajmowali się pomocą w poszukiwaniu dzieci skradzionych i poddanych przymusowym adopcjom w okresie dyktatury: kompletowaniem dokumentacji, wsparciem prawnym i psychologicznym oraz łączeniem rozdzielonych przez reżim rodzin.

Ofiarą rządowych decyzji stało się także wiele miejsc pamięci, uważanych przez Mileia za „główne ośrodki indoktrynacji”. Od początku kadencji prowadzi między innymi walkę z zainaugurowanym przed dekadą i wpisanym na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO Muzeum Pamięci ESMA – najważniejszym w Argentynie miejscu upamiętniającym terror dyktatury. W zeszłym roku wstrzymano większość finansowania dla tej instytucji, a na początku czerwca ostatecznie odsunięto jej dyrektorkę, Mayki Gorosito, która broniła muzeum i sprzeciwiała się drastycznym cięciom środków.

Žižek: Powrót Trumpa oznacza, że koniec tego świata jest przesądzony

W tym samym czasie jednym prezydenckim dekretem zlikwidowano też kluczową instytucję zajmującą się prawami człowieka i badaniem doświadczeń reżimu – Secretaría de Derechos Humanos de la Nación. Pół roku wcześniej zwolniono jej dyrektora, Horacia Pietragallę Cortiego, posła kirchnerowskiej Partii Justycjalistycznej (a prywatnie: sieroty po rodzicach uprowadzonych przez wojsko), a na jego miejsce zatrudniono apologetę Videli, Alberta Bañosa.

Kochany przez Argentyńczyków Eternauta powraca więc w czasie szczególnym: gdy budowany przez niemal pół wieku konsensus jest burzony, a pamięć staje się polem brutalnej bitwy. Słynny komiks Oesterhelda staje się też inspiracją dla tych, którzy protestują przeciwko innym frontom rządowej rewolucji, boleśnie uderzającej m.in. w emerytów oraz demontującej system publicznej edukacji i ochrony zdrowia.

Widać to było podczas masowych manifestacji w maju i na początku czerwca, gdy demonstranci maszerowali ulicami Buenos Aires w maskach przeciwgazowych, chroniących ich nie przed toksycznym śniegiem, a przed policyjnym gazem łzawiącym. Oraz wspólnym głosem wykrzykiwali hasła znane z przeboju Netflixa: „Nie jesteśmy pokonani, walka trwa” i „Niech żyje opór, niech żyje Argentyna!”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Magdalena Bartczak
Magdalena Bartczak
Dziennikarka i reporterka
Dziennikarka i reporterka, z wykształcenia polonistka (UW) i filmoznawczyni (UJ). Korespondentka z Ameryki Południowej, głównie z Chile, gdzie przez sześć lat mieszkała. Autorka książki reporterskiej „Chile południowe. Tysiąc niespokojnych wysp” (Wydawnictwo Muza, 2019).
Zamknij