Film

„Biały Lotos”: Dobrym ludziom przytrafiają się dobre rzeczy

Biały Lotos HBO

„Biały Lotos” to jedyny w swoim rodzaju serial, który wprowadza widza w błąd lekkością i słodyczą po to, żeby poruszyć tematy najważniejsze i złamać mu serce.

– Było coś fajnego?
– Niezbyt. Widziałem sporo glonów. Brzydziłem się.

Akcja dzieje się na Hawajach, świeci słońce, ale oczywiście nie świeci dla wszystkich tak samo. Biały Lotos to nowy (i naprawdę wspaniały) serial HBO, a zarazem luksusowy hotel, miejsce, gdzie goście powinni, a pracownicy są zmuszeni się uśmiechać. I ta różnica może jest najważniejsza na świecie. Na pewno jest najważniejsza tam, nad basenem, w pokoju z widokiem na ocean.

„Czemuż tak się zadręczamy?”

Sześcioodcinkowy serial opowiada o bogatych białych ludziach spędzających tydzień w luksusowym hotelu. Nie można o nich napisać wyświechtanej frazy o „pozornym szczęściu”, bo napięcia są widoczne od pierwszych scen. Od początku wiemy też, że ktoś umrze, ale tego nikt jeszcze nie przeczuwa, wakacje dopiero się zaczęły.

Wśród bohaterów mamy nowożeńców, którzy za słabo się znają; małżeństwo z dorastającymi i naprawdę nieznośnymi dziećmi i biedniejszą koleżanką córki, którą wspaniałomyślnie zabrali na wakacje, bo dobrze jest komuś pomóc; samotną kobietę i jej śmieszno-straszną misję. Wszyscy owładnięci obsesjami, na jakimś skraju, wszyscy toczący swoje małe wojny.

Nieustannie towarzyszy nam „lokalna” muzyka, szum fal, a wszystko to powoduje, że Biały Lotos to jedyny w swoim rodzaju serial, który wprowadza widza w błąd lekkością i słodyczą po to, żeby poruszyć tematy najważniejsze i złamać mu serce.

Od początku wiemy, że chodzi o władzę. Mąż zarabia więcej od młodej żony, jej praca dziennikarki jest warta tylko krótkiego wybuchu śmiechu; mąż zarabia mniej od żony, więc jedynym śladem po jego utraconej męskości jest wspomnienie zdrady (której oczywiście bardzo żałuje). Dziewczyny mają władzę nad młodym incelem i mogą się nad nim bez skrupułów pastwić, bo przez wieki mężczyźni dyskryminowali kobiety, czas więc na zemstę. Ale w tej dziewczyńskiej przyjaźni jest przecież podobnie. „Jesteśmy przyjaciółkami, dopóki ona ma więcej ode mnie” – mówi Paula.

Nie ma w tym serialu relacji, która nie byłaby naznaczona przemocą. Wszyscy mówią to, co wydaje im się, że ich rozmówca chce usłyszeć. I wszyscy się mylą. Shane walczy, bo zapłacił za inny pokój, niż dostał, generalnie ciągle walczy, chodzi o godność. Spoiler: akurat tę walkę wygra, ale wymarzony pokój okaże się mniejszy. I gorszy. Szczęście nie istnieje – mówi nam Mike White, twórca serialu. Istnieją tylko konflikt, nuda i uzależnienia.

Bo wszyscy ci ludzie są uzależnieni. Od dominacji, alkoholu, uwagi, pożądania, aktywności, telefonów. I tylko niektórym uda się pokonać swoje słabości, i nie wiadomo wcale na jak długo. Ponieważ na wakacjach w kurorcie tak naprawdę nie ma nic do roboty poza nurkowaniem (ale ile można nurkować) i leżeniem, to dużo ze sobą rozmawiają, albo raczej – często się kłócą.

Dobrobyt i inne nieszczęścia

„Tak wygląda świat”

„Mama nie jest Putinem” – mówi ojciec (ten, który mniej zarabia) do Olivii, zblazowanej dziewczyny krytykującej matkę za pracę w kapitalistycznym przemyśle śmierci. Córka nie ma zamiaru kibicować jej tylko dlatego, że jest kobietą, to już nie te czasy. Kiedy jej ojciec dowiaduje się o homoseksualności swojego nieżyjącego ojca i znosi to nie najlepiej (delikatnie mówiąc), córka zarzuca mu homofobię. „W domu można sobie pozwolić na różne opinie i swobodę” – mówi matka, ale Olivia nie do końca się zgadza. Matka pyta więc: „Co mu zrobisz? Scancelujesz go?”.

W trudniejszych dyskusjach Olivia odpowiada: „cringe”. Nie potrzeba argumentów, wystarczy to słowo. Intensywnie gardzi kapitalizmem i kolonializmem. Paula, ciemnoskóra przyjaciółka bogatej rodziny, czyta nad basenem Frantza Fanona, te naburmuszone dziewczyny w ogóle dużo czytają, między innymi Freuda i Nietzschego. I co z tego?

Wątek kolonializmu w serialu jest znacznie głębszy niż obrazek białych pijących słodkie alkohole i podziwiających „tradycyjny taniec ludowy” i „przystojniaków w przepaskach”. Kolonializm jest w pytaniu o wartość naszyjnika i w spojrzeniu niebiałej dziewczyny, która studiuje, na niebiałego chłopaka, który pracuje w hotelu. I nie ma odpowiedzi na pytanie „jak mogę ci pomóc?”. Pomoc jest tu tylko sposobem na spędzenie wolnego czasu albo satysfakcjonującą (do czasu) formą terapii.

Wracając do Olivii: gardzi też swoim bratem, czyli według niej chyba całym patriarchatem, ma dużo opinii, kiedy tak sobie siedzi nad basenem.

Biały lotos
Kadr z serialu Biały Lotos. Fot. HBO

Ale starzy nie są wcale lepsi. Zgodnie z liberalną filozofią sukcesu uważają, że są na właściwym miejscu, mają pieniądze, bo są pracowici, bo są po prostu dobrymi ludźmi. A jak ktoś ich nie ma? No nie wiem, sami się zastanówcie.

Ojciec rodziny w swoich monologach reprezentuje typowego zwolennika status quo i możemy się na niego denerwować, kiedy mówi: „Nikt nie zrezygnuje ze swojego przywileju”, ale trudno się z nim nie zgodzić. A wy co? Oddacie biednym wszystko, co macie?

Serial doskonale ilustruje aktualne dyskusje o płci, środowisku, kryzysie męskości, imperializmie. Bezlitośnie je też podsumowuje. „Jakie ma znaczenie, co myślimy, skoro wszyscy robimy to samo?” – wykrzykuje Quinn, młodszy brat Olivii, który rzadko coś mówi. I ma rację. Bo możemy się śmiać z tych bogatych burżujów debatujących o socjalizmie i zmianach klimatu przy suto zastawionym stole, ale czy nie jesteśmy do nich podobni? Czy to nie jest też nasz stół?

Biały Lotos HBO
Kadr z serialu Biały Lotos. Fot. HBO

„Uśmiech!”

Zachwycający Armond – kierownik Białego Lotosu – już w pierwszych scenach instruuje praktykantkę, żeby raczej nie afiszowała się ze swoją osobowością, „egzotyczny teatr kabuki” – mówi. „Atmosfera nieokreślenia” – dodaje. W serialu jak refren powraca scena, w której pracownicy odwracają się od swojego zaplecza, nakładają na twarz sztuczny, czarujący uśmiech i kierują się w stronę klientów, tych ludzi ważniejszych od nich, ludzi, którzy mają czuć się dobrze.

Ci ludzie są ważniejsi niż Lami, która w pierwszym odcinku rodzi w pracy, są ważniejsi niż Belinda – kierowniczka spa, która na chwilę uwierzyła, że jej los może się odmienić, są ważniejsi niż Armond, który wykorzystuje i sam jest wykorzystywany.

Biały Lotos to serial o tym, że jest coś głęboko niegodziwego w świecie, w którym jedna osoba może opowiadać drugiej o tym, jak bardzo jest zmęczona, a druga jest zmuszona jej w milczeniu słuchać. I pocieszać. Chociaż też jest zmęczona. I może jeszcze bardziej ma dosyć swojego życia.

Mike White pokazuje ogromną przepaść między dwoma gatunkami ludzi – tymi, którzy przez większość dnia muszą sprawiać komuś przyjemność i szeroko się uśmiechać, i tymi, którzy mogą mieć zły humor, narzekać, oczekiwać czegoś, mieć pretensje. Jesteś uprzywilejowany, jeśli przez większość swojego życia nie musisz mówić: „Jak minął dzień? Pięknie pan wygląda!” – mówią twórcy Białego Lotosu. Jesteś uprzywilejowana, jeśli możesz czuć się swobodnie. Bo niektórzy, zazwyczaj ci bogaci i zazwyczaj ci biali, zawsze są w domu. Są u siebie, w tym hotelu, przy tym stole, na tym świecie.

Biały Lotos HBO
Kadr z serialu Biały Lotos. Fot. HBO

Biały Lotos kończy się dobrze. Dla niektórych. Powiedzmy, że dla tych, którzy i tak już mieli dobrze. No bo co może pójść nie tak? Skonfliktowane pary się godzą, pojawia się nadzieja na miłość, nieoczekiwany zachwyt naturą. Dla niektórych tydzień kończy się trochę gorzej. Kończy się wszystko. Ale kto by o nich pamiętał? Jadą nowi goście! Uśmiech!

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Emilia Konwerska
Emilia Konwerska
Publicystka, kuratorka, poetka
Literaturoznawczyni, publicystka, kuratorka, poetka. Mieszka we Wrocławiu.
Zamknij