Bullying, przemoc, molestowanie – wszystko to dzieje się za cichym przyzwoleniem dorosłych, którzy zbyt często reagują, dopiero gdy zmusi ich do tego powaga sytuacji, i zrzucają winę na nieprzystosowane jednostki, radośnie przechodząc do sprowadzania na świat kolejnych.
„Porzuceni emocjonalnie przez rodziców i społeczeństwo w ogólności, chłopcy często przeżywają złość, którą nikt się nie przejmuje, dopóki nie prowadzi do agresywnych zachowań. Dopóki chłopcy, wypełnieni gniewem, spędzają całe dnie przed komputerem, nie mówią, nie budują relacji – nikogo nie obchodzą”.
Te słowa, pochodzące z książki Gotowi na zmianę. O mężczyznach, męskości i miłości amerykańskiej feministki bell hooks, wybrałyśmy z Aleksandrą Herzyk na otwarcie naszego zbioru reportaży, który ukazał się w 2023 roku. Zawarłyśmy w nim historie kilkunastu chłopaków w wieku od 23 do 32 lat, w centrum stawiając doświadczenia, którymi wybrukowane zostały ich ścieżki do manosfery – niejednorodnej, lecz co do zasady wrogiej kobietom przestrzeni internetowej, w której zakamarkach (otwartych forach i zamkniętych grupach) znaleźli podobnych sobie sfrustrowanych, pod wieloma względami wykluczonych, samozwańczych inceli.
Półtora roku później ten sam cytat stanowi równie celny komentarz do serialu, który wywołał tak zgodne, hurraoptymistyczne reakcje, że aż prosi się, by poszukać dziury w całym. Mowa oczywiście o Dojrzewaniu.
Nie „czy”, ale „dlaczego”
Nowa, czteroodcinkowa produkcja Netflixa bije kolejne rekordy i prowokuje potrzebne dyskusje – o roli rodzica w kształtowaniu młodego człowieka, odpowiedzialności za wychowanie, przemocy rówieśniczej, tak zwanych toksycznych wzorcach męskości, mizoginii sączonej do głów poprzez ekrany i przy wsparciu algorytmów oraz bezradności dorosłych, żyjących – do czasu – w błogiej nieświadomości tego, z czym mierzą się dorastający chłopcy.
Do czasu, czyli do wybuchu agresji. Takiej, której nie da się zignorować zwyczajowym „boys will be boys”. W Dojrzewaniu przybiera ona tę najbardziej skrajną formę. Trzynastoletni chłopiec morduje koleżankę z klasy, dźgając raz po raz nożem pożyczonym od kolegi. Już w pierwszym odcinku rozwiewają się wątpliwości co do sprawstwa – policja ma wszystko na taśmie – przez co serialowi bliżej do dramatu psychologicznego niż kryminału. Pytanie jest nie „czy” i nie „kto”, ale „dlaczego”. Co musi się zadziać w życiu i głowie dziecka, które z zimną krwią morduje inne dziecko?
Epicka rewolucja w mówieniu o przemocy wobec mężczyzn [o serialu „Reniferek”]
czytaj także
W licznych recenzjach powtarza się opinia, że serial „nie daje łatwych odpowiedzi”. Sama odniosłam wrażenie, że są one podsuwane niemal na tacy, co nie jest zarzutem – jeśli przekaz miał dotrzeć do masowego odbiorcy, wymagał uproszczenia i wykorzystania tego, co ma szansę wzbudzić silne emocje. Można prowadzić jałowe spory co do proporcji – nie wiemy, jaki był udział poszczególnych czynników, które wpłynęły na decyzję Jamiego o zabójstwie – ale twórcy dają nam jasne wskazówki co do tego, gdzie należy szukać.
Zablokowany emocjonalnie ojciec, który wstydzi się, gdy syn nie radzi sobie w sporcie. Boi się, że wychowa ciamajdę, czyli takiego nie w pełni mężczyznę. Dzieciak mówi psycholożce, że nie nazwałby go kochającym, to słowo wydaje mu się wręcz krępująco nie na miejscu. Wie sporo o jego pracy, ale nie czuje emocjonalnej więzi i wsparcia. Wspomina, że ojciec bywa agresywny i kiedyś rozwalił pięściami stodołę, jednak nigdy go nie uderzył. Matka wydaje się bardziej dostępna, ale też nie potrafi i nie jest szczególnie zainteresowana dotarciem do trzynastolatka, który po powrocie ze szkoły zaszywa się w pokoju i jest święty spokój, bo przynajmniej „nie wpadnie w złe towarzystwo”.
Rolę odgrywa tu również, co szczególnie istotne i zbyt rzadko wybijane na pierwszy plan, przemoc rówieśnicza. To nie tylko tzw. bullying, czyli gnębienie, ale też izolacja i wykluczenie z grupy. Przybiera rozmaite formy, które mają niezwykle reprezentatywną próbę w Dojrzewaniu: nielegalne rozprowadzanie nagich zdjęć nastolatek, molestowanie (którego częściej doświadczają dziewczynki), fizyczna przemoc wobec obranych na ofiary chłopców (zwykle tych „innych”, „słabszych” i nierzadko szczególnie wrażliwych, łaknących akceptacji, a tym samym potencjalnie bardziej podatnych na teorie rodem z manosfery). Wszystko to dzieje się za cichym przyzwoleniem dorosłych, którzy zbyt często reagują, dopiero gdy zmusi ich do tego powaga sytuacji, i mają tendencję do zrzucania odpowiedzialności na nieprzystosowane jednostki, radośnie przechodząc do sprowadzania na świat kolejnych.
„Gdzie byli rodzice?”
W komentarzach na temat Dojrzewania czytam, że nie można winić serialowych rodziców za błędne decyzje ich dzieci, nawet tak drastycznych jak zabójstwo, bo przecież nie bili, za to karmili, ubierali i bez wątpienia kochali, nikt przecież nie jest idealny. Popełnianie błędów wychowawczych jest nieuchronne w przypadku zdecydowania się na prokreację, ale odpowiedzialność jest sztuką mierzenia sił na zamiary. Żyjemy w czasach coraz większego chaosu i nakładających się na siebie kryzysów, a pokolenie Z nie bez powodu jest nazywane najbardziej zestresowanym, wypalonym, lękliwym i samotnym w historii – w 2024 roku raport Światowego Indeksu Szczęścia uznał je także za najmniej szczęśliwe.
Nie chodzi mi o to, by linczować rodziców za nieszczęśliwe wypadki czy drobne niedociągnięcia, ale popularna strategia wychowawcza, którą można streścić frazą „jakoś to będzie”, nigdy nie była wystarczająca, a dziś jest wyjątkowo lekkomyślna i niebezpieczna. Nie ma to związku z grubością portfela – najbogatszy człowiek na świecie jest tak fatalnym ojcem, że chyba nikogo nie zdziwi, jeśli jego syna, którego nosi wszędzie ze sobą jako żywą tarczę, zobaczymy kiedyś na mugshotach.
W książce Samiec alfa musi odejść. Dlaczego patriarchat szkodzi wszystkim Liz Plank pisała – także w kontekście inceli – że „chłopcy nie rodzą się agresywni – takimi ich tworzymy”. I jeszcze: „Sposób, w jaki wychowujemy chłopców, to recepta na katastrofę – i ta katastrofa już się dokonuje”. Być może scena, w której wstrząśnięci rodzice Jamiego wypominają sobie zaniedbania, które mogły mieć – jak gdybają – wpływ na jego decyzję o zabójstwie, nie powinna być przyczynkiem do szukania dla siebie wymówek, a do wzięcia odpowiedzialności za produkowanie i kształtowanie kolejnych pokoleń w świecie, w którym sami nie potrafimy się odnaleźć.
Andrew Tate: Nie jesteś samcem alfa? To na pewno wina feministek
czytaj także
Jamie zostaje poddany praniu mózgu, pod które grunt został przygotowany dużo wcześniej. Nie wymagało to szczególnie traumatycznych doświadczeń – choć początkowo pada takie podejrzenie, ojciec chłopaka nie wykorzystywał go seksualnie. Ale kiedy on nie rozmawiał z synem, poruszania się po wzburzonym morzu praw rządzących relacjami towarzyskimi – romantycznymi i seksualnymi – oraz często sprzecznych oczekiwań społecznych wobec definicji i roli mężczyzny w trzeciej dekadzie XXI wieku „pomagał” mu Andrew Tate i inni bogowie manosfery.
Kogo szokuje Dojrzewanie?
Dopiero wybuch niekontrolowanej przemocy sprawił, że bliscy trzynastolatka pochylili się nad jego samotnością, wyobcowaniem, własną niedostępnością, tym, co sprawiło, że był łatwiejszym kąskiem dla internetowych ekstremistów. I choć zabójstwo nie jest puentą, a raczej punktem wyjścia do opowiedzenia inspirowanej serią podobnych wydarzeń historii, to ono sprawia, że jesteśmy gotowi słuchać.
Mnóstwo osób, w tym rodzice chłopców, wyraża w sieci niedowierzanie i przerażenie tym, co odkryło przed nimi Dojrzewanie. Przyznam, że choć doceniam geniusz aktorski oraz wyśmienity sposób podania (odcinki, z których każdy stanowi jedno ujęcie, nie są tu sztuką dla sztuki), po pierwszym odcinku byłam nieco znudzona, bo podobnych historii znam setki, w tym wiele z pierwszej ręki – minus zabójstwo. Zaryzykuję nawet twierdzenie, że ktoś, kto choć trochę interesuje się tym, co dzieci i młodzież robią w internecie, niczego się z serialu nie dowiedział.
Internetowa subkultura inceli, kosmiczna popularność wspomnianego w serialu Andrew Tate’a i innych mizoginistycznych guru, zamachy dokonywane – głównie w USA – przez związanych z manosferą „mścicieli”, za swoje niepowodzenia na polu seksualnym i romantycznym obwiniających kobiety, które „pożądają tylko 20 proc. najbardziej atrakcyjnych mężczyzn”, algorytmy mediów społecznościowych, faworyzujące antagonizujące treści oraz dezinformację kosztem informacji – to tematy, które media, również głównego nurtu, mielą od czasu, gdy 23-letni Elliot Rodger zamordował sześć osób, w tym cztery kobiety, na końcu strzelając sobie w głowę, a było to w 2014 roku.
Algorytmy nakręcają redpillową maszynkę do mielenia facetom mózgów
czytaj także
Nie jest to nawet pierwsza głośna produkcja o zwichrowanym psychicznie nastolatku, który zabija w ramach „zemsty” za romantyczne i społeczne odrzucenie. Wcześniej był choćby amerykański Słoń, będący fabularyzowaną wersją ostatnich godzin życia czternastu ofiar śmiertelnych i dwóch nastoletnich sprawców strzelaniny w Columbine, do której doszło w 1999 roku. W roku 2003 zgarnął dwie Złote Palmy w Cannes – za najlepszy film i reżyserię. Istotnym wątkiem jest tu powszechność i kult broni w USA, a prawdopodobnie także zaburzeń psychicznych, zaś w serialu Netflixa większą rolę odgrywa wpływ manosfery oraz fakt, że w Wielkiej Brytanii dochodziło w ostatnich latach do niepokojącej liczby ataków nożem, których sprawcami byli nastoletni chłopcy, a ofiarami dziewczynki, ale te opowieści znacznie więcej łączy, niż dzieli.
Dojrzewanie porusza i może wciągać, ale osoby, które zszokowało, uświadamiając istnienie manosfery i odkrywając przed nimi prawdę o realiach, w jakich dorastają dzisiejsi chłopcy, musiały spędzić pod kamieniem co najmniej kilka ostatnich lat. Podobnie jak serialowi rodzice, nauczycielka i prowadzący śledztwo policjant, który od swojego nastoletniego syna dowiaduje się, czym jest tzw. czerwona pigułka – poza tym, że nawiązaniem do Matrixa – choć od czasu zamachu w brytyjskim Plymouth z sierpnia 2021 roku, w którym zginęło pięć osób i 22-letni sprawca, tamtejsze służby bezpieczeństwa, w tym MI5 i antyterrorystyści, prowadzą ponoć wzmożony monitoring incelskich przestrzeni w sieci.
Granice empatii
W przeciwieństwie do Jamiego żaden z polskich inceli, których opisałyśmy z Herzyk w Przegrywie, nie dopuścił się brutalnego przestępstwa, choć wielu w którymś momencie życia fantazjowało o krwawej zemście na szkolnych prześladowcach, a nawet przypadkowych osobach, którym lepiej się w życiu powiodło. Paweł, 27-letni prawiczek w spektrum autyzmu, opowiadał mi, jak w gimnazjum wysłał wypracowanie na konkurs organizowany dla uczniów przez fundację Jolanty Kwaśniewskiej. Wysłał mi je, choć twierdził, że dziś się go wstydzi – była to bardzo osobista recenzja nowego estońskiego filmu Nasza klasa z 2007 roku.
czytaj także
Paweł wyrażał w niej zrozumienie dla głównego bohatera, szesnastolatka imieniem Joosep, będącego ofiarą przemocy ze strony rówieśników oraz własnego ojca, który widząc rozpacz syna, każe mu „być mężczyzną i postawić się gnębicielom”. Delikatny i wrażliwy chłopak stanowi łatwy cel dla spełniających oczekiwania wobec przedstawicieli płci męskiej oprawców, w przeciwieństwie do niego cieszących się popularnością i towarzyskim uznaniem. W decydującej scenie zostaje otoczony przez szkolną gawiedź i wśród chichotu oraz bluzgów zgwałcony wraz z Kasparem – jedynym uczniem, który próbował go bronić, gdy cała klasa dołączała do gnębienia. Kończy się otwarciem ognia do oprawców, świadków i siebie. Ciąg przyczynowo-skutkowy wyłożony jest w sposób dość toporny i pozbawiony niuansów – nie sądzę, by Paweł miał się czego wstydzić, bo i mnie bez trudu przyszło empatyzowanie z chłopakami, którzy doświadczyli serii traum i gwałtu, przed czym dorośli nawet nie próbowali ich uchronić, a nawet dokładali się do cyklu przemocy.
Jamie jest trudniejszym przypadkiem. Na jego korzyść działa wiek – bo na ile można obarczać odpowiedzialnością za zbrodnię trzynastoletnie dziecko? – ale poznajemy go dopiero po zabójstwie i szybko traci nasze współczucie, w trzecim odcinku wywołując już głównie niepokój i odrazę. Nie dowiadujemy się wiele na temat ścieżek, którymi dotarł do manosfery, a o doświadczeniach, które miały go zradykalizować, słyszymy po fakcie i nie wydają się bardziej traumatyczne niż w przypadku milionów innych ludzi. Częsty argument, że „wiele osób doświadczyło gorszych rzeczy i jakoś nie wyżywają się na innych”, jest jednak równie mądry co zabawa w ruską ruletkę po pijaku.
Znamy czynniki, które zwiększają prawdopodobieństwo wsiąknięcia w manosferę oraz sprzyjają radykalizacji. Kierowana do specjalistów z zakresu zdrowia psychicznego praca Understanding and Treating Incels, którą omówiłyśmy w Przegrywie, zawiera nawet ich listę i dokładne opisy etapów radykalizacji. Izolacja, samotność, brak wsparcia, odrzucenie przez rówieśników i bullying należą do najczęstszych elementów, zaburzenia psychiczne diagnozuje się mniej więcej w połowie przypadków zabójstw dokonanych przez osoby powiązane z manosferą.
Paweł, jak wielu chłopaków w całej Europie, utożsamiał się z Joosepem. Rówieśnicy odrzucili go już w pierwszych klasach szkoły podstawowej, bo był dziwny, odstawał. Od okrutnych żartów, które wywoływały w nim panikę – kiedyś koledzy udawali, że wyskakują z okna, doprowadzając go do płaczu, tylko po to, by potem bezlitośnie z tego kpić – po plucie do rękawa wiszącej w szatni kurtki i fizyczne zaczepki, które wywoływały w nim agresję i prowadziły do bójek, na które nauczyciele przymykali oko, bo „chłopaki tak mają”, i kończyło się przymusowym podaniem sobie rąk. Starszy brat nazywał go głąbem i nieraz przywalił mu w głowę. Zdystansowany, odrobinę za dużo pijący ojciec i narcystyczna, nadopiekuńcza matka, której do dziś musi meldować się przez telefon, gdziekolwiek wychodzi. Był prymusem, wygrywał olimpiady historyczne na ogólnopolskim poziomie, wróżono mu świetlaną przyszłość. A dla niego nauka była formą eskapizmu. Później stała się nią incelosfera.
Nie został fanem Andrew Tate’a i zachował progresywne poglądy, ale akceptował panującą tam mizoginię, bo w relacjach z „normalnymi ludźmi” – zwanymi „normikami” – poniósł porażkę i czuł, że nie ma do kogo się zwrócić. Mówi o sobie, że „miał być prawnikiem, ale mu się pojebało i został prawikiem”. Jako nastolatek nie tylko czuł zrozumienie dla bohatera Naszej klasy, ale sam snuł czasem wizję odwetu na gnębicielach. Dziś coraz częściej wspomina o samobójstwie jako planie na przyszłość, tracąc wiarę w możliwość zmiany swojej sytuacji, choć ciągle podejmuje próby – od lat chodzi na terapię, inwestuje w aplikacje randkowe, bierze udział w speed-datingach.
Nie czekajmy, aż dojdzie do (kolejnej) tragedii
Wspominam o Pawle i Naszej klasie, bo te historie mają z Dojrzewaniem wiele elementów wspólnych. Poszczególne wątki powtarzają się zresztą w opowieściach tysięcy chłopaków – można je znaleźć choćby na forach internetowych, takich jak Reddit czy Wykop – a w przypadku społeczności inceli stają się wręcz regułą (od której są liczne wyjątki). Wydaje się, że w szczególny sposób zawodzą ojcowie, którzy nie potrafią nawiązać prawdziwych, głębokich więzi z synami, bo nie nauczyli się tego od swoich ojców i jak dotąd nie zaświtało im, by spróbować przełamać przekazywaną z pokolenia na pokolenie klątwę niezdrowego maczyzmu. Matki są nie mniej przemocowe w stosunku do dzieci, ale nawet jak się starają, nie są w stanie zastąpić synom ojcowskiej uwagi, czułości i wsparcia, których trujący zamiennik chłopcy znajdują w manosferze.
Prawa chłopców i mężczyzn będą jednym z priorytetów polskiej prezydencji w UE
czytaj także
Dojrzewanie nie jest opowieścią jedynie o chłopcu, który przekroczył granicę nie do pomyślenia. To lustro, w którym powinno przejrzeć się całe społeczeństwo – rodzice, nauczyciele, politycy, twórcy treści. Każdy, kto bierze udział w kształtowaniu rzeczywistości, w której wykluczenie i samotność prowadzą chłopców do internetowych czarnych dziur. Częściej niż przemocą kończy się to życiem w głębokiej samotności i poczuciu beznadziei albo samobójstwem. Tymczasem kpiny i banalizujące rady, by „wyszli z piwnicy” czy „po prostu się umyli” – padające w komentarzach, również ze strony „wrażliwych” lewicowych publicystów – nie tylko nie pomagają, ale pogłębiają ich izolację i cierpienie.
Nie wystarczy też, jak sugerują niektórzy, odciąć chłopakom dostęp do internetu, przeprowadzić warsztatów na temat mizoginii w szkołach (co popieram) czy zbanować amerykańskich portali społecznościowych (również). Poza zakazami i edukacją potrzebują przede wszystkim troski, którą dorośli są im zwyczajnie winni. Zwłaszcza ci, za których sprawą mieli pecha pojawić się na planecie Ziemia w trzecim tysiącleciu.