Po obejrzeniu tego dokumentu, a tym bardziej całego internetowego cyrku wokół procesu, wiele osób, które doświadczają przemocy ze strony silniejszego, bogatszego, lepiej ustawionego, dziesięć razy się zastanowi, zanim powie o tym głośno. I to jest najgorszy możliwy efekt całego tego medialnego syfu.
Trzyodcinkowy serial Depp kontra Heard wleciał na Netfliksa. Dobry tytuł. Można by pomyśleć, że to film dokumentalny o sporze sądowym między dwojgiem aktorów, że obejrzymy streszczenie sprawy, poznamy jakieś nieznane fakty. Raczej nic z tych rzeczy. Ten film powinien nazywać się raczej Chciwość kontra prawda, ale wiadomo, że w taki tytuł nikt by nie kliknął.
Całość oczywiście kręci się wokół głośnego procesu Johnny’ego Deppa i Amber Heard, jaki toczył się w roku 2022 roku przed sądem w USA. Oboje wzajemnie oskarżali się o zniesławienie, proces wygrał Depp, Heard też trochę wygrała. Ostatecznie zawarli ugodę. Aktorka zapłaci milion dolarów. Zaspojlowałam wam od razu, choć trudno mi uwierzyć, że nie wiecie, jak tamten proces się skończył.
Depp vs Heard: kilka rzeczy, których nie rozumiemy na temat przemocy domowej
czytaj także
Amerykański proces między Deppem i Heard był medialnym cyrkiem. Relacje z sali sądowej transmitowały media. Przesłuchania na żywo godzinami leciały w sieci. Były od razu komentowane. Potem cięte na kawałki, przerabiane na krótkie filmiki na TikToka i inne platformy. Parodiowane. Omawiane. Obśmiewane. Oklaskiwane. Szerowane na potęgę.
Żonobijca Johnny Depp
Zanim proces w USA ruszył, publiczność w sieci już była ostro podzielona na masę zwolenników Deppa i garstkę wierzących Heard. Przed amerykańskim procesem toczyła się sprawa w sądzie w Wielkiej Brytanii. W roku 2020 roku Depp pozwał o zniesławienie wydawcę „The Sun” za to, że gazeta nazwała go „żonobijcą”. Aktor dowodził, że napisano nieprawdę. Niestety dowodów na to, że bił żonę, starczyło, żeby sąd uznał, że aktor jednak był żonobijcą.
Depp pozwał tabloid, bo oskarżenia o przemoc wobec żony rujnują jego karierę. Nie udało się w Wielkiej Brytanii, więc wytoczył proces w USA. Heard napisała w 2018 roku w „Washington Post”, że jest reprezentantką osób doświadczających przemocy domowej. O Deppie w tekście nie wspomniała, aktor uznał jednak, że Heard kłamie i niszczy jego karierę. Aktorka odpowiedziała na to, że to on kłamie. Stąd proces o wzajemne zniesławianie – w dużym uproszczeniu.
Jeśli ktoś z was śledził ten sądowy teatr, to większość tych faktów znacie. W filmie kilka spraw zostaje wyjaśnionych – bo jak wspomniałam, choć sieć zalały miliony filmików z sali sądowej, to były pocięte, wyrwane z kontekstu.
Ciekawostki, których nie było na TikToku
Nie dla wszystkich mogło być jasne, czemu proces odbywa się w Wirginii Północnej. Ale kto widział film Historia małżeńska, wie, że w USA ma znaczenie, w jakim stanie toczy się proces, bo prawo jest w różnych stanach różne. Prawnicy Deppa wnieśli sprawę w stanie, gdzie „Washington Post” ma serwery i drukarnie. I gdzie prawo anty-SLAPP-owe nie jest tak mocne.
Przypomnijmy, SLAPP-y to strategiczne pozwy przeciwko partycypacji publicznej, Ci, którzy mają dużo pieniędzy, wytaczają takie procesy tym, którzy chcą powiedzieć coś ważnego, ale niewygodnego dla tych pierwszych. Proces ma być straszakiem. W wielu stanach mógłby być oddalony, bo pierwsza poprawka chroni przed SLAPP-ami. Ale nie w Wirginii. W tym stanie sąd może też zezwolić na transmitowanie zeznań. Sędzia w tej sprawie tak zrobiła, mimo sprzeciwu prawników Amber Heard. Prawnicy Deppa okazali się mistrzami PR-u.
czytaj także
Proces rusza. Ruszają też kamery, cyrk albo teatr. Jakkolwiek to nazwać, to na pewno nie można powiedzieć, że rusza machina, która ma w świetle prawa czy dowodów dowieść prawdy. Niby tak będą mówić prawnicy w sądzie, ale poza salą sądową świat rządzi się innymi prawami. Youtuberzy odpalają transmisje i komentują. Fragmenty zeznań stają się memami.
Widzieliście może ten kawałek o megakielonie Johnny’ego Deppa? W sądzie wyświetlane jest nagranie wideo, zrobione przez Heard. Na nagraniu widać, jak Depp wali szafkami kuchennymi, wygląda na wstawionego, nalewa sobie wino do kieliszka. Prawnik Heard, pytając o to, co widać na filmie, używa określenia „nalał pan sobie megakielich czerwonego wina”. „Megakielich?” – dziwi się Depp, jakby słyszał to słowo pierwszy raz w życiu. A przecież sam go użył we wcześniejszych zeznaniach. Ale nie podczas sprawy w USA, więc w sieci nie wiedzą. Widzą tylko, że prawnik Heard to jakiś sztywniak, co piratowi z Karaibów wypomina, że pije wino z dużego kieliszka.
Przy okazji prezentowania tego dowodu, filmiku z megakielichem, Amber Heard usłyszała w sądzie pytanie: czemu pani to nagrała? Aktorka odpowiedziała, że inaczej Johnny by tego nie pamiętał. Internetowi obrońcy Deppa podbijają pytanie: czemu babka nagrywa z ukrycia swojego partnera, bez jego wiedzy. W dokumencie widzimy nagranie, w którym youtube’owy ekspert tłumaczy, że zdobywanie dowodów przemocy nie jest nielegalne, że jak się czujesz zagrożony, to tak się zabezpieczasz, zbierasz dowody. Wypowiedź tego pana nie zdobyła jednak popularności w sieci. Podobnie jak inna wypowiedź cytowana w dokumencie: że Johnny Depp to wybitny aktor, ale też przemocowy kochanek. To „megakielich”, oryginalny „mega pint” stał się wiralem.
W serialu pojawiają się też ciekawe wyjaśnienia dotyczące kupy na łóżku Johnny’ego. Depp twierdzi, że to ludzka kupa. Fani dopowiadają, że to Heard nasrała na łóżko. Dowody, niepokazane w sądzie, bo nie wszystkie trafiły do procesu, potwierdzają, że pies Johnny’ego, ewidentnie niewłaściwie zaopiekowany jako szczeniak, najadł się marihuany i miał potem problemy żołądkowe. Po prostu robił kupę gdzie popadnie. Wiralem stała się jednak „kupa Amber”.
czytaj także
À propos dowodów niedopuszczonych do sprawy, to sędzia po procesie odtajniła sześć tysięcy dokumentów. Fani Johnny’ego wpadli na pomysł zbiórki, żeby je wykupić z sądu. Wśród tych dowodów jest np. zapis wymiany wiadomości poświadczający, że Depp kopnął żonę w plecy. W sądzie zeznanie Amber, kiedy opowiedziała tę historię, podważono.
Wojownicy Johnny’ego
W czasie procesu przytoczonego w filmie hasztag #justiceforjohnnydeep zebrał 20 miliardów zasięgów, #justiceforamber 77 milionów. Po rozprawie Depp spotyka jednego z youtuberów, który bronił go w sieci. Bardzo mu dziękuje. „Byliście wojownikami” – mówi. To prawda, Depp miał w sieci gigantyczne poparcie.
Nie ma wątpliwości, że był i jest bardziej znany niż jego żona. Fani go nie zawiedli. Nie zawiódł też jeden z jego prawników, który podczas procesu opowiadał, z którymi youtuberami miał kontakt. Tego akurat w filmie nie ma. Znajdziecie to w dwuczęściowym filmie Johnny Depp kontra Amber Heard. Proces dekady.
Media społecznościowe są jak dzwony kościelne – zapowiadają nadejście linczu
czytaj także
Trzyczęściowy serial Netflixa stara się pokazywać w miarę po równo zeznania obu stron, oskarżenia obojga aktorów. Nagrań potwierdzających, jak się wyzywali, wzajemnie poniżali i używali przemocy, jest sporo. Ostatecznie to jednak Depp wygrał i proces, i uznanie opinii publicznej. Wraca do pracy. Odbudowuje karierę.
Heard została potępiona nawet przez ofiary przemocy za to, że ośmieszyła ich cierpienie. Uznano, że kłamie, bo jest aktorką (Deppowi jakoś tego nie zarzucono), że jest podła, bo nagrywała i fotografowała męża przemocowca. Jeśli chciała zdobyć dowody przemocy, to uznano, że jest przebiegła, bo… zbiera haki na męża. Jeśli nie miała na coś dowodu, to uznawano, że zmyśla.
Kto wygra: Depp czy Heard? Jedno jest pewne: przegra Katarzyna, Marta, Filip i inne ofiary przemocy
czytaj także
Sądowy cyrk Deppa i Heard uznano za koniec ery #Metoo, za backlash po walce o prawa kobiet, które doświadczały przemocy. Heard nie okazała się „idealną ofiarą”, a w zasadzie „idealną ocaloną” (survivor). Nie jest bez skazy. Przed sądem opinii publicznej – a ten był w tym przypadku najważniejszy – każda skaza aktorki okazywała się ostatecznie skreślać wszystko, co powiedziała.
Skazy Johnny’ego Deppa okazały się uroczym uzupełnieniem wizerunku pirata.
Bzdury o przejrzystości
Po obejrzeniu tego dokumentu, a tym bardziej całego internetowego cyrku wokół procesu, wiele osób, które doświadczają przemocy ze strony silniejszego, bogatszego, lepiej ustawionego, dziesięć razy się zastanowi, zanim powie o tym głośno. I to jest najgorszy możliwy efekt całego tego medialnego syfu.
Prawnicy Heard nie chcieli, żeby proces transmitowano. Chcieli tego prawnicy Deppa. Niby takie transmisje mają dowodzić przejrzystości procesu. Wszyscy mogą obejrzeć i wyrobić sobie zdanie. Ivan Krastew pisał w książce Demokracja nieufnych o pewnym oszustwie przejrzystości – kiedy tracimy poczucie wpływu, zastąpić je może imitacja polegająca na tym, że wszystko będziemy sprawdzać. Kiedy tracimy zaufanie, zastąpić je może imitacja polegająca na inwigilacji, podglądaniu (zamiast budować relacje z sąsiadami, stawiamy kamery na podwórku itp.). A wszystko to pod przykrywką otwartości i przejrzystości.
Śledztwa dziennikarskie bywają nudne [O filmie „Jednym głosem”]
czytaj także
Autorka dokumentu przytacza obok nagrań z sali sądowej wiele omówień z mediów społecznościowych. Nie przytacza jednak zeznań, podczas których Amber Heard opowiadała o tym, jak Johnny Depp zgwałcił ją butelką. Tego zdecydowała się nie pokazać. Celowo. Czy naprawdę zeznania składane przez zapłakaną, zniszczoną kobietę musiały oglądać miliony ludzi na świecie? Nie tak powinno wyglądać przesłuchanie w tak trudnej sprawie. W imię jakiej przejrzystości urządzono cały ten teatr? Komu to miało służyć?
Ostatecznie prawdy nie poznaliśmy. Zobaczyliśmy za to, jak działa chciwość gwiazd, youtuberów, zbieraczy lajków, serduszek i innych znaczków potwierdzających przykucie uwagi. W czasie procesu twórcy youtube’owi zarobili miliony dolarów, jak informują napisy w filmie Deep kontra Heard.