Czytaj dalej, Weekend

„Wiele bym dała, by zrozumieć, dlaczego ludzie tak bardzo nienawidzą osób otyłych”

Ciągle słyszy słowa podrostków, którzy wypchnęli ją z autobusu, gdy zdyszana usiłowała wejść w ostatniej chwili, bo pojazd już ruszał: „Gdzie się pchasz, krowo?! Taka tylko żre i powietrze psuje!!!”. Publikujemy fragment książki Marii Mamczur „Gruba. Reportaż o wadze i uprzedzeniach”.

Spójrz na Elżbietę i zastanów się, co widzisz.

Stoi przy kuchence. Czeka, aż smalec rozgrzeje się na patelni. Gdy słyszy, jak delikatnie syczy powietrze pod podwójnym, stalowym dnem, wrzuca kiełbasę. Mięso skwierczy, delikatny flak zmienia się w brązową, chrupiącą skórkę.

Okrągła jak księżyc w pełni twarz Elżbiety wyraża spokój i błogość.

To widzisz. A co przy dobrej woli obu stron – Elżbiety i twojej – możesz jeszcze usłyszeć?

Że lubi ten zapach, trochę cierpki, trochę dymny. Lubi smażoną kiełbasę. Taką, która z chrzęstem pęka pod zębami, parzy język, po której broda spływa tłuszczem.

Słyszysz zmieszanie w jej głosie, kiedy się tłumaczy. Wie, że nie powinna.

Co zrobić. Lubi konkrety. Wykwintny tort z różami z tłustego kremu. Frytki. Dobrze zamarynowaną karkówkę z grilla. Zimną wódeczkę do tego.

Wie, że nie powinna, ale sałatą się nie naje.

Jej babcia przeżyła głód w czasie wojny i parę lat po. To dziwne, że na wsi, gdzie produkuje się jedzenie, gdzie wszystko kręci się wokół jedzenia, był taki głód. Ale był. Babcia jako dziecko nie znała smaku śmietany, chociaż w gospodarstwie hodowano trzy krowy. Śmietana była na sprzedaż, w domu wystarczało odchudzone mleko. Chleb zamoczony w mleku i posypany cukrem – to dopiero był przysmak. Jedzono ziemniaki z wody, tłuczone, od święta kopytka, pyzy i placki. Pewnie dlatego babcia powtarzała pulchnej od dziecka Elżbiecie, że wygląda dobrze, bo dorodnie, syto, bogato. Cieszyła się z tej jej pulchności.

Elżbieta wręcz odwrotnie. Zawsze tym nadmiarem ciała się martwiła.

Nie chce opowiadać, jak jej w szkole dokuczali, bo kiedy o tym myśli, czuje wstyd.

Z powodu tego wstydu nigdy też nie powie o sobie: „Jestem gruba, puszysta, mam nadwagę”. Za żadne skarby tego nie powie. Zamiast tego powtarza: „Chciałabym być chudsza”.

Sztuka odwalania się od siebie

Ale nie jest. Od czasu do czasu się odchudza, ale potem dopada ją wilczy głód. Czuje ssanie w żołądku. Jakby ten żołądek sam chciał się zjeść. Mroczki przed oczami. Kręci się w głowie. Ręce drżą. Wszystko wewnątrz się trzęsie. Uspokaja się dopiero, gdy zje coś tłustego.

Jest coraz grubsza. W wieku lat 20 ważyła 86 kilogramów, teraz, dobiegając pięćdziesiątki, waży ponad 100. Bolą ją kolana, kości miednicy. Od pewnego czasu chodzenie sprawia jej trudność. Drobi, lekko kiwając się na boki. Kiedy wchodzi na drugie piętro starej kamienicy, musi zatrzymywać się na każdym półpiętrze. Uwiesza się na poręczy. Dyszy. Wciąga ustami powietrze. Chusteczką ociera z twarzy kropelki potu.

A teraz pomyśl – to, co przedstawiłam powyżej, mogłaś zobaczyć i usłyszeć. A czego nie wiesz?

Że złe samopoczucie fizyczne to pestka. Wstyd ma większy ciężar gatunkowy. Elżbieta najgorzej czuje się wtedy, gdy co jakiś czas, może raz na tydzień, dzwoni do dorosłej już córki. Mówi zakłopotana: „Córcia, paznokcie”. Bo tak już jest, że duży brzuch przeszkadza jej w obcinaniu paznokci u stóp. Ten balon, który nosi przed sobą, nie pozwala też samodzielnie zapiąć sprzączki przy butach, ściągnąć sznurowadeł.

Córka przyjedzie i znowu będzie gderać: „Mamo, weź się za siebie i schudnij”. Potem obetnie paznokcie. Pomaluje bordowym lakierem, w kolorze włosów Elżbiety.

Pomalowane paznokcie to namiastka luksusu i elegancji. Podobnie jak bordowe włosy mocno usztywnione lakierem i usta pomalowane pomadką w takim samym kolorze.

– Każda kobieta chce być piękna – tłumaczy Elżbieta, zdając sobie sprawę, że zakres dbania o własną urodę ograniczył się już tylko do paznokci i włosów. Kiedy to mówi, ogląda swoje akrylowe hybrydy. Cztery paznokcie w kolorze burgunda, jeden, na serdecznym palcu, fioletowy, z przyklejonymi kryształkami, które migoczą niczym brylanty.

– Chce pani pisać o grubych? – dziwi się. – Ale o jakich grubych? Takich jak ja, którzy ważą ponad 100 kilo? Czy o takich, którzy myślą, że są grubi z powodu jednej fałdki na brzuchu? I dlaczego chce pani o nich pisać? Koń, jaki jest, każdy widzi. Ja to wiem i pani to wie. Nic się nie zmieni. Czy jak pani napisze prawdę, zaczną nas kochać? Nie zaczną!

Osoby otyłe niemal wszędzie spotykają się z dyskryminacją

Kuchenna scena z Elżbietą w roli głównej otwiera tę książkę. Mylisz się jednak, jeśli myślisz, że dalsza część będzie kontynuacją łzawej opowieści nieszczęśliwej grubej o jej trudnym życiu. Nie będzie. Tu nie chodzi o łatwe łzy ani tym bardziej o litość.

Pamiętaj, to dopiero wstęp. Zaczyn. Zaproszenie do realnego świata grubych. Elżbieta, którą spotkałaś w kuchni, nie opowiedziała ci całego swojego życia – jak to jest być grubym i jak przetrwać w świecie, który brzydzi się otyłością. O tym opowiedzą inne bohaterki, które znajdziesz w tej książce, odważnie występujące pod własnym imieniem i nazwiskiem. Elżbieta nie jest jeszcze na to gotowa. Sama niewiele wie. Dlaczego stała się gruba? Dlaczego musi jeść? Czy jest skazana na coraz smutniejsze i coraz bardziej uciążliwe życie? Może dzięki tej książce się dowie? Ty zaś teraz po prostu przyjrzyj się Elżbiecie i pomyśl, jak niewiele o niej wiesz.

Teraz spójrz na Dorotę. Stoi przed lustrem. Przymierzyła kolejną sukienkę i z niesmakiem rzuciła ją na krzesło. Jest poirytowana.

To widzisz. Gdybyś miała dar wnikania w cudzy umysł, pewnie dostrzegłabyś natłok negatywnych myśli kłębiących się w jej głowie.

W każdej sukience wygląda źle. Za duży tyłek, za duży brzuch, za grube uda. Nosi rozmiar 48, powinna najwyżej 38. Za dużo tego ciała. Za dużo! Przecież dobrze o tym wie. Słyszy, co koleżanki mówią za jej plecami. Nie pozwolą jej się łudzić, że jest dobrze. Mężczyźni też nie. „Gdybyś tak schudła przynajmniej te 14 kilogramów, byłaby z ciebie niezła laska” – szepnął jej któregoś dnia kolega w biurze.

Trudno się sobie podobać bez czyjejś pomocy

To jeszcze bardziej ją irytuje. Odchudza się, ciągle jest na dietach, a i tak inni zaglądają jej do talerza. Im bardziej się odchudza, im mniej je, tym bardziej tyje. Ciągle myśli o jedzeniu. Liczy kalorie. Wyciska siódme poty na siłowni. Kiedy jest głodna, pije bezkofeinową kawę. Żuje gumę, by oszukać żołądek. Ssie tic taki. Nosi plastry odchudzające. Ujarzmia obfite kształty bielizną korygującą. Pod koniec dnia obciskające majtki boleśnie wrzynają się jej w skórę. Jest spuchnięta. Fiszbiny wyszczuplającego gorsetu zostawiają na ciele bolesne, czerwone pręgi.

Kiedy wieczorem zrzuca z siebie to wszystko, ma poczucie porażki. „Jestem gruba” – powtarza jak mantrę i czuje się bardzo nieszczęśliwa, bo jest przekonana, że przez tę nadwagę nigdy nie znajdzie faceta. Ten, z którym dzieliła życie przez ostatnie siedem lat, odszedł do szczupłej.

Pomyśl tylko, czego nie wie Dorota, a być może i ty się nad tym nie zastanawiasz? Bohaterki tej książki już to wiedzą. Jak to jest być ofiarą pewnego systemu. Żyć w opresji. Zwyczajnym kobietom, takim jak ona, coraz trudniej osiągnąć ideał piękna coraz bardziej oderwany od rzeczywistości. Im dalej jesteś od tego ideału, tym silniej producenci suplementów, kosmetyków i przemysł fitness próbują cię zmobilizować do walki o piękne, młode ciało, a zawstydzanie to dobre narzędzie napędzania konsumpcji. Życie zmienia się w walkę. A ty zawsze płacisz wysoką cenę.

Anna Lewandowska nakręciła filmik, w którym tańczy przebrana za grubą kobietę. Nazywa to „body positive”

Teraz przyjrzyj się Zofii. Przed chwilą upadła na przystanku autobusowym. Chusteczką ściera błoto z kolan. W rajstopach dziura. Zdarła naskórek. Po chwili błoto miesza się z krwią, zmienia się w maź. Zrezygnowana, chowa chusteczkę do kieszeni. Nic z tym nie zrobi. Kolano boli, ale jeszcze bardziej boli obelga. Ciągle słyszy słowa podrostków, którzy wypchnęli ją z autobusu, gdy zdyszana usiłowała wejść w ostatniej chwili, bo pojazd już ruszał: „Gdzie się pchasz, krowo?! Taka tylko żre i powietrze psuje!!!”.

Zofia poprawia na nosie okulary. Zaparowały. Chyba płacze, a może nie. To widzisz. A czego o niej nie wiesz?

Nie wiesz, że kilka lat temu zachorowała. Wyczuła maleńki guzek w piersi. Po biopsji okazało się, że to agresywny rak hormonozależny. Przeszła operację, chemioterapię, radioterapię. I kiedy zaczęły jej wreszcie odrastać włosy, znowu zachorowała. Rak jajnika. Kolejna operacja i agresywna chemioterapia. Miała czterdzieści lat, kiedy lekarze zdecydowali o wprowadzeniu jej w klimakterium. Bierze sterydy, hormony – i tyje.

Przestała spotykać się ze znajomymi. W mediach społecznościowych wisi jej zdjęcie z czasów, kiedy była jeszcze szczupła. Znajomi ją zaczepiają: „Świetnie wyglądasz!”. Ale ona nie odpowiada. Nie ma odwagi. Jest w tej wirtualnej rzeczywistości trochę sobą, trochę fantomem. I to ją naprawdę dołuje.

W tej fizycznej rzeczywistości jest inaczej. „Jak można się tak zapuścić” – słyszy za plecami (w biurze). „Niech płaci za podwójny bilet, skoro zajmuje prawie dwa siedzenia” (w autobusie).

Kiedy więc wypchnięto ją z autobusu, upadła na kolana, chciała płakać, ale nie mogła. Chciała zniknąć, zamknąć się w domu, zerwać kontakt ze światem. Nie mogła.

Przestrzeń dla grubaski

Pandemia koronawirusa przyszła jej w sukurs. Zofia pracuje zdalnie. Prawie nie wychodzi z domu. Przez internet zamawia dietę pudełkową. Może dzięki niej schudnie. A może nie, bo na sterydach ciągle czuje się głodna.

Jeszcze nie wie, że trzecia fala koronawirusa zabierze jej życie. Covidowe zapalenie płuc, respirator, śpiączka farmakologiczna. Lekarz prowadzący podsumuje: 90 procent przypadków śmiertelnych to ludzie otyli.

Jak rodzi się taka nienawiść do grubych i z czego ona wynika? Gdybym nie próbowała w tej książce zmierzyć się z tym problemem, pozwoliłabym Elżbiecie i Zofii trwać w roli „baby z brodą”, bo „koń, jaki jest, każdy widzi”.

Popatrz jeszcze na Magdę. Co widzisz? Kobietę w średnim wieku. Inteligentne, czujne oczy, ładny uśmiech, płaski brzuch, wąskie biodra, szczupłe dłonie i pośladki.

Czego nie wiesz? Że od dziecka choruje na otyłość. Przeszła dwie operacje bariatryczne. Zredukowała masę ciała ze 152 do 78 kilogramów.

Czego jeszcze nie widzisz i nie wiesz? Że nauczyła się płakać cicho i „znikać” w tłumie. Pamięta każdy kamień, który trafił ją w plecy, brzuch czy głowę, kiedy zaatakowali ją rówieśnicy – tylko dlatego, że była grubsza. Nigdy nie zapomni słowa „świnia”, które towarzyszyło jej bez względu na osiągnięcia zawodowe.

– Wiele bym dała, by zrozumieć, dlaczego ludzie tak bardzo nienawidzą osób otyłych – na jej twarzy pojawia się uśmiech, który zamiast radości zawiera gorycz i głęboki smutek.

– Może poznam tę prawdę i o niej napiszę – obiecałam jej trochę na wyrost, bo jeszcze nie wiedziałam, dokąd zajdę w swoich reporterskich poszukiwaniach.

**
Maria Mamczur – dziennikarka, socjolożka, malarka. Autorka reportaży społecznych i psychologicznych, krótkich form prozatorskich oraz wydanej w 2020 roku książki Żony gejów. O tym, czego nikomu się nie zdradza. Książka Gruba. Reportaż o wadze i uprzedzeniach ukazała się w marcu 2022 roku nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij