Grzegorz nie wierzy w sprzeciw wobec Kościoła. Wielokrotnie daje mi do zrozumienia, że nie warto iść tą drogą, bo ona prowadzi donikąd. Nikt z nas Kościoła nie zmieni ot tak, więc lepiej nie poświęcać temu czasu ani energii.
W trakcie prac nad książką zaczynam coraz częściej rozmawiać z osobami w jakiś sposób skrzywdzonymi przez Kościół i rozczarowanymi nim. Robię to w ramach pracy w Onecie. Pomaga mi to również w przepracowaniu i zrozumieniu systemu, w który wszedł ojciec. Jednym z moich rozmówców jest były ksiądz Grzegorz. Duszpasterzem był jedenaście lat.
Po kilku rozmowach telefonicznych przyznaję się mu, że jestem dzieckiem księdza. Wcale się nie dziwi, bo zna wiele takich historii. Sam odszedł z Kościoła między innymi przez jego hipokryzję. Ale powtarza mi wciąż:
„To jest pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Druga połowa to kobieta”.
Grzegorz wyjaśnia mi szerzej pojęcie biednej parafii. Znają je także inne dzieci księży, z którymi rozmawiałam, a pewnie i wielu parafian. W takiej parafii wylądował ostatecznie mój ojciec i prawdopodobnie jest tam nadal w chwili wydania tej książki.
Im mniejsza parafia, tym gorzej, bo to oznacza mało pieniędzy. A one są dla Kościoła bardzo ważne. Grzegorz przytacza sytuację, która przyczyniła się do jego odejścia. Jako młody ksiądz przyjął pieniądze za pogrzeb od pewnej wdowy: kilkaset złotych. Później dowiedział się, że to bardzo biedna rodzina, i zrobiło mu się głupio.
– Przecież miałem wspierać ubogich – mówi mi, tłumacząc, dlaczego postanowił zwrócić jej część pieniędzy ze swojego portfela.
Nie spodobało się to księżom z jego parafii. Jeden mu wytłumaczył, że jeśli odda jednej osobie, przyjdą do niego kolejne liczące na zniżkę. Wtedy proboszcz będzie odprawiał mniej pogrzebów, a Grzegorz może mieć przez to kłopoty.
Grzegorz dzieli się ze mną obserwacją: im dłużej jesteś księdzem, tym większe jest twoje rozpasanie. Myślę wtedy o transformacji mojego ojca, o której świadczą różne opinie na jego temat. Osoby wspominające go dobrze są starsze. Młodzież już ocenia go negatywnie. Wygląda to tak, jakby w pewnym momencie puściły mu hamulce.
Przez to też ma biedną parafię. Bogate są dla tych, którzy mają układy i potrafią się zachować, a przynajmniej zachować pozory. Przypomina to korporację, o czym pisał były ksiądz Piotr Babiński w książce Korporacja kościół. Wyznania księdza. W Kościele, jak w korporacji, nie ma miejsca na własne zdanie, brak posłuszeństwa i jawne łamanie zasad.
Tyle że z korporacji można zostać zwolnionym, a w Kościele – przeniesionym do innej parafii.
Piszę do Grzegorza mail, kiedy dowiaduję się, że mój ojciec został przeniesiony. „Można by rzec: czym mieszkańcy tej malutkiej parafii zgrzeszyli, że naraża się ich na szwindle nowego mistrza ceremonii? No, ale to już tajemnica tego świata” – odpisuje i życzy mi optymizmu.
Grzegorz nie wierzy w sprzeciw wobec Kościoła. Wielokrotnie daje mi do zrozumienia, że nie warto iść tą drogą, bo ona prowadzi donikąd. Nikt z nas Kościoła nie zmieni ot tak, więc lepiej nie poświęcać temu czasu ani energii. Mimo wszystko ze mną rozmawia i chce, żeby ludzie wiedzieli, jak to wygląda od środka. I ja również chcę, żeby społeczeństwo o nas, dzieciach księży, się dowiedziało. Tym razem nie od sąsiadki, ale od nas samych.
czytaj także
Od Grzegorza słyszę też historie księży ojców. Szczególnie jedna zapada mi w pamięć. Jest o kobiecie, która urodziła dziecko księdza, tymczasem sam ojciec – jak by to powiedział ksiądz Karol – poszedł w długą. Biskup wysłał go na misję poza granice kraju. Kobieta prosiła go o aktualny numer telefonu swojego byłego partnera, ale biskup w żaden sposób jej nie pomógł. Ona jednak była tak zdeterminowana, że odnajdywała ojca swojego dziecka, gdziekolwiek był przeniesiony. W końcu wrócił do Polski, a ona przeniosła się bliżej jego parafii.
Gdyby nie determinacja tej kobiety, w wychowaniu dziecka zostałaby osamotniona. Ciekawe, jak ma się do tego dekret, o którym wspomniał mi prymas Wojciech Polak.
Inkubator
Byłam przekonana, że celibat jest bardzo ważnym punktem w formowaniu księdza, które odbywa się w seminarium. Wyobrażałam sobie, że z przyszłymi kapłanami sporo się na ten temat rozmawia. I nie wierzyłam, że chodzi o to, aby ksiądz nie miał rodziny, co nie wyklucza tego, aby miał partnerki na boku. Tak to w końcu przedstawił mi mój ojciec.
Niestety ponownie się rozczarowałam, bo ten ludzki, a nie boski nakaz życia w czystości jest tematem, którego raczej się unika. Po tym, jak napisałam reportaż o byłym księdzu, odezwał się do mnie młody mężczyzna, którego wyrzucono z seminarium. Miałam więc kogo spytać o to, w jaki sposób rozmawia się z przyszłymi księżmi o celibacie.
Dwudziestoczteroletni Łukasz zadawał na jego temat sporo pytań księżom, którzy mieli być jego nauczycielami i przewodnikami. Uważał, że to powinien być jeden z głównych tematów kapłaństwa. A okazał się kolejnym tematem tabu. O celibat spytano go tylko podczas rozmowy, która poprzedzała włączenie go do grona kleryków gotowych do wyświęcenia. Odpowiedział, że – jak każdy człowiek – może upaść.
czytaj także
Łukasz naprawdę pragnął zostać księdzem, ale chciał też to wszystko zrozumieć. Jego szczere chęci i otwarta głowa napotkały mur. Sam seminarium określa jako inkubator. Zajmowanie się sztucznymi problemami, życie tak naprawdę obok świata i tego, co się w nim dzieje. Jak taki człowiek ma być duchowym przewodnikiem, skoro o prawdziwym życiu wie niewiele?
Myślę o ojcu i zastanawiam się, jaki był w seminarium. Czy należał do tych niepokornych, czy posłusznych? Pewne jest, że nauki Kościoła przyjął celująco. Może wtedy zyskał supermoc bycia ślepym na prawdziwe problemy, również problemy swojego dziecka?
Były kleryk mówi mi o książce Marcina Wójcika Celibat. Opowieści o miłość i pożądaniu. Przeczytałam ją i oceniam bardzo wysoko. Wnioski? Celibat to bujda, a ten, kto w nią wierzy, albo bardzo chce żyć w takim przekonaniu, albo ma niezwykle ubogą wyobraźnię. Plebanie to miejsca, gdzie nocują dzieci księży, więzione są ich ofiary, organizowane są orgie.
Czytałam wiele opracowań na temat celibatu i zamiast tutaj je przytaczać, opiszę, co czuje dziecko księdza, kiedy dowiaduje się, że stało się grzechem, bo tak postanowili starsi panowie u władzy. Nie ma w tym głębszego sensu, chociaż zwolennicy celibatu usilnie się go doszukują. To nie boskie prawo, lecz ludzkie, choć ustanowione wbrew ludzkiej naturze.
Czuję ogromną złość, którą trudno nawet opisać. Złość i frustrację, bo przeciwko mnie jest potężny system, organizacja z władzą, którą trudno sobie nawet wyobrazić. Chwilami czuję się bezbronna, malutka wobec tej wielkości. Tak naprawdę jedyne, co mogę zrobić, to napisać tę książkę i obalić w końcu tabu Kościoła.
**
Fragment książki Córka księdza, która ukazała się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej.
**
Marta Glanc – absolwentka wschodoznawstwa i dziennikarstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Dziennikarka i redaktorka, analityczka w Stowarzyszeniu Demagog. Publikowała na portalach Onet Wiadomości, Onet Kobieta, w Krytyce Politycznej i tygodniku „Polityka”.