Wbrew wcześniejszym nadziejom na równość związaną z (wymuszoną) większą obecnością ojców w gospodarstwach domowych to kobiety w większym stopniu niż mężczyźni doświadczyły negatywnych skutków koronawirusa.
Czym właściwie był dla Polek i Polaków okres pandemii koronawirusa? Jakie przyniósł zmiany – indywidualne, zbiorowe, społeczne? Jakie lęki i nadzieje wywołał? I przede wszystkim – co z niego pozostało? Na te i inne pytania odpowiada książka, powstała na podstawie materiału zgromadzonego w ramach konkursu Pamiętniki pandemii. Pamiętniki pandemii, zawierające również pogłębioną analizę socjologiczną nadesłanych tekstów, są zapisem zbiorowego doświadczenia momentu, który miał przeobrazić świat. Publikujemy fragmenty książki wydanej przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej.
**
Pandemia koronawirusa brutalnie pogłębiła nierówności społeczne na całym świecie. Mówiono i pisano wręcz o „wirusie nierówności”. Podczas gdy media donosiły o kolejnych zachorowaniach i zgonach, a miliony ludzi, wskutek utraty pracy, znalazły się na granicy ubóstwa – wiele najbogatszych osób i korporacji w zawrotnym tempie pomnażało swój majątek.
Jednak polaryzacja ekonomiczna nie jest jedyną, którą ujawnił i pogłębił COVID-19 – podobny proces dotyczył również nierówności płciowych. Wbrew wcześniejszym nadziejom na równość związaną z (wymuszoną) większą obecnością ojców w gospodarstwach domowych to kobiety w większym stopniu niż mężczyźni doświadczyły negatywnych skutków koronawirusa. To one częściej traciły pracę i były znacznie bardziej obciążone pracą opiekuńczą. Dlatego też kryzys gospodarczy wywołany pandemią został okrzyknięty przez niektórych ekonomistów mianem „shecession” (z angielskiego połączenie słów „she”, czyli „ona” i „recession”, czyli „recesja”).
Kobiety w pandemii doświadczyły ogromnej presji zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. To one najczęściej pracują w branżach wymagających bezpośredniego kontaktu z innymi ludźmi, takich jak służba zdrowia, edukacja czy handel i usługi. Jak podaje raport GUS, w 2017 roku kobiety stanowiły ponad 80 proc. kadr opieki zdrowotnej i pomocy społecznej oraz prawie 80 proc. kadr edukacji. Dlatego to właśnie one najczęściej stały na froncie walki z pandemią i tym samym były bardziej narażone na kontakt z koronawirusem. Jednocześnie wiele z branż uznawanych za typowo kobiece, jak na przykład beauty lub fitness, zostało zamkniętych w związku z obostrzeniami. Wiele kobiet utraciło źródło dochodu, a wraz z nim dostęp do ochrony zdrowotnej i pomocy socjalnej.
Po drugie, objawy „shecession” dostrzec można też w wymiarze prywatnym. To w dużej mierze na kobietach, jako głównych dostarczycielkach pracy opiekuńczej, spoczął obowiązek opieki nad dziećmi pozbawionymi możliwości pobytu w szkole lub w przedszkolu. Hasło „Zostań w domu” przełożyło się na kumulację obowiązków domowych, rosnące sterty prania, naczyń do zmycia i podłóg do wyszorowania. A sprzątanie to wciąż jednak w polskich domach głównie domena kobiet, co potwierdzają analizy CBOS.
czytaj także
Okres izolacji przyniósł jeszcze jedną, tragiczną konsekwencję – wzrost przemocy domowej na całym świecie, w szczególności wobec kobiet. W sytuacji zamknięcia ofiarom trudniej było uzyskać pomoc. Niewątpliwie pandemia silnie uderzyła w kobiety.
Większość pamiętników na nasz konkurs napłynęła właśnie od kobiet. Przy czym nie mówimy tutaj o dysproporcji porównywalnej z tą, która występuje w społeczeństwie (w Polsce mieszka około 52 proc. kobiet). 8 na 10 z nadesłanych na konkurs tekstów napisanych zostało przez kobiety – w różnym wieku, z różnym poziomem wykształcenia, pochodzących z różnych miejsc. Przez to zróżnicowanie niemal niemożliwe jest nakreślenie generalnego profilu kobiety piszącej pamiętnik. […]
Przypuszczamy, że kobiety – znacznie obciążone pracą opiekuńczą oraz pandemicznym bagażem emocjonalnym – mogły być bardziej niż mężczyźni skłonne do opisywania swoich przeżyć i codziennych doświadczeń w tych pierwszych miesiącach pandemii. Fakt, że kobiety nadesłały tak wiele pamiętników, można tłumaczyć także tym, że kobiece role społeczne częściej wiążą się z autoanalizą i wyrażaniem emocji. […] stoimy na stanowisku, że dla kobiet pamiętnik był – oprócz utworu stworzonego na konkurs – swoistym wentylem bezpieczeństwa, w którym zdeponować można było negatywne emocje i ciężar życia codziennego w pandemii. Udział w konkursie mógł być też okazją do zabrania słyszalnego głosu, który w innych obiegach niekoniecznie był nagłaśniany lub zrozumiany. W naszym zbiorze pojawiają się liczne pamiętniki matek, pełniących funkcję swoistych centrów logistycznych domów i rodzin.
Oprócz piszących matek są także doświadczenia, które określamy jako „dziewczyńskie” – młodych kobiet pozostających w nieformalnych relacjach (dwu- lub jednopłciowych) lub w ogóle niemających partnera ani partnerki. To dla nich częściej lockdown i pandemia stanowiły graniczne doświadczenie życiowe, determinujące dalsze wybory.
Ciężar życia rodzinnego
Pamiętniki pandemii ilustrują ciężką pracę kobiet. Przynajmniej na krótki czas istotna część społeczeństwa doświadczyła drastycznej zmiany funkcjonowania – dom stał się miejscem nie tylko życia rodzinnego, lecz także pracy i edukacji. Przestrzeń musiała nagle zacząć pełnić więcej funkcji, wymagała więc zorganizowania na nowo.
Choć ruchy feministyczne zrobiły wiele, by zatrzeć różnicę między sferą publiczną, tradycyjnie przynależną mężczyznom, i prywatną zarządzaną przez kobiety, zdecydowana większość badań wskazuje na silną tendencję do trwania tego podziału – zwłaszcza gdy w związkach intymnych pojawiają się dzieci. Warunki funkcjonowania sfery prywatnej oraz koszty jej organizowania często są spychane w cień, o czym świadczy między innymi konstrukcja makrowskaźników gospodarczych (na przykład dochodu narodowego na głowę) z pominięciem pracy opiekuńczej (zwanej też niekiedy reprodukcyjną) wykonywanej w domach przez kobiety. Jednocześnie praca ta stanowi społeczny fundament, jest bowiem niezbędna do przetrwania gatunku ludzkiego.
czytaj także
W czasie pandemii jej waga objawiła się z całą mocą – w końcu odpowiedzialność za atmosferę w domu w stresującym okresie pandemii spoczywała na kobietach, a i w sferze publicznej istotna była praca medyczek (na przykład pielęgniarek) sprawujących opiekę nad swoimi pacjentami.
Częścią pracy opiekuńczej jest nawigowanie w emocjach i takie zarządzanie nimi, by inni czuli się komfortowo. Widać to dobrze na przykładzie opieki nad dzieckiem – jeśli dziecko w reakcji na przykrą sytuację zacznie głośno płakać i krzyczeć w transporcie publicznym, matka jest zobowiązana do powściągnięcia własnych emocji i przeznaczenia energii na to, by dziecko uspokoić – dla niego samego oraz ze względu na dyskomfort współpasażerów.
Praca emocjonalna to także udzielanie wsparcia, porad, pocieszanie, wysłuchiwanie opowieści o cudzych problemach – słowem: wszelka intymna komunikacja. Wykracza ona jednak poza krąg prywatnego świata. Dzięki obecności kobiet w różnych zawodach rola odgrywana przez emocje przesunęła rozumienie pracy opiekuńczej również w kierunku sytuacji zawodowych.
Jedną z najbardziej znanych publikacji na ten temat jest analiza pracy wykonywanej przez stewardesy i kelnerki w USA autorstwa amerykańskiej socjolożki Arlie Hochschild. Umiejętność rozpoznawania emocji klientów i odpowiadania na nie tak, by zapewnić innym komfort, opisała ona jako kluczową kompetencję w zawodach usługowych opierających się na kontakcie z ludźmi. Stewardesy i kelnerki muszą okazywać życzliwość, uśmiechać się, pogodnie znosić nieprzyjemne interakcje i aktywnie dbać o samopoczucie swoich klientów, by ich praca mogła zostać doceniona. Innymi słowy, muszą one zarządzać emocjami, usuwać rozdźwięk między odczuwanym stanem wewnętrznym a oczekiwaniami społecznymi. Te z kolei różnią się w zależności od pozycji zawodowej – ogólnie rzecz biorąc, im niższy poziom w hierarchii zawodowej, tym mniejsza swoboda ekspresji (szef kuchni prędzej może pozwolić sobie na wybuch gniewu niż kelnerka).
Badaczki, które kontynuowały pracę Hochschild, odkryły ponadto, że pracę emocjonalną w swoim środowisku zawodowym znacznie częściej wykonują kobiety niż mężczyźni oraz że niejednokrotnie prowadzi ona do wypalenia i zmęczenia. Zgodnie z koncepcją Hochschild kobiety funkcjonują na dwóch zmianach („double shift”): wykonują zarówno pracę zawodową, jak i opiekuńczą. I tu, i tu posługują się emocjami jako narzędziem organizacji najbliższego otoczenia. Dobrze to widać w tekstach pamiętników, zwłaszcza tych, które opisywały życie rodzinne. Rozliczne relacje pamiętnikarskie dotyczyły intensywnych rozmów, łagodzenia obaw dzieci, rodziców czy partnerów życiowych (a niekiedy ich wszystkich naraz).
Punktami odniesienia relacji kobiet byli często ich bliscy i domownicy. Szczególnym wyzwaniem okazywały się zaburzenia codziennej rutyny – niemożność kontynuacji tradycji towarzyskich, kłopoty z umówieniem się na regularną wizytę lekarską, reorganizacja pracy, niedostępność leków i produktów spożywczych. Niejednokrotnie to właśnie takie wydarzenia wyzwalały erupcję emocji, których uspokajaniem musiały się zająć właśnie kobiety.
W jednym z najkrótszych tekstów w konkursie jeden wpis został poświęcony kłótni autorki z mężem po dwóch tygodniach kwarantanny. Gdy pamiętnikarka zwróciła partnerowi uwagę, że niedokładnie posprzątał, ten zaczął rzucać przedmiotami, trzaskać drzwiami, po czym na dwie godziny wyjechał z miasta samochodem. Autorka, jak sama pisze, wzruszyła ramionami i poszła dotrzymać towarzystwa książce, którą bardzo chciała dokończyć. Jej opis agresywnego sporu jest dość beznamiętny, co mogłoby sugerować, że sytuacja nie stworzyła u niej znaczącego napięcia. Jednak łatwość zachowania spokoju w okolicznościach nietypowych dla każdej innej sytuacji społecznej niż małżeńska często jest wynikiem lat pracy emocjonalnej i trenowania się w znoszeniu cudzych nastrojów, nawet jeśli mogą być trudne lub nawet groźne dla drugiej strony.
Szybcy, wściekli i samotni. Czy mężczyźni są w Polsce emocjonalnie dyskryminowani?
czytaj także
Innym przykładem jest historia kobiety w średnim wieku, pracownicy ochrony zdrowia, żony oraz matki niepełnosprawnego dorosłego syna. Z racji licznych obowiązków oraz współzależności od wielu innych osób jej życie w realiach obostrzeń covidowych obfituje w wydarzenia o wysokim natężeniu emocjonalnym. Syn ze względu na lekooporną padaczkę potrzebuje organizacji i sprawowania całodobowej opieki, a jednocześnie praca wymaga nie tylko profesjonalnego zaangażowania, lecz także – w przypadku tej konkretnej autorki – koordynacji działania zakładowego związku zawodowego i udzielania pomocy kolegom i koleżankom z pracy.
Komentując własne poczucie odrealnienia, negatywne emocje związane z izolacją oraz zmiany w fizycznej przestrzeni, kobieta krótko i trafnie opisuje pracę, jaką wykonuje. 18 marca 2020 roku napisała: „Okrutnie jestem rozgoryczona, zawiedziona. Najchętniej bym się poddała, ale nie mogę. Mam rodzinę, mam przyjaciół, to trzeba powalczyć. Może się na coś jeszcze nadam”. W przypadku tej autorki praca emocjonalna polega na przyjęciu roli „silnej i dzielnej”, a więc w konsekwencji na balansowaniu między różnymi odczuciami, na przykład jednoczesną obawą przed agresją ze strony niepełnosprawnego intelektualnie syna oraz poczuciem obowiązku wobec koleżanki niesprawiedliwie zwolnionej z pracy.
czytaj także
Na początku pandemii fragmentaryczne doniesienia z całego świata o potencjalnie śmiertelnej chorobie, na którą nie ma leku ani szczepionki, często budziły grozę. Ślady tego strachu odnotowujemy w pamiętnikach, podobnie jak opisy licznych rozmów telefonicznych z zestresowanymi bliskimi, zgłębiania popularnej wiedzy epidemiologicznej czy odpowiadania na kłopotliwe pytania własnych dzieci. Obsługiwanie tych emocji dotyczyło zwłaszcza osób o rozbudowanym życiu rodzinnym, których krewni byli ponadprzeciętnie zagrożeni zarażeniem lub przeżywali lęki pandemiczne. Często byli to przede wszystkim małżonkowie i dzieci, ale też na przykład właśni rodzice.
Wykształcona warszawianka w średnim wieku musi w rozmowach uspokajać seniorkę, własną matkę, którą martwi fakt, że córka wciąż wykonuje domowe obowiązki i wychodzi z domu po zakupy. Jednocześnie tego rodzaju rozmowy są nie do uniknięcia. Autorka pamiętnika jest dla swojej rodzicielki oknem na pandemiczny świat. Udziela odpowiedzi na pytania o koronawirusa i jednocześnie dźwiga nie tylko swoje własne, ale i jej emocje, wzbudzane przez te doniesienia.
Inna autorka, młoda matka z warmińskiego miasteczka wykonuje wielostronną pracę uspokajania. Z jednej strony stara się koić strachy swojej córki w wieku przedszkolnym, która boi się dotykać jakichkolwiek przedmiotów i myje ręce aż do podrażnienia. Z drugiej strony, prowadzi rozmowy z niepełnosprawną matką, która jest w grupie ryzyka. Fakt wykonywania tej pracy wobec innych nie odejmuje problemów samej autorce, która mierzy się z własnymi wątpliwościami i niepewnością. Pyta samą siebie: co będzie z pracą? A co z pieniędzmi? Jaka będzie przyszłość? Co się stanie z jej bliskimi?
Rzadziej jesteśmy w stanie wyczytać w pamiętnikach, że kobiety same są obiektem pracy emocjonalnej – na przykład pocieszają je ich partnerzy albo rodzice. Częstsza jest sytuacja odwrotna. Z perspektywy czytelnika widać, że wtedy „powiernikiem” kobiet w takich okolicznościach staje się pisany przez nie pamiętnik. Jest to chyba najbardziej intymny wymiar kobiecego pisania w pandemii. Czego nie można powiedzieć na głos – można zapisać w pamiętniku. Pisanie staje się nową, kotwiczącą w rzeczywistości rutyną, także swoistym guzikiem bezpieczeństwa, momentem wentylacji trudnych emocji, na które niekoniecznie jest miejsce w bezpośrednim otoczeniu społecznym autorek.
czytaj także
W tekstach nadesłanych na konkurs równie ważnym motywem było „kobiece centrum logistyczne”. Stereotypowe skojarzenia matek z ogniskiem domowym w czasie pandemii znalazły swoją realizację. Matki-pamiętnikarki organizują zakupy, gotują, sprzątają, kontaktują się ze szkołą i przedszkolem, rozstrzygają konflikty między rodzeństwem, pamiętają o wyjściach do lekarza, dbają o porządek w domu – a przy okazji także pracują zawodowo. Mężowie, ojcowie ich dzieci są widoczni w obrazku, ale najczęściej jako tło, osoby odpowiedzialne za zarobki i unikające obowiązków domowych – niejednokrotnie informacja o istnieniu partnera życiowego narratorki pojawiała dopiero po co najmniej kilku stronach lektury, choć wspomnienie o dzieciach znajduje się już w pierwszym akapicie.
Jedna z autorek, matka dwójki dzieci w wieku wczesnoszkolnym, pracująca zdalnie, wspomina, jak jej mąż „ucieka samochodem do pracy” (czyli do biura), a sama jedynie sporadycznie „wyrywa się z niewoli” w ramach krótkich wycieczek na podstawowe zakupy czy do paczkomatu. W innym pamiętniku pracująca w branży turystycznej matka pięciolatka opisuje swoje zmagania z pandemicznym systemem ochrony zdrowia, który odmawia pomocy dziecku cierpiącemu na poważne zapalenie dziąsła. Partner życiowy autorki, choć bezrobotny, nie odgrywa głównej roli w tej historii; w narracji nie uwidacznia się też jako osoba dbająca o dom.
Taka konstrukcja opowieści dotyczy licznych innych tekstów opisujących realia życia rodzinnego – matki pozostają centrami logistycznymi, wchodzą w interakcje z wieloma różnymi osobami, od dzieci i dalszych członków rodziny, przez nauczycieli i lekarzy, aż po współpracowników, ojcowie zaś pozostają na drugim planie domowych historii.
Może to być oczywiście kwestia wybiórczego spojrzenia narratorki, która nie odnotowuje tego typu aktywności jako godnych opowiedzenia, jednak nawet w takim wypadku męska nieobecność jest znacząca. Świadczy ona o tym, że niewidoczność i brak zaangażowania mężczyzn w sferze domowej traktowane są jako stan naturalny. Ich brak jest przezroczysty, neutralny, nie wymaga właściwie żadnych tłumaczeń.
Z narracji wynika, że podobną postawę może przyjmować także otoczenie autorek, na przykład opiekunki przedszkolne czy nauczycielki, które przede wszystkim do nich zwracały się z pytaniami o to, jak organizować życie dzieci w czasie pandemii, jakich materiałów dostarczać do placówek, jak prowadzić zajęcia, by edukacja w formie zdalnej nie traciła na wartości w stosunku do stacjonarnej przeszłości. Jednocześnie fakt ten nie prowadzi matek-pamiętnikarek do ekspresji złości na partnerów, marzeń o buncie – zdaje się, że prawdopodobną nierówność w podziale obowiązków przyjmują one pasywnie.
Zdarzały się też teksty matek, które cieszyły się z „przymusowego urlopu wychowawczego”, jaki spadł na nie wraz z pierwszą falą pandemii, akcentowały wagę życia rodzinnego oraz radość z pogłębienia relacji z dziećmi. Możliwość organizowania swojego życia wokół potrzeb bliskich dawała niektórym kobietom poczucie bezpieczeństwa, możliwość odizolowania się od stresu i niepewności związanych z turbulencjami na rynku pracy czy od zagrożenia epidemicznego. Jednak nawet w takich wariantach ojcowie rzadko byli jednymi z głównych bohaterów narracji. Mężczyźni stawali się istotnymi figurami w kobiecych pamiętnikach przeważnie w tych przypadkach, gdy autorka była częścią bezdzietnej pary.
Staje się to tym bardziej widoczne, że wiele pamiętników pisanych jest nieco jak literatura piękna – oprócz opisu zawierają one dialogi zaczerpnięte z codziennych sytuacji (a niektóre wpisy składają się nieraz wyłącznie z zapisu konwersacji lub wymiany wiadomości), niekiedy zaś narrację dosłownie przejmują inni bohaterowie niż autorka. Przykładowo jeden z pamiętników zawiera kilka akapitów napisanych (samodzielnie lub wspólnie z mamą) przez dzieci autorki – w przypadku ośmiolatki są to całe zdania, w przypadku półtorarocznej dziewczynki: losowe znaki wbijane na klawiaturze w ramach naśladowania mamy.
Pamiętniki, w tym pamiętniki matek, są pełne materiałów wizualnych – na przykład zdjęć rysunków wykonanych przez dzieci. Jeden ze zwycięskich w konkursie pamiętników, pisany przez matkę z małego warmińskiego miasteczka, był prowadzony ręcznie w zeszycie i oprócz pisma autorki nosi ślady szkolnych stempelków w zwierzęcych kształtach. Członkowie rodzin autorek bywali więc pośrednio bądź bezpośrednio włączani w proces tworzenia pamiętnika, ale prawie nigdy nie byli to mężowie czy partnerzy życiowi pamiętnikarek.
***
Pamiętnik 39
Kwarantanna i posiadanie dziecka zmieniły perspektywę. Taki piękny las. Te cudowne elementy przyrody, te piękne pajęczyny, które można pokazać Andrzejowi. Te pracowite mrówki, które tak wspaniale idą po patyczku mojego synka. Pod liśćmi odkrywam oznaki wiosny, mech w kolorze nadziei.
Dzień, w którym zostaje wydany zakaz wstępu do lasu, jest dla mojej rodziny pierwszym dniem kryzysu. Drugi następuje we mnie wtedy, kiedy każdy myśliwy może wejść do lasu. Mam ochotę kupić broń, zostać myśliwym i strzelać… ale nie do zwierząt… Myślę o pięknym filmie Pokot, który obejrzałam w czasie kwarantanny. Myślę i zapamiętuję.
Andrzej ciągle za mną chodzi, ciągle mówi. Robię duży błąd i spędzam czas na forum internetowym. To na nim dowiaduję się, że jestem złą matką. Że prawdziwa matka nigdy nie jest zmęczona dzieckiem. Prawdziwa matka odpowiada na każde pytanie. Prawdziwa matka bawi się kreatywnie cały czas. Prawdziwa matka usypia dziecko czytaniem bajki. Prawdziwa madka… matka? Uderza mnie to, jak ludzie hejtują, szeroko otwieram oczy ze zdumienia.
Jestem przerażona. Nie mówię tego mężowi, ale aż płaczę pod prysznicem, czując się najgorszą matką na świecie. A potem przychodzi refleksja, że tracę czas. Od tamtej pory nie wchodzę na fora. Przecież jestem najlepszą wersją siebie.
Jak wytłumaczyć czterolatkowi, że nie może nigdzie wyjść? Z pomocą przychodzą bajki o koronawirusie. Kiedy jednak dziecko przez pół dnia płacze, że nie może wyjść na plac zabaw, brakuje mi argumentów. Zwłaszcza że na balkonie WIDZIMY LUDZI. Pojawiają się ancymony z synkami na rowerkach. Hulajnogach. A my świadomie się izolujemy. Wtedy mam ochotę rzucać w ludzi jajkami. Ogarniają mnie jakieś pierwotne mordercze instynkty. Myślę o ludziach, którzy świadomie łamią kwarantannę, narażają innych.
Przymykam oko… jakbym tym jajkiem tak naprawdę… tu w głowę… Oczywiście nie robię tego. Po trzecim tygodniu kwarantanny już nie wiem, czy nie tylko dlatego, że jajka to towar drogi i deficytowy…
Ostatecznie puszczam synowi spotkanie sejmu. Słucha wszystkiego przez godzinę z otwartymi szeroko oczami. Tłumaczę… o popatrz, to jest minister zdrowia. (Swoją drogę uspokaja mnie lekarz, który mówi: „Proszę państwa, będzie gorzej. Będzie naprawdę źle” – to daje mi nadzieję, że chociaż jeden mnie nie oszukuje) A teraz synku premier… Premier rządzi mamusią. O, zobacz prezydent…
Teraz Andrzej nie pyta, czy może wyjść. Mówi za to: Czy premier już odwołał wirusa???
„Proszę pani, a skąd się wziął koronawirus?”. Dzieci pytają, rządy odpowiadają
czytaj także
*
Pamiętnik 43
26 marca
Krzyczący Adaś i mąż pracujący z domu to jednak mega wyzwanie. Co robić, gdy pada deszcz i nawet na chwilę nie da rady wyjść? Jak na złość dzisiaj mąż ma urwanie głowy w pracy. Call za callem, a u mnie pustka w głowie, jak zająć malucha, żeby się bawił w miarę cicho i na dodatek zmęczył przy tym na tyle, by zasnąć co najmniej na godzinę. W końcu wpadłam na genialny pomysł. Przywiązałam jego ulubione autko na sznurku i biegałam po całym mieszkaniu. Adaś mnie gonił. Zgadnijcie, kto był bardziej zmęczony po godzinie takiej gonitwy? Bingo! Mama! Z językiem na brodzie i ocierając pot z czoła, stwierdziłam, że tylko Świnka Peppa może mnie uratować. Po bajkach ratował nas Skype z dziadkiem i tak jakoś daliśmy radę dotrwać do końca dniówki taty.
28 marca
Dzisiaj zadzwoniła do mnie Fatima.
Fajnie było zobaczyć ją z takim dużym brzuchem na ekranie telefonu. Termin jej porodu zbliża się bardzo szybko. Już został tydzień. Może się zacząć w każdej chwili. Mówiła, że dobrze się czuje, ale ma wrażenie, że niedługo eksploduje.
– Chyba urodzę słonia! Będzie piłkarz, bo kopie jak szalony! – śmiała się do mnie.
– Już ma dość dziewięciu miesięcy izolacji, a tutaj kolejne kilka dni go czeka! – żartowałam.
Fatima nigdzie nie wychodzi. Jej mąż zaczął pracować z domu. Nie chciałam za bardzo pytać o niego. Zwierzyła mi się kiedyś, że ją uderzył, a raczej uderza regularnie od paru lat. Gdy zapytałam ją wtedy, dlaczego wciąż z nim jest, odpowiedziała, że chodzi o kartę pobytu. Jej mąż ma polskie obywatelstwo, a ona nie. Co rok przedłużają jej pobyt w Polsce, bo jest jego żoną. Gdy od niego odejdzie, będzie bez papierów. Mówiła też, że odkąd jest w ciąży, to się powstrzymuje. Islam zabrania uderzyć kobiety w ciąży, więc tylko krzyczy, jak coś go zdenerwuje. Bałam się jej zadać pytanie o to, co będzie, jak urodzi. Dzisiaj słyszałam w jej głosie radość, więc mogłam odetchnąć. Fatimie buzia się nie zamykała. Widocznie przez tą izolację nie ma się do kogo wygadać.
10 kwietnia
[…]
Przyjrzałam się lepiej Fatimie na kamerce i zobaczyłam kilka siniaków na dekolcie, ramieniu i duży fioletowy na policzku, który starała się ukryć, trzymając telefon z drugiej strony.
– Fatima, czy on znowu Cię…? – zaczęłam pytać, ale od razu mi przerwała.
– Nie pytaj, proszę… – odparła ze łzami w oczach.
– Boże, dopiero co urodziłaś i już Cię pierze…
– Mały wrzeszczał całą noc i się wkurzył!
– Nie usprawiedliwiaj go! Niemowlaki często płaczą i to nie jest powód, żeby bić żonę! Wiesz, czemu tak płakał? Może ma kolki?
– Na pewno nie z głodu i miał sucho. Zaczęłam mu podawać mleko modyfikowane, bo bardzo mnie bolą piersi, jak ssie. Może przez tą zmianę?
– Możliwe. Są takie kropelki. Zamówię Ci je przez internet na Twój adres. Powinny pomóc.
– Dziękuję. Nie wiem, co bym zrobiła bez ciebie. Muszę z nim zostać.Dostałam kartę pobytu, tylko dlatego, że jest moim mężem. Nie chcę wracać do […]!
– Wiem. Nie martw się! Dasz małemu kropelki i będzie dobrze! Jak tylko […] podrośnie, zapiszesz go do żłobka i będziesz mogła zacząć szukać pracy. Musisz być niezależna. Jak nie, to on wciąż znajdzie powód, żeby Cię uderzyć. Gdybyś nie czuła się bezpiecznie, dzwoń od razu do mnie! Dam Ci też numer na infolinię dla ofiar przemocy. Jest tam możliwość rozmowy po angielsku.
– Dziękuję. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. To musi zostać tylko między nami.
– Nie dziękuj. Powinnam to zgłosić na policję, ale wiem, że to go jeszcze bardziej rozjuszy… Obiecaj mi jedno! Jakby znowu próbował, to dzwoń od razu!
– Obiecuję!
Skończyłam rozmawiać i ręce mi drżały. Musiałam usiąść i wziąć głęboki oddech. Policzyłam do 10! Te kropelki muszę jej ogarnąć na dzisiaj. Jak […] będzie znowu płakał w nocy, to wolę nie myśleć, co czeka Fatimę. Poprosiłam męża, żeby został z Adasiem, i pobiegłam do apteki. Jak na złość musiałam odstać pół godziny w kolejce. Wspominałam opowieści babci o kolejkach za komuny. Teraz zaczynały one nabierać innego sensu!
Wróciłam do domu z kropelkami, zdezynfekowałam opakowania i wysłałam męża, żeby je włożył do skrzynki na listy Fatimy. Jak wrócił, napisałam SMS-a: „Kropelki są w skrzynce. Dawkowanie na opakowaniu. Trzymaj się dzielnie! Daj znać, czy pomogły?”.
Wróciłam do świątecznych przygotowań, w których dzielnie pomagał mi Adaś. Bilans zysków i strat niestety był ujemny, ale jego uśmiech bezcenny!
[…]
czytaj także
16 kwietnia
Dokładnie dzisiaj dotarły maseczki, które zamówiłam z małej pracowni krawieckiej. Idealnie się złożyło, bo bez nich byłabym uziemiona. Nakaz zasłaniania ust i nosa stał się faktem. Gdy wyszłam z domu i zobaczyłam wszystkich mijających mnie ludzi w maskach lub zasłaniających twarz szalikami, apaszkami czy koszulkami, poczułam się jak w jakimś filmie. Adaś patrzył na mnie podejrzliwie, jak zasłoniłam twarz. Jakby chciał powiedzieć: „Co to? Jakaś nowa zabawa? A gdzie moja maseczka?”.
Na szczęście maluchom nie trzeba zakrywać buzi. Maski, rękawiczki, co będzie dalej? Zamiast się zbliżać do normalności, chyba jeszcze bardziej się od niej oddalamy. Ile to potrwa? Na dodatek nie mam żadnych wieści od Fatimy. Jej telefon nie odpowiada. Staram się nie martwić, ale tylko uśmiech Adasia sprawia, że myślę pozytywnie. Otaczająca rzeczywistość niestety nie napawa optymizmem.
*
Pamiętnik 97
W związku z tym, że muszę pozostać w domu bardzo dużo czasu i uwagi poświęcam mojej 11-letniej córce, czego nie robiłam przez ostatnie 5 lat, ponieważ prowadzenie własnej działalności gospodarczej kompletnie mnie pochłonęło i sprawiło, że wszystko inne w moim życiu zostało zepchnięte na drugi plan. Uświadomiłam sobie to tak naprawdę dopiero teraz, w czasie pandemii.
Tak więc dużo rozmawiamy, opowiada mi o sytuacjach, które miały miejsce w szkole, o przykrościach, jakie ją spotkały w ze strony kolegów i koleżanek z klasy, jak się wtedy czuła, jak z tym walczyła. To zwolnienie tempa pozwoliło mi zrozumieć, jak poważne kłopoty ma moje dziecko z rówieśnikami, jak jest odtrącona i wykluczona z grupy i jak bardzo cierpi z tego powodu oraz jaką katorgą jest dla niej chodzenie do szkoły. I chociaż odkąd poszła do szkoły, słuchałam jej narzekań i płaczu i próbowałam ją pocieszać, doradzać, jak postępować, to tak naprawdę nigdy nie postarałam się jej zrozumieć, zatrzymać się i wysłuchać wołania mojego dziecka o pomoc. Mam z tego powodu olbrzymie wyrzuty sumienia i po ustaniu pandemii będzie to pierwsza rzecz, jaką postaram się zmienić i naprawić.
*
Pamiętnik 121
13.03.2020 r.
Po ośmiu godzinach pracy jestem padnięta. Nawet nie tyle fizycznie, ile psychicznie, bo pracuję w ciągłym stresie, że się zarażę.
Godzina 22.30. Zadzwoniła mama Antka, że coś nie tak z jego bratem, ma wysoką gorączkę i nie ma sił. Leki nie pomagają, ona w histerii, bo nie jest w stanie teraz do niego przyjechać, a jego współlokator od trzech dni siedzi na wsi. Komunikat był jasny: „Antek, zrób coś!”.
Oczywiście nasza pierwsza myśl: wirus. Panika. Co robić? I jak robić, żeby przy okazji nie zarazić się? Antek zadzwonił pod numer, który wyświetlają ostatnio w tramwajach z dopiskiem, aby dzwonić, gdy podejrzewasz u siebie wirusa. Jakiś głos poinformował go, że będą oddzwaniać. Karetka odmówiła przyjazdu. Antek wściekł się i choć było to mało rozważne, pojechał po swojego brata i zabrał go na SOR. Prosiłam, żeby tego nie robić, ale mama Antka wydzwaniała co chwilę, więc rozumiem, że czując taki nacisk, sam zaczął wyobrażać sobie najgorsze scenariusze.
Czekali tam parę godzin. Było dużo ludzi i większość z objawami domniemanego wirusa. Lekarze w pomarańczowych kombinezonach, co chwilę brali kogoś do siebie. W końcu wzięli i jego. Zrobili mu badania, dali przeciwbólowe i kazali wracać do domu. Wyniki mają być w ciągu paru dni. Mama Antka chciała wymusić na nim, aby zamieszkał na ten czas z bratem, ale nie pozwoliłam na to.
14.03.2020 r.
Życie się zatrzymało. Wczoraj napisał do nas kierownik, że my, kelnerzy, mamy nie przychodzić do pracy. Restauracje zamknięte. Moją restaurację w tym wszystkim ratuje jeszcze deliverka – kucharze i kierowcy wciąż są potrzebni. Dosłownie tydzień temu podpisałam umowę na pół etatu. Chyba ręka boska czuwała nade mną. Zlecenia tracą pracę. Zostają tylko ci, którzy mają umowę o pracę. […] Na razie tydzień mamy siedzieć w domach. Praca na kuchni nieprzerwanie trwa, ktoś musi wyżywić tych ludzi w kwarantannach. Czuję się dziwnie. Dzieje się coś dużego, a ja zupełnie nie mam na to wpływu, mogę jedynie dostosowywać się do sytuacji. Gdy przeczytałam wiadomość od kierownika: „Nie przychodźcie. Restauracje zamknięte. Nie sądziłem, że do tego dojdzie. Dam znać co dalej” – przeszedł mnie dreszcz i poczułam się bardzo mała w tym wszystkim.
15.03.2020 r.
Dziwne. Obudziłam się spokojna i wolna. Pierwszy raz od dawna czuję się wolna. Zwolniona z obowiązku odwiedzania babci, mamy, taty, drugiej babci, przyjaciółek. Słyszysz tę ciszę? Budzi mnie słońce w moim małym, ale wygodnym łóżku i plan na dziś to zupełnie NIC. Zero zobowiązań rodzinnych, koleżeńskich i zawodowych. Oddycham powoli.
Przede mną tydzień błogiego NIC. No to jak już się wyleżę, zrobię sobie kawę. A potem NIC – piękne trzyliterowe słowo.
NIC. Codziennie musiałam coś, a teraz NIC.
*
Pamiętnik 141
9 kwietnia 2020 roku
Dziś miałam urlop – tak samo jak dziennik elektroniczny. W ramach rekreacji spędziłam na balkonie cztery godziny, w trakcie których piłam kawę, karmiłam dzieci ciastkami i przeczytałam na głos trzy części przygód Lassego i Mai. Nie słyszałam nawet za bardzo sąsiada, który dziś w grafiku miał wyważanie drzwi ciężkim sprzętem. W związku z tym uroczym piknikiem moje przywiązanie do balkonu mocno przybrało na sile. Memy głoszą, że Szekspir napisał w trakcie zarazy swoje słynne sonety. Pozazdrościłam geniuszowi i na fali czułości i wzruszeń stworzyłam poema. Uwaga, czapki z głów, oto one.
Na co mi zoo, a w owym zoo słonie?
Mam ciebie, balkonie!
Na cóż piknik na natury łonie?
Mam ciebie, balkonie!
Na co spotkania w przyjaciół gronie?
Mam ciebie, balkonie!
Na co rowery, rolki i konie?
Mam ciebie, balkonie!
Na co gór szczyty i morza tonie?
Mam ciebie, balkonie!
Gdzie jest tron mój, tron matki w koronie?
On lśni na balkonie!
Kurtyna.
PS Próbowałam jeszcze gdzieś wcisnąć wers o „w Westeros Żelaznym Tronie” oraz „na dnie mokrym glonie”, ale zrezygnowałam. Chyba dobrze.
10 kwietnia 2020 r.
Drugi dzień detoksu. Oko jakoś nie skoko, a żyłka na czole wycofała się i chyba poszła spać. Z twarzą jasną jak poranek i sercem otwartym niczym sklep całodobowy znoszę trudy izolacji, walkę o ogień w pokoju jeźdźców apokalipsy (mieszkają ze mną Głód i Wojna) oraz lecące na okrągło cztery piosenki zespołu, który nagle pokochała Młodsza Rozbójniczka. Jeszcze tydzień temu podśpiewywała „W Układzie Słonecznym wirują planety”, a dziś jest fanką boysbandu. Jak te dzieci szybko dorastają!
Nie krzyczę, nie płaczę (te cztery łzy w trakcie słuchania ścieżki dźwiękowej z Braveheart się nie liczą), nie mamroczę przekleństw w rękaw. Wychodzi na to, że moje życie rujnuje nie tyle korona, co dziennik elektroniczny i praca. Oraz ta szalona pani z przedszkola i jej ptaki. W tej chwili nie przejmuję się nawet tym, że nie zrobiłam wielkich przedświątecznych porządków, że brud na oknach pamięta dobry rok 2019, że nie będzie sałatki jarzynowej, żuru i innych takich. Komplet nie nie mam wyrzutów sumienia, że dziś też pół dnia przesiedziałam na balkonie i czytałam jakże burzliwe dalsze przygody Lassego i Mai. Ha! Nawet opaliłam sobie dekolt.
A swoją drogą, wyobrażacie sobie, jak my będziemy wyglądać po tygodniach noszenia maseczek zawsze i wszędzie? Tacy opaleni tylko w okolicach oczu i na czole? I tak sobie myślę, że jak to wszystko się skończy, to będę biegać po lesie i chodzić po górach. Pić kawę w kawiarni i jeść lody w lodziarni. Spotykać się z ludźmi i cieszyć się każdą spędzoną wspólnie minutą. Tak właśnie będzie! I tego życzę sobie i innym z okazji Świąt.
17 kwietnia 2020 r.
Powszechnie wiadomo, że dobre rady zawsze w cenie. Wszyscy cenimy przecież wujków-dobre rady i wszechwiedzące ciotki. Dlatego zapisuję kilka złotych myśli z poradnika na temat zdalnej pracy, jaki ostatnio otrzymałam. Warto je przemyśleć przez weekend i wdrożyć, aby kolejny tydzień był pasmem sukcesów.
1. Jeśli to możliwe, znajdź alternatywne miejsce do pracy. Zdarza się, że pies szczeka, sąsiad akurat kosi trawę w ogródku, a Ty uczestniczysz w ważnym spotkaniu.
Że też na to wcześniej nie wpadłam! Przeniosę się do alternatywnego świata, gdzie nie ma sąsiada z wiertarą i wiecznie kłócących się dzieci. To którędy do Narnii?
2. Poproś któregoś z domowników, aby reagował na zakłócenia w czasie Twojego spotkania.
Czy to oznacza, że mam prosić dzieci, żeby reagowały na zakłócenia, których źródłem są one same? Czy to nie doprowadzi przypadkiem do kolejnych zakłóceń?
3. W sytuacjach awaryjnych, gdy musisz się odizolować, zamknij się w garażu albo samochodzie.
Czy ktoś wynajmuje w okolicy garaż na godziny? Obiecuję, że założę maskę i rękawiczki i niczego nie będę dotykać. Samochód? Mąż ucieka nim do pracy. A może zamówić Ubera? Nigdzie nie jedziemy, panie szoferze, muszę tylko napisać raport.
4. Zmieniaj otoczenie. Jeśli kilka osób pracuje zdalnie w domu, zamieniajcie się pomieszczeniami.
To wspaniała rada dla osób mieszkających w kawalerce. I dla rodziców na skraju obłędu, którzy mają w domu biuro, przedszkole, szkołę, plac zabaw, salę gimnastyczną, ring, kino i dyskotekę.
5. Podziel dzień na dwie części. Wstajesz rano, pracujesz do 13.00. Potem robisz długą przerwę i poświęcasz ten czas rodzinie – jecie wspólny posiłek, odpowiadasz na pytania, pomagasz w lekcjach. Pozostałe zadania wykonujesz późnym popołudniem.
Już to widzę. Drogie dzieci, do 13.00 nie jemy i nie zadajemy pytań. Mama pracuje.
6. Utrzymaj rytm dnia. Wstań rano, ubierz się, pamiętaj o posiłkach. Schludny wygląd poprawi Twój wizerunek i samopoczucie.
Ha! Koniec zalegania w spodniach od piżamy do 16.00. Tylko schludność nas uratuje. Ale z tymi posiłkami to racja. Wydzielam porcje żywieniowe radosnej dwójce, ponieważ komunikat: „Ma-maaa, możemy coś zjeść?” pojawia się co godzinę i doprowadza mnie do histerii. I jakoś w tej histerii zapominam, że ja też powinnam coś spożyć, a nie tylko kawa, woda, kawa, czekolada (po cichu, żeby dzieci nie widziały).
7. Określaj swój status jako dostępny lub w pracy, na przykład przyklejając na drzwiach karteczkę dla rodziny.
Moich dzieci nic nie powstrzyma. Ani karteczka, ani drzwi pancerne. Im dłużej trwa izolacja, tym swobodniej przechadzają się za moimi plecami w czasie spotkań online. Jeszcze miesiąc i bez oporu będą się wcinać w dyskusję i opowiadać moim współpracownikom o klockach Lego.
8. Optymizm jest zaraźliwy.
Optymiści w spodniach od piżamy i z obłędem w oku, łączcie się.
Jak nie pracować zdalnie w domu z dziećmi – potwierdzone info
czytaj także
*
Pamiętnik 210
12.05.2020 r.
Udało mi się zobaczyć ze znajomymi. Umówiliśmy się przed szkołą, bo kilkoro z nich odbierało świadectwo dzisiaj. Jako że pogoda nie sprzyjała, a wszystkie kawiarnie i restauracje są jeszcze pozamykane, urządziliśmy sobie minipiknik w moim minisamochodzie. Przywiozłam ze sobą herbatę z sokiem w termosie, jednorazowe kubeczki i talerzyki. W sklepie nieopodal szkoły kupiliśmy ciasto i tym sposobem spędziliśmy ze dwie godzinki w aucie, rozmawiając, słuchając ABBY i żartując z całej sytuacji. W końcu chyba tylko to nam pozostaje. Zwłaszcza że przy spotkaniu po takim czasie nie zabrakło zaszklonych oczu. Przy okazji wpadliśmy na kilka osób z klasy, ale spoza naszej paczki. Symboliczne, żartobliwe przybicie łokcia i te same, powtarzające się z wielu ust zdania: „nie myślałem, że będę tak tęsknić”, „do zobaczenia na maturach!”.
Później przyjechał mój chłopak. Po drodze do lasu wstąpiliśmy na McDrive’a. Ten cały „lockdown” najwyraźniej zmusza do próbowania nowych rzeczy. Pierwszy raz zamawiałam jedzenie w McDonaldzie w taki sposób. Chociaż nie wspominam za dobrze tego doświadczenia.
W ogóle się ostatnio nie dogadujemy, tak długie przerwy w spotkaniach nie służą relacji, w dodatku całkiem świeżej i nowej. Mam dość takiego łatania, zaczynania od nowa. Monotonii. Wkładania wysiłku w każdą najmniejszą rzecz, każde najmniejsze spotkanie. Do domu wróciłam dość późno jak na ten #stay-home-tryb-funkcjonowania. Niesamowite, jak szybko nasz organizm przystosowuje się do innego życia. Wstaję o dobre 3 godziny później, niż robiłam to dotychczas, później się kładę. Siłą rzeczy mniej się ruszam, mniej kontaktuję z ludźmi. Odzwyczaiłam się od przebywania poza domem około dziewięciu godzin, i to w ciągłej interakcji. Jestem zmęczona.
czytaj także
13.05.2020 r.
Dzień numer nie-wiem-już-który od ogłoszenia pandemii. Nie budzą mnie już ptaki, nie budzi mnie już ani telefon, ani domownik otwierający z rozmachem drzwi. Budzą mnie dochodzące z podwórka obok odgłosy kosiarek, wiertarek i pił wprawionych z nagła w ruch z niezwykłą częstotliwością. I z równie niezwykłym poziomem decybeli. […] Tak czy siak, mimo że trochę zaspałam, bo wstałam około 9.30, niezbędne 250 ml porannej kawy wylądowało w moim gardle. Zjadłam skromne śniadanie i hop, na e-historię. Co prawda oficjalnie jesteśmy już absolwentami, ale na szczęście większość nauczycieli nie pozostawiła nas samych sobie i spotykamy się na Zoomie zazwyczaj raz w tygodniu. Nie powiem, że lekcje online są zupełnie niewygodne. Z łóżka czy fotela do komputera to tylko kilka kroków – jak się zaśpi, nie trzeba się nawet specjalnie ogarniać. […] Wystarczy spojrzeć na kwadraciki na ekranie – jedna dziewczyna szydełkuje, kolega pochłania jogurt, koleżance ktoś wchodzi w kadr, chcąc wziąć coś z pokoju. Zaczynają rozmawiać. I nikt nie ma do tego żadnych pretensji.
Ale jednocześnie się tęskni. Twarze widziane w kwadracikach to nie to samo. Jednocześnie trudniej się skupić, jednocześnie trudniej chłonąć wszystkie informacje docierające gdzieś zza ekranu. Z odległości kilkunastu czy kilkudziesięciu kilometrów. Obawiam się, że kiedyś nauczanie zdalne zastąpi tradycyjną szkołę, słyszałam już wiele głosów, że to przecież nie jest takie złe. Tylko co wtedy z tymi wspomnieniami, z więziami? Czy już teraz na naszych oczach nie tworzy się masa genialnych, choć tak niejednoznacznych pretekstów do zaniku relacji, do zamknięcia się we własnym pudełku, do korzystania… z wygody? No właśnie. Myślę, że to właśnie ona niestety stanie się z czasem głównym wrogiem człowieka. Cisi i niepozorni przeciwnicy są najbardziej niebezpieczni.
*
Pamiętnik 272
Co się dzieje?! (25/03/2020)
Pytanie, które zadajemy sobie nawzajem chyba codziennie…
Dziś po raz pierwszy naprawdę wszystko to, co zbierało się we mnie przez ostatnie prawie dwa tygodnie, znalazło ujście. Oczywiście skończyło się to płaczem. Tak to już u mnie jest. Jestem wam winna małe wyjaśnienie co do mojej niezwykle pokręconej psychiki, ale zanim to, jeszcze króciutko o mnie. Mam na imię Ula, w czasach pandemii skończyłam osiemnaście lat. Z charakteru jestem osobą bardzo emocjonalną, nad-emocjonalną. Ma to swoje dobre strony, które przekładają się na to, że bardzo wnikliwie obserwuję i analizuję świat, co prowadzi do wyciągania pewnych, czasami trafniejszych czasem nie, wniosków. Stąd też decyzja o spisywaniu tego wszystkiego, co siedzi mi w głowie. Jest to też pewnego rodzaju terapia. Bywa też jednak tak, że ta część mnie odzywa się w dużo trudniejszych i bardziej nieprzyjemnych momentach. Krótko mówiąc, myślę o wszystkim i o wszystkich zdecydowanie za dużo.
Straciłam już resztki sił, dzięki którym codziennie motywowałam się do działania i przekonywałam, że nie mam żadnego wpływu na bieg zdarzeń. Dziś po prostu chciałam móc znaleźć się w otoczeniu moich przyjaciół, znów usiąść w szkolnej ławce, nawet przed najtrudniejszym z egzaminów. Po raz kolejny spóźnić się na tramwaj do szkoły czy zapomnieć podręcznika. To wszystko było kiedyś dla mnie niczym, aż do czasu, gdy po prostu tego zabrakło.
[…]
Urodziny (18/04/2020)
W życiu nie pomyślałabym, że w takich okolicznościach przeżywać będę wejście w dorosłość. 17 kwietnia obchodziłam swoje osiemnaste urodziny. Rzeczywistość, w której je przeżywałam, skłoniła mnie do wielu przemyśleń, (nie żebym normalnie miała ich niewiele, hahah). Przewrotność losu i ogromna, ogromna nieświadomość tego, co wydarzy się nawet następnego dnia – w ten sposób bym je podsumowała. Choć oczywiście wyobrażałam sobie ten dzień zupełnie inaczej, moi bliscy – rodzina, przyjaciele, znajomi, zadbali o to, żebym czuła się niezwykle wyjątkowo. Tak bardzo mnie zaskoczyli, otrzymałam mnóstwo cudownych wiadomości i telefonów, a nawet moja klasa, podczas lekcji biologii online, zaśpiewała mi „Sto Lat”!
Mimo wszystkiego, co dotychczas się działo, dzień ten pozwolił mi myśleć, że razem przez to przejdziemy, jesteśmy w tym wszyscy razem, wspieramy się nawzajem, tak jak tylko możemy, i razem z tego wyjdziemy! Jestem im tak bardzo wdzięczna za to, że po prostu są. Co chwilę powtarzam sobie, żeby być wdzięczna za to, co mam, przecież tak niewiele potrzeba nam do szczęścia, ale jakże niewiele też potrzeba do tego, żeby nam go zabrakło…
Tak nieludzkie (1/05/2020)
Myślę, że miesiąc kwiecień był czasem najbardziej restrykcyjnych ograniczeń. Nasz świat dosłownie się zatrzymał. Zakazano wchodzenia do lasów czy parków, zamknięto wszystkie punkty usługowe, centra handlowe (otwarte pozostały m.in. sklepy spożywcze i budowlane, ale też nie zawsze). Wyjście na dwór miało odbywać się tylko w konkretnym celu, np. aby zakupić leki w aptece. Po pewnym czasie dodano, że można również wyjść w celach zdrowotnych, aby się przewietrzyć. Niezgodnym z prawem było jednak też opuszczenie domu bez opieki dorosłego dla osób poniżej osiemnastego roku życia. To obostrzenie wydawało się mi już naprawdę przesadą. Mój przyjaciel pomagający babci, robiąc codziennie dla niej zakupy, zaczął obawiać się, czy będąc niepełnoletnim, za to też może dostać mandat. W tym momencie czuliśmy się jak więźniowie we własnych domach. A pogoda za oknem zachwycała, wołając o to, aby z niej korzystać.
W połowie miesiąca wprowadzono również nakaz noszenia maseczek w przestrzeni publicznej. Idąc ulicą, nierzadko spotykałam się z sytuacją, w której osoba idąca naprzeciw omijała mnie szerokim łukiem. […] W pewnym momencie do sklepów wpuszczano bardzo mało osób na raz.
Ludzie oczekiwali w długich kolejkach przed wejściem, oczywiście z zachowaniem 2 metrów odstępu. To wszystko wydawało się tak dziwne.
Kiedy w końcu udało mi się wejść do sklepu, dostawałam specjalnie zdezynfekowany wózek. […] W sklepach również miewałam sytuacje, w których ludzie unikali się, jak tylko mogli. Wiem, że każdy tak postępował, dbając o swoje i innych bezpieczeństwo. To po prostu było tak nieludzkie, uciekaliśmy od siebie nawzajem, izolowaliśmy się, będąc istotami społecznymi, żyjącymi dzięki kontaktowi z drugim człowiekiem.
**
Monika Helak – badaczka, publicystka, absolwentka socjologii w Kolegium MISH UW. Dawniej aktywistka, obecnie pracuje na przecięciu akademii i sektora prywatnego. Interesuje się polityką, genderem, studiami ludzkozwierzęcymi i kulturą terapeutyczną.
Małgorzata Łukianow – socjolożka, adiunktka na Wydziale Socjologii UW, wcześniej adiunktka w Instytucie Filozofii Socjologii PAN i asystentka na Uniwersytecie Technicznym w Chemnitz. Jej zainteresowania dotyczą głównie pamięcioznawstwa, socjologii kultury i wiedzy.
Justyna Orchowska – doktor nauk społecznych, socjolożka, adiunktka w Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych EUROREG na Uniwersytecie Warszawskim. Jej zainteresowania badawcze obejmują socjologię miasta, partycypację społeczną oraz klasy społeczne i stratyfikację. Od 2014 roku związana z warszawskim trzecim sektorem
oraz ruchami miejskimi.