Czytaj dalej

Co nowego mówią nam dzisiaj historie o procesach czarownic

Kiran Millwood Hargrave

Zawsze szukam opowieści, które pozwalają pokazać pewnego rodzaju „kobiece wyspy” w historii. Zależy mi jednak na ich realistycznym przedstawieniu, nie chcę opowiadać historii z perspektywy dobrze wykształconej feministki z XXI wieku. Bardziej mi zależy na tym, by pokazać, jak żyły, jaką miały władzę i pole działania w czasie, gdy żyły, a nie to, jak je postrzegamy dzisiaj – mówi Kiran Millwood Hargrave, autorka powieści „Kobiety z Vardø”.

Paulina Małochleb: Czego brytyjska pisarka szuka w historii Norwegii?

Kiran Millwood Hargrave: Usłyszałam kiedyś o XVII-wiecznym procesie czarownic w Norwegii i chciałam się dowiedzieć czegoś więcej. Kiedy jednak zaczęłam szukać książki na ten temat, odkryłam, że takiej nie ma. Poczułam wtedy, że ta historia mnie znalazła, wsiąkła we mnie i muszę napisać opowieść o polowaniu na czarownice na dalekiej północy.

Co odkryłaś w czasie swojej podróży do Vardø?

Fizyczna podróż do Vardø nie ma właściwie dzisiaj większego sensu, ponieważ w czasie II wojny światowej to był istotny punkt strategiczny i wszystko, cała zabudowa, zostało zrównane z ziemią. Pozostały ślady po domach, resztki fundamentów.

Jedna z hipotez wyjaśniających, dlaczego doszło do polowania na czarownice w 1621 roku, mówi, że chodziło o dość cyniczny głód ziemi. Majątek należący do oskarżonych i skazanych w procesach przechodził wtedy nie na ich krewnych, ale na państwo – i ziemia na tej wyspie faktycznie została oddana królowi Chrystianowi IV. Dzięki temu istnieją dzisiaj dość precyzyjne mapy tego, co znajdowało się na Vardø.

Istnieje też w dalszym ciągu zamek, w którym przetrzymywano wtedy oskarżone. Jest to stosunkowo nieduża kamienna forteca w kształcie gwiazdy, wciąż zajmowana przez wojsko, ale otwarta dla zwiedzających. Nie daje jednak poczucia obcowania z historią, nie wiemy, jak dokładnie wyglądała na początku XVII wieku.

Czy Norwegowie są świadomi tych wydarzeń historycznych? Jak o nich opowiadają?

Z zamku widać pomnik upamiętniający polowanie na czarownice, ale życie i pamięć tego regionu skupiają się bardziej na morzu. Tu jest granica z Rosją, wyjście do Morza Barentsa, a związane z nim połowy odgrywają istotną rolę gospodarczą. Dla mieszkańców północy Norwegii ważniejsze są wątki polityczno-społeczne. Dzieje się tak również dlatego, że wypadki w Vardø rozegrały się dość szybko, w ciągu kilku lat, ale w epoce, w której życie toczyło się zupełnie innym rytmem. To nie był długi proces historyczny, ale seria krótkich i tragicznych zdarzeń, rozgrywająca się za sprawą Johna Cunninghama, Szkota, który przybył do Norwegii na królewskie zaproszenie.

W Norwegii pozwala się na wypowiadanie problemów, w tym frustracji i strachu związanych z obecnością imigrantów

Czy w czasie zbierania materiałów do książki badałaś współczesne czarownice?

To bardzo aktywne środowisko, działające na wszystkich kontynentach. Ojciec mojego męża był praktykującym wiccaninem. Wiccanie, choć wywodzą swą genealogię od czarowników i czarownic, różnią się jednak od nich bardzo mocno. Czary dzisiaj oznaczają coś zupełnie innego niż czary w przeszłości, zwłaszcza w czasach, gdy posądzenie o ich uprawianie groziło śmiercią. Bardzo ostrożnie odnosiłabym się do porównań i wolałabym ich raczej uniknąć.

Ale czy dla wiccan ten historyczny ładunek subwersywny, bunt wobec oficjalnej kultury i religii, jaki wiąże się z czarami, ma dzisiaj znaczenie?

Oczywiście, że tak. Wiccanie często określają sami siebie jako grupę stojącą poza głównymi nurtami, bardzo tradycyjną, ale nie w znaczeniu konserwatyzmu światopoglądowego, tylko wybierania życia bliżej natury, w większej więzi z tym, co duchowe, niż świat współczesny. Wiccanie wierzą w uzdrawiającą moc natury, ale także w to, że utrata kontaktu z nią jest groźna, uważają, że istnieje życie duchowe poza religią.

Norwegia i świat oczami 9-latka

Co nowego mówią nam dzisiaj historie o procesach czarownic?

Zaczęłam pisać tę książkę w 2017 roku, kiedy trwały dyskusje na temat brexitu, kiedy w Stanach Zjednoczonych Trump mówił o impeachmencie jako o „polowaniu na czarownice”. To wszystko budziło we mnie gniew i strach, zwłaszcza że czuję się bardzo mocno zakorzeniona we wspólnocie, w społeczeństwie, i miałam poczucie, że oto ostro, przemocowo próbuje się zmienić jej kształt. Presja na ludzi, którzy nie pochodzili z warstwy białej i dobrze wykształconej, rosła wyjątkowo szybko. I tego właśnie się najbardziej bałam – bo kiedy popatrzysz na historię, to zobaczysz, że wszystkie konflikty zaczynają się od dzielenia ludzi na Nas i Ich. Przemoc rodzi się, gdy Oni przestają być postrzegani jako ludzie, stają się przeciwnikiem pozbawionym człowieczeństwa. Nie jestem jeszcze – ale może nigdy nie będę – tak utalentowaną pisarką, by stworzyć opowieść, z którą nie czuję jakiejś więzi. Kobiety z Vardø były właśnie moim sposobem na poradzenie sobie z lękiem i gniewem, sposobem, który ma jakąś wartość.

W twojej książce Innymi są nie tylko kobiety z Vardø, ale też Saamowie, na których Chrystian IV kazał rozpocząć polowanie. To oni w pierwszej kolejności mieli stać się ofiarami norweskiego „młota na czarownice”.

Na północy Norwegii istniała wtedy wspólnota składająca się z Saamów i grupy – z braku lepszego określenia nazwijmy ją w ten sposób – białych Norwegów. Grupy te żyły razem, ich członkowie zakładali wspólnie rodziny. Żeglarze norwescy często chodzili do Saamów po amulety przeciwko niepogodzie. Pomimo różnych nieporozumień Saamowie nie byli uznani za Innych.

Król Chrystian IV był za to wielbicielem króla Jakuba I Stuarta, podziwiał to, w jaki sposób Jakub umocnił swoją władzę dzięki procesom czarownic. Dlatego właśnie w 1617 roku wprowadził edykt, który stawiał poza prawem wszystkich Saamów praktykujących plemienne kulty szamańskie. I tak właściwie w ciągu jednej nocy pojawił się podział prawny w miejscu, w którym wcześniej nie było żadnej linii demarkacyjnej, wprowadzający różnicę między chrześcijanami i pogańskimi Saamami. Materia społeczna została nagle rozdarta.

A to prawo dawało się łatwo użyć, tłumaczyło różne zjawiska: ludzie głodowali, bo z powodu ochłodzenia i zmian w prądach morskich nie było ryb. Jednak wygodniej było o to oskarżyć Saamów jako tych, którzy zawarli pakt z diabłem i sprowadzili głód. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, widzimy jasno, że za te tajemnicze zdarzenia odpowiadały zmiany klimatyczne, tymczasem zmiany te były w XVII wieku tak nagłe i niewytłumaczalne, że ludzie szukali jakichś poręcznych interpretacji. Dokładnie tak stało się w przypadku sztormu, który rozpoczął polowanie na czarownice i który obserwujemy na początku powieści. Nienaturalnie gwałtowny, brutalny – spowodował śmierć większości mężczyzn w Vardø, bo mieszkańcy osady trudnili się prawie wyłącznie połowem.

W jaki sposób konflikt etniczny i religijny łączył się tutaj z konfliktem genderowym?

W XVII-wiecznej Norwegii obowiązywała jeszcze dodatkowa hierarchia, która komplikowała podział płciowy: na kwestię płci nakładały się kwestie etniczne, które przesuwały bohaterów w górę lub w dół drabiny. Jedna z bohaterek Kobiet z Vardø, Diina, jest córką saamaskiego szamana i żoną jednego z białych rybaków. Gdy jej mąż ginie, a ona pozostaje sama, spada na sam dół drabiny społecznej, przez inne kobiety jest nazywana saamską dziwką. Jako kobieta, i do tego niebiała, stoi na ostatnim miejscu we wspólnocie. Cała ta przemoc, wytworzona, żeby umocnić władzę króla i oddać mu ziemię, na początku i na końcu opisywanych wypadków faktycznie skierowana była przeciwko Saamom. W środkowym okresie jednak na stos wędrowały praktycznie wyłącznie białe kobiety.

Kowalczyk: Role i władza podzielone są przeważnie po staremu

Co nowego mówią nam dzisiaj historie o procesach czarownic?

W epoce, którą opisuję, rola kobiet podobna była do roli zwierząt domowych – pozbawionych głosu, władzy, podmiotowości prawnej. Nie było czegoś takiego jak gwałt małżeński, kobiety nie mogły się poskarżyć na przemoc domową. Nie mogły też funkcjonować jako osoby samotne – ze względów kulturowych, ale także życiowych – Vardø znajduje się na dalekiej północy, gdzie było zimno i głodno i gdzie liczyła się przede wszystkim siła fizyczna oraz odporność organizmu. Nie można więc mówić o konflikcie genderowym: kobiety nie buntowały się przeciwko mężczyznom, bo nie miały żadnej przestrzeni, w której taka myśl mogłaby się wykrystalizować.

Nagle z powodu katastrofy na morzu zostały same i jakoś im się powiodło – a taka sytuacja była nie tylko wymagająca dla nich, bo zmuszała je do trudu ponad siły, by mogły utrzymać rodziny, ale przede wszystkim uznawano ją za nienaturalną w ramach tego porządku społecznego. I to chyba było przerażające dla ówczesnej władzy – świadomość, że kobiety są w stanie sobie poradzić, że przetrwają. Taki wyjątek groził uświęconemu tradycją patriarchatowi. Należało je więc za to ukarać. Ten wniosek nasunął mi się w czasie zbierania materiału do książki, potwierdziła go później także doktor Liv Helene Willumsen, która bardzo obszernie zajmowała się tą sprawą w swoich badaniach. Nam obu rzucił się w oczy jeden fakt: przekonanie męskiej władzy tej epoki, że skoro kobiety przeżyły bez mężczyzn, to znaczy, że ktoś im w tym pomógł, że jakaś ciemna siła pozwoliła im zachować życie.

Sufrażystki z klasy robotniczej

czytaj także

Nie idealizujesz jednak swoich samotnie walczących bohaterek, bo spora ich część zakochuje się w komendancie Cornecie, który ma zaprowadzić w Vardø porządek. Cornet w domu znęca się nad żoną, w zamku więzi i torturuje oskarżone o czary, a kobiety zabiegają o jego łaskę i uwagę, proszą, by przewodził ich modlitwom w kościele, donoszą też na siebie nawzajem.

Bo wszyscy jesteśmy zakładnikami czasów, w których przyszło nam żyć. Większość kobiet z Vardø doświadczyła potwornej straty – w wyniku sztormu zginęli ich mężowie, ale też synowie, bracia i ojcowie. Nie wszystkie kobiety z łatwością weszły w nowe role, nadmiar swobody i odpowiedzialności może być przecież przerażający. I trzeba pamiętać też o tym, że w tej epoce nie ma innego modelu kultury niż patriarchalny. Te mężatki, które decydowały o sobie – miały to prawo tylko dlatego, że dostały je od swoich mężów, a ci pozwalali im na taką swobodę. Nie powinniśmy się zastanawiać, dlaczego wszystkie nie zbuntowały się przeciwko władzy szeryfa, zasadom Corneta – bo to prowadziłoby nas do myślenia anachronicznego, oznaczałoby też brak szacunku dla kobiet, które zginęły wtedy na stosach.

Wymyśliłaś Corneta jako postać podręcznego, posłusznego sadysty? Kata, który zajmuje się restauracją porządku i brudzi ręce, ale robi to też z przyjemnością?

Sadystą jest szeryf Cunningham, a Cornet to raczej więzień epoki – wywodzący się z ludu, ambitny, pragnie awansu, wypełnia więc wszystkie polecenia swego przełożonego. Powoli pnie się po szczeblach kariery, na ciele żony odbija sobie różne frustracje. Próbowałam na jego przykładzie opisać problem przemocy seksualnej w małżeństwie, choć takie przestępstwo nie istniało w XVII wieku. O gwałcie mówiono w kontekście stosunków pozamałżeńskich, w małżeństwie zaś mąż miał prawo uprawiać seks ze swoją żoną zawsze, kiedy chciał i jakkolwiek chciał, a ona musiała się temu poddać. Cornet jest więc brutalem, który próbuje zdobyć władzę na każdym możliwym polu. Myślę, że go nienawidzę, ale w jakiś przedziwny sposób rozumiem.

Nie ma niewłaściwych reakcji na gwałt

Dlaczego ta historia o kobiecym oporze i jego złamaniu wydaje ci się dzisiaj istotna?

Przede wszystkim dlatego, że ta historia się wydarzyła, że oskarżone i spalone kobiety istniały i doznały niesprawiedliwości. Przyzwyczailiśmy się myśleć, bo tak zostaliśmy nauczeni, że przeszłość to przestrzeń zdominowana przez mężczyzn. Tymczasem istniały przecież kobiety kompozytorki, pisarki, malarki. Kobiety miały wpływ na politykę, zaznaczały swój ślad w medycynie i życiu społecznym. Nie funkcjonowały wyłącznie na marginesie życia męskiego, nie spełniały tylko funkcji pomocniczych, choć taką narracją o przeszłości karmiono nas przez długi czas. A przecież stanowiły połowę ludzkości – często nawet jej większą część w sensie ilościowym. Przez wieki były uważane za jednostki słabe, dzisiaj się to zmienia.

Zawsze szukam takich opowieści, które pozwalają pokazać pewnego rodzaju „kobiece wyspy” w historii. Zależy mi jednak na ich realistycznym przedstawieniu, nie chcę opowiadać historii z perspektywy dobrze wykształconej feministki z XXI wieku, nie chcę stosować anachronizmów, by nadać moim opowieściom sens uniwersalny i jasny dla współczesnych czytelników. Bardziej mi zależy na tym, by pokazać, jak żyły, jaką miały władzę i pole działania w czasie, gdy żyły, a nie to, jak je postrzegamy dzisiaj. Oglądałam ostatnio wystawę malarstwa renesansowej twórczyni Artemisii Gentileschi, zdobywającej sławę dopiero dzisiaj, wcześniej lekceważonej z powodu płci. A Gentileschi malowała na takim samym poziomie jak Tycjan! Wydaje mi się, że właśnie w takich historiach można szukać głębokiej inspiracji dla współczesnego feminizmu. Nie wzięłyśmy się znikąd, mamy równie długą genealogię intelektualną co mężczyźni.

Więcej dziewuch, mniej księżniczek

Czy to jest dla ciebie jakiś rodzaj misji? Ta opowieść o gwałcie, przemocy i niesprawiedliwości nie ma tu cech rozrywkowych, choć należy do głównego nurtu.

Tak, to jest szczególnie istotny dla mnie temat, bo sama doświadczyłam gwałtu. Jestem więc niecierpliwa, piszę, by zmienić sytuację już teraz. A tyle jest do zmiany! Sposób traktowania ciała, przekonanie, że kobieta stanowi czyjąś własność, że istnieją warunki, które odbierają jej prawo do decydowania o sobie. Znam wiele kobiet, które uważają się za gorsze tylko z powodu swojej płci. I to mnie doprowadza do skrajnej furii.

A jak sobie z tą furią radzisz?

Lubię pisać powieści historyczne, bo potrzebuję dystansu, jaki daje ten gatunek. Historia ustala zawsze pewną ramę, w którą mogę ująć gniew, bo bez niej czytelnik dostałby tylko pełen emocji bluzg, nienawistny i nielogiczny. Moim prawdziwym konikiem, czymś, za czym optują moje książki, jest edukacja kobiet. Moja matka pochodzi z Indii, tam sprawa wykształcenia kobiet ma charakter polityczny i pojawia się w wielu gorących debatach. Potrzebujemy więcej kobiet u władzy, więcej kobiet wykształconych, które będą walczyć o prawa kobiet o słabszej pozycji, pozwolą i pomogą nam zająć należne nam miejsce.

O tym, czego nie ma na egzaminie

czytaj także

Zgadzam się z tobą w teorii, ale w praktyce już mniej. Nie masz nigdy pewności, że te dobrze wykształcone kobiety u władzy będą czuły jakikolwiek rodzaj solidarności z kobietami władzy pozbawionymi. W Polsce osobą, która ostatnio pogorszyła los kobiet w haniebny sposób, jest sędzia Julia Przyłębska – przewodnicząca Trybunału Konstytucyjnego. Trudno znaleźć dzisiaj w Polsce kobietę bardziej u władzy.

Czytałam o tym i uważam, że to skandal. Ale jednocześnie mam nadzieję, że te protesty, które teraz mają miejsce, doprowadzą do radykalnej zmiany przepisów. Musi istnieć przecież jakiś postęp. Choć rozumiem, o czym mówisz – u nas władzę sprawuje przecież Priti Patel, ministra spraw wewnętrznych, która zdaje się nienawidzić kobiet, choć przecież sama jest kobietą. Ale na tym właśnie polega prawdziwa władza patriarchatu – wiele kobiet w niego wierzy i uznaje zasady patriarchalne za właściwe i konieczne.

**

Kobiety z Vardo

Kiran Millwood Hargrave (1990) – poetka i pisarka. Absolwentka Cambridge i Oxfordu. Debiutowała w 2016 roku Dziewczynką z atramentu i gwiazd, która równocześnie podbiła amerykański rynek jako The Cartographer’s Daughter (Córka kartografa). Książka ta przyniosła jej także nagrodę największej brytyjskiej sieci księgarń Waterstones Children’s Book Prize za rok 2017 oraz British Book Award w kategorii literatury dziecięcej. Millwood Hargrave ma już na swoim koncie kolejne książki dla dzieci – m.in. wydaną również w Polsce Wyspę na końcu świata. Jej debiut dla dorosłych czytelników, Kobiety z Vardø, ukazał się w Polsce nakładem wydawnictwa Znak w przekładzie Jędrzeja Polaka.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Małochleb
Paulina Małochleb
Krytyczka i badaczka literatury
dr Paulina Małochleb – krytyczka, badaczka literatury i wykładowczyni. Laureatka Nagrody Prezesa Rady Ministrów, stypendystka NCK „Młoda Polska”. Autorka książki „Przepisywanie historii” oraz bloga ksiazkinaostro.pl. W Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie kieruje Ośrodkiem Komunikacji. Publikuje w „Przekroju”, „Polityce” i Krytyce Politycznej. Wykłada na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Zamknij