Bohaterowie powieści są sprawcami i ofiarami kolonializmu, dla których trudno nam znaleźć współczucie. A ich rodzina stanowi jakby odbicie w mikroskali tego, co pisarz sądzi o swoim narodzie, któremu stara się popsuć dobre samopoczucie, i to dość drastycznie.
António Lobo Antunes, Chwała Portugalii, przeł. Wojciech Charchalis, Wyd. Noir Sur Blanc 2024
Kiedy powiedziałem, że zaprosiłem rodzeństwo na wigilię
(jedliśmy w kuchni obiad i widać było dźwigi i statki za ostatnimi dachami Ajudy)
Lena napełniła mi talerz dymem, zniknęła w dymie, a gdy się rozmazywała, jej głos zmatowił szyby oraz również zniknął
– Nie widziałeś ich od piętnastu lat
(pokrywając okna parą, głos zabrał ze sobą wzgórza Almady, most, pomnik Chrystusa samotnie trzepotał ponad mgłą samotnymi skrzydłami)
po czym dym się rozwiał, Lena powróciła i jej palce powoli jęły się wyciągać w stronę koszyka z chlebem […]
Tak, to jedna z tych powieści arcydzieł, które są pisane niekończącymi się zdaniami. A poza tym składa się głównie z przenikających się strumieni świadomości bohaterów. Taki strumień świadomości, jak wiecie, tylko czasem odbija aktualną rzeczywistość, a przeważnie kłębią się w nim różne reminiscencje i refleksje, obrazy i emocje. Czyli łatwo nie będzie, ale jeśli jesteście na to gotowi, to warto podjąć trud lektury.
Przedtem przyda się jednak choćby najbardziej pobieżnie zarysowana mapa.
Pół wieku po rewolucji goździków Portugalię może sparaliżować sukces skrajnej prawicy
czytaj także
Carlos zaprosił rodzeństwo na wigilię w 1995 roku. Na twoim miejscu nie spodziewałabym się gości dziś wieczorem Carlos – mówi mu żona, ale on będzie czekał na nich z prezentami w co drugim rozdziale, aż do końca książki, zawsze opatrzonym tą samą datą 24 grudnia 1995. I oczywiście nie przyjdą. Natomiast w przeplatających to oczekiwanie rozdziałach czas będzie płynął: od 1978 roku do 27 września 1995.
Carlos mieszka w Lizbonie od kilkunastu lat, od czasu, gdy wraz z dwójką rodzeństwa opuścili Angolę, swój majątek z czasów kolonialnych. Ich rodzice kiedyś kupili tu niewielkie mieszkanie i to właściwie wszystko, co teraz posiadają. Carlos jest zgorzkniałym, nieprzyjemnym człowiekiem, pozbył się rodzeństwa, brata umieścił w zakładzie opiekuńczym, siostrę, która jest utrzymanką bogatych mężczyzn, wyrzucił z mieszkania, od lat nie otwiera listów przychodzących od matki. Jego skazą jest to, że nie jest biały, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać. A wszyscy oni w Portugalii sami stali się „Murzynami”.
W roku 1978 Portugalia nie będzie już miała kolonii, uzyskały niepodległość w roku 1974, kiedy to po rewolucji goździków upadła narodowokatolicka dyktatura Salazara (i jego krótkotrwałego następcy), chyba najdłużej, obok Franco, pozostającego u władzy europejskiego dyktatora.
Walki o niepodległość w koloniach zaczęły się jednak wcześniej. W jednej z nich, Angoli, gdzie w dużej mierze toczy się akcja powieści, powstanie wybuchło już w 1961 roku i zapoczątkowało wojnę o niepodległość oraz zażartą wojnę domową, zakończoną dopiero w 2002. Wystąpienia te były krwawo tłumione przez wojska portugalskie.
Lobo Antunes też był na wojnie w Angoli, jako lekarz wojskowy. W powieści pojawiają się różne formacje, partyzantki i bandy: walczące ze sobą ugrupowania miejscowe (jedne wpierane przez ZSRR, drugie przez USA), najemnicy z RPA, Katangijczycy wyparci z Konga, Kubańczycy i czort wie, kto jeszcze. Można próbować się w tym rozeznać, ale to nie ma znaczenia, zresztą autor nie zajmuje się politycznym opisem tej wojny.
czytaj także
Widzimy ją przede wszystkim oczyma Isildy, matki Carlosa, która została w Angoli, nie zamierza jej opuszczać, i dla której wszyscy stanowią zagrożenie. Angola jest po prostu górą trupów, ruiną. Dla dawnych kolonizatorów – żałosną atrapą prawdziwego kraju. Isilda, żona nieżyjącego już właściciela ziemskiego majątku (symbol, duch kolonialnej przeszłości?) właściwie nie ma szans tam przetrwać.
Kiedy umiera Isilda? Chyba 14 listopada 1994, tak się zaczyna rozdział opatrzony tą datą:
Dopiero kiedy Maria da Boa Morte (port. Maria Dobrej Śmierci – K.D.) powiedziała
– Z tyłu za tobą
i odwróciwszy się zobaczyłam pięć sępów na dachu małej chaty, patrzyły na nas jeszcze dwa z haków dla antylop, dziobami drapały korę drzewa, zrozumiałam, że umarłyśmy i nie siedzimy na werandzie w Marimbanguengo, ale opuchnięte jak wojenne trupy, czekamy, aż pokryje nas trawa, kiedy odlecą ptaki.
[…]
– Z tyłu za tobą
pięć sępów na dachu małej chaty i jeszcze dwa na hakach dla antylop, drapały dziobami korę z drzewa, patrzyły na nas, a ponieważ Luanda była miastem umarłych, od nadmorskiego bulwaru do mussequess spowita smrodem i wyziewami nieboszczyków, odstraszających żywych, nawet Katangijczyków z naszyjnikami z uszu, którzy żywili się borsukami, nawet Kubańczyków, którzy, jak zaklinano, żywili się łożyskami kobiet w ciąży, nawet żebraków znad zatoki, żywiących się samymi sobą, z ustami zwróconymi do środka ciągle przeżuwali, ponieważ Luanda była miastem umarłych […]
Dziś Luanda jest jednym z najdroższych miast w Afryce i liczy ponad 9 mln mieszkańców. Te wszystkie zapadające w pamięć obrazy i koszmary z powieści Lobo Antunesa dotyczą nie tyle Angoli, ile Portugalii i jej świadomości historycznej. To odium rozkładu dawnego kolonialnego mocarstwa unosi się nad całą powieścią. Są w niej też obrazy dawnych, kolonialnych czasów, ale nie ma w nich nic z Przeminęło z wiatrem czy Pożegnania z Afryką. Żadnej nostalgii, dużo okrucieństwa.
Na Półwyspie Iberyjskim jeden lewicowy rząd upada, inny powstaje
czytaj także
W cytowanej scenie Isildzie towarzyszy jej dawna służąca, z którą wegetują wygnane z dawnego majątku i której pewno zawdzięcza życie, i nigdy nie nazwie jej przyjaciółką. Czarna Maria da Boa Morte była za to najbliższą w domu osobą dla Carlosa.
I tu warto uwzględnić kolejny kontekst tej powieści. Opowiada o tym we wstępie tłumacz.
Kiedy dawny kolonialny porządek chwiał się i w znanym kształcie miał zniknąć, Portugalia, biedna i pozbawiona w zasadzie przemysłu, starała się utrzymać swój imperialny status. Między innymi poprzez zabiegi ideologiczne i wizerunkowe, które miały przekonać świat (i siebie), że kolonializm portugalski był zawsze inny, mniej okrutny, tolerancyjny, że od tak dawna są zasiedziałymi mieszkańcami Afryki, że nie sposób ich stamtąd usunąć. I tutaj przydatna okazała się idea luzotropikalizmu (Luzytanie to starożytni przodkowie Portugalczyków). Opierała się ona na przekonaniu o niezwykłej zdolności Portugalczyków do asymilacji różnych kultur, z którymi tworzą międzykulturową wspólnotę. Oznaczało to też deklarowaną akceptację metysażu. Jak pisze autor wstępu, ta luzytropikalna bajka ostatecznie kończy się, podobno nadal powtarzanym, okropnym stwierdzeniem, że „to my wymyśliliśmy Mulatkę”
Zupełnie inną prawdę o portugalskim rasizmie pokazuje powieść Lobo Antunesa.
czytaj także
Jej bohaterowie są sprawcami i ofiarami kolonializmu, dla których trudno nam znaleźć współczucie. A ich rodzina stanowi jakby odbicie w mikroskali tego, co pisarz sądzi o swoim narodzie, któremu stara się popsuć dobre samopoczucie, i to dość drastycznie.
Po rewolucji goździków powszechną stała się krytyka kolonialnej przeszłości, jednak w latach 90. nastąpił powrót rozmaitych nostalgicznych narracji i to wbrew nim powstała Chwała Portugalii, wydana w 1997 roku. To oczywiście tytuł ironiczny, a fraza zaczerpnięta została z hymnu narodowego. Charchalis, ze względu na zabójczy krytycyzm wobec własnej nacji, porównuje Lobo Antunesa do Bernharda. Jednak moim pierwszym skojarzeniem był Faulkner.
Nie będę was oszukiwała, to nie jest przyjemna książka i nie miała taką być, ale czy połączenie Bernharda z Faulknerem to nie wystarczająca zachęta? Mnie jednak na zachętę wystarczyło zdanie: Lena napełniła mi talerz dymem, zniknęła w dymie, a gdy się rozmazywała, jej głos zmatowił szyby oraz również zniknął. Czy to nie jest piękne?