Cześć korsykańskiemu mordercy, czyli o polskiej polityce hymnicznej

Zmieńmy sobie hymn, bo wychwalając Napoleona, stajemy po stronie terroru, kolonializmu i agresji.
Radosław Skowron
Portret Napoleona I, cesarza Francuzów, autorstwa Jacques’a-Louisa Davida. Wikimedia Commons, ed. KP

Liczbę ofiar wojen wszczętych przez Napoleona Bonapartego szacuje się na od trzech do sześciu milionów w samej Europie. A na świecie – samo tylko deptanie niepodległości na Santo Domingo wymagało zabicia blisko ćwierci miliona Haitańczyków. Skoro ustawa zmusza nas do celebrowania zbrodniarza, zmieńmy ustawę. I zmieńmy hymn.

Zmieńmy sobie hymn. Powody są dwa.

Pierwszy – tekstowy. Słowa Mazurka Dąbrowskiego są już przestarzałe, oderwane od dzisiejszej wrażliwości, emanują przemocą, a do tego zniekształcają historię. Zasługujemy na dużo więcej.

Drugi – kontekstowy. Pieśń Legionów Polskich we Włoszech jako hymn podarowali nam sanacyjni zeloci. Samo pochodzenie z faszyzującego łoża nie dezawuuje wartości artystycznego dzieła, jednak w połączeniu z późniejszą akceptacją utworu Józefa Wybickiego jako hymnu przez peerelowską mafię powinno zmusić nas do refleksji nad tym, jakimi środkami chcemy tworzyć narodową wspólnotę w XXI wieku. Stać nas na o wiele bardziej adaptacyjne narzędzia.

Ambasadę Federacji Rosyjskiej wyprowadzić

czytaj także

Tekst hymnu, określanego wówczas jako Pieśń Legionów Polskich we Włoszech, napisał pod koniec XVIII wieku pochodzący spod pomorskiej Kościerzyny pisarz, polityk i konfederata barski Józef Wybicki. Dopiero w okresie II Rzeczypospolitej utwór został oficjalnie uznany za hymn narodowy w okólnikach wydanych najpierw w 1926 roku przez Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, a następnie w 1927 roku przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.

Powojenna konstytucja PRL o roli Mazurka Dąbrowskiego milczała i dopiero nowela do ustawy zasadniczej z 1976 roku po raz pierwszy na poziomie normatywnym uznała dzieło kaszubskiego szlachcica za hymn państwowy. Cztery lata później Sejm przyjął obowiązującą do dziś (i od tamtej pory modyfikowaną zaledwie śladowo) ustawę o godle, barwach i hymnie oraz pieczęciach państwowych. Obecna Konstytucja państwa z 1997 roku zaakceptowała obrany wcześniej kierunek polskiej polityki hymnicznej i wyrażającą go aksjologię.

Celem tej polityki był w naszym kraju zawsze z jednej strony udział w formatowaniu pożądanej narracji w ramach polskiej pamięci zbiorowej, a z drugiej legitymizowanie ustroju konstytucyjnego i systemu politycznego państwa. Hymn narodowy pozostawał instrumentem zarządzania emocjami, zachowaniami i myślami Polaków i jako taki miał i ma nadal wzmacniać ciągłość wspólnoty politycznej i stabilizować system prawny.

Do czego zatem i kogo się odwołujemy, nucąc Mazurka Dąbrowskiego i szepcząc, że Polska jeszcze nie zginęła?

Formacje znane jako Legiony Polskie we Włoszech, a utworzone z inicjatywy generała Jana Henryka Dąbrowskiego, były oddziałami wspierającymi armię francuską i realizowały imperialne cele polityczne Paryża. Początkowo stanowiły formalnie część sił zbrojnych Lombardii, a następnie Republiki Cisalpińskiej. Wykorzystywane były we francuskich działaniach militarnych na Półwyspie Apenińskim, w tym do tłumienia włoskich aspiracji niepodległościowych czy pacyfikowania powstań chłopskich w rejonie Neapolu. Następnie zaprzęgnięte zostały do walk przeciwko tzw. II koalicji antyfrancuskiej na terenie dzisiejszych Niemiec i Szwajcarii.

Po zawarciu przez Francję w 1801 roku pokoju z Austrią, niewygodne na ten czas Napoleonowi legiony zostały użyte do tłumienia powstania niepodległościowego na karaibskiej wyspie Santo Domingo. Haitańska rewolucja doprowadziła tam do powstania pierwszego w nowożytnej historii suwerennego państwa osób czarnych. To piękna, ciągle mało znana karta światowej historii i walki o emancypację oraz krystalizującą się dopiero ideę praw człowieka. Polacy w tej batalii stanęli po stronie terroru, kolonializmu i agresji. Czy aby na pewno nasz narodowy hymn musi odwoływać się takich antywartości?

Haiti – krótka historia postkolonialnej tragedii

W takim samym świetle należy spojrzeć na czynienie w tekście pieśni autorytetu z człowieka stojącego na czele kolonialnego imperium, jakim na przełomie XVIII i XIX wieku była Francja. W Europie liczbę zabitych w wyniku wojen wszczętych przez Napoleona Bonapartego szacuje się na od trzech do sześciu milionów. Poza Starym Kontynentem samo tylko deptanie niepodległości na Santo Domingo wymagało zabicia blisko ćwierci miliona Haitańczyków. Naprawdę chcemy w naszym hymnie celebrować odpowiedzialnego za takie zbrodnie mordercę?

A kojarzycie Okropności wojny Francisca Goi? To cykl obrazów przedstawiających hiszpańską wojnę niepodległościową toczoną przeciwko Francuzom. Na niektórych z płócien artysta pokazał okrucieństwa stosowane przez siły okupacyjne wobec miejscowej ludności. Ci okupanci to często prawdopodobnie polscy szwoleżerowie, realizujący na Półwyspie Iberyjskim obłąkane wizje korsykańskiego watażki. Naprawdę tak nas zwyciężać uczył Bonaparte? Lekcją ma być, że gwałt popłaca? (Jak się zresztą okazuje, popłaca nie tylko metaforycznie – Haiti za swoją niepodległość musiało Paryżowi spłacać odszkodowanie aż do połowy XX wieku).

„Cesarz antywoke” czy mit, który należy odkłamać? Francuskie spory wokół Napoleona

Tyle tekst. Teraz kontekst.

Mazurek Dąbrowskiego okraszony słowami Józefa Wybickiego zaistniał oficjalnie i formalnie w polskim imaginarium hymnicznym dopiero dzięki wysiłkom polityków piłsudczykowskich i sanacyjnych. Najpierw, bo już w 1921 roku decyzją Ministra Spraw Wojskowych, Kazimierza Sosnkowskiego, nakazano oddawanie przez armię specjalnych honorów w trakcie wykonywania pieśni. Następnie, w październiku 1926 roku, czyli zaraz po przewrocie majowym, Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Kazimierz Bartel obwieścił uznanie utworu za hymn narodowy. Niedługo potem, w lutym 1927 roku, na podobny krok zdecydował się Minister Spraw Wewnętrznych Felicjan Sławoj Składkowski. To decyzja tego ostatniego uznawana jest za instytucjonalne zakotwiczenie Mazurka Dąbrowskiego w polskim życiu publicznym.

Sosnkowskiego tu pomińmy (nie przyłożył się aż tak bardzo do faszyzacji Polski po 1926 roku). Bartla, pięciokrotnego premiera kraju po zamachu stanu, również (przyjmijmy wspaniałomyślnie, że pan profesor nie dostrzegał autorytarnej tłuszczy zalewającej Polskę w okresie jego rządów). Ale Składkowski – przecież to esencja sanacyjnego obłędu. Premier w latach 1936–1939, do tego trzykrotnie minister spraw wewnętrznych, jak mało kto odpowiedzialny za rozwój polskiego przedwojennego faszyzmu. Osobiście odpowiedzialny za utrzymanie obozu pracy przymusowej dla przeciwników politycznych w Berezie Kartuskiej oraz za aresztowanie przedstawicieli opozycji we wrześniu 1930 roku i osadzenie ich w Brześciu nad Bugiem.

Ta druga sprawa miała swój finał dopiero w maju 2023 roku (tak: 2023 roku), kiedy to Sąd Najwyższy po dziewięćdziesięciu latach uchylił wreszcie wyroki w tzw. procesie brzeskim, w którym na karę pozbawienia wolności skazano między innymi Wincentego Witosa (PSL przez ostatnie 30 lat miał na pewno ważniejsze tematy na głowie niż przywracanie elementarnej sprawiedliwości należnej ich legendarnemu liderowi).

Zatem powinniśmy się chyba zadumać nad pytaniem, czy nadal honorujemy decyzję Składkowskiego o tym, jakie słowa mają padać w naszym narodowym hymnie? Czy jeden z polityków odpowiedzialnych za faszystowskie oblicze II Rzeczypospolitej powinien być ojcem chrzestnym polskiej polityki hymnicznej?

Postulując zmiany w tekście narodowego mazurka, stąpam po kruchym lodzie. Zgodnie bowiem z Kodeksem wykroczeń osoba naruszająca przepisy o hymnie Rzeczypospolitej Polskiej podlega karze aresztu lub grzywny. Wskazane regulacje przewidują między innymi dokładny tekst pieśni oraz nakazują wykonywanie utworu w sposób zapewniający mu należną cześć i szacunek. Oczywiście w niniejszej publikacji nie podejmuję się wykonywania hymnu, jednak kreatywność oskarżycieli publicznych bywa potężna i jestem w stanie wyobrazić sobie uznanie, że deformując powszechnie akceptowane znaczenie hymnu, popełniam wykroczenie.

Warto bowiem pamiętać, że przed kilkoma laty jeden z członków zespołu Krytyki Politycznej został ukarany grzywną przez sądy obu instancji za to, że na swoim kanale wykonał hymn państwowy ze zmienionymi przez siebie słowami. W sprawie konieczna była dopiero interwencja Rzecznika Praw Obywatelskich i skierowanie postępowania do Sądu Najwyższego. Ten uniewinnił artystę, uznając, że wykonanie hymnu w sposób sprzeczny z załącznikiem do ustawy mieści się w granicach swobody wypowiedzi, która może oburzać, razić czy niepokoić część społeczeństwa, i dopóki nie będzie się ona wiązała z przemocą lub wzywaniem do jej zastosowania, a także nie będzie miała na celu obrażenia kogokolwiek i będzie dotyczyła istotnych problemów społecznych czy politycznych, dopóty będzie stanowiła dopuszczalną formę wyrażania poglądów.

Kapela: Prawomocnie zostałem poetą wyklętym

Potwierdzam zatem, że kwestionując w tym artykule określony ustawą tekst hymnu Rzeczypospolitej Polskiej, nie nawołuję do przemocy, nie chcę nikogo obrazić (może jedynie i to tylko nieznacznie ukruszyć pamięć o kolonialnym watażce znad Sekwany oraz o polskim premierze o faszystowskich inklinacjach), a celem mojej publikacji jest wywołanie debaty nad istotnymi problemami społeczno-politycznymi, jakimi są wspólnotowa pamięć, reprezentacja narodowych traum i polityka historyczna.

Powyższe nie zapewni jednak pełnego bezpieczeństwa ani mnie osobiście, ani redakcji Krytyki Politycznej. Zgodnie bowiem z przepisami ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej zarówno sam IPN, jak i organizacje pozarządowe, których celem statutowym jest działanie polegające na obronie dobrego imienia Polski i Polaków, mogą wytaczać powództwo o ochronę dobrego imienia Rzeczypospolitej Polskiej lub narodu polskiego.

Celem wskazanej regulacji jest konsolidacja społeczeństwa dookoła ustawowo narzuconej wersji historii i narracji o nas samych. Ustawodawca z jednej strony ograniczył bowiem dyskurs wewnętrzny wokół treści samej polityki historycznej, a z drugiej dał poczucie sprawczości organizacjom o odpowiednim, pożądanym przez siebie, profilu. Takie przepisy można potraktować jako dążenie do prawnej ochrony określonego politycznego wyobrażenia o aksjologii polskiej wspólnoty ustanowionej w oparciu o partykularne doświadczenia historyczne.

I ty zaśpiewaj Mazurek Kapeli

W tym świetle zakwestionowanie przeze mnie słów tworzących hymn państwa polskiego, poprzez interpretowanie ich w świetle czy to francuskich zbrodni kolonialnych, czy to w kontekście polskiego faszyzmu okresu sanacji, z łatwością może zostać uznane za naruszające dobre imię Polski czy Polaków.

Popatrzmy jednak na sprawę całkiem z innej strony. Czy nie byłoby odświeżające stworzyć sobie dziś tekst hymnu zupełnie na nowo? Nie być związanym kreacjami z końca XVIII wieku i decyzjami z początku XX wieku spetryfikowanymi przez polityków sprzed 30 lat? Nowe słowa hymnu mogłyby być wynikiem autentycznej i radosnej refleksji nad historią kraju i naszymi aspiracjami. Za chwilę minie ćwierć wieku w nowym tysiącleciu. Zafundujmy sobie hymniczną odwilż.

**
dr Radosław Skowron – adwokat, konstytucjonalista.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij