Publicznie wspiera katolicki fundamentalizm, walczy z „ideologią gender”, osobami LGBT+ i aborcją m.in. w ramach współpracy z Ordo Iuris, którego jest założycielem. Kto? Aleksander Stępkowski, który właśnie objął funkcję p.o. I prezesa Sądu Najwyższego. – To zła wiadomość dla Polski – mówi nam socjolożka, Elżbieta Korolczuk. – To stanowisko utworzone wbrew Konstytucji – dodaje prawnik, Maciej Pach.
W tym tygodniu Polska trafiła na listę najbardziej homofobicznych krajów w Europie, a odznaczenie z rąk ministra sprawiedliwości odebrała działaczka antyaborcyjna nękająca kobiety rozważające aborcję. Najważniejszym punktem trwającego nad Wisłą festiwalu konserwatyzmu okazały się jednak przetasowania w Sądzie Najwyższym.
Kamil Zaradkiewicz, który zdążył niedawno objąć stanowisko p.o. I prezesa, złożył swoją rezygnację, a jego obowiązki tymczasowo przejął Aleksander Stępkowski, współzałożyciel i pierwszy dyrektor Instytutu Kultury Prawnej Ordo Iuris. Czy to znak, że kontrolę nad polskim sądownictwem przejmują religijni ultrakonserwatyści?
Przeciw demokracji i prawom człowieka
Elżbieta Korolczuk, socjolożka pracująca na Uniwersytetach: Södertörn w Sztokhomie i Warszawskim, gdzie zajmuje się m.in. badaniem antygenderowych ruchów społecznych i prawicowego populizmu, ocenia, że wybór człowieka związanego z jedną z najbardziej fundamentalistycznych organizacji w Polsce to bardzo zła wiadomość dla kraju.
– Spodziewam się wszystkiego, co najgorsze. Wystarczy prześledzić, jakie działania prowadzi w Polsce Ordo Iuris, za powołanie którego odpowiada pan Stępkowski i którego system wartości nowy p.o. I prezesa SN podziela – mówi Korolczuk i wskazuje na główne cele działania tej organizacji: dyskryminację osób nieheteroseksualnych, dążenie do zaostrzenia prawa antyaborcyjnego, utrudnianie Polkom i Polakom dostępu do in vitro i leczenia niepłodności, a także próby przeforsowania zakazu prowadzenia edukacji seksualnej i jej penalizacji.
Strzelaj do zwierząt na oczach dziecka, ale nie mów mu nic o seksie
czytaj także
– Niedawno w Sejmie procedowano popierany przez Ordo Iuris projekt ustawy wprowadzającej kary więzienia dla edukatorów seksualnych. Ponadto organizacja od miesięcy promuje tzw. Samorządową Kartę Praw Rodzin, by pod hasłem „obrony rodziny” uniemożliwić przeznaczanie środków samorządowych na działania antydyskryminacyjne – w ten sposób samorządy dołączają de facto do „stref wolnych od LGBT+”. Można więc przypuszczać, że tym obszarom pan Stępkowski będzie się bardzo blisko przyglądał i wspierał wszystkie działania, których celem jest np. zaostrzenie obecnie obowiązującego prawa dotyczącego aborcji czy uniemożliwienie działania demokratycznie działającym organizacjom broniącym praw kobiet czy osób nieheteroseksualnych. To może również wywoływać tzw. efekt mrożący w instytucjach publicznych, jak szkoły czy placówki medyczne – dodaje Elżbieta Korolczuk.
czytaj także
Jeśli bowiem w Sądzie Najwyższym wyroki będą zapadać w oparciu o poglądy takich osób, jak Aleksander Stępkowski, można spodziewać się, że prawo i nastroje społeczne również przechylą się w radykalną stronę lub będą zniechęcać pracowników sektora publicznego do udzielania pomocy tym, z których fundamentaliści czynią wrogów publicznych. Przykładem mogą być nauczyciele obawiający się prowadzenia zajęć antydyskryminacyjnych w szkołach, lekarze unikający wykonywania zabiegów przerywania ciąży czy policjanci i prokuratorzy odmawiający wszczynania śledztw przeciwko przestępstwom popełnionym z nienawiści.
– Ordo Iuris jest częścią sieci ultrakonserwatywnych organizacji, które działają na poziomie konkretnych państw, ale też budują międzynarodowe sojusze. Należą do nich m.in. European Centre for Law and Justice w Brukseli, CitizenGo założone w Hiszpanii czy The Political Network for Values, który z kolei łączy Amerykę Łacińską, USA i Europę. Celem takich organizacji jest zmiana w każdym z obszarów powiązanych z prawami człowieka: chcą zakazu aborcji, in vitro i surogacji, przeciwdziałają równości małżeńskiej i edukacji seksualnej, nakłaniają rządy, by nie ratyfikowały konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Tu nie chodzi jedynie o różnice poglądów, ale o pogwałcenie standardów demokratycznych. Jeśli przedstawiciele Ordo Iuris chcą traktowania osób bezpłodnych czy nieheteroseksualnych jak obywateli drugiej kategorii, to występują przeciwko demokracji rozumianej jako wolność, pluralizm oraz szacunek dla różnorodności seksualnej, etnicznej i każdej innej – podkreśla socjolożka.
czytaj także
Bezstronny ideolog?
Obawy te są słuszne. Aleksander Stępkowski publicznie wspiera katolicki fundamentalizm, homofobię i brak równouprawnienia kobiet i mężczyzn nie tylko w ramach współpracy z Ordo Iuris, ale także jako wykładowca akademicki czy współtwórca kontrowersyjnych projektów ustaw.
Stępkowski jest doktorem habilitowanym nauk prawnych, profesorem na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. W swoim dorobku ma m.in. pracę krytykującą badania nad płcią kulturową w zbiorze esejów zatytułowanych Dyktatura gender 2014 r., a także publikacje na temat „obrony życia poczętego”.
Stępkowski to również jeden z autorów projektu obywatelskiego „Stop aborcji”, którego celem jest całkowita delegalizacja zabiegów przerywania ciąży.
Desperacja Ordo Iuris i zalążek lewicowego „Progresso Iuris”
czytaj także
Łukasz Cora, doktor nauk prawnych i adiunkt w Katedrze Prawa Karnego Procesowego i Kryminalistyki na Uniwersytecie Gdańskim, mówi, że obecność Aleksandra Stępkowskiego w Sądzie Najwyższym „wywołuje uzasadnioną wątpliwość co do tego, czy jako sędzia spełnia on warunki obiektywizmu i bezstronności”.
– Można przypuszczać, że gdy będzie np. rozstrzygać w sprawach znajdujących się na styku prawa karnego i bioetyki, dotyczących praw kobiet, aborcji czy przemocy w rodzinie, zajmie pozycję konserwatywną, zgodną z eksponowanym publicznie i wyznawanym kanonem wartości, potencjalnie zagrażającą niektórym prawom i wolnościom obywatelskim. W dodatku jawnie i publicznie prezentowany stosunek do osób LGBT+, które Stępkowski jednoznacznie potępia, powinien wykluczać go z zajmowania się tematyką np. orientacji seksualnej. Gdyby zatem sędzia Stępkowski miał orzekać w przypadkach dotyczących przestępstw dokonywanych z nienawiści czy też w zakresie ochrony mniejszości seksualnych, to słusznie spotkałby się z uzasadnionym zarzutem co do braku bezstronności i kierunkowego nastawienia do sprawy, bo wielokrotnie deklarował, że jest za zachowaniem status quo, które nie uwzględnia potrzeby ochrony osób nieheteronormatywnych, temu służy m.in. instytucja wyłączenia sędziego – twierdzi prawnik.
– Mimo wszystko jednak ufam pewnie nieco naiwnie, że jako profesor UW i sędzia Sądu Najwyższego, a nie człowiek przez lata związany z Ordo Iuris, Aleksander Stępkowski będzie przynajmniej uchylał się od przyszłych jednoznacznie wiążących deklaracji ideowych i aksjologicznych, jeśli chodzi o wyznawane przez siebie wartości katolickie, a w razie gdyby przyszło mu rozstrzygać problem prawny w kolizji ze swoimi konserwatywnymi przekonaniami, będzie potrafił ochronie praw i wolności człowieka i obywatela nadać znaczenie nadrzędne – dodaje nasz rozmówca.
Polityczny Sąd Najwyższy
Kontrowersje wokół Aleksandra Stępkowskiego nie kończą się na jego poglądach. Pod znakiem zapytania stanął sposób, w jaki założyciel Ordo Iuris w ogóle trafił do Sądu Najwyższego. Jak wskazuje Maciej Pach, konstytucjonalista z Katedry Prawa Ustrojowego Porównawczego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, wątpliwości budził fakt, że Stępkowski – jak i pozostali sędziowie powołani w 2018 roku – został kandydatem do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN na wniosek nowej, upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa.
– Członkowie KRS powinni gwarantować jak najdalej posuniętą apartyjność, apolityczność, niezależność od władzy ustawodawczej i wykonawczej, a skoro są wybierani przez Sejm, to nie możemy ponad wszelką wątpliwość powiedzieć, że te osoby są niezależne. Tej samej pewności nie można również mieć wobec sędziów Sądu Najwyższego, którzy są powoływani na wniosek tejże Rady – wyjaśnia Pach.
Mimo tych zastrzeżeń i postanowienia Naczelnego Sądu Administracyjnego, który nakazał wstrzymać wykonanie uchwał nowej KRS do czasu, aż TSUE orzeknie w sprawie legalności tego organu, prezydent Andrzej Duda mianował wskazanych przez KRSsędziów SN. Wśród nich zabrakło wówczas jednak Aleksandra Stępkowskiego, którego powołanie zawieszono na kolejne kilka miesięcy.
„Chaos prawny stanie się kryzysem społecznym” ostrzega lewica
czytaj także
Dlaczego? Maciej Pach tłumaczy: – Uchwalona głosami PiS i Kukiz’15 ustawa o SN stanowi, że sędzia może mieć wyłącznie obywatelstwo polskie. Tymczasem pan Stępkowski posiadał dwa: polskie i brytyjskie, o czym nawet poinformował w zgłoszeniu swojej kandydatury. Napisał jednak, że – uwaga – złożył oświadczenie o „wyrzeczeniu się” (a nie zrzeczeniu się) obywatelstwa Zjednoczonego Królestwa. W chwili składania zgłoszenia do KRS nie miał żadnego potwierdzenia pomyślnego zakończenia tej procedury. W karcie zgłoszenia napisał: „Oczekuję na potwierdzenie wywarcia skutków prawnych ww. oświadczenia. Wówczas moje polskie obywatelstwo będzie wyłączne”. KRS nic z tym nie zrobiła, pozytywnie zaopiniowała kandydaturę Stępkowskiego i przekazała ją Andrzejowi Dudzie. Podejrzewam, że to właśnie Kancelaria Prezydenta odkryła, że Stępkowski nie spełnia wymogów ustawowych, i dlatego tak długo zwlekała z jego powołaniem.
W tym czasie nasz rozmówca zwrócił się do KRS z pytaniem, czy wiedziała o drugim obywatelstwie nowego sędziego. Z odpowiedzi udzielonej przez Wiesława Johanna, wiceprzewodniczącego Rady, wynika, że nie skontaktowano się z nikim z rządu Wielkiej Brytanii ani z ambasadorem RP w Londynie, by ustalić stan sprawy Stępkowskiego.
W lutym 2019 roku założyciel Ordo Iuris w końcu objął stanowisko w Sądzie Najwyższym. – Życzliwie zakładam, że kancelaria Andrzeja Dudy potwierdziła, że Stępkowski utracił brytyjskie obywatelstwo. Uważam jednak, że samo zamieszanie przy jego kandydowaniu rzuca zbyt duży cień na tę sprawę – twierdzi prawnik i wskazuje na jeszcze jeden, ważniejszy aspekt działający na niekorzyść rządzących i samego Stępkowskiego.
czytaj także
Obejść Konstytucję
Stanowisko p.o. I prezesa SN, które kilka tygodni temu zajmował Kamil Zaradkiewicz, powołano w celu doprowadzenia do wyłonienia kandydatów na nowego I prezesa SN po upływie kadencji prof. Małgorzaty Gersdorf. Tak się jednak nie stało, bo Zaradkiewicz złożył rezygnację. Stwierdził przy tym, że do jego decyzji przyczynił się opór części tzw. starych sędziów, którzy odmawiali prawa głosu w wyborach kandydatów na I prezesa pozostałym sędziom, czyli osobom powołanym przez prezydenta na wniosek neo-KRS. Teraz przed podobnym wyzwaniem stanie Aleksander Stępkowski.
– Problem leży w samej konstrukcji powierzania przez prezydenta dowolnie wybranemu przez siebie sędziemu wykonywania obowiązków I prezesa SN do czasu powołania właściwego prezesa. Ta konstrukcja w polskim systemie prawnym pojawiła się zresztą dopiero w połowie lutego, z inicjatywy PiS. Jest ona rażąco niezgodna z Konstytucją, przewidującą jedynie stanowiska I prezesa stojącego na czele SN oraz prezesów SN, których moglibyśmy nazwać jego zastępcami, a którzy kierują poszczególnymi izbami. Ustawa o SN stanowi do dzisiaj, że w czasie jego nieobecności pierwszego prezesa zastępuje wyznaczony przezeń prezes SN, a gdy wyznaczenie jest niemożliwe – prezes SN najstarszy służbą na stanowisku sędziego. I to właśnie ten przepis należało zastosować. Zamiast wpisywać do ustawy nowy, niezgodny z Konstytucją artykuł ustanawiający funkcję p.o. I prezesa, tymczasowe kierownictwo SN powinien był objąć prezes SN o najdłuższym stażu jako sędzia. Niestety, powtórzono manewr z Julią Przyłębską w Trybunale Konstytucyjnym. I to nieprzypadkowo – uważa Maciej Pach, przypominając, że po tym, jak w sędziowski stan spoczynku przeszedł poprzedni prezes TK prof. Andrzej Rzepliński, ekipa rządząca mimo wyraźnych przepisów ustawy zasadniczej zignorowała funkcję wiceprezesa tego organu, którym był wtedy prof. Stanisław Biernat.
– PiS wiedziało bowiem, że jest to sędzia nieżyczliwy planom podporządkowania TK politykom, więc prof. Biernatowi jako wiceprezesowi TK uniemożliwiono wykonywanie obowiązków prezesa Trybunału w okresie wakatu na tym stanowisku, a do ustawy wprowadzono regulację, w myśl której prezydent powierza jednemu z sędziów TK pełnienie obowiązków prezesa do czasu powołania nowego prezesa. To, moim zdaniem, proceder ostentacyjnie niekonstytucyjny, który, skoro powiódł się w Trybunale, PiS postanowiło wykorzystać ponownie – wyjaśnia Maciej Pach.
– Skoro już jednak ustawą wykreowano także w Sądzie Najwyższym omawianą niekonstytucyjną funkcję, to byłoby wskazane, by prezydent powierzył wykonywanie obowiązków I prezesa SN któremuś z sędziów SN pozbawionych skazy, jaką jest bycie powołanym na wniosek KRS ukształtowanej według obecnych zasad, czyli z udziałem 15 sędziów wybranych przez Sejm – dodaje nasz rozmówca.
Zamiast tego mamy radykalnego fundamentalistę na niekonstytucyjnym stanowisku, wybranego w dodatku przez organ uzależniony od prezydenta i większości parlamentarnej. Z tego skomplikowanego prawnego równania może wyjść wiele, ale na pewno nie sprawiedliwość.