Bardzo źle świadczy o kondycji polskich telewizji, że dały się wciągnąć w ten deal.
Jak się okazało, ustawka między Platformą i PiS-em, przyklepana przez trzy główne stacje telewizyjne, w tym pełniącą misję publiczną Telewizję Polską, była wydmuszką medialną. Nie padło nic, czego byśmy już nie słyszeli. Paradoksalnie to szansa dla mniejszych partii.
„Piękna infrastruktura, piękne boiska, piękny Stadion Narodowy”, „każde dziecko trzeba kochać”, „wy wybudowaliście 80 km gazociągów, a my 1236 km”, „nie ma wspanialszych dzieci niż polskie dzieciaki” – te i kilkadziesiąt innych banałów padło w czasie godzinnej rozmowy. Wymiana zdań między liderką PiS a premierką polskiego rządu napawa smutkiem: dyskusja była miałka, a największe emocje wzbudzały kwestie zupełnie drugorzędne, jak wiek rozpoczęcia nauki w szkołach.
Owszem, były poruszane także tematy gospodarcze i te dotyczące rynku pracy. Obie kandydatki podkreślały, że chcą podniesienia płacy minimalnej i zmniejszenia skali zatrudnienia na podstawie umów cywilnoprawnych. Trudno pogodzić to z dalszą obniżką CIT proponowaną przez Szydło i przemilczeniem sprawy ściągalności podatków od międzynarodowych koncernów, ale w „Rozmowie o Polsce” chyba wcale nie chodziło o logiczną konsekwencję, a o próbę wzmocnienia wrażenia, że system polityczny w Polsce jest w istocie dwupartyjny. Pominięto zupełnie kwestię mieszkalnictwa, bez rozwiązania której nie ma szans na załagodzenie kryzysu demograficznego.
Kopacz pytała Szydło, dlaczego na stronie internetowej Prawa i Sprawiedliwości, w zakładce, gdzie był projekt nowej konstytucji, teraz widnieje „błąd 404”, co wydaje się pomysłem zgrabnym (jak na Michała Kamińskiego przystało), aby pokazać, że pani premier wie, czym jest internet. Szydło z kolei pytała Kopacz o jakiś domniemany podatek na uchodźców, którym mieliby zostać obciążeni Polacy. Wydaje się, że jedyne w miarę rzeczowe pytanie padło pod koniec, gdy Kopacz chciała podkreślić, że kształt państwa, jaki ma nas czekać za PiS-u, to „republika wyznaniowa”, i zapytała Beatę Szydło, dlaczego ta „trzy razy głosowała przeciw prawom kobiet”.
Rywalki mogły przynajmniej odnosić się do swoich wypowiedzi, czego nie można powiedzieć o dziennikarzach. Ci właściwie zostali sprowadzeni do roli recytatorów dokładnie ustalonych pytań, co więcej – powtarzanych dwa razy, by ktoś przypadkiem nie zapomniał, czego dotyczą. Jak się jednak okazało, i tak ani Szydło, ani Kopacz nie chciały odpowiadać konkretnie, a ich wypowiedzi często nie miały z pytaniami nic wspólnego.
Bardzo źle świadczy o kondycji polskich telewizji, że dały się wciągnąć w deal zawarty między szefami sztabów dwóch największych partii. „Zrobimy sobie debatę ponad głowami tych maluczkich, zyskamy jeszcze więcej czasu antenowego i zainteresowania innych mediów, podkreślimy naszą bezalternatywność”. Co najbardziej oburzające, zgodziła się też Telewizja Polska, publikując mętne tłumaczenie, że „audycja «Beata Szydło – Ewa Kopacz. Rozmowa o Polsce» nie jest debatą w rozumieniu art. 120 §1 Kodeksu wyborczego, a jedną z audycji publicystycznych realizowanych i emitowanych na podstawie samodzielnych uprawnień nadawcy określonych w art. 13 ust. 1 ustawy o radiofonii i telewizji”.
Oglądając w okresie przedwyborczym wszystkie dzienniki informacyjne, nie można oprzeć się wrażeniu, że PiS i PO są traktowane w sposób uprzywilejowany, a kampaniom i propozycjom programowych tych partii poświęcona jest zdecydowana większość czasu antenowego. Często są to relacje sprowadzające się do tego, co akurat tego dnia Stefan Niesiołowski odpowiedział Joachimowi Brudzińskiemu.
Po rozmowie Szydło z Kopacz Dwójka wyemitowała program Tomasza Lisa, w którym gościli przedstawiciele pozostałych pięciu komitetów (Paweł Kukiz nie przyjął zaproszenia). Uczestnicy mogli w 40-sekundowych turach poruszyć takie zagadnienia, jak system emerytalny, repolonizacja banków, bezpieczeństwo energetyczne czy regulacja związków partnerskich.
Być może nawet Lis chciał dobrze: poprawić nadszarpnięte zaufanie publiczne do TVP.
Nie można było jednak nie odnieść wrażenia, że piątka zebrana w studiu ma się bić o resztki, które spadły z pańskiego stołu wielkich.
We wtorek wieczorem TVP, Polsat i TVN organizują debatę przedstawicieli wszystkich startujących komitetów. Mają na nią przyjść także Beata Szydło i Ewa Kopacz. To bardzo dobrze, że zmieniły zdanie. I dobrze, że odbędzie się taka debata. Nie zmienia to jednak faktu, że cała kampania nakręcana jest przez sondaże, które przecież nie tak dawno – w maju – zupełnie zafałszowały obraz politycznych sympatii Polaków. Demokracja sondażowa wzmacniająca rytualny i wtórny spór między PO a PiS-em to dobrze zorganizowana machina. Ostatnie dni kampanii upłyną pod znakiem kolejnych słupków, medialnego wyczekiwania na wpadkę Kaczyńskiego lub Macierewicza czy na kolejny genialny pomysł wizerunkowy Miśka Kamińskiego. Nie traćmy podmiotowości politycznej, ulegając temu spektaklowi.
**Dziennik Opinii nr 294/2015 (1078)