Kraj

Wojna podjazdowa o Zielony Pierścień Warszawy

W Polsce przybywa leśnych aktywistów. Inicjatyw długoterminowych jest około osiemdziesięciu. Kolejne czterdzieści dobrze się zapowiada, bo ich aktywność to więcej niż jednorazowe wydarzenie. Ale i te jednorazowe pokazują wielką zmianę w myśleniu obywatelek o lasach.

W 2022 odnotowano trzydziestokrotny skok w przeładunku drewna w Porcie Gdańsk rok do roku. Drewna wywozi się z Polski o 3150 proc. więcej niż jeszcze rok wcześniej, choć zwiększoną wycinkę obserwujemy w całej Polsce już od paru dobrych lat. Lasy są też wycinane, by palić nimi w elektrowniach, choć spalane drzewa emitują więcej CO2 niż paliwa kopalne.

To widać. Wystarczy wejść do lasu. Na drzewach czerwone kropki − te są przeznaczone do wycinki. Zdewastowane polany, kolejne łyse place pośród lasu albo takie z kilkoma pozostawionymi na środku pustej przestrzeni drzewami – świadkami katastrofy, które najpewniej nie przetrwają pierwszej wichury. Połamane gałęzie, rozjechane ciężkim sprzętem dukty, coraz szersze, żeby łatwiej było transportować drewno.

Takie widoki niepokoją. Zwłaszcza kiedy wiesz, jakie znaczenie ma las w kontekście klimatu, albo kiedy chcesz się w nim schować w czasie letnich upałów, albo kiedy późną jesienią, albo wiosną pod stopami wciąż masz suchą ściółkę. Taki niepokój zaczęli odczuwać mieszkańcy miejscowości wokół Lasu Młochowskiego: Podkowy Leśnej, Brwinowa, Nadarzyna – i postanowili działać.

− Zaczęliśmy w kwietniu 2021 roku od małej odezwy i dwóch wydarzeń, z których jedno – wycieczka do lasu, by pokazać, jaki on jest fajny, dlaczego jest unikatowy – bardzo dobrze się powiodło, przyszło bardzo wiele osób − mówi Marcin Pańków z Inicjatywy Las Młochowski.

Pierwsza sprawa, w którą Inicjatywie udało zaangażować okolicznych mieszkańców, to zmiana sposobu wyrębu dużego obszaru pomiędzy zbiornikiem wodnym dla ptaków a rezerwatem.

− Sam leśniczy w ogóle nie wiedział, gdzie jest ten zbiornik, choć na tablicy informacyjnej był on opisany. Papierową petycję podpisało ponad tysiąc osób, mieszkańców okolicy − opowiada aktywista.

Petycja wysłana do Dyrekcji Regionalnej Lasów Państwowych odniosła pewien skutek. Zamiast rębni III, czyli klepiska na kilku hektarach wokół młodników, Lasy Państwowe przeprowadziły rębnię IV, to znaczy wycięli co drugie drzewo i będą robili nasadzenia łopatą.

− Ten kompromis to był nasz pierwszy sukces. Inicjatywa zaczęła się rozrastać, były kolejne spacery edukacyjne, badania przyrodnicze, współpraca z gminą Podkowa Leśna, potem gminą Michałowice i kolejne dwie petycje.

W drugiej połowie 2021 ILM zbierała podpisy tym razem online, pod petycją o wyłączenie całego Lasu Młochowskiego z funkcji produkcyjnej – a nie z gospodarki leśnej. Takie terminologiczne różnice są bardzo ważne, kiedy koresponduje się z Lasami Państwowymi.

Łacina Lasów Państwowych

Instytucja Lasów Państwowych przypomina trochę instytucję Kościół katolicki, i to jeszcze sprzed Soboru Watykańskiego II, kiedy msze odprawiane były po łacinie i dla zwykłych ludzi były niezrozumiałe. LP są uwłaszczone na jednej czwartej terytorium Polski, hierarchicznie zorganizowane, bizantyjsko urządzone. A choć ceny drewna w Polsce są obecnie jednymi z najwyższych w Europie i Lasy Państwowe już w 2021 miały rekordowy zysk w wysokości ponad 700 mln, za 2022 będą miały prawdopodobnie zysk miliardowy (a przychodu kilkanaście miliardów), to opierają się na wyzysku podwykonawców z Zakładów Usług Leśnych. Na poziomie leśnictw płace też są względnie niskie, personel przeciążony, a liczba etatów spada (w 2021 roku było ich o 417 mniej niż w 2020). Skarb państwa też nie widzi wiele z tych dochodów.

Lasy Państwowe robią wiele, żeby ich zysk nie był zbyt duży

Pod rządami Solidarnej Polski, której politycy objęli najważniejsze stanowiska w organizacji, już od czasów ministra Szyszki Lasy Państwowe współpracują na poziomie ogólnopolskim z kościołem Tadeusza Rydzyka. Organizują konferencje poprzedzane mszą, np. o roli łowiectwa, LP i rolnictwa dla polskości wsi albo o tym, jak sprzeczna jest koncepcja Zielonego Ładu z katolicką ideą czynienia sobie ziemi poddaną.

− Solidarna Polska wraz z Tadeuszem Rydzykiem organizuje konferencje, na których opowiadają antynaukowe androny − zżyma się Marta Jagusztyn z organizacji Lasy i Obywatele, tej, która wstrząsnęła opinią publiczną, pokazując w 2021 roku mapę planowanych przez LP wycinek.

– Lasy Państwowe wydają znaczące fundusze na budowanie swoich wpływów, na programy społeczne, do których prowadzenia nie mają żadnej legitymacji, np. dają granty kołom gospodyń wiejskich albo lokalnym klubom sportowym. Miliony złotych LP przeznaczyły na konkurs „Drewno jest z lasu” na renowację drewnianych elementów architektury. Okazało się, że zyskały na tym przede wszystkim kościoły. W budżecie LP zapisano też do 65 mln na stawianie billboardów na terenach leśnych, tak się złożyło, że ten projekt realizowany będzie w roku wyborczym. Dają też pieniądze lokalnym samorządom na drogi, dla lokalnych decydentów otwarcie drogi to okazja, by przyjechać przeciąć wstęgę − opowiada Jagusztyn.

Las to nie fabryka drewna. Obywatele to wiedzą. A leśnicy?

Traktują lasy jak swoją własność i ze wszystkich sił bronią się przed ingerencją obywatelek. Na przykład za pomocą pojęć, znanych pracownikom LP, ale niekoniecznie jasnych dla aktywistów, na co dzień zajmujących się zupełnie czymś innym.

− Na petycję, którą poparły rady wszystkich gmin: Nadarzyna, Michałowic, Brwinowa i Podkowy Leśnej, nadleśnictwo odpisało w taki lekceważący sposób, przypisując nam tezy, których w petycji nie było, sugerując, że w ogóle zakazujemy im wchodzenia do lasu − opowiada Pańków. − Złożyliśmy skargę na opieszałe biurokratyczne rozpatrywanie sprawy i dopiero ostatnio z odpowiedzi na jedną z interpelacji poselskich dowiedzieliśmy się, że od pół roku jest w trakcie rozpatrywania przez dyrekcję generalną − dodaje.

Do ulubionych słów LP należą: trwałość, wielofunkcyjność, zrównoważenie.

− Mówią o trwale zrównoważonej wielofunkcyjnej gospodarce leśnej, a tak naprawdę jest ona dwufunkcyjna, zunifikowana i intensywna. Zunifikowana – ponieważ odtwarzanie bytu biologicznego lasu jest wszędzie podporządkowane jego eksploatacji (w przypadku lasów ochronnych nieco mniej intensywnej). Trzecia funkcja – społeczna – jest tu niejako tylko na doczepkę i w samym traktowaniu lasu nie odgrywa żadnej roli. Ogranicza się do tworzenia infrastruktury, reklamy, PR-u i „edukacji”, która polega na wmawianiu ludziom, że to, co widzą w lesie, powinno im się podobać – irytuje się aktywista.

Bo dogmatem LP jest założenie o trójjedności (kolejne podobieństwo do Kościoła jest oczywiście najzupełniej przypadkowe), komplementarności, uzupełnianiu się, w żadnym wypadku o konflikcie funkcji lasów, czyli funkcji ekologicznej, społecznej i gospodarczej. Tymczasem taki konflikt jest rzeczą oczywistą w kontekście silnej antropopresji, także dla ekspertów od leśnictwa. Mit trójjedności daje jednak możliwość ukrycia niewątpliwego prymatu funkcji gospodarczej, czyli pozyskiwania drewna.

Początek antropocenu: podboje, kolonizacja, niewolnictwo

czytaj także

Trochę jak myśliwi, którzy przekonują, że przetrwanie gatunków dzikich zwierząt zależy od łowiectwa, leśnicy ostrzegają i grożą, że jeżeli nie będą prowadzili wycinek, to las obumrze, zawali się. Jednak jeśli coś by się miało zawalić, to ich biznesplan, a nie las.

− Oni bardzo chcą wszystkich przekonać, że intensywna eksploatacja jest niezbędna, że las jest niczym trawnik na boisku, który koniecznie trzeba podlewać i ścinać, bo inaczej piłkarze go zadepczą − mówi Pańków. − Dlatego negują istnienie pozostałości lasów naturalnych, za wszelką cenę przekonują, że wszystkie lasy zasadzone są przez nich, rzeczniczka nadleśnictwa pisała, że to oni stworzyli las, i to pod zdjęciem XIX-wiecznego Lasu Młochowskiego, kiedy LP jeszcze nie istniały − mówi.

− A w dodatku LP mówią ci, jaką masz mieć relację z przyrodą − mówi Marta Jagusztyn.

Po prostu bóg stworzył Lasy Państwowe, żeby w Polsce mogły powstać lasy.

Aktywiści jednak szybko uczą się i analizowania dogmatów, i terminologii LP, rodzajów rębni, trzebieży, różnic między funkcjami gospodarczymi i produkcyjnymi.

− Leśnicy są przekonani, że ludzie nie są w stanie opanować terminów leśniczych, i starają się żargon wykorzystywać do walki o swój interes − opowiada Jagusztyn. – W procesie sądowym, który razem z grupą innych osób wytoczyliśmy LP, kluczowe jest pojęcie „zrębu zupełnego”. Zeznający leśnicy przed sądem i pod przysięgą twierdzili, że pojęcie „zrąb zupełny” nie funkcjonuje w specjalistycznym języku leśniczym, a w potocznym języku oznacza wylesienie. Podpierali się przy tym Wikipedią i podręcznikiem do gimnazjum. Tymczasem wystarczy przeczytać Instrukcję Urządzenia Lasu i Encyklopedię leśną, dwa oficjalne dokumenty LP, by stwierdzić, że pojęcie „zrąb zupełny” istnieje w naukach leśnych i nie oznacza wcale wylesienia. Nie wiem, czemu leśnicy uważają, że społeczeństwo i sąd tak łatwo dadzą się wprowadzić w błąd.

Wobec takich przekonań zrozumiałe jest, że leśnicy irytują się bardzo, kiedy okazuje się, że aktywiści nie tylko znają terminologię, ale też wytykają błędy, udowadniają, że członkowie Lasów Państwowych nie działają w zgodzie z literą i duchem prawa, które ustalili.

− Powojenne nasadzenia rządków sosen sadzonych jak koperek to monokultura, biologiczna pustynia. Wiadomo, że trzeba coś z tym zrobić. No i LP, pod pozorem dbania o bioróżnorodność, ścinają i sosny ewidentnie pomnikowe, i mieszane drzewostany, różne wiekowo − opowiada inny aktywista ILM Kuba Wyszyński. − Wchodzą w miejsca, gdzie jest 30 proc. sosny, tnąc też graby, dęby, lipy i wszystko, co tam jest. Często młode. Po czym zgodnie z ustawą mają pięć lat na nowe nasadzenia. I albo zostawiają, albo sadzą jaworki, buki, dęby. Niestety, kiedy robiliśmy inwentaryzację tych upraw, okazało się, że są zaniedbane, wszędzie włazi czeremcha amerykańska albo jeżyny, które zaduszają nasadzenie. Po dwóch, trzech latach wchodzą tam ludzie z kosami, koszą wszystko jak leci, razem z nasadzeniami − opowiada.

Obywatelom nic do lasów?

Zapora terminologiczna między leśnikami i zwykłymi zjadaczami chleba to nie ostatnie podobieństwo do Kościoła. Podział kraju przez LP jest jak podział przez Kościół katolicki na parafie − nie ma nic wspólnego z podziałem administracyjnym.

Wykorzystują to nadleśnictwa, np. Nadleśnictwo Chojnów, i próbują zrzucić odpowiedzialność za konsultacje na każdą gminę osobno, choć, jak przekonuje Marta Jagusztyn, nie jest to wcale mandat gmin.

Na terenie Nadleśnictwa Chojnów powstało już jednak kilkanaście inicjatyw, które właśnie zrzeszyły się w porozumienie, aby wypracować standardy ochrony lasów. Świetnie, tylko że obywatele toczą tę batalię o lasy po godzinach pracy, a pracownicy LP przepychają się z nimi w ramach swoich służbowych obowiązków.

Las Młochowski. Fot. Marcin Pańków

Aktywistów leśnych jednak przybywa. Na mapie jest teraz zaznaczonych 336 inicjatyw obywatelskich, ale co parę dni ta liczba się zwiększa. Żeby tam się znaleźć, działanie grupy musi mieć materialny ślad: artykuł w mediach, list wysłany do LP, zorganizowane działania.

Jak opowiada nam Marta Jagusztyn, inicjatywy dzielą się na krótko- i długoterminowe. Inicjatywa Las Młochowski działa już niemal dwa lata. Takich długoterminowych jest w całej Polsce około 80. Kolejne 40 dobrze się zapowiada, bo ich aktywność to więcej niż jednorazowe wydarzenie. Ale i te jednorazowe pokazują wielką zmianę w myśleniu obywatelek o lasach. Część z nich to udział w konsultacjach organizowanych przez LP przy kształtowaniu Planów Urządzenia Lasów. Do niedawna nikt na nie nie przychodził, teraz zgłaszają się dziesiątki, a nawet setki osób.

Co to za osoby? − Najczęściej mieszkańcy miast i miasteczek wokół metropolii − mówi nam Marta Jagusztyn. − Są świadomi, że lasy są publiczne, mają poczucie, że jesteśmy za nie wspólnie odpowiedzialni, że powinniśmy wiedzieć, co się z nimi dzieje, że mamy do tego prawo. Mówi o tym Konwencja o dostępie do informacji, udziale społeczeństwa w podejmowaniu decyzji oraz dostępie do sprawiedliwości w sprawach dotyczących środowiska, podpisana w 1998 roku w Aarhus. Aktywność leśną na pewno podniosła pandemia, kiedy ludzie zaczęli chodzić częściej do lasu, a także przeprowadzać się na wieś, i zobaczyli, co dzieje się z lasami − opowiada.

Ludzie mieszkający z dziada pradziada na wsi też widzą, że dzieje się źle, ale dużo trudniej jest im twardo negocjować z LP. Leśnicy tymczasem potrafią próbować zastraszać osoby, które nie zgadzają się z obecnym kształtem gospodarki leśnej. Niedawno głośna była sprawa nauczycieli zaangażowanych w obronę lasu, którym LP zamknęły drogę leśną prowadzącą do posesji, a kiedy ci otwierali szlaban, chcąc wyjechać do pracy, zostali przez LP pozwani do sądu. Wygrali, niemniej kosztowało to czas i nerwy.

Na zwiększoną aktywność obywatelską Lasy Państwowe odpowiedziały wprowadzonym we wrześniu 2022 roku zarządzeniem nr 58 o lasach w okolicach miast, które miałyby mieć zwiększoną funkcję społeczną, gdzie zakres działań „służących zachowaniu walorów krajobrazowych” LP mają ustalać „z lokalnymi samorządami i innymi interesariuszami”. − Niestety, okazało się − i mogę to już powiedzieć z pełną świadomością i odpowiedzialnością − że to kolejny PR-owy trik LP − mówi Jagusztyn. − Gdyby LP rzeczywiście chciały chronić lasy wokół miast, to zwróciłyby uwagę na istnienie kategorii zapisanej w ustawie o lasach, czyli lasów ochronnych: glebochronnych, wodochronnych, uzdrowiskowych, wreszcie lasów ochronnych miast.

Co więcej, okazuje się, że w ramach zarządzenia nie przewidziano w ogóle zmniejszenia odgórnych wymogów ilości drewna do pozyskania. – Leśnicy właśnie zastrzegli sobie w oficjalnym piśmie, że jeśli pod presją społeczną nie wytną lasu w pobliżu domów, to zrobią to kawałek dalej. To absurd – dodaje Marcin Pańków.

Zgodnie z ustawą lasy ochronne stanowią ponad 50 proc. wszystkich lasów w Polsce. Funkcja gospodarcza na ich terenie powinna być ograniczona do minimum. Dlatego LP wolą niejasne zarządzenie, wygodniejsze, dające możliwość ręcznego sterowania i utrzymania prymatu funkcji przemysłowej lasu.

Zielony Pierścień

Zielony Pierścień to koncepcja, która powstała, kiedy po II wojnie odbudowywano Warszawę i postanowiono zadbać o jej lesistość. Za pomysłodawcę uznaje się prof. Witolda Plapisa. Koncepcja spodobała się władzom, do końca 1956 roku zalesiono 15 395,24 ha gruntów na terenie Warszawy oraz powiatów: Otwock, Nowy Dwór, Mińsk Mazowiecki, Wołomin, Pruszków, Piaseczno, Garwolin i Sochaczew. Koncepcja sprawdza się w wielu miastach świata, opisuje ją w książce wydanej w 2019 roku Agata Ciszewska.

Pomysł realizacji tej koncepcji przyniosła grupa Alarm dla Klimatu działająca w rejonie Piaseczna, poparły ją inne okołowarszawskie inicjatywy, w tym ILM.

− Chodzi nam o to, by tereny zielone wokół Warszawy pozostały otwarte, a miasto nie rozlewało się chaotycznie. Chcemy, aby mieszkańcy mieli zapewniony dostęp do zieleni, świeżego powietrza, terenów rekreacyjnych, które będą też rezerwuarami bioróżnorodności. Zielony Pierścień to też rezerwuar wody pitnej, regulator wilgotności i temperatury, magazyn dwutlenku węgla. To nie tylko lasy, ale tereny rolne, obszary tak zwanej trzeciej przyrody, stawy, rzeki, kanały. Mamy niesamowitą dolinę Wisły, która stanowi najważniejszy kanał napowietrzający. Znajdują się tu ziemie najwyższej klasy na Mazowszu oraz bezcenne siedliska mokradłowe. Zielony Pierścień to więc odpowiedź na potrzeby związane ze zmianami klimatycznymi, zdrowotnymi. Ludzie widzą, że tereny zielone są im potrzebne − opowiada Małgorzata Chojecka, rzeczniczka Zielonego Pierścienia.

Wyzwaniem jest ochrona tych lasów przed zachłannością Lasów Państwowych.

Koncepcja Przestrzennego Zagospodarowania Kraju została przyjęta przez Radę Ministrów w 2011 i zmieniona w 2012. Teoretycznie zobowiązuje ona samorządy do utworzenia systemów zielonych pierścieni wokół trzydziestu pięciu ośrodków metropolitalnych i regionalnych. Brakuje wciąż jednak odpowiednich zapisów dotyczących koncentracji zabudowy i form ochrony terenów zielonych, które miałyby moc prawną. Niestety − jak podkreśla Małgorzata Chojecka − brakuje narzędzi, które zobligowałyby poszczególne samorządy do wdrożenia tej koncepcji. Ten akt nie dotyczy też niestety działalności Lasów Państwowych.

Plan Zagospodarowania Przestrzennego Województwa Mazowieckiego przyjęty uchwałą sejmiku 22/18 19 grudnia 2018 roku uwzględnia stworzenie zielonych pierścieni wokół Warszawy oraz innych miast. Jest w nim mowa o lasach, które stanowią 23 proc. powierzchni pierścieni oraz ich funkcjach żywicielsko-rekreacyjnych, ale nie ma obligacji do ich wprowadzenia.

Rozwiązaniem może być zdjęcie monopolu Lasów Państwowych i przekazanie odpowiedzialności za lasy dookoła miast samorządom. − Lasy mogą być też gminne czy samorządowe, tak jak Warszawa ma lasy miejskie. Musimy uzyskać kontrolę nad lasami − przekonuje Chojecka.

Europo, przestań puszczać lasy z dymem

Co na ten pomysł Lasy Państwowe? − Zaprosiliśmy Regionalną Dyrekcję Lasów Państwowych do rozmów. Odpowiedzieli, że Zielony Pierścień to świetny pomysł i oni właściwie go wspierają, zalesiając nowe tereny, na których „będzie prowadzona trwała, zrównoważona gospodarka leśna i tym samym zapewni ochronę tym lasom przed zmianą przeznaczenia na cele nieleśne”, a najcenniejsze obszary objęte są ochroną. A w ogóle to nie mają możliwości zmiany zarządzeń dyrektora generalnego LP − opowiada.

Tymczasem w Planach Urządzania Lasu nadleśnictwa w Warszawie i okolicach planują − cóż za zaskoczenie − wycinki. W Warszawie to aż 63,61 ha lasów, czyli powierzchnia dużego parku, a dookoła aglomeracji kolejne 283,81 ha terenów leśnych. Nadleśnictwo Chojnów ciąć chce między innymi w okolicach Komorowa, „niemal 4 ha naszego lasu. To obszar równy 6 boiskom piłkarskim!” − alarmują aktywiści.

Aktywiści liczą m.in. na polityczki. Aktywne są posłanki Zielonych i Razem, Lewicy, ale nawet PO i Polska 2050, mówiąc o postulatach wyborczych, wskazują, że 20 proc. lasów powinniśmy uchronić przed intensywną gospodarką. Wedle strategii europejskiej 10 proc. powinno podlegać ścisłej ochronie prawnej.

− System stworzył potwora. Dlatego pilnie konieczna jest większa kontrola społeczna i polityczna nad LP, którą zapewnić mogą tylko zmiany prawne na poziomie ogólnopolskim − mówi Marta Jagusztyn. − Zmiana systemu dopiero się zaczyna i jej katalizatorem są aktywne grupy lokalne. Obywatelską aktywność leśną widzą samorządy i zaczynają się orientować, że i one mają pewne uprawnienia do decyzji i ochrony lasów − dodaje.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij