Kto mógłby przypuszczać, że Czarzasty metodami „nie podoba ci się, to do widzenia” będzie bronił utrzymania szerokiego porozumienia, a ekipa mówiąca, że „demokracja, warto rozmawiać” − chętniej porozmawiałaby z Donaldem Tuskiem niż z koleżankami z klubu parlamentarnego. Pisze Agnieszka Wiśniewska.
Nowa Lewica, czyli dawny Sojusz Lewicy Demokratycznej, się kłóci. O co?
Jedni mówią, że chodzi o warunki zjednoczenia z Wiosną. Warunki te były już dogadane, SLD zmieniło nazwę, napisało nowy statut, w którym pojawiły się frakcje – w teorii może ich być dużo, bo żeby frakcję powołać, wystarczy zebrać 500 członkiń w partii, ale w praktyce ten zapis miał pozwolić na powołanie dwóch frakcji, czyli wiosennej i SLD-owskiej.
Drudzy mówią, że spór dotyczy sposobu rządzenia partią przez przewodniczącego Włodzimierza Czarzastego. No bo skoro może być wedle statutu kilka frakcji, to pogadajmy o tym, w końcu SLD-owców jest więcej, więc może powinni mieć więcej frakcji. Przewodniczący rozmawiać nie chciał, bo dla niego sprawa jest od miesięcy przegadana, a teraz przyszedł czas na jej klepnięcie na zarządzie. Kto jest innego zdania i łazi po mediach, podkręcając ten spór – do zawieszenia.
czytaj także
Pierwsi mówią, że umów zawartych z politycznymi partnerami się dotrzymuje.
Drudzy, że chcą dotrzymać umowy, ale jednak chcą ją jeszcze raz omówić. Bo duży powinien dostać więcej.
Pierwsi mówią: szkodzicie partii i całej Lewicy, podkopujecie zjednoczenie, które pozwoliło nam wrócić do parlamentu.
Drudzy: może i wróciliśmy, ale sondaże słabe, bo wyborcy są źli, że Lewica rozmawiała z Morawieckim przed głosowaniem za Funduszem Odbudowy.
Pierwsi mówią, że jakoś wcześniej wam nie przeszkadzało, że negocjujemy z rządem.
Drudzy: przeszkadzało nam, ale nic nie mówiliśmy. „Wyrażaliśmy sprzeciw wobec tego porozumienia wewnętrznie” − jak powiedział w rozmowie Kubą Majmurkiem Andrzej Rozenek.
Pierwsi patrzą na to i uspokajają, jak Anna Maria Żukowska w rozmowie z Kubą, że „mamy przesilenie, jak wiele partii w połowie kadencji parlamentu. Taki już mamy naturalny cykl życia partii politycznych, że jak nie ma wyborów, to partie zajmują się sobą”.
Żukowska: W polityce liczy się skuteczność, a nie styl, to nie gimnastyka artystyczna
czytaj także
Z zewnątrz wygląda to jak walka Sojuszu Lewicy Demokratycznej z Demokratycznym Sojuszem Lewicy. Joanna Scheuring-Wielgus, która nie jest w żadnym z nich, ale jest w Lewicy, mówi wprost, że „w sporach wewnątrzpartyjnych zawsze chodzi o to samo, czyli o wpływy i pieniądze”. A to jest taki właśnie spór.
Ja sama z ciekawości w niedzielę przesłuchałam i obejrzałam kilka rozmów i konferencji z udziałem Tomasza Treli, żeby lepiej zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Jak to często bywa, na niewiele się zdało rekonstruowanie tego, jaka jest opinia polityka w danej sprawie, bo opinia ta i stanowisko zmieniają się i zależą od aktualnych celów. Teraz akurat trwa walka o władzę w Nowej Lewicy.
Do wyborów najprawdopodobniej zostały dwa lata, więc jak się kłócić, to teraz. W sporze tym zderzają się ważne argumenty: pierwszy to, czy Lewica skutecznie zdoła opowiedzieć swoim wyborczyniom swoje cele, czy interesy polityczne w samorządach są takie same jak interesy polityczne w parlamencie; drugi – czy warto podkopywać zjednoczenie, które udało się wypracować w roku 2019, czy to nie zagrozi koalicyjnemu klubowi parlamentarnemu.
Linie podziałów są nieoczywiste. Bo kto mógłby przypuszczać, że Czarzasty metodami „nie podoba ci się, to do widzenia” będzie bronił utrzymania szerokiego porozumienia i współpracy np. z Razem, a ekipa mówiąca, że „demokracja, warto rozmawiać, zapraszamy wszystkich, jesteśmy transparentni” − najchętniej porozmawiałaby z Donaldem Tuskiem, ale on nie chce. No i pewnie gdyby w Nowej Lewicy zwyciężyła opcja „warto rozmawiać”, to Razem do tych rozmów mogłoby nie być zaproszone. Czasów, w których Czarzasty może się okazać obrońcą partii Razem w lewicowej koalicji, to ja się nie spodziewałam doczekać.