Nowoczesna postawiona została przed faktem dokonanym. Może albo poprzeć Trzaskowskiego albo dalej stawiać na Pawła Rabieja, co sprowadzi oskarżenia, że dzieli „głos opozycji”.
Rafał Trzaskowski – to on powalczy o fotel prezydenta stolicy z ramienia PO. Jego nazwisko od dawno krążyło na medialnej giełdzie. Wybór więc nie zaskakuje. Zwłaszcza, że Trzaskowski od początku był faworytem niechętnych PiS mediów.
Młody, wykształcony, obyty w świecie, faktycznie sympatyczny – w opinii wielu komentatorów nadawał się idealnie nie tylko na następcę Hanny Gronkiewicz-Waltz, ale także na nową twarz liberalnego centrum. A być może na przyszłego lidera strony demokratycznej, zdolnego poprowadzić ją do zwycięstwa nad Kaczyńskim.
Schetyna do Sierakowskiego: Celem PO jest odsunięcie PiS od władzy
czytaj także
Cztery lata temu z takim zestawem zalet Trzaskowski byłby niekwestionowanym faworytem w wyścigu o warszawski ratusz. Dziś może mieć pod górkę. Wszystko przez obciążającą PO kwestię reprywatyzacji, ale nie tylko. Przeciw kandydatowi PO gra ciągle utrzymująca się potęga PiS, ogólna słabość opozycji, możliwy podział centrum w wypadku startu kogoś z Nowoczesnej, ciągle silny nastrój populistycznego gniewu na elity, a także względna siła lewicy i ruchów miejskich w Warszawie. Dla tych dwóch ostatnich grup Trzaskowski to kandydat trudny do zaakceptowania w drugiej turze, a w zasadzie niemożliwy w pierwszej.
Reprywatyzacyjna kula u nogi
Kampanię Trzaskowskiemu utrudniać będzie to, że PiS i bliskie mu media będą robić wszystko, by w ciągu najbliższego roku temat reprywatyzacji warszawskiej nie schodził z czołówek. Polityka PO w tym obszarze faktycznie nie daje się bronić.
Trzaskowski w dodatku kierował w przeszłości kampanią HGW, w internecie można znaleźć pełno jego zdjęć z panią prezydent. PiS, lewica i ruchy miejskie już ruszyły z akcją: „Trzaskowski to czwarta kadencja HGW” (#4kadencjaHGW). „PO obiecywała oczyścić reprywatyzacyjny układ, wystawia jednak kandydata, który jest gwarancją tego, że w ratuszu wszystko będzie tak, jak było” – będzie szedł dalej ten przekaz.
Nie słuchaliście Ikonowicza w 1995, to posłuchacie Jakiego w 2017
czytaj także
Czy PO mogła się zabezpieczyć przed takimi atakami wysuwając kogoś mniej kojarzonego z kończącą swoją kadencję prezydent, niż Trzaskowski? Też nie do końca. Każdy kandydat tej partii w boju o stołeczny ratusz będzie płacił rachunek za patologie stołecznej reprywatyzacji, nawet jeśli osobiście nie miał z nimi nic wspólnego. Każdy przystąpi do wyścigu z założoną kulą u nogi. Nie wiadomo, czy z punku widzenia parlamentarnej opozycji, nie byłoby lepiej, gdyby w ramach porozumienia o współpracy w samorządach PO oddało stolicę kandydatowi Nowoczesnej.
Ten scenariusz jest już jednak w zasadzie niemożliwy. Nowoczesna postawiona została przed faktem dokonanym. Może albo poprzeć Trzaskowskiego albo dalej stawiać na Pawła Rabieja, co sprowadzi oskarżenia, że dzieli „głos opozycji”. Nie wiadomo jak Petru i jego ludzie zachowają się w takiej niewygodnej dla nich sytuacji.
Dlaczego PO zdecydowało się wysunąć Trzaskowskiego samo, bez konsultacji z partnerami? Uznało widać, że nie może odpuścić tak symbolicznie ważnego miejsca jak Warszawa. Wycofując się z boju o stolicę walkowerem, PO przyznałaby pośrednio rację swoim najbardziej nieprzejednanym krytykom, oddała narrację na temat ostatnich 12 lat w Warszawie własnym przeciwnikom z lewa i z prawa. Liderzy PO liczą też zapewne na to, że zapas poparcia dla partii w stolicy jest tak duży, że nawet utrata części wyborców pozwoli jej kandydatowi wejść do drugiej tury. A tam siła stołecznego elektoratu „każdy byle nie PiS” załatwi sprawę.
Nie tylko lokatorzy
Na ile te kalkulację zadziałają? Z pewnością PO ma trochę racji, gdy zakłada, że hasło „Trzaskowski to czwarta kadencja HGW” dla części jej wyborców jest bardziej rekomendacją, niż zarzutem. Rdzenia elektoratu PO w stolicy – klasy średniej spłacającej wielkim wysiłkiem kredyty hipoteczne – sprawy reprywatyzacyjno-lokatorskie mogą nie oburzać, aż tak bardzo, by były decydującym czynnikiem przy głosowaniu za rok. Pamiętajmy, że afera reprywatyzacyjna rozszalała się nie po śmierci Jolanty Brzeskiej, ale po ujawnieniu sprawy wątpliwego zwrotu wartej miliony działki pod Pałacem Kultury.
Jeśli PiS będzie chciał reprywatyzacją najbardziej osłabić PO, musi przedstawić ją nie tyle jako dramat lokatorów, co jako wielką aferę korupcyjną. „Za PO ratusz zmienił w skorumpowaną stajnię Augiasza, gdzie grupa na styku mafii, polityków i szemranych przedsiębiorców okradała nas wszystkich na grube miliony” – taki przekaz może odciągnąć od PO część jej wyborców, być może na tyle dużą, by partia dziś rządząca stolicą nie mogła komfortowo myśleć o zwycięstwie.
Afera reprywatyzacyjna rozszalała się nie po śmierci Brzeskiej, ale po ujawnieniu sprawy zwrotu wartej miliony działki pod Pałacem Kultury.
Przy tym sprawy lokatorskie i reprywatyzacyjne to nie jedyne zarzuty wobec stołecznej PO. 12 lat rządów PO to także problemy ze smogiem, dziką dewoleperką, chaosem przestrzennym. Model rozwoju miasta, jaki wydawał się oczywisty przez pierwsze ćwierćwiecze transformacji – oparty o mechanizmy rynkowe, zachęty dla biznesu i dewoleperów, kredyt i ekspansję przestrzenną miasta, komunikację samochodową – na naszych oczach wyczerpał się w stolicy. Stojący w korkach i duszący się w smogu mieszkańcy i mieszkanki Warszawy mają go serdecznie dość.
Czy Trzaskowski będzie potrafił to zauważyć i politycznie ograć? Czy dotrze do nowych , progresywnych mieszczan, którzy wahają się między poparciem liberalnej opozycji, a lewicą i ruchami miejskimi? Jego pierwsze wypowiedzi, jako kandydata na prezydenta Warszawy, pokazują, że nie jest głuchy na problemy tej grupy. „Mnie jako warszawiaka bulwersuje to samo, co większość warszawiaków: oddawanie kamienic w ręce jakiegoś dziwnego układu […], denerwuje mnie to, jak wygląda centrum, denerwuje mnie wszechobecna «szyldoza», denerwują mnie korki” – mówił w czwartek. Trudno jednak orzec, czy dla warszawiaków i warszawianek wiarygodny w tych wszystkich kwestiach będzie kandydat partii, która w ciągu swoich trzech kadencji w warszawskim ratuszu najpierw je ignorowała, a następnie nie potrafiła im skutecznie zaradzić?
Bendyk: To wybory samorządowe pokażą, czy udało się zagospodarować energię lipcowych protestów
czytaj także
Odpowiedź na te pytanie zależy oczywiście od programu i kampanii Trzaskowskiego. Ten zwrot PO ku tematyce podnoszonej do tej pory przez aktywistyczną lewicę miejską może jednak okazać się zbyt późny i zbyt płytki, by przekonać potrzebnych partii wyborców. Tak jak zbyt późny i zbyt płytki był socjalny zwrot PO za Kopacz i późnego Tuska.
Anty-PiS może nie starczyć
Oczywiście, PO wystawiając Trzaskowskiego liczy przede wszystkim na jedno: siłę niechętnego PiS elektoratu w stolicy. Stratedzy Platformy kalkulują, że jako kandydat najsilniejszej partii opozycji, Trzaskowski zmierzy się z kandydatem PiS w drugiej turze. Najpewniej z Patrykiem Jakim. W takiej zaś sytuacji całe nie-PiSowskie mieszczaństwo – jak bardzo nie byłoby wkurzone na Platformę – pójdzie zagłosować na kandydata PO, by ocalić stolicę przed PiSem.
Znów, ta kalkulacja zadziałałaby bezbłędnie cztery lata temu. Może nawet pół roku temu. Ale nie musi zadziałać dziś. Z dwóch powodów. Po pierwsze, wcale nie jest takie pewne, że to Trzaskowski zmierzy się z kandydatem PiS w drugiej turze. Głos liberalny może mu zabrać w pierwszej turze kandydat Nowoczesnej (gdy partie się jednak nie dogadają), swoje zrobi też reprywatyzacja. Jeśli poza Trzaskowski i Jakim pojawi się niezależna kandydatka albo kandydat, zdolny przyciągnąć głosy rozczarowanego PO centrum i lewicy, pierwsza tura może nas bardzo zaskoczyć.
Po drugie, jeśli PO zrobi słabą kampanię, a PiS wyciągnie jeszcze kilka związanych z reprywatyzacją spraw w sposób oczywisty kompromitujących dla warszawskiego ratusza, to także druga tury Trzaskowski-Jaki może mieć niespodziewany przebieg. Z jednej strony stanie zwarty PiSowski beton, lokatorzy przekonani, że to Jaki jest pierwszym słuchającym ich problemów politykiem, zniechęcona do PO klasa średnia, beneficjenci 500+. Z drugiej zaś znajdujący się w odwrocie niegdyś zwycięski blok, uzależniony od głosów wyborców, nieprzekonanych, czy znów warto poprzeć „mniejsze zło”.
Dajcie mi inny wybór!
Zwycięstwo kandydata PiS w stolicy byłoby tragedią. Oznaczałoby przede wszystkim zaoranie stołecznych instytucji kultury. Pod prezydentem Jakim nie byłoby mowy o sensownym teatrze w Warszawie, twórcy i dyrektorzy placówek nieustannie zmagaliby się z politycznymi naciskami i mechanizmami ekonomicznej cenzury. Biorąc pod uwagę wypowiedzi Jakiego o „dyskryminowaniu samochodów”, możemy się spodziewać, że w kwestiach transportu i ekologii miejskiej rządy PiS oznaczać będą peleokorwinizm łupany, nie rozwiązania odpowiednie dla XXI wieku.
czytaj także
Dlatego, jeśli w drugiej turze stanę przed wyborem między Jakim (czy innym PiSowcem), a Trzaskowskim, wybiorę anty-PiS. Choć ze świadomością, że to fatalny wybór dla polskiej demokracji. Umacniający dysfunkcjonalny duumwirat coraz bardziej odklejonych od rzeczywistości partii. Jeśli rządy Trzaskowskiego w stolicy faktycznie oznaczać będą kontynuację złych praktyk i lekceważenie prawa mieszkańców do miasta, będzie to wiatr w żagle w przyszłych wyborach parlamentarnych dla Nowogrodzkiej.
Bardzo bym nie chciał więc wybierać za rok w Warszawie między PiS, a PO. Apeluję więc do wszystkich potencjalnych kandydatów i kandydatek lewicy i ruchów miejskich, by dali mi realnie inny wybór. Realnie, tzn. wystawiając jedną osobę, zdolną powalczyć o drugą turę. Nie pięciu kandydatów podzielonych przez narcyzm małych różnic, podających POPiSowi stolicę na tacy.