Kraj

Sutowski: Zamienił stryjek Gowina na…?

Kto wie, czy Marek Biernacki nie sprawdzi się lepiej w roli hamulcowego obyczajowych przemian.

„Minister nazbyt upolitycznia kwestie, którymi się zajmuje” – oto oficjalny powód, dla którego premier Tusk postanowił w końcu pozbyć się z rządu Jarosława Gowina. To kuriozalne uzasadnienie. Bo jak w jego świetle rozumieć niespełnione oczekiwania szefa rządu? Skoro „powodem dymisji nie są jego [ministra Gowina] poglądy”?

Prawicowi komentatorzy podkreślali właśnie ideowy ciężar szefa resortu sprawiedliwości – miał być jednym z nielicznych w tym kraju „polityków z konsystencją”, jak określił go niedawno Roman Graczyk. Zostawiając na boku scholastyczny spór o to, czy Jarosław Gowin swe poglądy głosi szczerze czy cynicznie, niewątpliwie prezentował on spójny projekt ideologiczny. Bez żenady przyznawał się do swego „thatcheryzmu” i radykalnego konserwatyzmu w kwestiach obyczajowych. W jego wizji państwo powinno wycofać się z interwencji w życie gospodarcze i pozwolić na „spontaniczną” grę rynkową (deregulacja zawodów), a także darwinistyczny – choć niekoniecznie Darwinowski – wzrost nierówności społecznych (likwidacja resztek państwa opiekuńczego). Miało być również tanie (oszczędności na prowincjonalnych sądach).

To samo państwo miało ściśle uregulować sprawy moralności prywatnej: utrwalić jedynie słuszny model rodziny poprzez ingerencję w niektóre jej obszary (trwałe, konstytucyjne ograniczenie związków legalnych do wariantu heteroseksualnego) i zakaz ingerencji w inne (sprzeciw wobec konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet). Powinno wreszcie „bronić cywilizacji” w zgodzie z naukami hierarchów najbardziej, obok rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, konserwatywnego Kościoła chrześcijańskiego (?) w Europie („uczłowieczenie” mrożonych zarodków jako przesłanka sprzeciwu wobec in vitro).

Wszystkie te poglądy minister Gowin głosił jawnie i otwarcie od dawna, o czym premier doskonale wie i co sam przyznaje. To nie są „prywatne” przekonania, ponieważ spora ich część dotyczy bezpośrednio obszaru kompetencji jego resortu. Znalazły one zresztą odzwierciedlenie w wystąpieniach sejmowych, zgłoszonych projektach ustaw i zachowaniu w głosowaniach.

Dlaczego zatem „przelała się czara” i Donald Tusk stracił cierpliwość? Po raz pierwszy zagroził Gowinowi dymisją, gdy ten go ośmieszył na sali sejmowej. Znów: działając w zgodzie z głoszonymi wcześniej przekonaniami. Premier nie wytrzymał po raz drugi, gdy w autoryzowanym wywiadzie jego podwładny przywołał widmo niemieckiej eugeniki rodem z filmów Grzegorza Brauna („naukowcy niemieccy «importują» embriony z innych krajów, prawdopodobnie także z Polski, i na nich przeprowadzają eksperymenty”). Czy chodzi po prostu o niedobry PR, o spadek notowań premiera i reakcję sojuszniczej ambasady? A może jest dużo gorzej?

Może kłopot z ministrem Gowinem polegał na tym, że „upolitycznił” i „zideologizował” posunięcia, które powinien był wykonać „technokratycznie”?

Deregulację, nieingerencję państwa w gospodarkę, tanie państwo, zakaz procedury in vitro i sprzeciw wobec konwencji w sprawie zapobiegania przemocy Jarosław Gowin traktuje właśnie jako kwestie polityczne i ideologiczne. Słusznie, choć akurat ten przekaz słabo docierał do części komentatorów, którym już sama gładkość wymowy i przedwojenny sznyt pozwalały „staromodnie konserwatywnego”, stylowego Gowina przeciwstawiać „ekstremiście” Kaczyńskiemu w niemodnym garniturze. W warunkach „estetyzacji” polskiej polityki krakowski intelektualista był z pewnością trudniejszym przeciwnikiem lewicy niż przaśni konserwatyści z PiS-u i okolic.

Rzecz w tym, że estetyzacja to nie jedyny problem – i niejedyna dostępna politykom zasłona dymna. Demontaż państwa można prowadzić miękko, obudowując go językiem technicznej racjonalności, walki z korporacyjnymi interesami i urzędniczą butą. Związki partnerskie można w Sejmie zamrozić i bez „wojny z cywilizacją śmierci”, a konwencję o zapobieganiu przemocy utopić w morzu procedur i rozporządzeń.

Kto wie, czy Marek Biernacki – zwolennik całkowitego zakazu przerywania ciąży, przeciwnik wszelkich form związków partnerskich i były członek Prawicy Narodowej – nie sprawdzi się lepiej w roli hamulcowego obyczajowych przemian. Jeśli tylko nie będzie opowiadał o mrożonych dzieciach poczętych i maltretujących embriony Niemcach. Tisze jedziesz, dalsze budiesz

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij