Małżeństwo kościelne jest z mocy prawa kanonicznego bezwzględnie nierozerwalne. No, chyba że od początku było nieważne, co można stwierdzić nawet po paru dekadach.
W 2020 roku w Polsce 2813 małżeństw kościelnych uznano za nieważne. To wzrost o 160 proc. w porównaniu z rokiem 1989, ale nieco mniej niż w latach 2017-2019. Ogółem średnia liczba stwierdzeń w wolnej Polsce do roku 2020 wynosiła 1877.
W trakcie swojej wieloletniej kariery copywriterskiej współpracowałem zarówno z agencjami, jak i klientami indywidualnymi. Najciekawszym spośród tych drugich był pewien adwokat kościelny. A więc prawnik, który dodatkowo ukończył studia z prawa kanonicznego i otrzymał dekret biskupi umożliwiający mu reprezentowanie wiernych w trybunałach kanonicznych. Taki adwokat musi ponadto odznaczać się licznymi przymiotami moralnymi i nieposzlakowaną opinią.
Znaj swoje prawa (kanoniczne)
Celem naszej współpracy było wypozycjonowanie strony kancelarii adwokata w Google i szerzenie wiedzy z zakresu prawa kościelnego. A owocem wypozycjonowania – procesje katolików i byłych katolików do mojego klienta. Choć nafaszerowane frazami teksty na jego blogu pisałem choćby o systemie kar kościelnych, profanacji najświętszego sakramentu czy przestępstwie dziecięcej pornografii, zależało nam przede wszystkim na tym, na czym w głównej mierze zarabiają adwokaci kościelni, czyli stwierdzeniu nieważności małżeństwa, zwanego potocznie (choć błędnie) rozwodem kościelnym, albo – jeszcze gorzej z punktu widzenia Kościoła – unieważnieniem małżeństwa.
W odróżnieniu od cywilnego ważnie zawarte i skonsumowane małżeństwo kościelne jest niemożliwe do zakończenia żadną władzą ludzką. Nie można go ani przerwać, ani unieważnić. Choćby jedna ze stron okazała się przemocowcem, gwałcicielem czy morderczynią. Musimy uwierzyć, że gdy pada sakramentalne „tak”, dwoje ludzi przed ołtarzem w nadnaturalny sposób łączy niezniszczalny węzeł. Jak to? – zapyta ktoś. To jakimi mocami dysponowali Jarosław Kurski i Wojciech Cejrowski? Otóż okazało się, że do ich zaślubin po prostu nie doszło.
Kościelny prawodawca pozostawił wyjście ewakuacyjne. Otóż jeśli zawarciu małżeństwa towarzyszyły pewne wyszczególnione okoliczności, tzw. przeszkody zrywające, po przeprowadzeniu specjalnej sądowej procedury trybunał może uznać małżeństwo za takie, którego wcale nie było. Węzeł małżeński przeszkody wyczuł, dlatego się nie zawiązał. Trzeba tylko to udowodnić w odpowiednim sądzie kościelnym.
Przez cztery lata ubogacałem internet tekstami na temat tej procedury prawnej, sugerując przy tym, że ciężko będzie cokolwiek załatwić bez adwokata kanonicznego. Polecałem szeroko pojęte wsparcie przedprocesowe i procesowe, ułatwiające zakończenie świętego małżeństwa. Musiałem działać z wyczuciem, żeby nie rozsierdzić władzy kościelnej, pod przykrywką troski o dobra duchowe wiernych. Bo przecież nie o zyski klienta.
Dziękujemy, Franciszku!
W 2015 roku papież Franciszek ułatwił uzyskiwanie dekretów dotyczących stwierdzenia nieważności małżeństwa. Choć standardowe procesy kanoniczne nieraz ciągną się latami, procesy skrócone, inicjowane w przypadku istnienia mocnych dowodów, mogą zakończyć się nawet w kilkadziesiąt dni (to tzw. procesy 45-dniowe). Papież apelował też, by były one darmowe, ale nie został wysłuchany. Dlaczego tak mu na tych stwierdzeniach zależało? Ułatwienia miały pomóc zagubionym wiernym dowiedzieć się, czy są w małżeństwach, czy nie, a jeśli nie – pozwolić im zawrzeć małżeństwa prawomocne. Na początku 2025 roku, niecałe trzy miesiące przed śmiercią, papież ubolewał nad faktem, że nadal tak niewielu wiernych wie o wprowadzonych przez niego ułatwieniach.
My jednak staraliśmy się, żeby prawo kanoniczne było zrozumiałe i dostępne dla każdego. Dzięki mojej pracy strona klienta stała się olbrzymią bazą wiedzy na temat niuansów procesów kościelnych i poszczególnych przesłanek do stwierdzenia nieważności. Teksty pisałem z otwartym Kodeksem prawa kanonicznego (aktualną wersję dał nam Jan Paweł II) w jednej karcie przeglądarki, Motu Proprio Mitis iudex Dominus Iesus w drugiej i Wikipedią w trzeciej. Na kolanach leżał mi jak kot fioletowy IV tom podręcznika prawa kanonicznego Sztafrowskiego.
Małżeństwo, którego nie było
Głównych przeszkód zrywających – to oficjalna nazwa przesłanek do stwierdzenia nieważności – jest 12. Niektóre z nich to:
- przeszkoda wieku (mężczyzna musi ukończyć 16, a kobieta 14 lat),
- przeszkoda niezdolności małżeńskiej (mężczyzna lub kobieta jest całkowicie i permanentnie niezdolny/niezdolna do dopełnienia małżeństwa),
- istniejące małżeństwa,
- pokrewieństwo (w linii prostej wykluczone zawsze, w linii bocznej wykluczone do czwartego stopnia włącznie),
- pokrewieństwo prawne,
- przyzwoitość publiczna,
- małżonkobójstwo.
Są też przeszkody w zakresie zgody małżeńskiej. Małżonkowie muszą być w pełni świadomi znaczenia małżeństwa i psychicznie zdolni do pełnienia obowiązków małżeńskich. Przesłanki mogą więc dotyczyć np. „braku dostatecznego używania rozumu”, pomyłek, podstępu małżeńskiego, pozornego konsensusu czy wymuszenia zgody. W grę wchodzą różnego rodzaju zaburzenia psychiczne, także uzależnienia (od alkoholu i narkotyków, po ruletkę i porno) czy niedojrzałość emocjonalna.
Najnudniejsza jest grupa przeszkód formalnych – np. brak święceń kapłana, jego wykluczenie z Kościoła czy forma zawarcia małżeństwa. No i jest jeszcze tzw. przywilej Piotrowy. A zatem papieska dyspensa od małżeństwa zawartego ważnie, ale niedopełnionego (w sypialni).
Nie liczy się to, kim jesteś, tylko to, kim byłeś
Najciekawsze w całym zagadnieniu jest to, że znaczenie ma wyłącznie stan małżonków w momencie zawierania małżeństwa. Jeśli 30 lat temu wszystko było dobrze, ale z czasem mąż rozpił się, zdradza i bije żonę (lub to żona znęca się nad mężem), albo po prostu ludzie stali się sobie obcy – nic nie można zrobić. Nie ma opcji, żeby w majestacie Kościoła zakończyć ten i wejść w drugi związek małżeński. Półśrodkiem jest separacja, czyli wspaniałomyślna zgoda biskupa na wyprowadzenie się od toksycznego współmałżonka. O separację można wnioskować np. w obawie przed zagrożeniem fizycznym czy duchowym ze strony partnera albo w przypadku zdrady. Tu ciekawostka: zabiegać o separację można do sześciu miesięcy od odkrycia zdrady. Jeśli jednak natychmiast nie zaprzestanie się uprawiania seksu ze współmałżonkiem, mowa o tzw. milczącym darowaniu winy.
Na czym zatem polega dowodzenie zaistnienia przeszkód małżeńskich przed sądem kościelnym? Otóż trzeba np. wykazać, że w momencie zawierania małżeństwa nie byliśmy zdolni do zawarcia ważnego związku. Bo byliśmy niedojrzali psychicznie. Chorowaliśmy na depresję. Ćpaliśmy. Namiętnie graliśmy w kasynach. Byliśmy uzależnieni od Pornhuba albo przejawialiśmy skłonności homoerotyczne. Najlepiej, jak znajdzie się kilku miłych kolegów, którzy potwierdzą, że np. w dniu ślubu nie byliśmy sobą, że od dawna coś było z nami nie tak. Jak nietrudno się domyślić, taki stan prawny pozostawia spore pole do popisu kreatywnym wiernym, którzy po prostu chcieliby wejść w nowy związek. Wystarczy odrobina samozaparcia i środki niezbędne do wszczęcia procesu. I tak właśnie małżeństwo kościelne, które ma cieszyć się specjalną ochroną i uprzywilejowaniem ze strony prawa kanonicznego, okazuje się instytucją na glinianych nogach.
Na stwierdzenie nigdy nie jest za późno. Gwoli przypomnienia – Jacek Kurski doprowadził do uznania jego małżeństwa za nieważne po 24 latach. Przesłanką miała być, jak podaje „Gazeta Wyborcza” na podstawie kopii wyroku z Gdańskiego Trybunału Metropolitalnego, „niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej”. Kurski wszedł w związek cywilny z nową partnerką jeszcze przed dekretem biskupim z końca 2019 roku. Zanim jednak w świątyni w Łagiewnikach ożenił się z Joanną Klimek, musiał postarać się o zniesienie zakazu małżeństwa. Czasami taka klauzula towarzyszy wyrokowi, co ma na celu uniemożliwienie kolejnego (nie)zawarcia małżeństwa. Ślubu udzielił Kurskiemu ksiądz Andrzej Gołębiewski, pracujący wówczas w TVP.
Ile to wszystko kosztuje?
Na koszt procesu o stwierdzenie nieważności składa się wiele czynników. Na początku płacimy za wniesienie tzw. skargi powodowej do odpowiedniego sądu biskupiego (ważna jest przynależność diecezjalna). Ceny różnią się w zależności od trybunału. Weźmy na przykład Sąd Metropolitalny w Krakowie. Zgodnie z dekretem arcybiskupa Jędraszewskiego z 2019 roku wszczęcie procesu w I instancji może kosztować powoda 2 tys. zł, jeśli ten mieszka w Polsce, i 3 tys., jeśli mieszka za granicą. Do tego należy ewentualnie doliczyć kilkaset złotych za opinię biegłego. Jeśli sprawa trafi do II i III instancji, za każdym razem trzeba wyłożyć po tysiaku lub półtora, jeśli mieszkamy za granicą. Kolejne kilka stów kosztują odpisy poszczególnych wyroków. Uwaga – zgodnie z instrukcjami procesowymi można wnioskować o obniżenie lub zniesienie kosztów sądowych w uzasadnionych sytuacjach.
Czy to wszystko? Ależ skąd! I tu wchodzi adwokat, cały na kanonicznie. Jego cennik nigdy nie jest jawny. Jest dynamiczny. Przed paroma laty można było się spodziewać, że za samo sporządzenie skargi powodowej adwokat weźmie ponad 2000 zł (ceny mogły pójść w górę). W dokumencie tym osoba zainteresowana stwierdzeniem nieważności wskazuje na rodzaj przeszkody zrywającej, czyniącej jej zdaniem małżeństwo nieważnym, opisuje sytuacje i podaje dane świadków, którzy poprą jej racje. Niby taki wniosek może sporządzić każdy, jednak dla kogoś, kto nie ma nic wspólnego z prawem kościelnym, to bardzo trudne. A to właśnie od odpowiednio skonstruowanej skargi zależy to, czy sąd kościelny w osobie biskupa postanowi wszcząć postępowanie. Jeśli do tego dojdzie, adwokat kościelny z chęcią przytuli dodatkowe siano za doradztwo czy reprezentację na etapie procesowym.
Kodeks prawa SEO-nicznego
Moja współpraca z adwokatem kościelnym trwała od roku 2019 do końca 2023. Pisałem zarówno wyczerpujące teksty blogowe, jak i treść zakładek na stronę, landing page czy teksty sponsorowane. Co bardzo istotne, do każdego tematu dostawałem długą listę fraz do wykorzystania. Dlatego też każdy z tekstów musiał być nafaszerowany niezliczonymi, dziwnie brzmiącymi hasłami, typu „stwierdzenie nieważności małżeństwa a depresja”, „depresja rozwód kościelny”, „unieważnienie małżeństwa depresja”. I tak nawet kilkadziesiąt razy w różnych formach w jednym tekście. Artykuły były merytoryczne, ale nadmiernie rozwleczone i bardzo trudne do przebrnięcia. Typowy SEO-wy język powtórzeń i zgrzytów stylistycznych w bardzo efektowny sposób współgrał z aurą mądrze brzmiących prawnych terminów i patetyczną składnią tekstów kościelnych.
W przypadku tekstów poświęconych innym niż małżeńskie zagadnieniom z zakresu prawa kościelnego – np. utracie stanu duchownego przez księży albo odpustom czy święceniom – wedle wytycznych starałem się po prostu opisywać normy prawne regulujące odpowiednie aspekty działalności Kościoła (przy okazji upychając tyle fraz, ile się da). Gdy pisałem teksty aktualne – np. w temacie „rozwodu kościelnego” Kurskiego czy stanowiska Kościoła wobec aborcji – za zadanie miałem opisać stanowisko Kościoła w sposób zdecydowany, ale na tyle dyplomatyczny, by nie rozwścieczyć czytelników i czytelniczek. A potem w komentarzu pod postem uspokajać jakiegoś teologa, że wcale nie promujemy odstępstwa od kościelnej wykładni.
Zgoła inaczej było ze „stwierdzeniami”. Zakaz reklamy adwokatów kościelnych nie obowiązuje (niby dotyczy adwokatów świeckich, ale reklamowałem ich wiele razy i jakoś uchodziło), więc tu mogliśmy odpalić rakiety SEO i rozpocząć ofensywę tekstów sponsorowanych, uświęconych przez język korzyści. Naturalnie wszystko po to, by osoba wierząca mogła rozświetlić mrok wątpliwości ogarniających jej duszę i ostatecznie umocnić się w praworządności.
Jak pogodzić chęć monetyzowania tego rozwiązania prawnego z troską o katolicką uczciwość? Gdyby ktoś nas zapytał, odpowiedzielibyśmy, że robimy to, żeby osoby, które uważają, że ich małżeństwo nie zostało zawarte ważnie, mogły wejść w kolejny (czyli na dobrą sprawę – pierwszy) związek małżeński, i w nim realizować obowiązki chrześcijańskiej rodziny. Wszystko w zgodzie z procedurami i doktryną Kościoła. Z drugiej strony nie sposób zaprzeczyć, że z tego rozwiązania mogliby skorzystać też niewierzący po ślubie kościelnym – choćby ci, którzy po rozwodzie cywilnym chcieliby zamknąć sprawy i na dobre zerwać z instytucją. Tak przynajmniej usprawiedliwiałem i racjonalizowałem swoją działalność.
Czy było warto?
Czasami dręczą mnie wyrzuty sumienia, ponieważ prawo kościelne ma wpływ wyłącznie na tych, którzy w nie wierzą (w odróżnieniu np. od prawa wyznaniowego, regulującego relacje Kościoła i państwa). Wcielając się w adwokata diabła, niejako umacniałem prawne fundamenty kościelnej władzy, opierającej się na myśleniu symbolicznym czy magicznym.
Nie wiem, ile na naszej współpracy zarobił adwokat, nie informował mnie o niczym, ale podobno moje teksty działały. Miałem z tego parę stówek miesięcznie. Płacił 20, później 22 zł za 1000 znaków. To niewiele, zwłaszcza biorąc pod uwagę niszowość tematu. Adwokatowi zależało na tym, żebym nie chwalił się naszą współpracą w portfolio. Nigdzie na jego stronie nie pojawiało się też moje nazwisko. Jest wyłączenie jego – przecież wszystko pisał sam.
Mimo że ta współpraca była pod wieloma względami wyjątkowa, zakończyła się jak prawie każda w branży copy – nagłym zerwaniem kontaktu przez zleceniodawcę, potraktowaniem mnie jak śmiecia. Choć trwała do końca 2023 roku, adwokat przestał wrzucać teksty na bloga w połowie roku 2022. Czy któryś z trybunałów kościelnych zabronił mu tak nachalnej promocji swoich usług? A może sam wolał uniknąć potencjalnych napięć? Tak czy inaczej szkoda – bo od tego czasu napisałem sporo fajnych tekstów, chociażby ten o Franciszkańskiej 3, orgii na plebanii w Dąbrowie Górniczej czy mszach świętych w Robloxie.
**
Jacek Adamiec – dziennikarz kulturalny, copywriter. Ukończył filologię polską na UAM. Pisze o książkach m.in. dla Kultury Liberalnej i Booklips.pl, a także o kulturze w Poznaniu na łamach portalu kultura.poznan.pl. Stara się pomagać miejskim gołębiom.





























Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.